Nie ustają zachwyty nad wyjątkową mądrością i dobrocią papieża Franciszka. Pochylił się nad biednymi, zganił chciwość, nie czepia się gejów i obiecuje skończyć z tolerancją wobec pedofilii i finansowymi przekrętami. Wow! Chociaż komuś mogłoby się wydawać, że to po prostu minimum przyzwoitości. Ale rozumiemy, że pochwały te wynikają z różnicy, zmiany dotychczasowych praktyk Kościoła, za którymi podobno kryją się potencjalne zmiany w interpretacji doktryny (przekonuje nas o tym Stanisław Obirek w rozmowie z Cezarym Michalskim).
Oczywiście, zawsze to lepiej, gdy ktoś jest lepszy. Lepszy od poprzedników. Wszyscy wychwalający nowego papieża, którzy nie urodzili się przedwczoraj, mogliby jednak jakoś ustosunkować się do swoich dawnych tekstów wychwalających Jana Pawła II. Czyżby te wszystkie peany i zachwyty nad głębokością myśli teologicznej i filozoficznej polskiego papieża były nieszczere? A mantra, że polski Kościół jest niedobry, bo nie słucha swojego Pasterza? O tym, że Polacy uprawiają idolatrię, modląc się do pomników i obrazków, a nie słuchają prawdziwej nauki? Teraz okazuje się, że może dobrze, że nie słuchali, bo już jest nauka lepsza. Tylko co zrobić z tym wszystkim pomnikami?
A może nie ma to większego znaczenia poza pijarem? Franciszek lepiej wypada? Na polskim rynku poprzednia marka miała też bardzo dobry marketing. Powiedzmy sobie, że obaj panowie potrafią, JP II nawet po śmierci, budzić sympatię.
Natomiast potencjalne różnice doktrynalne raczej nie zmieniają istoty nauczania. To, że Franciszek chce osłabić obsesje obyczajowo-seksualne, nie zmienia faktu, że nauczanie Kościoła w tym zakresie pozostaje anachroniczne. I jeśli kiedyś się zmieni, w końcu coś tam się zmienia przez wieki, to co najwyżej nadgoni świat. Kiedy w większości krajów europejskich kwestia jednopłciowych związków jest już uregulowana prawnie, czasem też w formie małżeństwa, z możliwością adopcji dzieci, dobry Franciszek jest na etapie niepotępiania – rzecz jasna człowieka, ale już z czynami gorzej. Co zresztą jest oficjalnym przesłaniem Kościoła od dawna, co z tego że nierespektowanym.
Z punktu widzenia ateistek i ateistów oraz ludzi wierzących rozmaitych wyznań, którzy pragnęliby, aby Polska była krajem świeckim, niepoddającym się dyktatowi Kościoła katolickiego, istotnym pytaniem jest, czy może mieć to wpływ na pozycję Kościoła w Polsce. Oczywiście obserwowanie procesów zmiany w Kościele powszechnym jest też poznawczo interesujące, ale bliższa ciału koszula.
Polski Kościół jest jednak zbyt konserwatywny – a któż to mianował tych wszystkich biskupów? – zbyt bogaty i zbyt dobrze wciąż osadzony w społeczeństwie, układach partyjnych i instytucjach państwa, żeby można było liczyć na zmianę.
Jedyne, co mógłby zrobić dla nas dobry papież Franciszek, to ekskomunikować wszystkich polskich katolików. Może nie chodzi dokładnie o ekskomunikę, raczej o cofnięcie do stanu przedkościelnego. Wyzerowanie. Coś w rodzaju grubej kreski, co pozwoliłoby wszystkim zacząć od nowa. Po „wyzerowaniu” najlepszym wyjściem dla istniejącej instytucji, gdyby chciała zachować wszystkie majątki i pierścionki, byłoby utworzenie własnego Kościoła. A „wyzerowane” społeczeństwo mogłoby od nowa, może bardziej świadomie, wybierać: Kościół katolicki czyli powszechny, Kościół Polski albo nic. Albo Latający Potwór Spaghetti. Już pojawienie się dwóch dużych Kościołów – bo pewno tak by się stało – poprawiłoby sytuacje. Mogłyby między sobą ustalać, który jest depozytariuszem Prawdy, a który Kasy. Ten Polski miałby nowy symbol – krzyż z Matką Boską, który bardzo ładnie prezentowałby się w Sejmie.
Rozwiązanie trudne do pomyślenia, prawda? Bo Kościół, nawet ten Franciszka, może nawoływać księży do jeżdżenia tańszymi samochodami, ale nigdy nie uszczupli swego stanu posiadania.
Źrodło: Dziennik Opinii KP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz