piątek, 31 października 2014

Orban uległ protestującym. Rezygnuje z opodatkowania internetu

MT, PAP
Victor Orban podczas wyborów samorządowych na Węgrzech
Victor Orban podczas wyborów samorządowych na Węgrzech (BERNADETT SZABO/REUTERS)
Premier Węgier Viktor Orban wycofał się z planów opodatkowania przesyłu danych w internecie. Zapowiedział w publicznym radiu, że ustawa podatkowa przedstawiona parlamentowi musi być poprawiona.
"W obecnej formie" podatek od internetu nie może zostać wprowadzony, ponieważ "dyskusja na ten temat zboczyła na złe tory" - wskazał premier.

Zapowiedzi opodatkowania wywołały w minionych dniach wielotysięczne demonstracje. Wskazywano, że podatek utrudni dostęp do internetu np. biedniejszym szkołom lub uniwersytetom, pogłębiając nierówności społeczne. Mówiono również o ograniczaniu elementarnych praw i swobód demokratycznych.

Źródło:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,16894779,Orban_ulegl_protestujacym__Rezygnuje_z_opodatkowania.html

Zobacz także

Śpiewak: Mam poczucie schyłkowości systemu. Jak w końcówce komunizmu. Przygnębiające

Krzysztof Lepczyński

prof. Paweł Śpiewak
prof. Paweł Śpiewak (Fot. Wojciech Olkuśnik / AG)
- Przez lata karmiono nas tezą, że polska demokracja jest młoda i musi się dopiero wszystkiego nauczyć. Ale zanim zdążyła się czegokolwiek nauczyć, stała się sklerotyczna. Zestarzała się, zanim dojrzała - mówi w magazynie "Plus Minus" prof. Paweł Śpiewak, socjolog z UW. - Wartości używa się jak pałki do okładania przeciwnika - zauważa.

Prof. Paweł Śpiewak, socjolog z UW, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, kreśli ponurą wizję rzeczywistości w wywiadzie dla "Plus Minus", magazynu "Rzeczpospolitej".

"Fala demokratyzacji zatrzymana"

Socjolog wskazuje na upartyjnienie życia publicznego, które staje się oligarchiczne, a nawet "znomenklaturyzowane". Prof. Śpiewak zaznacza, że partie polityczne "dążą do jedynowładztwa" i odklejają się od wyborców, korzystając z budżetowych dotacji, niewymagających od nich większego wysiłku.

- Model demokracji, który został zbudowany w Polsce, jest coraz bardziej obcy ideałom tego systemu, a przy tym nieprzyjemny dla obywateli. Mam poczucie, że u nas fala demokratyzacji, jeśli nie cofa się, to została zatrzymana - ocenia socjolog.

"Ludzie nie dają rady walczyć z systemem"

Prof. Śpiewak uważa, że nie udały nam się w Polsce ani demokracja, ani społeczeństwo obywatelskie. Pozytywnie w jego ocenie wypada tylko wolny rynek. - Gdy konfrontuję rzeczywistość z moimi oczekiwaniami sprzed 25 lat, to jestem bardzo rozczarowany. Przez lata karmiono nas tezą, że polska demokracja jest młoda i musi się dopiero wszystkiego nauczyć. Ale zanim zdążyła się czegokolwiek nauczyć, stała się sklerotyczna. Zestarzała się, zanim dojrzała - mówi socjolog.

Naukowiec zauważa, że ludzie odsuwają się od udziału w życiu publicznym. - Nie widzą w tym sensu. Nie dają rady walczyć z systemem - wyjaśnia. - Mam poczucie schyłkowości systemu, trochę jak w końcówce komunizmu - stwierdza wreszcie. Schyłkowi nie będzie jednak towarzyszyć przełom, transformacja. - Teraz jej nie będzie. Dlatego to jest tak przygnębiające. Ten ład się wyrodził i nie mamy nic w zamian - ocenia.


"Państwo obraziło się na rzeczywistość"

Prof. Śpiewak krytykuje tzw. nowe ruchy społeczne lat 90.: ekologów, feministki, ruchy LGBT. Jego zdaniem oparte są na tożsamości i jako takie "nie prowadzą do poważnych zmian społecznych". - Pomnażają tylko walkę ideologiczną - mówi. Z przychylnością patrzy natomiast na ruchy miejskie, który odwołują się nie do tożsamości, ale konkretnych działań w przestrzeni publicznej.

Prowadząca rozmowę Eliza Olczyk pyta, czy w Polsce mamy do czynienia z "z zamachem na wartości". - Raczej dokonuje się zamach na rzeczywistość - odpiera prof. Śpiewak. Socjolog wskazuje, że skoro 30 proc. dzieci w Polsce rodzi się w nieformalnych związkach, a państwo nie potrafi tego uporządkować, to znaczy, że oderwało się od rzeczywistości. - Państwo obraziło się na rzeczywistość, a Kościół zamienił ją w spór o wartości - mówi.

"Niech Kaczyński się opanuje"

- Wartości używa się jak pałki do okładania przeciwnika. Gdy Jan Hartman powiedział coś o związkach kazirodczych, Jarosław Kaczyński wyskoczył jak filip z konopi, że to jest najważniejszy problem w Polsce. Niech się opanuje. Przecież to ciągłe podsycanie wojny domowej jest zwykłym chuligaństwem. Ja sobie tego nie życzę - wskazuje prof. Śpiewak.

Cała rozmowa w weekendowym dodatku do najnowszej "Rzeczpospolitej".


Źródło:
Zobacz także

czwartek, 30 października 2014

Abp Gądecki: Liberalne media zaraz zaczną forsować kapłaństwo kobiet

MT, PAP
Abp Stanisław Gądecki
Abp Stanisław Gądecki (Fot. Adam Stępień/AG)
- Za moment liberalne media zaczną nas przymuszać do wprowadzenia w Kościele kapłaństwa kobiet - mówi "Rzeczpospolitej" przewodniczący episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki po powrocie z pierwszej części Synodu w Watykanie.

- To nie był synod o homoseksualizmie ani też o rozwiedzionych - akcentuje hierarcha. - Był to synod o małżeństwie i rodzinie będącej tak w sytuacji regularnej, jak i nieregularnej. Zainteresowanie medialne sprawiło, że punkt ciężkości już przed synodem przeniósł się w kierunku tych dwóch punktów, które mediom liberalnym wydawały się interesujące. I faktycznie niewielu interesowało się synodem poza tymi dwoma punktami - stwierdził abp Gądecki.

Nic nowego o homoseksualistach

- W odniesieniu do homoseksualistów ten synod nie wprowadził nic nowego - podkreśla metropolita poznański. - Powiedział o szacunku dla każdego człowieka, a więc także dla homoseksualistów ze względu na ich ludzką godność. Powiedział też, że małżeństwo sakramentalne w żaden sposób nie może być porównywane ze związkiem dwóch osób tej samej płci. Powiedział wreszcie, że nie tylko dorośli mają swoje prawa, ale mają je także dzieci i ich prawa winny być bardziej eksponowane aniżeli prawa dorosłych. (...) Dziecko ma prawo do wychowania przez mamę i tatę w sposób komplementarny, gdzie aspekt uczuciowy oraz rozumowy łączą się ze sobą. To jest pełne wychowanie - mówi arcybiskup.
"Rozluźnianie nauczania"

Gądecki jest też zaniepokojony otwieraniem możliwości przystępowania do komunii osobom rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach. - Jestem przekonany, że rozluźnianie nauczania sprawi wrażenie, że w każdej innej materii możemy tak samo postąpić, i to budzi moje poważne wątpliwości. (...) Wkrótce pojawi się kwestia kapłaństwa kobiet, a ponieważ media liberalne są silne, to (...) będą nas przymuszać do takiej opcji - stwierdził.

Źrodłohttp://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,16887776,Abp_Gadecki__Liberalne_media_zaraz_zaczna_forsowac.html

Zobacz także

środa, 29 października 2014

Dzień Patrona szkoły. Msza i sprawdzanie listy obecności przed kościołem. "Nikt do mszy nie zmuszał"

Anna Gmiterek-Zabłocka, TOK FM
Ogłoszenie na stronie internetowej szkoły
Ogłoszenie na stronie internetowej szkoły (Fot. tokfm.pl)
Święto szkoły, a na nim obowiązkowa msza święta i sprawdzanie obecności przed kościołem. Tak były zaplanowane uroczystości związane z Dniem Patrona w Gimnazjum w Świerklanach na Śląsku. Do Fundacji "Wolność od religii" napisało w tej sprawie kilku rodziców. - Byli oburzeni, bo przecież to szkoła publiczna, która powinna być neutralna światopoglądowo - słyszymy w fundacji. Szkoła nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. Sprawie przyjrzy się MEN.

Rodzice napisali do fundacji, że nie podoba im się to, co robi szkoła - jest placówką publiczną, a podejmuje działania jak szkoła wyznaniowa. Chodziło o zaplanowane na minioną sobotę uroczystości w ramach Dnia Patrona, w tym mszę świętą. Wyjaśnijmy, że patronem gimnazjum w Świerklanach nie jest żaden ksiądz czy papież, ale Karol Miarka, który był nauczycielem, publicystą, literatem i społecznikiem w drugiej połowie XIX wieku.

"Obecność uczniów obowiązkowa"

Na stronie gimnazjum można przeczytać o obligatoryjnym uczestnictwie w uroczystościach. - Przypominamy, że obecność uczniów w tym dniu jest obowiązkowa, ponieważ odpracowujemy 10 listopada. Obowiązuje strój galowy - czytamy na stronie szkoły. 

Był też harmonogram uroczystości z 25 października: godz. 8.45 - spotkanie z wychowawcą przed kościołem i sprawdzenie obecności, a o godz. 9 - msza w kościele.

- Sygnały dotyczące tej konkretnej szkoły dostawaliśmy już wcześniej, m.in. o mszy świętej na początku roku szkolnego - mówi Dorota Wójcik z Fundacji "Wolność od religii". - Tutaj, w tej konkretnej sytuacji, szkoła absolutnie nie wzięła pod uwagę, że ktoś może nie chcieć uczestniczyć w tej mszy świętej, że może mieć inne poglądy, być innego wyznania. Nie ma mowy o szkole neutralnej światopoglądowo - dodaje Wójcik.

Fundacja napisała do Kuratorium Oświaty w Katowicach m.in. o tym, że naruszono zapisy Konstytucji. - Dyrektor złamał zapis w szczególności artykułu 53 ust. 6 "Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych" - czytamy w piśmie Fundacji. 

Jej zdaniem, naruszono też Ustawę o gwarancjach wolności sumienia i wyznania - chodzi o zapis: "Nikt nie może być dyskryminowany bądź uprzywilejowany z powodu religii lub przekonań w sprawach religii", a także inny artykuł ustawy:  "Nie wolno zmuszać obywateli do niebrania udziału w czynnościach lub obrzędach religijnych ani do udziału w nich. Fundacja poprosiła też kuratorium o wszczęcie postępowania wyjaśniającego w sprawie działań pani dyrektor.

Co na to dyrektorka szkoły?

Maria Rduch, dyrektor Gimnazjum w Świerklanach, nie ma sobie nic do zarzucenia. Podkreśliła, że nikt nikogo do uczestnictwa we mszy świętej nie zmuszał. Jak powiedziała, w jej szkole jest tylko jeden uczeń, który nie chodzi na lekcje religii. - Nikt z rodziców do mnie nie dzwonił, że ktoś nie chce iść na mszę. A ni nie zgłaszano tego wychowawcom - mówi dyrektorka. Na nasze pytanie o sprawdzanie obecności przed kościołem, stwierdziła, że chodziło o bezpieczeństwodzieci - by wychowawcy wiedzieli, kto przyszedł a kto nie. Bo po mszy w kościele - uczniowie z nauczycielami przeszli do szkoły na akademię w sali gimnastycznej.

Dorota Wójcik nie ma wątpliwości, że rodzice w tak małej miejscowości - mimo swojego zdania - nie odważą się samodzielnie, bezpośrednio "zainterweniować ". - Bo nie będą chcieli narażać swoich dzieci na ostracyzm, niezrozumienie na przykład ze strony nauczycieli - słyszymy w fundacji .

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Kuratorium Oświaty w Katowicach. Czekamy na odpowiedź. 

Natomiast Ministerstwo Edukacji Narodowej pisze: "Udział uczniów w mszach świętych towarzyszących uroczystościom szkolnym nie powinien być obowiązkowy z uwagi na możliwy pluralizm wyznaniowy/światopoglądowy społeczności szkolnej" - napisała nam rzeczniczka MEN, Joanna Dębek. 

Przyznała, że MEN opisywaną przez nas sprawę będzie wyjaśniać. Dodała jednocześnie, że jest i druga strona medalu. - Szkoła, uwzględniając prawa i oczekiwania rodziców, powinna umożliwić uczniom udział w praktykach religijnych organizowanych przez kościoły i związki wyznaniowe z okazji różnych uroczystości, zaznaczając jednak dobrowolność udziału w nich uczniów i nauczycieli - pisze rzeczniczka.

Zobacz także

wtorek, 28 października 2014

Stankiewicz po reakcji na jej słowa o śmierci Kmiecików: "To szczucie. Wojskowa fala. Mam prawo do wątpliwości"

karslo
Ewa Stankiewicz
Ewa Stankiewicz (MIECZYSŁAW MICHALAK)
- Chciałabym wiedzieć czy oni zginęli w wyniku wybuchu gazu, czy też wcześniej, a wybuch był potem - powiedziała Ewa Stankiewicz, komentując przyczyny śmierci rodziny Kmiecików. - Widać ogromną skalę szczucia, to jak fala w wojsku - skwitowała reakcję dziennikarzy na jej podejrzenia.

Stankiewicz zasugerowała na blogu w serwisie Radia Wnet, że za wybuchem w kamienicy wKatowicach, w którym zginęli dziennikarz TVN Dariusz Kmiecik, dziennikarka TVP Brygida Frosztęga-Kmiecik i ich dwuletni syn, stała rosyjska agentura. Sugestia wywołała oburzenie wśród dziennikarzy, o czym pisaliśmy. Dziennikarka odpowiada na zarzuty.

"To przypomina wojskową falę"

- Mam się nie dzielić pytaniami, które przychodzą mi do głowy? To jakiś absurd - powiedziała dziennikarka "Gazety Polskiej" Ewa Stankiewicz w wywiadzie z portalem Stefczyk.info. - Dziennikarze, których obowiązkiem jest próba dociekania prawdy i odkrywania rzeczywistości, rzucili się na mnie za zadanie pytania. Przypomina mi to wojskową falę - dodała.

"Czy dziennikarze zginęli przed wybuchem gazu?"

Stankiewicz podkreśliła, że dziennikarze "zamiast oburzać się, powinni się tą sprawą zająć". - Prawdziwa przyjaźń i szacunek dla tych ludzi wymaga, by rzetelnie sprawdzić, co się wydarzyło w Katowicach. Tego domaga się również powinność dziennikarska - dodała. W wywiadzie powtórzyła swoje wątpliwości, czy rodzina Kmiecików "zginęła w wyniku wybuchu gazu, czy wcześniej, przed wybuchem".
"Dochodzenie prokuratury rodzi wątpliwości"

- Chciałabym, żeby prokuratura zajęła się tą sprawą w sposób profesjonalny - powiedziała Stankiewicz. Dodała też, że dochodzenie polskiej prokuratury w sprawie niewyjaśnionych śmierci rodzi jej wątpliwości. - W wielu sprawach od razu tłumaczono, że mamy do czynienia z samobójstwem czy nieszczęśliwym wypadkiem. Po takiej serii mam prawo mieć wątpliwości i pytać - dodała.

Dziennikarze: "Prawica to stan umysłu"

Przypomnijmy, że po wybuchu w kamienicy w Katowicach dziennikarka "Gazety Polskiej Codziennie" i dyrektor artystyczna Telewizji Republika Ewa Stankiewicz napisała na swoim blogu: "Czy jeśli ginie rodzina dziennikarzy razem z dzieckiem, czy to nie jest jakiś rodzaj prewencji środowiska, które chce zdyscyplinować po prostu swoich ludzi w Polsce".

Dziennikarze ostro zareagowali na wątpliwości Stankiewicz. "Pochylmy się nad stanem umysłu Ewy Stankiewicz, która uważa, że rosyjska agentura maczała palce w wybuchu w Katowicach. Prawicowi dziennikarze powinni o nią zadbać" - napisała Monika Olejnik z TVN24 i Radia ZET. "Radio Wnet udowadnia, że prawica to stan umysłu" - ocenił Jarosław Kuźniar.

http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,16878818,Stankiewicz_po_reakcji_na_jej_slowa_o_smierci_Kmiecikow_.html

poniedziałek, 27 października 2014

PROJECT SYNDICATE POLSKA: Zimna wojna i oziębłe stosunki

TBILISI – Kryzys na Ukrainie zmienił zachodnie wyobrażenia na temat Rosji. Wielu analityków i polityków nabrało przekonania, że rosyjski prezydent Władimir Putin działa i będzie działał irracjonalnie, a Zachód musi dostosować do tego swoje postępowanie. Ponownej analizy wymaga przede wszystkim sprawa walki prezydenta o zachowanie dawnej strefy wpływów rosyjskiego imperium. Pozwoliłoby to odpowiedzieć na pytanie dlaczego Rosja tak ochoczo postanowiła podważyć obecny porządek międzynarodowy, najpierw w Gruzji w 2008 r., a teraz na Ukrainie.

Na pozór owe kampanie wyglądają na postimperialne spory terytorialne. Zgodnie z tym poglądem Rosja wie, że nie może odzyskać dawnego imperium, więc zamiast tego po kolei odłupuje skrawki sąsiednich terytoriów, uzasadniając to niejasną koncepcją sprawiedliwości etnicznej i historycznej. Podobnie jak były prezydent Serbii Slobodan Milošević Putin przedstawia agresję na inny kraj jako narodowe zbawienie, by zwiększyć swoją popularność w kraju i zmarginalizować rywali.
 
Podejście Putina wyraźnie przypomina wizję rosyjskiego noblisty Aleksandra Sołżenicyna przedstawioną w eseju z 1990 r. „Odbudowa Rosji”. Odnosząc się do byłych sowieckich państw satelickich, Sołżenicyn proponował, by pozwolić odejść tym „niewdzięcznym narodom”, ale by zachować należne Rosji terytoria, takie jak południowa i wschodnia Ukraina, północny Kazachstan czy wschodnia Estonia, zamieszkane przez etnicznych Rosjan, oraz należące do Gruzji Abchazję i  Osetię Południową, które stanowią kulturalne przedłużenie rosyjskiego Kaukazu Północnego.
 
Ale błędem byłoby uważanie Władimira Putina za spadkobiercę myśli byłego dysydenta. Wybrał Gruzję i Ukrainę nie po to, by odbudować emocjonalne więzy Rosjan z  Osetią Południową czy Krymem, ale aby ukarać te kraje za niebezpieczne związki z Zachodem – szczególnie za ambicje Gruzji, by wejść do NATO, i chęć Ukrainy, by podpisać umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Reakcja Rosji pokrywa się z powracającą tam dyskusją o pozbawianiu jej dawnych podległych jej krajów i otaczaniu przez wrogie zachodnie mocarstwa.
 
Bezskuteczne próby zachodnich polityków, by przekonać Putina, że rozszerzenie NATO i UE na wschód będzie sprzyjać Rosji, bo stworzy u jej granic strefę pokoju oraz dobrobytu, były wyrazem naiwności i odebrano je jako zniewagę. Amerykanie i Europejczycy nie będą mówić Rosji, co leży w jej interesie, a co nie – choćby nawet mieli racjonalne argumenty.
 
Z perspektywy obecnego reżimu Rosji deklaracje, że w rozszerzeniu UE i NATO chodzi o propagowanie wartości, odpowiedzialnych instytucji i dobrego zarządzania, a nie o konkurencję wojskową czy gospodarczą, są szczytem hipokryzji.
 
Putin najbardziej obawia się właśnie szerzenia zachodnich wartości i instytucji. Wspieranie demokracji u granic jego kraju może mieć groźny skutek „pokazowy” i zachęcać zwykłych Rosjan do żądania tego samego dla siebie. Owszem, rosyjski przywódca wierzy, że demokratyczne rewolucje w Gruzji i na Ukrainie w poprzedniej dekadzie stanowiły spisek Zachodu przeciw Rosji. Może to brzmieć paranoicznie, ale jego niepokój ma racjonalne podłoże – demokracja w stylu europejskim u granic Rosji znacznie utrudniłaby mu utrzymanie autorytarnych rządów w kraju.
 
Ale zniewaga, jaką stanowi próba rozszerzenia UE i NATO, jest znacznie głębsza. Porażka Rosji w zimnej wojnie i utrata imperium w ciągu dosłownie dwóch lat zmieniły ten kraj z globalnego supermocarstwa w drugorzędne regionalne państwo i zapoczątkowały dekadę wstrząsów i upadku gospodarczego. Ta geopolityczna zapaść nastąpiła między innymi dlatego, że Rosjanie (nie mówiąc o „podległych narodach” w Europie Środkowej i Wschodniej) zostali omamieni wiarą, że zachodnia demokracja i wolne rynki działają lepiej. To oznaczało też, że Zachód stoi moralnie wyżej – a coś takiego trudno było przełknąć ojczyźnie Puszkina i Dostojewskiego.
 
To dlatego Putin oraz jego zwolennicy w kraju i za granicą postrzegają demokrację i wolne rynki nie jako drogę do pokoju i dobrobytu, ale jako część wyrafinowanego spisku, który ma na celu zniszczenie Rosji. Na dodatek wielu Rosjanom eksperyment ich kraju z demokracją w latach 90. kojarzy się wyłącznie z biedą i upokorzeniem.
 
Jeśli zachodni przywódcy sądzą, że uda im się zmienić to przekonanie, schlebiając Putinowi, przemawiając mu do rozsądku czy przekazując znaki pokoju i wyrazy szacunku, to są w błędzie. Ale błędem jest także niedostrzeganie rosyjskiej agresji – jak uczynił to Zachód w 2008 r. (kiedy Rosja zaatakowała Gruzję), interpretując ten krok jako zwyczajny konflikt między dwoma krewkimi przywódcami.
 
Mówiąc krótko, choć Zachód absolutnie racjonalnie chciałby mieć w Rosji partnera, Rosja uważa USA i Unię Europejską za wrogów. Państwa zachodnie nie są w stanie zaoferować partnerstwa, na które zgodziłby się Putin. Albo Zachód odstąpi od swych fundamentalnych wartości, albo Rosja musi się zmienić.
 
Historia dowodzi jednak, że kraj ten zmienia się tylko wtedy, kiedy doświadczy bezwarunkowej geopolitycznej porażki. Przegrana w wojnie krymskiej w latach 1853-1856 doprowadziła do zniesienia poddaństwa i innych liberalnych reform. Porażka w wojnie z Japonią w 1905 r. pozwoliła utworzyć w Rosji pierwszy parlament i wprowadzić reformy Piotra Stołypina. Afgańska porażka w latach 80. umożliwiła pierestrojkę Michaiła Gorbaczowa.
 
Ostatecznie to rosyjski naród sam zdecyduje, co będzie porażką. Jeśli Putin będzie w stanie przekonać swoich rodaków, że jego napaść na Ukrainę jest sukcesem, Rosja nadal będzie się rozpychać i prężyć muskuły na scenie międzynarodowej. Ale jeśli Rosjanie uznają, że konflikt ukraiński był błędem, ich ojczyzna może stać się zupełnie innym krajem.


Ghia Nodia jest prezesem Kaukaskiego Instytutu na rzecz Pokoju, Demokracji i Rozwoju w gruzińskim Tbilisi


http://projectsyndicate.natemat.pl/121827,zimna-wojna-i-ozieble-stosunki

niedziela, 26 października 2014

Z Ziobrą nie pogadasz. Panie pośle, najwyraźniej bąbelki panu zaszkodziły

Tomasz Ulanowski
Drukuj
Panie pośle, najwyraźniej bąbelki panu zaszkodziły. Mimo że dwutlenek węgla rzeczywiście nie jest gazem trującym.
Panie pośle, najwyraźniej bąbelki panu zaszkodziły. Mimo że dwutlenek węgla rzeczywiście nie jest gazem trującym. (. Marcin Wojciechowski / Agencja Gazeta / 123RF)
Trudno mieć pretensje do Zbigniewa Ziobry o to, że jest tym, kim jest. Można mieć za to pretensje do Moniki Olejnik, że zaprasza go do studia, aby rozmawiać o sprawach poważnych.



To zresztą w ogóle problem z politykami. Często tak dobrze udają, że znają się na rzeczy, iż gospodarze różnych talk-show traktują ich jak ekspertów.

Monika Olejnik zaprosiła do swojego "Siódmego dnia tygodnia" w Radiu ZET polityków, żeby porozmawiać o unijnych negocjacjach dotyczących ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. I politycy, jak to politycy, kłócili się o to, "czy Ewa Kopacz w Brukseli odniosła sukces czy poniosła porażkę".

Najbardziej kuriozalną wypowiedzią popisał się Ziobro. - Dwutlenek węgla, ten trujący - sarkastycznie to mówię - gaz, każdy z nas pije w wodzie mineralnej albo pepsi - oznajmił radośnie były minister sprawiedliwości.

Panie pośle, najwyraźniej bąbelki panu zaszkodziły. Choć dwutlenek węgla rzeczywiście nie jest gazem trującym.

CO2 jest za to gazem cieplarnianym, którego nadmiar w atmosferze - spowodowany rewolucją przemysłową i radosnym spalaniem węgla, ropy i gazu - tak zmienia nam klimat, że zagraża bezpieczeństwu wszystkich organizmów żyjących na Ziemi, w tym ludzi. Ludzkość w 2013 r. wyemitowała 36 mld ton CO2. Ile szklanek wody sodowej poseł Ziobro musiałby wypić, żeby usunąć cały ten dwutlenek węgla?

Oczywiście podczas spalania paliw kopalnych w powietrze ulatuje nie tylko dwutlenek węgla, lecz także liczne trucizny - metale ciężkie, związki siarki, tlenki azotu czy węglowodory aromatyczne. Groźne dla układów nerwowego, oddechowego i krwionośnego. Rakotwórcze. To z ich powodu Kraków, w którym Zbigniew Ziobro studiował prawo, jest jednym z najbardziej zatrutych miast w Unii Europejskiej.

Walcząc z emisjami CO2, Unia Europejska może więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: ograniczyć obecnie największe zagrożenie dla świata - zmiany klimatu - i oczyścić powietrze, wodę oraz glebę z trucizn, które powstają podczas spalania węgla, ropy i gazu.

Wydaje się, że człowiek wykształcony, prawnik, były minister, a nawet poseł powinien to rozumieć. Ale przecież nie od dziś wiemy, że Zbigniew Ziobro nie rozumie. Po co więc go zapraszać do poważnej rozmowy? 

Zobacz także



Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,16867274,Z_Ziobra_nie_pogadasz__Panie_posle__najwyrazniej_babelki.html#ixzz3HHXjQEXK