sobota, 21 września 2013

Kolejka do ucha prezesa. Z kim będzie rządził Jarosław Kaczyński, gdy PiS wygra?

"Skład rządu mam już w głowie" - mówi prezes PiS, lecz skąpi nazwisk. W partii wielu wydaje się, że mają do niego dostęp. Ale prezes ufa nielicznym
W wywiadzie dla "Rz" prezes wskazał jedynie, że "nie wszyscy będą geniuszami, nie wszyscy będą nadzwyczajnie zdolni, ale będą musieli być zdyscyplinowani, uczciwi i muszą wiedzieć, czego chcą".

Nie wiemy, kogo ma w głowie Jarosław Kaczyński, ale wiemy, kim się otacza na co dzień i komu najbardziej ufa. Jeśli zdobędzie władzę, znaczenie tych ludzi jeszcze wzrośnie.

Oczywiście prezes rządzi niepodzielnie, nie ma więc mowy o żadnych kontrkandydatach. Najbardziej zaufani to Adam Lipiński, Joachim Brudziński, Marek Kuchciński, Mariusz Błaszczak, Mariusz Kamiński (były szef CBA) i Beata Szydło.

W przypadku pierwszej czwórki zdecydował ich rodowód - przynależność do pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego Porozumienie Centrum. Pozostali zasłużyli lojalnością, ale też pracowitością. Chociaż gdy Beata Szydło dołączała do ścisłego kierownictwa partii, złośliwi w PiS plotkowali, że podstawowe znaczenie miało to, że jest kobietą. Dziś już tak nie plotkują, mówią o jej pracowitości. I o tym, że raczej jest uległa niż ofensywna, chociaż swoje zdanie ma. W PiS odpowiada za sprawy gospodarcze. Bo role w najbliższym otoczeniu Kaczyńskiego są wyraźnie podzielone.

Są jeszcze politycy, którzy nie planują partyjnych strategii, ale pilnują przyczółków PiS. To np. Antoni Macierewicz, który - jak mówi sam Kaczyński - będzie w jego rządzie "ważną osobą". To on pilnuje, by lud smoleński, wiernie głosujący na PiS - miał stałe dostawy kolejnych "ekspertyz" i "śladów" o zamachu smoleńskim. Tak jak wcześniej zasłużył się na polu lustracji przeciwników PiS wszelkiej maści.

Podobna jest rola posła Andrzeja Jaworskiego, który poprzez osobistą znajomość z redemptorystą Tadeuszem Rydzykiem pielęgnuje relacje z Radiem Maryja. Mimo że nie pełni w partii żadnych funkcji, łatwiej mu się dostać do prezesa niż szeregowemu posłowi.

Brudziński od partyjnej roboty, Lipiński od zadań specjalnych

Bardzo blisko prezesa jest Adam Lipiński, zaufany człowiek do zadań specjalnych. To on organizował struktury, prowadził tajne negocjacje z posłanką Samoobrony Renatą Beger, pilnował wpływów w publicznych mediach za rządów PiS, zmian w statucie na ostatnim kongresie partii.

To jemu tuż po katastrofie smoleńskiej powierzył Jarosław Kaczyński kierowanie partią. Jego zażyłość z prezesem budzi w partii zazdrość. Dwa lata temu sprzyjająca PiS socjolog Barbara Fedyszak-Radziejowska doniosła w dwumiesięczniku "Arcana", że Kaczyński ma w otoczeniu "dobrze schowanego kreta, do którego ma pełne zaufanie".

Tygodnik "Wprost", powołując się na anonimowe wypowiedzi posłów, wskazał na Lipińskiego. Ale Kaczyński natychmiast oświadczył, że ma do niego stuprocentowe zaufanie. - Pozycja Adama jest niekwestionowana, nie zabiera często głosu, ale jak coś powie, to widać, że do prezesa to trafia - opowiadają posłowie.

Trafia też to, co sugeruje Joachim Brudziński. I on wywodzi się z PC. Zarządza partią w regionach. Jako szef komitetu wykonawczego PiS spotyka się z szefami regionalnych i lokalnych struktur. - W tych sprawach jego głos jest decydujący - mówią posłowie.

To Brudziński wie, ile osób uda się ściągnąć z kraju na planowaną w Warszawie manifestację. To on organizuje autokary oraz partyjne kongresy. W PiS mówią, że jak chce coś osiągnąć, nie opowiada o tym na spotkaniach, po prostu idzie do prezesa.

Od szybkich reakcji na wydarzenia i od mediów jest Adam Hofman. Najmłodszy w tym gronie, na zaufanie prezesa musiał długo pracować. Bo Jarosław Kaczyński osoby przed czterdziestką traktuje z dystansem, uważa, że zbyt mało wiedzą o życiu.

To Hofman planuje, jak zainteresować media PiS, albo doradza tematy. - Tak było z wyborami na prezydenta Elbląga. Adam wymyślił, że powiemy tam o przekopie Mierzei Wiślanej - opowiada jeden z działaczy PiS.

W partii niezbyt lubiany, często jest obiektem drwin. Przed rokiem posłowie opowiadali sobie, że na spotkaniu kierownictwa partii Jarosław Kaczyński miał powiedzieć, że gdy otwiera drzwi rano, to na wycieraczce widzi równie często swego kota, jak Hofmana. Dopytującym o to dziennikarzom Hofman odparł: - Jest jeden konflikt w PiS. To poważny konflikt między mną a kotem pana prezesa Kaczyńskiego. Jeszcze nierozstrzygnięty, bo kot prezesa jest bardzo twardy.

Pani Basia

Główne centrum dowodzenia mieści się przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie. Drugie jest przy Wiejskiej w Sejmie - ale prezes nieczęsto tam bywa.

Na Nowogrodzkiej prezes przyjmuje na pierwszym piętrze, tam ma gabinet, obok jest księgowość. Na parterze gabinety mają dwaj wiceprezesi Lipiński i Mariusz Kamiński. Chociaż ten drugi od czasu, gdy jest szefem warszawskiego PiS, częściej bywa przy ul. Koszykowej, w lokalnej siedzibie partii.

Na drugim piętrze - nad prezesem - urzędują Joachim Brudziński i skarbnik PiS Stanisław Kostrzewski (trzyma kasę, w strategię partii się nie wtrąca). Jest też pokój dla Beaty Szydło - gdyby chciała przyjąć gości, ale ta woli sejmowy gabinet.

Legendarna w PiS pani Basia, czyli Barbara Skrzypek, szefuje tzw. biuru prezydialnemu PiS, a w praktyce prowadzi sekretariat prezesa. Wśród działaczy szacunek budzi jej zamiłowanie do porządku w papierach.

- Pani Basia żadnego pisma nie przepuści, nawet takiego, co do którego można mieć wątpliwości, czy napisała je osoba zdrowa psychicznie. Jeśli jest w nim jakakolwiek sugestia, że doszło do najdrobniejszego przestępstwa, pani Basia przesyła pismo do odpowiednich służb. Inne dostają numer i miejsce w segregatorze - słyszymy.

I tak od lat. Barbara Skrzypek na Nowogrodzką przyszła razem z Jarosławem Kaczyńskim na początku lat 90. z kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. - Kiedy dzwoni, od razu wiadomo, że prezes wzywa - opowiada jeden z posłów. Bo Jarosław Kaczyński rzadko sam obdzwania współpracowników, częściej prosi o połączenie. Jak nie Barbarę Skrzypek, to któregoś z dwóch Jacków - swoich asystentów.
I Jacek Rudziński, i Jacek Cieślikowski zaczęli jako kierowcy. Po latach prezes tak im zaufał, że awansowali na asystentów. Gdy Kaczyński został premierem, Cieślikowskiego zrobił asystentem politycznym. W 2006 r. dał mu miejsce na warszawskiej liście PiS do Rady Miasta. W kolejnych wyborach, cztery lata później, również. Cieślikowski radnym jest do dziś.

Oczywiście, nie są to ludzie, którzy decydują o strategii. Ale ich obecność najlepiej pokazuje, jak ważna jest dla Kaczyńskiego lojalność i stabilizacja w najbliższym otoczeniu.

W komitecie każdy czuje się ważny

Codziennie otaczają go te same twarze, znane od lat. To najważniejszy klucz doboru również najbliższych ludzi w partii. Po odejściach Zbigniewa Ziobry i Ludwika Dorna - obaj cieszyli się kiedyś względami prezesa i byli wiceprezesami partii - Kaczyński jeszcze staranniej dobiera współpracowników.

Wie jednak, że zamknięcie się w wąskim kręgu doprowadziłoby do tarć i ujawniłoby frakcyjne frustracje.

Temu ma zapobiegać komitet polityczny, kiedyś elitarne grono najbliższych współpracowników, dziś poszerzone do 29 członków, by pomieścić przedstawicieli różnych środowisk w PiS. Kilka lat temu do komitetu dołączyli młodzi - Adam Hofman i Dawid Jackiewicz. Mariusz Kamiński (b. szef CBA) reprezentuje grupę działaczy, którzy za rządów PiS poszli do służb, są też przedstawiciele europosłów.

Najważniejsi są pretorianie wywodzący się z PC, zwani zakonem: Leonard Krasulski, Marek Suski, Wojciech Jasiński, Krzysztof Jurgiel i inni. Mają gwarantować spokój w partii i być siłą chroniącą przed jakimkolwiek przewrotem.

Jest też Kazimierz Ujazdowski, któremu prezes wybaczył wyjście z PiS, nie na tyle jednak, by ponownie zrobić go wiceprezesem, dopuścił go jedynie do komitetu politycznego. - To nie ten sam komitet co kiedyś. Nadal zapadają tu wiążące ustalenia, ale decyzje są podejmowane wcześniej, w węższym gronie - opowiada jeden z członków komitetu.

Gdy wpłynęło zaproszenie dla Kaczyńskiego na tegoroczne Forum Ekonomiczne w Krynicy, w komitecie o tym nie rozmawiano. Kaczyński radził się Beaty Szydło i Adama Hofmana w swoim gabinecie przy Nowogrodzkiej. Członkowie komitetu długo nie znali też nazwiska kandydata na premiera rządu technicznego. Prezes obawiał się, że wycieknie do mediów. Ale dopuścił np. komitet do dyskusji, czy poprzeć wrześniowe protesty związkowców. Zdecydowano, że PiS do "Solidarności" się nie przyłączy.

Jeśli tylko kalendarz Kaczyńskiego pozwala, posiedzenia komitetu zwoływane są raz w tygodniu - najczęściej w środę. Trwają dwie, trzy godziny. Omawiane są najważniejsze wydarzenia tygodnia i plany na przyszłość.

Według statutu partii kompetencje komitetu są spore: zatwierdzanie list wyborczych, nadzór nad klubem i strukturami lokalnymi (włącznie z zawieszaniem i rozwiązywaniem władz lokalnych). Jest też zapis, że prezes może osobiście podejmować decyzje przypisane komitetowi.

Ale nikt nie ma złudzeń - ostatnie słowo należy do Kaczyńskiego. Również w sprawie składu komitetu. Członków wybiera rada polityczna na wniosek prezesa.

Macierewicz ciągle czeka

Najbliższe posiedzenie, na którym rada polityczna odnowi skład komitetu, zaplanowano na 21 września, ale prezes je przełożył po doniesieniach tabloidów o nocnych harcach posłów. Czeka, aż się w partii sytuacja uspokoi. - Nie spodziewam się rewolucji, być może wejdzie kilka nowych osób - słyszę od jednego ze współpracowników Kaczyńskiego. W nieoficjalnych rozmowach pada nazwisko Antoniego Macierewicza, który mógłby awansować do komitetu "za smoleńskie zasługi".

Czy zostanie także wiceprezesem? - Gdyby tak miało być, prezes już by nas do tego przygotowywał, a tego nie robi. Chociaż on potrafi czasem zaskoczyć - mówią członkowie komitetu.

W kuluarach pada też nazwisko Macieja Łopińskiego (dziennikarza, współautora wydanej w stanie wojennym książki „Konspira. Rzecz o podziemnej »Solidarności «”). Prezes szanuje go za wieloletnią przyjaźń z Lechem Kaczyńskim. Wybaczył mu nawet przynależność do PZPR - która tak kłuje go u politycznych konkurentów.

Łopiński był rzecznikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a potem szefem jego Kancelarii. Stworzył instytut imienia zmarłego prezydenta. Chociaż, jak plotkują w PiS, prezes chciałby widzieć więcej efektów pracy instytutu. - Gdyby nie książka Cenckiewicza o Lechu Kaczyńskim, nie byłoby żadnej publikacji, a przecież Cenckiewicz nie jest związany z instytutem - mówi jeden z posłów.

Skład komitetu rozpala emocje posłów, bo cotygodniowe narady z prezesem to nie to samo co umówienie odległego spotkania za pośrednictwem pani Basi. Ci bardziej śmiali i sprytniejsi pilnują lidera PiS w Sejmie. Próbują dostać się do niego, gdy ten tylko rozgości się w sejmowym pokoju 109 podczas obrad parlamentu.

Dopieszczanie profesorów

W Sejmie porządku pilnują wicemarszałek Marek Kuchciński i szef klubu Mariusz Błaszczak. To też funkcje zarezerwowane dla najwierniejszych. Takich, którzy nie zaczną knuć przeciwko liderowi, nie będą liczyć szabel i budować wewnętrznych frakcji w klubie.

Kuchciński ma też dodatkowe zadanie: dopieszczanie ekspertów skupionych wokół PiS. Od dwóch lat spotyka się z nimi w swoim gabinecie.

Przychodzą m.in. historyk i publicysta "Gazety Polskiej" Andrzej Waśko (b. wiceminister edukacji w rządzie PiS), europoseł, b. minister edukacji w rządzie PiS, prof. filozofii Ryszard Legutko, prof. Piotr Gliński, kandydat na premiera technicznego, czy sympatyzujący z PiS socjolog Zdzisław Krasnodębski.

- Bywam na tych spotkaniach, ale niestety okazjonalnie, bo pracę wykonuję w Brukseli. Najczęściej jedna osoba przedstawia jakieś badania, albo dane, i o tym rozmawiamy. Ja mówiłem kiedyś o Unii - relacjonuje Legutko.

Protokoły z co ciekawszymi wnioskami dostaje prezes. Posłowie wspominają, jak rodziła się idea spotkań: - Myśleliśmy, że to będą merytoryczne i konstruktywne spotkania. Profesorowie przynosili badania, opowiadali, co z nich wynika, w którą stronę iść. Ale z czasem zamieniły się w klub teoretyków rozmawiających o polityce, którzy nam mówią, co powinniśmy, a czego nie powinniśmy robić. To rady oderwane od politycznych realiów.

Spotkania z doradcami orbitującymi wokół PiS organizuje też sam prezes. Owiane są tajemnicą. Wiadomo, że zapraszani są socjolodzy Andrzej Zybertowicz i Tomasz Żukowski, Maciej Łopiński i prof. Barbara Fedyszak--Radziejowska.

Oto i cały dwór prezesa największej partii opozycyjnej. Kogo z nich Jarosław Kaczyński zabierze do rządzenia Polską, jeśli za dwa lata wygra wybory? Tego chyba jeszcze nie wie sam prezes. 

Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz