Pierwszy milion zarobił pod wodą. A koledzy nurkowie stali się jego współpracownikami w kolejnych firmach. Historia właściciela największego prywatnego polskiego banku, budowniczego najwyższego budynku mieszkalnego w Polsce. Jednego z najbogatszych Polaków
Żółty kask z dwiema latarkami, czerwono-czarny kombinezon. Leszek Czarnecki za chwilę skoczy w dół do cenoty - tak nazywa się studnia, wylot zalanej wodą jaskini.
Pod tropikalną dżunglą przez 80 km ciągnie się podziemny labirynt. Meksyk, półwysep Jukatan. Czarnecki będzie bił rekord świata w długości nurkowania jaskiniowego. Ma do pokonania 17 km. Labirynt jaskiń nazwano Dos Ojos - po hiszpańsku "Dwoje oczu", bo największe wyloty tworzą dwa duże jeziora. Woda jest w nich błękitna, ale kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią panuje mrok. Podwodne korytarze zwężają się, łatwo można uderzyć w nacieki krasowe, utknąć w rozpadlinie albo zawadzić o dno, wzburzyć muł i stracić orientację. Czarnecki przygotowywał się wiele tygodni.
Był pod wodą 9 godzin i 18 minut. Wynurzył się po zmroku. Rekordzistą pozostaje do dzisiaj.
Podobnie jest w biznesie. Zbudował najwyższy w Polsce budynek mieszkalny - Sky Tower we Wrocławiu. Ma największy w kraju całkowicie prywatny bank z polskim kapitałem - Getin Noble Bank (większy jest tylko państwowy PKO BP). Na liście najbogatszych Polaków miesięcznika "Forbes" Czarnecki zajmuje 4. miejsce z majątkiem szacowanym na 4,4 mld zł (na liście tygodnika "Wprost" - nr 5 i 4,3 mld zł).
Wieża do nieba
23 maja 2012, godz. 18.00. Czarnecki otwiera Sky Tower: 50 pięter i 212 metrów wysokości (z iglicą wyższy jest tylko Pałac Kultury i Nauki w Warszawie). Gotowa jest galeria handlowa, wyżej trwają prace wykończeniowe. Przyjechało sześciuset zaproszonych VIP-ów. Jest były prezydent Lech Wałęsa, były wicepremier prof. Leszek Balcerowicz oraz kardynał Henryk Gulbinowicz. Wieczorem wezmą udział w gali w Operze Wrocławskiej - włoski kompozytor Ennio Morricone będzie dyrygował orkiestrą, która wykona jego przeboje filmowe.
Przed wejściem do Sky Tower Czarnecki polecił ustawić czterometrową odlaną z brązu rzeźbę Salvadora Dali - spływający z drzewa zegarek nazywa się "Profil czasu" i kosztował 3 mln zł.
Czarnecki zrzuca wstęgę i przemawia: "Zacytuję Johna Kennedy'ego, który podczas zaprzysiężenia na prezydenta powiedział: >>Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju<<. Ja oddaję Sky Tower wrocławianom!".
Lokalne gazety będą żartowały, że dał miastu galerię handlową, na której sam będzie zarabiał.
- Użyłem cytatu z Kennedy'ego, bo budowa była ważna dla miasta i gospodarki. Pracowało na niej ponad półtora tysiąca osób. Gdy w końcu 2008 przerwałem ją na pół roku, odebrano to jako symbol tego, że zaczął się kryzys - tłumaczy dziś Czarnecki.
Sky Tower kosztowała ponad 1 mld zł.
Spawacz podwodny
- Nie pamiętam, kiedy zacząłem nurkować. Najpierw jako amator z maską, potem pływałem w płetwach - jest taka konkurencja sportowa. W końcu znalazłem ogłoszenie w gazecie o kursie w klubie PTTK "Zorba", zgłosiłem się i zdobywałem kolejne stopnie - opowiada.
W 1980 roku pod presją rodziny poszedł na studia na Wydziale Inżynierii Sanitarnej Politechniki Wrocławskiej. - Wśród moich najbliższych byli sami budowlańcy. Ale szybko się przekonałem, że uczę się nie tego zawodu - wyznał w "Rzeczpospolitej" w 1997 roku.
Chciał nurkować. W 1984 roku jako 22-letni chłopak został instruktorem - najmłodszym w Polsce. Zaczął wyjeżdżać za granicę z Akademickim Klubem Nurkowym "Pirania". W 1985 roku wziął urlop dziekański i zorganizował dla kilkudziesięciu osób kilkumiesięczną wyprawę nad Morze Czerwone.
Ale na to trzeba było mieć pieniądze.
Tak 5 września wyglądał południowy Wrocław ze szczytu Sky Tower
- Na studiach myłem autobusy w Szwecji, kopałem rowy i czyściłem szamba w Polsce, a potem założyłem firmę robót podwodnych, w której pracowałem jako nurek - mówił Czarnecki w magazynie "Sukces" w 2006 r. Ukończył kurs cięcia i spawania blach i zapisał się do cechu rzemieślniczego jako spawacz podwodny.
Gdy w Polsce ogłoszono stan wojenny, Bernard Afeltowicz był wiceprzewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Politechnice Wrocławskiej. Zaczął organizować strajk. Został internowany i skazany na rok więzienia.
Tak 5 września wyglądał południowy Wrocław ze szczytu Sky Tower
- Na studiach myłem autobusy w Szwecji, kopałem rowy i czyściłem szamba w Polsce, a potem założyłem firmę robót podwodnych, w której pracowałem jako nurek - mówił Czarnecki w magazynie "Sukces" w 2006 r. Ukończył kurs cięcia i spawania blach i zapisał się do cechu rzemieślniczego jako spawacz podwodny.
Gdy w Polsce ogłoszono stan wojenny, Bernard Afeltowicz był wiceprzewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Politechnice Wrocławskiej. Zaczął organizować strajk. Został internowany i skazany na rok więzienia.
Leszek Czarnecki zakładał NZS na swoim wydziale. 13 grudnia 1981 roku Służba Bezpieczeństwa zatrzymała go na 48 godzin.
Współpraca z SB? Podwójny agent
- Nie potrafię powiedzieć, kiedy poznaliśmy się z Leszkiem. Po wyjściu z więzienia byłem instruktorem harcerskim, a on organizował wyprawy nurkowe. Uczyłem go jeździć na nartach, a on mnie nurkować - opowiada Afeltowicz.
1 lipca 2008 roku "Rzeczpospolita" na portalu internetowym zamieszcza informację: "Miliarder donosił na kolegów". Powołuje się na dokumenty odnalezione w Instytucie Pamięci Narodowej. To zobowiązanie Czarneckiego do współpracy z SB podpisane 9 sierpnia 1980 roku - tuż po maturze. Miał otrzymać pseudonim "Ernest".
Według "Rzeczpospolitej" w 1982 roku zainteresował się nim także wywiad PRL, który liczył, że Czarnecki wyjedzie do USA lub Wielkiej Brytanii i zostanie agentem.
Na giełdzie spadają kursy akcji spółek Czarneckiego. Zwołuje konferencję prasową. Otaczają go koledzy z czasów studenckich. Wyjaśniają, że o wszystkim wiedzieli.
Czarnecki twierdzi, że SB próbowała go zmusić do donoszenia na kolegów. Gdy im o tym powiedział, ustalili, że będzie odgrywał rolę podwójnego agenta. Potwierdzają to dawni działacze NZS Krzysztof Błachut i Jerzy Drozd.
- Nigdy nie składałem żadnych donosów na konkretne osoby - oświadcza Czarnecki.
Ujawnia, że SB również chciała go zwerbować przed jedną z wypraw nurkowych w połowie lat 80., a później tuż przed upadkiem komunizmu w 1989 roku; po raz ostatni próbował UOP na początku lat 90.
- Miałem 18 lat, byłem naiwnym idealistą i popełniłem błąd - mówi dziś Czarnecki. - Najważniejszą lekcją, którą dostałem, było to, aby nigdy nie wiązać się z polityką ani politykami. Hołduję temu do dzisiaj. Przyniosło mi to zresztą więcej dobrego niż złego.
Współpraca z SB? Podwójny agent
- Nie potrafię powiedzieć, kiedy poznaliśmy się z Leszkiem. Po wyjściu z więzienia byłem instruktorem harcerskim, a on organizował wyprawy nurkowe. Uczyłem go jeździć na nartach, a on mnie nurkować - opowiada Afeltowicz.
1 lipca 2008 roku "Rzeczpospolita" na portalu internetowym zamieszcza informację: "Miliarder donosił na kolegów". Powołuje się na dokumenty odnalezione w Instytucie Pamięci Narodowej. To zobowiązanie Czarneckiego do współpracy z SB podpisane 9 sierpnia 1980 roku - tuż po maturze. Miał otrzymać pseudonim "Ernest".
Według "Rzeczpospolitej" w 1982 roku zainteresował się nim także wywiad PRL, który liczył, że Czarnecki wyjedzie do USA lub Wielkiej Brytanii i zostanie agentem.
Na giełdzie spadają kursy akcji spółek Czarneckiego. Zwołuje konferencję prasową. Otaczają go koledzy z czasów studenckich. Wyjaśniają, że o wszystkim wiedzieli.
Czarnecki twierdzi, że SB próbowała go zmusić do donoszenia na kolegów. Gdy im o tym powiedział, ustalili, że będzie odgrywał rolę podwójnego agenta. Potwierdzają to dawni działacze NZS Krzysztof Błachut i Jerzy Drozd.
- Nigdy nie składałem żadnych donosów na konkretne osoby - oświadcza Czarnecki.
Ujawnia, że SB również chciała go zwerbować przed jedną z wypraw nurkowych w połowie lat 80., a później tuż przed upadkiem komunizmu w 1989 roku; po raz ostatni próbował UOP na początku lat 90.
- Miałem 18 lat, byłem naiwnym idealistą i popełniłem błąd - mówi dziś Czarnecki. - Najważniejszą lekcją, którą dostałem, było to, aby nigdy nie wiązać się z polityką ani politykami. Hołduję temu do dzisiaj. Przyniosło mi to zresztą więcej dobrego niż złego.
Źródło: Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz