"Władze PRL bały się, że Janowi Pawłowi II stanie się krzywda. Wywołałoby to tragiczne konsekwencje społeczno-polityczne. Dlatego miałem informować watykańskie służby bezpieczeństwa o zagrożeniach" - twierdzi Tomasz Turowski, szpieg z otoczenia papieża.
Gdy 35 lat temu Karol Wojtyła został wybrany na głowę Kościoła, w Rzymie i Watykanie trzeci rok działał szpieg wywiadu PRL Tomasz Turowski, oficjalnie kleryk zakonu jezuitów. Wybór polskiego papieża sprawił, że otrzymał nowe zadania.
Misja Turowskiego była jedną z najpilniej strzeżonych operacji wywiadu PRL. Zwerbowany do służby w 1973 r. zaraz po skończeniu studiów przeszedł cykl szkolenia "nielegałów" - szpiegów wysyłanych za granicę pod fałszywą tożsamością.
Szczególny przypadek
W peerelowskim wywiadzie "nielegałów" w różnych okresach było od 11 do 14. Działali w USA, Wielkiej Brytanii, we Francji, w Niemczech, Szwecji, Szwajcarii, Austrii i Watykanie. Ich centrala (zwana Wydziałem XVI) mieściła się w oddaleniu od głównych budynków MSW. Szkolenia odbywały się w mieszkaniach operacyjnych, a cykliczne indywidualne odprawy - w tajnym ośrodku w Magdalence.
W tej elitarnej grupie Turowski był przypadkiem szczególnym. Pod własnym nazwiskiem, wykorzystując m.in. rodzinne koneksje w kręgach kościelnych, miał przejść pełną drogę duchownego katolickiego - od kleryka seminarzysty do wyświęconego kapłana. Był to jedyny tego rodzaju eksperyment w dziejach peerelowskich służb specjalnych. Trwał od 1975 do 1985 r. Po dziesięciu latach w zakonie jezuitów Turowski przerwał misję i odmówiwszy przyjęcia ostatnich święceń, wrócił do kraju. Pozostał jednak w wywiadzie. Po upadku PRL przeszedł pozytywną weryfikację i już jako oficer służb III RP pracował w polskiej dyplomacji. Był ambasadorem na Kubie i w Moskwie.
"Przyjaciel papieża"
Dla Karola Wojtyły Tomasz Turowski nie był osobą nieznaną. Przyszły szpieg jako dziecko poznał kardynała podczas przyjęcia w Krakowie. Potem, wiosną 1968 r., brał udział w spotkaniu hierarchy ze studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego zaangażowanymi w marcowe protesty.
Kontakt z Karolem Wojtyłą wykorzystał, gdy w 1975 r., po odbyciu kursu wywiadowczego, dostał zadanie przeniknięcia do struktur zakonu.
Turowski: - Byłem już po przysiędze, miałem stopień starszego sierżanta sztabowego i otwartą drogę do patentu oficerskiego. Wtedy dowiedziałem się, że mam wejść w szeregi jezuitów. Wzięło się to z tego, że jezuici są kapelanami we włoskich służbach specjalnych i u karabinierów. A Włochy to południowa flanka NATO, w sztolniach skalnych klifowego brzegu Sardynii w okolicach Perdasdefogu stacjonowały podwodne okręty atomowe USA. Ochrona kontrwywiadowcza i wywiadowcza tych obiektów po części spoczywała na wywiadzie i kontrwywiadzie włoskim. I w tych jednostkach byli kapelani, a kapelanami byli jezuici.
Swoją karierę w zakonie Turowski zaczął w Polsce, ale szybko zgłosił chęć wyjazdu na Zachód. - Dostałem listy polecające od kardynała Wojtyły i biskupów Władysława Rubina oraz Szczepana Wesołego, a więc od tych, którzy zajmowali się polską emigracją w Rzymie - mówi. - Wojtyła był osobą bardzo złożoną, teologicznie był dość zachowawczy, ale po ludzku bardzo otwarty i ciepły.
Poszedłem do niego i powiedziałem, że jadę na kurs języka do Włoch, nie mam jakichś specjalnych warunków finansowych i gdyby można było prosić o wsparcie na miejscu, to proszę. I Wojtyła napisał otwartym tekstem, że przyjdzie człowiek i żeby okazać mu wszelką potrzebną pomoc.
Po wyborze Karola Wojtyły na papieża jezuici przypomnieli sobie, że Turowski miał list polecający od niego. Ślad tego jest w biuletynie informacyjnym jezuitów wydawanym w języku hiszpańskim, w numerze ze stycznia 1979 r. Czytamy tam: "Scholastyk Turowski, który po skończeniu studiów był przez pewien czas zaangażowany w laikat w Polsce, miał liczne kontakty osobiste z monsignore Wojtyłą". Również w "SJ News and Features", jezuickim biuletynie centralnym, który ukazał się od razu po wyborze, pojawiła się informacja o Turowskim i zdanie, że "jest przyjacielem Papieża, który zdecydował się wstąpić do zgromadzenia jezuitów".
"Rozpracowywałem państwo Watykan"
Studiując w Rzymie, Turowski mieszkał w domu zakonnym i pracował w sekcji wschodniej Radia Watykańskiego. Wybór Jana Pawła II wywrócił do góry nogami jego misję. - Mniej więcej dwa tygodnie potem dostałem od kuriera instrukcję, żebym zaczął się interesować polityką watykańską. Przedtem to były absolutnie marginalne sprawy dla mnie, bo budowałem konsekwentnie legendę w innym kierunku - opowiada.
Czy po 1978 r. chodziło o to, żeby przeniknął do środowiska bliskiego papieżowi?
Turowski: - Nie musiało być nawet takiego założenia, bo sekcja polska Radia Watykańskiego, w którym już się znajdowałem, była z natury rzeczy powołana do obsługiwania nowego papieża.
Z Janem Pawłem II Turowski kontaktował się podczas nagrywania jego wystąpień dla radia. - Przy okazji dużych audiencji przygotowywano określone teksty. Przy całym szacunku dla zdolności lingwistycznych papieża powinny być one sformułowane w sposób właściwy, tak żeby odbiorca z danego kręgu językowego przyjął te słowa jako swoje. Na przykład, gdy była kwestia zwrócenia się do Rosjan, byłem proszony, żeby udać się do Ojca Świętego i nagrać ten tekst, a potem powtórzyć go z nim - wspomina Turowski, absolwent rusycystyki.
Papież Jan Paweł II na UJ w Krakowie, 1997 rok
Mówi też, że bywał na śniadaniach z Janem Pawłem II. Ich relacje były serdeczne. Czy ze swoich kontaktów z papieżem posyłał raporty do centrali? Na to pytanie nie udziela jednoznacznej odpowiedzi. Utrzymuje, że nie rozpracowywał Kościoła, lecz "państwo Watykan": - Równolegle ze mną działało w Watykanie kilkudziesięciu pracowników innych wywiadów i zbierało informacje polityczne o tym państwie.
W swoich relacjach [dla wywiadu] dokonywałem selekcji tych rozmów [z papieżem]. Pomijałem te, które dotyczyły kwestii duchowych. Zresztą to jest pośrednia odpowiedź na pytanie, czy następowała we mnie jakaś przemiana w związku z kontaktami z ludźmi, których szanowałem, często o dużych walorach moralnych, etycznych. Przemiany rzadko następują szybko, to proces uświadamiania sobie pewnych wartości, które dla mnie jako agnostyka początkowo były nieistotne, ale w pewnym momencie zaczęły być ważne. Dlatego czułbym zdecydowany dyskomfort, gdybym musiał relacjonować rzeczy dotyczące sacrum.
"Życie mojego rodaka leży mi na sercu"
Jakie więc było w tym czasie główne zadanie Turowskiego? W jego wersji władze PRL bały się, że Jan Paweł II może się stać obiektem zamachu. Turowski mówi, że obawiali się tego Edward Gierek i Stanisław Kania, kolejni sekretarze rządzącej wówczas Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej: - Władza zaczęła mieć specyficzny stosunek do papieża. Ci ludzie, najpierw Gierek, a potem Kania, mieli pewien czarny sen, koszmar. Najgorszą rzeczą, jaką sobie mogli wyobrazić, było to, że coś się temu człowiekowi, nie daj Boże, stanie - opowiada Turowski. Jego zdaniem "konsekwencje społeczno-polityczne dla Polski mogłyby być wtedy tragiczne. Destabilizacja, masowe wystąpienia ludności obarczającej establishment PRL-u winą za targnięcie się na życie i zdrowie papieża, reakcja Związku Radzieckiego na to".
Co to oznaczało dla Turowskiego?
- W centrali zapada ważna dla mnie decyzja. Dostaję polecenie, które, przyznam się, bardzo mi odpowiada, a którego bym się nigdy nie spodziewał. Otóż polecono mi dane dotyczące zagrożeń i luk w bezpieczeństwie Jana Pawła II przekazywać bezpośrednio do ludzi odpowiedzialnych za nie w Watykanie, czyli do służb watykańskich. Konkretnie do ojca Roberto Tucciego, którego już dobrze znałem dzięki temu, że był dyrektorem Radia Watykańskiego. Takie decyzje kierownictwa zapadały na najwyższym szczeblu.
Pytany, jak rozpoznawał zagrożenia, Turowski wyjaśnia: - Byłem oficerem, widziałem to, czego normalny widz nie zauważy. Idę na przykład do papieża z tekstem, który ma być wyemitowany w radiu, i widzę masę rzeczy. Każde służby, jeśli zbyt długo żyją w spokoju i w poczuciu błogiego bezpieczeństwa, mogą wiele przeoczyć. Rutyna w służbach specjalnych jest rzeczą zabójczą.
Jak o swoich wątpliwościach informował o. Tucciego?
Turowski: - Oczywiście nie mogłem iść do Tucciego i powiedzieć: "Zgłasza się major taki i taki, będę teraz ojca informował...". No nie, niemożliwe. Musi być legenda. Otóż często korzystałem z posiłków w domu pisarzy, gdzie zaglądali radiowcy. Na te same posiłki przychodził ojciec Tucci, a więc starałem się być blisko niego przy stole i opowiadać moje wrażenia.
Mówiłem na przykład, że wchodzę do Watykanu przez Bramę Świętej Anny, przechodzę przez dolne drzwi Wieży Świętego Mikołaja, idąc krętymi schodami na poziom mniej więcej pięćdziesięciu metrów - i co zauważam? Że na tym odcinku prawie stu metrów nie ma nawet kamery przemysłowej. Po lewej stronie od siedziby banku są drzwi do windy prowadzącej bezpośrednio do apartamentów papieża. Nie ma strażnika, nie ma nic. Dopiero na dziedzińcu jest budka z jednym żandarmem, który teoretycznie ma zapewnić bezpieczeństwo dwóch strategicznie ważnych dla państwa watykańskiego punktów. Na terenie Watykanu pracowało mnóstwo cywilów, którzy mogli się poruszać swobodnie. I na przykład, kiedy ja mówiłem, że jestem z radia i do kogo się udaję, to Szwajcar na wejściu przy Bramie Świętej Anny za pierwszym razem mnie sprawdził, ale za drugim, trzecim to już było przejście na zasadzie zasalutowania, stuknięcia halabardą i idź sobie, człowieku, dokąd chcesz.
Inna sytuacja: przechodzę obok windy prowadzącej do apartamentów papieskich i widzę, jak jest zabezpieczona, że ma tylko zwykły zamek yale. To znaczy, że spinką do włosów w ciągu paru minut ten zamek odblokuję i spokojnie wjadę do apartamentów. Te rzeczy opowiadałem przy obiedzie, i to donośnie.
Turowski mówi, że o. Tucci nie reagował bezpośrednio na te uwagi, ale "słuchał i wyciągał wnioski":
- Zaczął wyraźnie strzyc uszami i potem patrzę, a tu przy wejściu do Banku Watykańskiego nie stoi jeden strażnik, ale dwóch. Zauważyłem też zmianę zamka. Podczas tych posiłków mówiłem także o audiencjach środowych, bo owszem, szła tam ochrona równolegle do papamobilu, który wtedy był przecież otwarty, a nie zabudowany szybami kuloodpornymi.
Ale w papamobilu oprócz ochroniarza z przodu, za kierownicą, i Ojca Świętego oraz jego sekretarza powinno być przynajmniej jeszcze dwóch ochroniarzy siedzących z tyłu, a tu nie ma nic, jest pustka. Więc jak mają w razie czego reagować ochroniarze, którzy idą po bokach samochodu, parę metrów od niego? Przecież nie mają czasu, żeby zakryć osobę chronioną własnym ciałem, tak jak im nakazuje regulamin. To były skandaliczne niedopatrzenia.
Czy takie zainteresowanie sprawami bezpieczeństwa nie wydało się o. Tucciemu podejrzane?
Turowski: - Kiedyś stwierdził pytająco: "Tyle o tym mówisz...". Ja na to, że przecież życie mojego rodaka i papieża leży mi na sercu. Gdyby mu się coś, nie daj Boże, stało...
Jedna notatka
W dokumentach służb specjalnych PRL dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej nie ma wielu materiałów na temat działalności Tomasza Turowskiego w przebraniu jezuity. Jego akta osobowe (oraz raporty i meldunki, jakie posyłał ze swojej pracy szpiegowskiej w Watykanie i we Francji) najprawdopodobniej znajdują się w zbiorze zastrzeżonym, do którego dostęp ma Agencja Wywiadu. Jednym z nielicznych dostępnych dokumentów jest tajna notatka, która dotyczy właśnie bezpieczeństwa Jana Pawła II i zwiększenia ochrony wokół papieża.
Pochodzi z 1980 r. Sygnowana jest kryptonimem cyfrowym "10682", który przypisany był Turowskiemu (pozostałe jego kryptonimy to "Orsom" i "Ritter").
- Jest to bardzo ważny dokument - mówi Turowski. - Poświadcza skuteczność mojego działania na korzyść bezpieczeństwa Watykanu. To jedyna notatka informacyjna dotycząca bezpieczeństwa watykańskiego, którą przesłałem do centrali w Polsce. Pisałem to w okresie, kiedy starałem się suflować ojcu Tucci konieczność wzmocnienia ochrony papieża. Podjęte wtedy działania nie dotyczyły bezpieczeństwa samego papieża, ale bezpieczeństwa granicy Watykanu. Komisariat policji przy Watykanie znajduje się po stronie włoskiej, bo to Włosi mają obowiązek zapewnić nieprzenikalność dla elementów kryminalnych tej właśnie granicy. Wówczas nie było mowy o bramkach elektronicznych itd. Natomiast fakt, że nagle podjęto decyzję o przysłaniu 17 ludzi więcej do tego niewielkiego komisariatu, to był znak, że ktoś doszedł do wniosku, że może zaistnieć jakieś niebezpieczeństwo. I to była konsekwencja moich działań, dlatego że miałem kontakty z prałatem Monduzzim. Zresztą strona włoska bardziej się tym przejęła niż wewnętrzne służby watykańskie. Tu była wciąż jakaś naiwna wiara, że to jest tak wysoki autorytet duchowo-moralny, że nikt nie poważy się podnieść na niego ręki. Niestety, kilkanaście miesięcy później okazało się, że jest inaczej.
Czy papież go rozszyfrował?
13 maja 1981 r. Jan Paweł II został postrzelony na placu św. Piotra przez tureckiego zamachowca Ali Agcę. W tym czasie Turowski od ponad pół roku był już we Francji. Okoliczności jego wyjazdu z Rzymu mogą wskazywać, że Jan Paweł II mógł mieć intuicję (ale nie pewność) co do prawdziwej roli młodego kleryka. W książce były szpieg przytacza swoją rozmowę z papieżem, do której doszło po jednym ze śniadań, po modlitwie. - Gdy byliśmy w kaplicy razem, Jan Paweł II zapytał: "Jaka jest właściwie twoja misja?". Odpowiedziałem tylko, że moim obowiązkiem jest służba Polsce i dbanie o bezpieczeństwo Ojca Świętego.
Czy papież go rozszyfrował? Tego nie da się jednoznacznie stwierdzić. Faktem jest, że po tej rozmowie zakon przeniósł kleryka z Rzymu do Paryża, gdzie Turowski pozostał do 1985 r.
Pytany, czy po latach uważa, że oszukiwał papieża, odpowiada:
- Papieża jako szefa państwa Watykan zapewne tak, papieża jako człowieka - nie.
W dokumentach służb specjalnych PRL dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej nie ma wielu materiałów na temat działalności Tomasza Turowskiego w przebraniu jezuity. Jego akta osobowe (oraz raporty i meldunki, jakie posyłał ze swojej pracy szpiegowskiej w Watykanie i we Francji) najprawdopodobniej znajdują się w zbiorze zastrzeżonym, do którego dostęp ma Agencja Wywiadu. Jednym z nielicznych dostępnych dokumentów jest tajna notatka, która dotyczy właśnie bezpieczeństwa Jana Pawła II i zwiększenia ochrony wokół papieża.
Pochodzi z 1980 r. Sygnowana jest kryptonimem cyfrowym "10682", który przypisany był Turowskiemu (pozostałe jego kryptonimy to "Orsom" i "Ritter").
- Jest to bardzo ważny dokument - mówi Turowski. - Poświadcza skuteczność mojego działania na korzyść bezpieczeństwa Watykanu. To jedyna notatka informacyjna dotycząca bezpieczeństwa watykańskiego, którą przesłałem do centrali w Polsce. Pisałem to w okresie, kiedy starałem się suflować ojcu Tucci konieczność wzmocnienia ochrony papieża. Podjęte wtedy działania nie dotyczyły bezpieczeństwa samego papieża, ale bezpieczeństwa granicy Watykanu. Komisariat policji przy Watykanie znajduje się po stronie włoskiej, bo to Włosi mają obowiązek zapewnić nieprzenikalność dla elementów kryminalnych tej właśnie granicy. Wówczas nie było mowy o bramkach elektronicznych itd. Natomiast fakt, że nagle podjęto decyzję o przysłaniu 17 ludzi więcej do tego niewielkiego komisariatu, to był znak, że ktoś doszedł do wniosku, że może zaistnieć jakieś niebezpieczeństwo. I to była konsekwencja moich działań, dlatego że miałem kontakty z prałatem Monduzzim. Zresztą strona włoska bardziej się tym przejęła niż wewnętrzne służby watykańskie. Tu była wciąż jakaś naiwna wiara, że to jest tak wysoki autorytet duchowo-moralny, że nikt nie poważy się podnieść na niego ręki. Niestety, kilkanaście miesięcy później okazało się, że jest inaczej.
Czy papież go rozszyfrował?
13 maja 1981 r. Jan Paweł II został postrzelony na placu św. Piotra przez tureckiego zamachowca Ali Agcę. W tym czasie Turowski od ponad pół roku był już we Francji. Okoliczności jego wyjazdu z Rzymu mogą wskazywać, że Jan Paweł II mógł mieć intuicję (ale nie pewność) co do prawdziwej roli młodego kleryka. W książce były szpieg przytacza swoją rozmowę z papieżem, do której doszło po jednym ze śniadań, po modlitwie. - Gdy byliśmy w kaplicy razem, Jan Paweł II zapytał: "Jaka jest właściwie twoja misja?". Odpowiedziałem tylko, że moim obowiązkiem jest służba Polsce i dbanie o bezpieczeństwo Ojca Świętego.
Czy papież go rozszyfrował? Tego nie da się jednoznacznie stwierdzić. Faktem jest, że po tej rozmowie zakon przeniósł kleryka z Rzymu do Paryża, gdzie Turowski pozostał do 1985 r.
Pytany, czy po latach uważa, że oszukiwał papieża, odpowiada:
- Papieża jako szefa państwa Watykan zapewne tak, papieża jako człowieka - nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz