- Czekaliśmy z konferencją, bo przyjęliśmy taką taktykę - powiedział w Sejmie poseł Adam Hofman, który z Mariuszem A. Kamińskim i Adamem Rogackim tłumaczył się z podróży do Madrytu. Nie obyło się bez grożenia sądem i ograniczenia czasu na zadawanie pytań. - Ale każdy z państwa zdąży w nas rzucić kamieniem - zapewnił dziennikarzy Hofman.
Spotkanie z mediami rozpoczął Hofman: - Czekaliśmy z konferencją, bo to była nasza taktyka. Marszałek Sikorski i jego pomocnicy polityczni przeprowadzili na nas atak na ostatniej prostej kampanii wyborczej. A więc świadomie się nie odzywaliśmy, by nie szkodzić PiS - zapewnił b. poseł tej partii. - Po zakończeniu wyborów i wszystkim tym, co było związane z fałszerstwami, przyszedł czas, by opowiedzieć historię naszej podróży, tak jak wyglądała naprawdę. Do tej pory wszystko opierało się na interpretacji faktów i przepisów przedstawianych przez Sikorskiego, być może, by zaszkodzić PiS - dodał.
"Ekwiwalentu się nie rozlicza"
- Działaliśmy zgodnie z prawem, opierając się na wewnętrznych regulacjach Sejmu RP - głos po Hofmanie zabrał Kamiński. - W przypadku wyjazdów zagranicznych nie obowiązują tzw. kilometrówki. Jest to rezultat zmian z 6 stycznia 2009 r. dokonanych przez Prezydium Sejmu, kiedy marszałkiem był Bronisław Komorowski. Od tego czasu jest prosty wybór: albo poseł dostaje bilet lotniczy (na samolot LOT - red.), albo jego równowartość, i ma skutecznie dotrzeć na miejsce. Tego ekwiwalentu się nie rozlicza, o czym bardzo jasno stwierdzono w informacji Sikorskiego do dziennikarzy nt. wyjazdów zagranicznych posłów - oświadczył poseł.
Kamiński tłumaczył także, że to Kancelaria Sejmu wylicza, jaka na dany dzień jest cena biletu lotniczego, i w ten sposób wypłacany jest posłowi ekwiwalent, "więc nie ma żadnej straty po stronie Kancelarii".
- Zdarzało się, że przelot posłów organizowany przez Sejm kosztował dużo więcej niż ekwiwalent. Np. bilety posłów Iwińskiego czy Halickiego kosztowały 4,5 czy 5,5 tys. złotych, podczas gdy ekwiwalent wynosił 3 tys. złotych. Działaliśmy zgodnie z przepisami i udowodnimy to - powiedział Kamiński, a fraza ta była powtarzana podczas konferencji wielokrotnie.
- Mamy świadomość, że nikt nie ma umiejętności bilokacji, a takie przypuszczenia pod naszym adresem pojawiały się w mediach. Zdarzało się, że z związku z innymi obowiązkami skracaliśmy swoje wyjazdy, i wtedy wnioskowaliśmy do Kancelarii o ponowne rozliczenie delegacji. Było tak też w przypadku innych posłów i to za każdym razem było wyjaśniane przez Kancelarię Sejmu - oświadczył z kolei Adam Rogacki.
"Mieliśmy dwa cele w Radzie Europy"
Po nim głos ponownie zabrał Hofman, chcąc odnieść się do zarzutu o małą aktywność na forum Rady Europy, na której posiedzenia jeździli posłowie: - Chcę powiedzieć, że postawiliśmy sobie dwa ważne cele. Nie udałoby się ich zrealizować, siedząc na posiedzeniach od 8 do 16. Dla nas najważniejsze było ograniczenie rosyjskich wpływów w RE i przyjęcie przez Radę uchwały o zwrocie wraku prezydenckiego tupolewa i czarnych skrzynek. Nasza praca nie odbywała się tylko na forum Rady, ale i poza nim - powiedział poseł.
- Uchwała o zwrocie wraku będzie głosowana w Radzie Europy w styczniu. Została skutecznie złożona, niestety nasza misja została przerwana, ale mamy nadzieję, że sama sprawa zostanie dokończona. Jeśli ta uchwała przejdzie, pierwszy raz na tak wysokim szczeblu organizacja międzynarodowa zwróci się do Rosji o zwrot wraku. Ale najpierw trzeba było wykluczyć Rosjan z frakcji konserwatywnej i to się udało m.in. dzięki naszemu szantażowi politycznemu - dodał Hofman.
Dziennikarz mówi o sejmowych naciągaczach...
Na konferencji zrobiło się naprawdę gorąco, kiedy przyszedł czas na zadawanie pytań przez dziennikarzy. Na wstępie "posłowie madryccy" zaznaczyli, że nie mają dużo czasu w związku z planowaną konferencją Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera, ale każda redakcja będzie miała możliwość zadania jednego pytania. Dziennikarzom się to nie spodobało i po sali przeszedł pomruk niezadowolenia. - Każda redakcja będzie mogła spokojnie rzucić kamieniem, nie ma problemu - zażartował Hofman.
Na wszystkie pytania posłowie odpowiadali, powtarzając to, co powiedzieli już wcześniej - że nie mają sobie nic do zarzucenia i działali w świetle obowiązujących przepisów. Jedno z najmocniejszych pytań zadał Krzysztof Skórzyński z "Faktów" TVN. - Jeżeli jest delegacja zagraniczna, powiedzmy do Madrytu, i przejazd samochodem jest droższy niż bilet na lot zakupiony przez Sejm, posłowie dostają ekwiwalent w wysokości tego biletu. Czyli rozumiem, że przepisy pozwalają na istnienie naciągaczy sejmowych, którzy wezmą duży ekwiwalent, a kupią sobie tani bilet lotniczy? - dopytywał.
...a Hofman grozi mu sądem
- Za słowo naciągacze, jeśli będzie go pan nadal używał, być może warto się zastanowić, czy nie należy pana pociągnąć do konsekwencji prawnych - odparł Hofman. - Kancelaria nie traci ani złotówki, takie przepisy sama sobie wymyśliła - przekonywał. - Jak się ma obowiązki partyjne, lepiej jest nie mieć sztywnego terminu, lepiej jest dotrzeć na miejsce w ramach najtańszego biletu. Być może regulacje nie są jasne, ale to nie my je ustalaliśmy. Być może trzeba je zmienić, ale nie dopisywać ich teraz na potrzeby ataku na pewną grupę polityczną - dodał poseł.
Dziennikarze pytali też, dlaczego, skoro posłowie nie poczuwają się do winy, z pokorą przyjęli decyzję o ich wyrzuceniu z PiS: - Stwierdziliśmy, że ważniejszy jest projekt (kampania wyborcza - red.) niż nasz własny interes. - Zapewne decyzja prezesa Kaczyńskiego nie mogła być wtedy inna i my ją przyjmujemy - oświadczył Hofman. Odniósł się też do "rozrywkowego" spędzania w Madrycie czasu prywatnego. - Za prywatne środki zachowaliśmy się, jak zachowaliśmy. To jest Madryt, Hiszpania, i tam się tak ludzie bawią. Czy to jest powód, żeby zniszczyć polityka? - mówił b. rzecznik PiS.
"Ekwiwalentu się nie rozlicza"
- Działaliśmy zgodnie z prawem, opierając się na wewnętrznych regulacjach Sejmu RP - głos po Hofmanie zabrał Kamiński. - W przypadku wyjazdów zagranicznych nie obowiązują tzw. kilometrówki. Jest to rezultat zmian z 6 stycznia 2009 r. dokonanych przez Prezydium Sejmu, kiedy marszałkiem był Bronisław Komorowski. Od tego czasu jest prosty wybór: albo poseł dostaje bilet lotniczy (na samolot LOT - red.), albo jego równowartość, i ma skutecznie dotrzeć na miejsce. Tego ekwiwalentu się nie rozlicza, o czym bardzo jasno stwierdzono w informacji Sikorskiego do dziennikarzy nt. wyjazdów zagranicznych posłów - oświadczył poseł.
Kamiński tłumaczył także, że to Kancelaria Sejmu wylicza, jaka na dany dzień jest cena biletu lotniczego, i w ten sposób wypłacany jest posłowi ekwiwalent, "więc nie ma żadnej straty po stronie Kancelarii".
- Zdarzało się, że przelot posłów organizowany przez Sejm kosztował dużo więcej niż ekwiwalent. Np. bilety posłów Iwińskiego czy Halickiego kosztowały 4,5 czy 5,5 tys. złotych, podczas gdy ekwiwalent wynosił 3 tys. złotych. Działaliśmy zgodnie z przepisami i udowodnimy to - powiedział Kamiński, a fraza ta była powtarzana podczas konferencji wielokrotnie.
- Mamy świadomość, że nikt nie ma umiejętności bilokacji, a takie przypuszczenia pod naszym adresem pojawiały się w mediach. Zdarzało się, że z związku z innymi obowiązkami skracaliśmy swoje wyjazdy, i wtedy wnioskowaliśmy do Kancelarii o ponowne rozliczenie delegacji. Było tak też w przypadku innych posłów i to za każdym razem było wyjaśniane przez Kancelarię Sejmu - oświadczył z kolei Adam Rogacki.
"Mieliśmy dwa cele w Radzie Europy"
Po nim głos ponownie zabrał Hofman, chcąc odnieść się do zarzutu o małą aktywność na forum Rady Europy, na której posiedzenia jeździli posłowie: - Chcę powiedzieć, że postawiliśmy sobie dwa ważne cele. Nie udałoby się ich zrealizować, siedząc na posiedzeniach od 8 do 16. Dla nas najważniejsze było ograniczenie rosyjskich wpływów w RE i przyjęcie przez Radę uchwały o zwrocie wraku prezydenckiego tupolewa i czarnych skrzynek. Nasza praca nie odbywała się tylko na forum Rady, ale i poza nim - powiedział poseł.
- Uchwała o zwrocie wraku będzie głosowana w Radzie Europy w styczniu. Została skutecznie złożona, niestety nasza misja została przerwana, ale mamy nadzieję, że sama sprawa zostanie dokończona. Jeśli ta uchwała przejdzie, pierwszy raz na tak wysokim szczeblu organizacja międzynarodowa zwróci się do Rosji o zwrot wraku. Ale najpierw trzeba było wykluczyć Rosjan z frakcji konserwatywnej i to się udało m.in. dzięki naszemu szantażowi politycznemu - dodał Hofman.
Na konferencji zrobiło się naprawdę gorąco, kiedy przyszedł czas na zadawanie pytań przez dziennikarzy. Na wstępie "posłowie madryccy" zaznaczyli, że nie mają dużo czasu w związku z planowaną konferencją Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera, ale każda redakcja będzie miała możliwość zadania jednego pytania. Dziennikarzom się to nie spodobało i po sali przeszedł pomruk niezadowolenia. - Każda redakcja będzie mogła spokojnie rzucić kamieniem, nie ma problemu - zażartował Hofman.
Na wszystkie pytania posłowie odpowiadali, powtarzając to, co powiedzieli już wcześniej - że nie mają sobie nic do zarzucenia i działali w świetle obowiązujących przepisów. Jedno z najmocniejszych pytań zadał Krzysztof Skórzyński z "Faktów" TVN. - Jeżeli jest delegacja zagraniczna, powiedzmy do Madrytu, i przejazd samochodem jest droższy niż bilet na lot zakupiony przez Sejm, posłowie dostają ekwiwalent w wysokości tego biletu. Czyli rozumiem, że przepisy pozwalają na istnienie naciągaczy sejmowych, którzy wezmą duży ekwiwalent, a kupią sobie tani bilet lotniczy? - dopytywał.
...a Hofman grozi mu sądem
- Za słowo naciągacze, jeśli będzie go pan nadal używał, być może warto się zastanowić, czy nie należy pana pociągnąć do konsekwencji prawnych - odparł Hofman. - Kancelaria nie traci ani złotówki, takie przepisy sama sobie wymyśliła - przekonywał. - Jak się ma obowiązki partyjne, lepiej jest nie mieć sztywnego terminu, lepiej jest dotrzeć na miejsce w ramach najtańszego biletu. Być może regulacje nie są jasne, ale to nie my je ustalaliśmy. Być może trzeba je zmienić, ale nie dopisywać ich teraz na potrzeby ataku na pewną grupę polityczną - dodał poseł.
Dziennikarze pytali też, dlaczego, skoro posłowie nie poczuwają się do winy, z pokorą przyjęli decyzję o ich wyrzuceniu z PiS: - Stwierdziliśmy, że ważniejszy jest projekt (kampania wyborcza - red.) niż nasz własny interes. - Zapewne decyzja prezesa Kaczyńskiego nie mogła być wtedy inna i my ją przyjmujemy - oświadczył Hofman. Odniósł się też do "rozrywkowego" spędzania w Madrycie czasu prywatnego. - Za prywatne środki zachowaliśmy się, jak zachowaliśmy. To jest Madryt, Hiszpania, i tam się tak ludzie bawią. Czy to jest powód, żeby zniszczyć polityka? - mówił b. rzecznik PiS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz