Teolog jest od tego, żeby ciągle stawiać niewygodne pytania i burzyć pewne obrazy - mówi "Gazecie" Tomasz Polak. Tak się obecnie nazywa dawny kapłan. Umarł Gustaw, narodził się Konrad?
Zdjęcie na tle gór: szczupły, w polarze, z plecakiem. Twarz surowa mimo uśmiechu. Pod zdjęciem sentencja Horacego: "Aequam memento rebus in arduis servare mentem" - "I w nieszczęściu zachowaj spokój umysłu".
Tomasz Węcławski, na którego książkach klerycy uczyli się teologii fundamentalnej, utytułowany i umocowany w kościelnych strukturach, nie zachował spokoju, gdy zrobili z niego zdrajcę i postanowili usunąć z fotela dziekana teologii. Nie jest już księdzem, zmienił nazwisko. Wystąpił z Kościoła katolickiego. Teraz jest apostatą (z gr. odszczepieniec, zaprzaniec, renegat). I właśnie za zaprzańca mają go ci w Kościele, którzy po trzęsieniu ziemi wywołanym sprawą abp. Juliusza Paetza zachowali i spokój, i ciepłe posady.
Tomasz Węcławski, na którego książkach klerycy uczyli się teologii fundamentalnej, utytułowany i umocowany w kościelnych strukturach, nie zachował spokoju, gdy zrobili z niego zdrajcę i postanowili usunąć z fotela dziekana teologii. Nie jest już księdzem, zmienił nazwisko. Wystąpił z Kościoła katolickiego. Teraz jest apostatą (z gr. odszczepieniec, zaprzaniec, renegat). I właśnie za zaprzańca mają go ci w Kościele, którzy po trzęsieniu ziemi wywołanym sprawą abp. Juliusza Paetza zachowali i spokój, i ciepłe posady.
Znajomy ksiądz: - Apostazja to był dla mnie szok. Podobnie jak jego wcześniejsze odejście z kapłaństwa. Ale go rozumiem. Myślę, że po prostu nie wytrzymał presji wydarzeń. Nie mógł dłużej funkcjonować w takim Kościele.
- Czyli jakim?
- Takim, w którym hierarcha, który molestował seksualnie kleryków, mimo kar z Watykanu pokazuje się na kościelnych uroczystościach, chodzi na ingresy, wymienia uściski z papieżem na oczach całej Polski. Kościele, w którym większą zbrodnią niż krzywdzenie podwładnych okazuje się ujawnianie patologii.
Wyjaśnianie Pism
1971 rok - Węcławski zaczyna studia na Politechnice Poznańskiej na Wydziale Maszyn Roboczych i Pojazdów. Przerywa je po dwóch latach, wstępuje do seminarium duchownego. Wybija się. Na drugim roku studiów tłumaczy z hebrajskiego na polski jedną z ksiąg Starego Testamentu. Niby świetnie, ale niektórzy wykładowcy kręcą nosem: kleryk zabiera się do Pisma Świętego? Albo szalony, albo zadufany w sobie, myśli, że pozjadał wszystkie rozumy.
Szybko robi karierę - biogram w książce "Kto jest kim w Kościele" imponuje. W latach 1983-87 był sekretarzem arcybiskupa poznańskiego Jerzego Stroby i wykładowcą Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu. Potem został wicerektorem Arcybiskupiego Seminarium Duchownego, w 1989 r. wybrano go na rektora. Po siedmiu latach objął stanowisko dziekana PWT. Doktorat z teologii zrobił w Rzymie. Gdy habilitował się na krakowskiej Papieskiej Akademii Teologicznej, miał 35 lat. W 1997 r. został członkiem watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej.
W przeciwieństwie do wielu księży z podobnymi życiorysami jego twórczość nie ma nic wspólnego z akademicko-teologiczną drętwotą. W 2004 r. dostał Nagrodę im. Józefa Tischnera za książkę "Królowanie Boga. Dwa objaśnienia wyznania wiary Kościoła". Wojciech Bonowicz, redaktor Znaku i publicysta, pisał wtedy: "Jeden ze znajomych skonstatował po ostatniej rozmowie: 'Głowę straciliście dla tego Węcławskiego! Dlaczego stale on?'. Niewiele się zastanawiając, odpowiedziałem: 'W zasadzie jest tylko jeden powód: serce w nas pałało, kiedy wyjaśniał nam Pisma'".
Ja sama jako nastolatka zaczytywałam się w jego "Sieci" - to coś w rodzaju teologicznego "Świata Zofii". Powieść o stowarzyszeniu egzegetów, które w internecie toczy pojedynek z sektą Dzieci Światłości. W tle pasjonujący wykład z teologii fundamentalnej.
Kiedy dowiedział się, jeszcze za komunizmu, że w czeskim podziemnym seminarium duchownym brakuje podręczników, sam przetłumaczył na czeski "Dogmatykę" Wincentego Granata.
Z czasem ks. Węcławski zaczyna grzebać w kościelnych bolączkach. W 2000 r. w "Tygodniku Powszechnym" pisze o "bardzo silnym i coraz bardziej niebezpiecznym uzależnieniu naszego kościelnego stylu bycia od tego punktu odniesienia, którym jest Jan Paweł II". Stwierdza: "Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że papież mówi i robi za nas to, co właściwie należy do nas".
Znajomy ksiądz: - Te teksty nie podobały się wielu księżom, ale jeszcze nie spychano Węcławskiego do narożnika, jeszcze kościelni konserwatyści chcieli z nim dyskutować, zamiast wylewać pomyje.
W "Tygodniku" o tekście debatuje m.in. bp Kazimierz Nycz, który potem zostanie metropolitą warszawskim, i ks. Artur Stopka sympatyzujący raczej z ultrakatolikami.
Trzęsienie ziemi
Nigdy nie był bratem łatą, trzymał się na dystans. Może dlatego tak łatwo skażą go potem na ostracyzm? Odludek, nazywali go "Suchy". Od ludzi ucieka w sport. Na rowerze potrafi przejechać z Polski do Hiszpanii i z powrotem. Nocuje byle gdzie, w stodołach albo pod gołym niebem. Rower to trochę jego filozofia życia: "Próbowałem to kiedyś opisać, to brzmi pretensjonalnie, kiedy się pisze, że jest to poszerzanie świata czy wchłanianie świata na rowerze, ale coś w tym jest".
Jest pryncypialny. Gdy wydawnictwo Znak zapowiedziało, że opublikuje książkę ks. Tadeusza Zaleskiego "Księża wobec bezpieki", pod warunkiem że najpierw oceni ją kard. Stanisław Dziwisz, Węcławski poprosił, by jego nazwisko wycofać ze stopki redakcyjnej miesięcznika "Znak". Uważał, że taka decyzja Znaku - proszenie się o cenzurę - to zamach na wolność słowa.
Kościelne trzęsienie ziemi zaczyna się w 2001 r., gdy media ujawniają, że abp Juliusz Paetz molestował seksualnie kleryków. Kusił stypendiami w Rzymie. Zapraszał do siebie, obmacywał.
W Poznaniu tylko dwóch księży bez oporów mówi o winie arcybiskupa - ks. Jacek Stępczak, redaktor "Przewodnika Katolickiego", i ks. Węcławski. Ale ks. Stępczak zmienia zdanie i po roku odwołuje wszystko, co powiedział na temat Paetza.
Dla poznańskiego Kościoła publikacje "Faktów i Mitów", a potem "Rzeczpospolitej" nie są niespodzianką. Już od kilku lat było wiadomo o ekscesach biskupa. W 2000 r. do abp. Paetza poszedł prof. Maciej Giertych, genetyk z PAN, znany działacz katolicki. Powiedział wprost, że o wszystkim wie i w imieniu katolików świeckich prosi arcybiskupa o zaprzestanie takich zachowań. Nie poskutkowało. Kilku duchownych, wśród nich ks. Węcławski, decyduje się interweniować wyżej.
Węcławski podpisuje "list pięciu" do polskich biskupów-delegatów Episkopatu Polski na sesję synodu w Rzymie: "Prosimy o podniesienie podczas obrad kwestii możliwości obrony Kościoła lokalnego przed niemoralnymi, błędnymi lub szkodliwymi działaniami miejscowego biskupa (...) Juliusza Paetza, które przez osoby bezpośrednio nimi dotknięte (...) odbierane są jako homoseksualne".
Sygnatariusze żalą się: "Od blisko dwu lat staraliśmy się zapobiec niebezpieczeństwu, także zwracając się z udokumentowanymi informacjami do Stolicy Apostolskiej. Czujemy się jednakże pozostawieni samym sobie i bezsilni".
Kopię "listu pięciu" otrzymuje nuncjusz Józef Kowalczyk. Udostępnia ją abp. Paetzowi. Węcławski dostaje naganę kanoniczną. Odwołuje się do Watykanu. Karę podtrzymuje kardynał Daris Castrillón Hoyos, prefekt watykańskiej Kongregacji Duchowieństwa.
W Watykanie biskupi nie wspominają ani słowem o sprawie Paetza. Janowi Pawłowi II donosi o tym dopiero działaczka katolicka Wanda Półtawska.
Węcławski walczy dalej, coraz bardziej samotny. Po publikacji "Rzeczpospolitej" arcybiskupa bierze w obronę 26 osób: rektorzy i prorektorzy poznańskich uczelni, wśród nich rektor UAM prof. Stefan Jurga, artyści i biznesmeni, m.in. Jan Kulczyk.
Na "list 26" prawie natychmiast odpowiadają - poza Węcławskim - dwaj prodziekani Wydziału Teologicznego UAM ks. prof. Adam Przybecki i ks. prof. Romuald Niparko. Zarzucają rektorowi Jurdze, że staje po stronie Paetza, zamiast bronić kleryków swojej uczelni. Węcławski najmocniej wtedy przypiera do muru Jurgę. Wytyka mu, że od ponad dwóch lat wiedział, co się dzieje, i nie reagował.
Jurga wzywa Węcławskiego do gabinetu, ma pretensje. Między rektorem a dziekanem zaczyna się zimna wojna, w której Węcławski jest na straconej pozycji. Wojował wtedy nie tylko z Jurgą. Hierarchowie już od dłuższego czasu mieli mu za złe, że tak angażuje się w sprawę Paetza. Zaczęli odwoływać jego wykłady na wydziałach teologicznych w innych miastach.
Mimo to Węcławski udziela "Tygodnikowi Powszechnemu" wywiadu - potwierdza zarzuty wobec arcybiskupa. I mówi o drugim grzechu - milczeniu ludzi Kościoła, którzy skandal starali się zatuszować.
W środowisku poznańskim szepce się, że rektor Jurga zabiegał o to, by Węcławski nie został dziekanem na kolejną kadencję. Miał spotykać się w tej sprawie z wielkim kanclerzem Wydziału Teologicznego UAM abp. Stanisławem Gądeckim. Węcławski sam podaje się do dymisji, rada wydziału jej nie przyjmuje. O następną kadencję ksiądz się nie ubiega.
Zamyka się w sobie jeszcze bardziej. Razem z Beatą Anną Pokorską zakłada w 2006 r. Pracownię Pytań Granicznych, jednostkę międzywydziałową na poznańskim uniwersytecie. Skupia ona naukowców i studentów z różnych dziedzin.
Węcławski rezygnuje z pracy na Wydziale Teologicznym UAM. W wywiadzie, którego udziela wtedy "Gazecie", nie chce figurować jako ksiądz, tylko jako profesor teologii.
Od dłuższego czasu ubiera się po cywilnemu, przestał już odprawiać msze, wyprowadził się z kościelnego mieszkania.
Herezji nie było
Oświadczenie Węcławskiego na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej ukazuje się 9 marca 2007 r. o 8 rano. Dla wielu katolików jest piorunujące. Poznański ksiądz ogłasza, że "zakończył i zamknął działalność kapłańską", bo "dojrzał do tego, by pójść konsekwentnie dalej zgodnie z rozeznaniem sumienia".
Nie tłumaczy dlaczego. Niektóre zdania trącą patosem. "To jest moja wolność. Nie boję się śmierci. Swoją osobistą prawdę przemyślałem gruntownie. Wybrałem uczciwie, bo w prawdzie wobec własnego sumienia".
W Kościele szok.
Brat Węcławskiego, Marcin, także ksiądz, jest zdruzgotany. Prosi o modlitwę za brata i "jego zdrowie", sugerując, że z psychiką Tomasza coś jest nie tak.
Miesiąc później, w Wielki Czwartek, z ambony grzmi abp Stanisław Gądecki. - Odejście od kapłaństwa to zgorszenie, rodzaj zdrady. W pewnym sensie, ze względu na Chrystusa, większej zdrady aniżeli ta, której dopuszcza się mąż, który opuszcza swoją żonę, ponieważ przestała być atrakcyjna.
Żadne nazwisko nie pada, ale księża zebrani w poznańskiej katedrze zerkają na siebie znacząco.
Dlaczego zrzucił sutannę?
Znajomy ksiądz nie ma wątpliwości. - Oskarżanie go o zdradę kapłańskich ideałów to bzdura. Zdradził je Paetz i jego obrońcy. Węcławski zwątpił w Kościół, który jest ślepy na grzech. To także chyba zachwiało jego wiarą w Chrystusa. Można powiedzieć, że on sam jest jednym ze skrzywdzonych przez Paetza.
Z Kościoła katolickiego odchodzi niecały rok później. Informuje o tym na internetowym forum swej Pracowni. Proszony o komentarz, odsyła do swoich ostatnich wykładów. A z nich zdaje się wynikać, że teolog, który ponad 20 lat zajmował się chrystologią, odrzuca boskość Chrystusa. Mówi o "przegranej" Chrystusa, która wynika z narzucenia mu boskości przez jego wyznawców, czyli "przeniesienia na obraz i na niego samego i na obraz Boga oczekiwań, które on sam albo wprost odrzucał, albo rozumiał gruntownie inaczej".
Poznańska kuria szybko odcina się od swojego dawnego kapłana. Ks. Maciej Szczepaniak, rzecznik kurii, mówi: - Głoszone przez prof. Tomasza Węcławskiego poglądy od dłuższego czasu budziły poważne wątpliwości co do ich zgodności z nauczaniem Kościoła.
Podręcznikom napisanym wcześniej przez Węcławskiego ma przyjrzeć się "zespół ekspertów", który ostatecznie nie dostrzega herezji.
Ślub byłego księdza
Tomasz Polak - tak teraz nazywa się kierownik poznańskiej Pracowni Pytań Granicznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. To nazwisko panieńskie jego żony Beaty Pokorskiej. Wzięli ślub cywilny, gdy przestał być księdzem. Ale po co ta zmiana nazwiska?
Znajomy teologa tłumaczył "Gazecie" kilka lat temu: - Węcławski chciał choć trochę odciąć się od przeszłości. Był w Poznaniu księdzem wiele lat i nie chce być już z tym kojarzony. Ma też brata księdza, który modli się w kościele o jego nawrócenie. To może być uciążliwe.
To też trochę gra sobą, swoją tożsamością. Jak w "Dziadach" - umarł Gustaw, narodził się Konrad.
Zaglądam na stronę internetową Pracowni. W programie dydaktycznym intrygujące i nietypowe jak na wyższą uczelnię zajęcia: "Deus oblitus - w krainie zapomnianych bogów", "Świat ludzi i maszyn. Płynne granice", "Czy blogerzy mają władzę".
- Zawsze w teologii zajmowałem się obszarami granicznymi i już spotkałem się z zarzutami obrazoburstwa. Tylko że teolog jest od tego, żeby ciągle stawiać niewygodne pytania i burzyć pewne obrazy - tłumaczy w rozmowie z "Gazetą" Tomasz Polak.
O Kościele pisze dziś rzadko, najczęściej wywołany do tablicy, sprowokowany czyjąś krytyką. Jak w 2010 r., gdy odpowiadał na artykuł jezuity ks. Jacka Prusaka. Odpowiadał hermetycznie, zawile, naukowym żargonem, podkreślając tylko co rusz, że nie życzy sobie być szufladkowany.
Znajomy: - Twórczość Węcławskiego-Polaka także ucierpiała wskutek jego przeżyć. Ciężko nieraz się przez to brnie. To dla mnie kolejny dowód, jak bardzo Kościół poranił i zniszczył tego człowieka.
Jak powstawała biografia o. Tadeusza Rydzyka - przeczytaj wywiad z autorami książki
Blog Jacka Hołuba dla fanów (i nie tylko) Radia Maryja
"Gazeta Wyborcza" zaprasza na debatę "O czym wolno mówić w polskim Kościele?", 11 września o godz. 17.30 w siedzibie "Gazety Wyborczej" przy ul. Czerskiej 8/10 w Warszawie
Codziennie w "Gazecie Wyborczej":
- nowy cykl NIEPOKORNI KAPŁANI * Boniecki * Lemański * Obirek * Natanek i inni
Źródło: Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz