czwartek, 28 marca 2013

85 lat Zbigniewa Brzezińskiego


Dzisiaj Zbigniew Brzeziński obchodzi 85 rok urodzin. Powinszowania od autora bloga, Zbig! 200 lat!

Sylwetkę jego w "Wyborczej" kreśli Andrzej Lubowski:


Gdy w 1989 roku Gorbaczow pozwolił mu pojechać do Katynia i wręczono mu wieniec ze wstęgą: "Polskim oficerom, ofiarom niemieckich zbrodniarzy 1941", Brzeziński zdarł ją w gniewie i na kartce papieru dużymi literami napisał: "Polskim oficerom, ofiarom Stalina i NKWD". Dziś Zbigniew Brzeziński kończy 85 lat
ZBIGNIEW BRZEZIŃSKI KOŃCZY DZIŚ 85 LAT

Na Kremlu urzędował jeszcze Stalin, gdy młodziutki Zbigniew Brzeziński pisał na Harvardzie o totalitarnej dyktaturze. Nie miał jeszcze trzydziestki, gdy podsuwał idee młodemu senatorowi ze stanu Massachusetts o nazwisku Kennedy. Jego rad szukało siedmiu prezydentów Stanów Zjednoczonych: John Kennedy, Lyndon Johnson, Jimmy Carter, Ronald Reagan, George H.W. Bush, Bill Clinton i Barack Obama.

"Zbig" mówi piękną polszczyzną, choć w kraju ojczystym spędził zaledwie trzy lata: od siódmego do dziesiątego roku życia. Tuż po zakończeniu II wojny światowej, jako młody człowiek, który nigdy nie był w Rosji, świetnie rozumiał zagrożenia dla demokracji ze strony sowieckiego totalitaryzmu. Ale też pojmował, że trwałe odcięcie się Zachodu od kontaktów z systemem sowieckim skazałoby setki milionów ludzi, także Polaków, na cywilizacyjne zapóźnienie. Dlatego był orędownikiem detente, rozumianego jako ulica dwukierunkowa: coś za coś. Był architektem polityki wspierania praw człowieka, która odegrała kluczową rolę w działaniach antykomunistycznej opozycji w bloku wschodnim.

Nie tracił nigdy z pola widzenia interesów i aspiracji Polski. W 1953 roku w Monachium zgłosił chęć współpracy z Radiem Wolna Europa. Jan Nowak-Jeziorański, wieloletni szef rozgłośni polskiej, przypomniał później, że to Brzeziński powstrzymał rozbiórkę RWE i Radia Swoboda.

Polski Sierpień '80 obserwował z mieszanką radości, podniecenia i obaw. Sprawdzały się jego prognozy, że system zacznie pękać od środka. Z drugiej strony jak mało kto wiedział, co się działo na Kremlu. Nigdy się zapewne nie dowiemy, czy gdyby nie presja Brzezińskiego na Cartera i przywódców w Bonn, Paryżu i Londynie, wydarzenia nie przybrałyby bardziej krwawego obrotu.

Gdy w 1989 roku Gorbaczow pozwolił mu pojechać do Katynia i wręczono mu wieniec ze wstęgą: "Polskim oficerom, ofiarom niemieckich zbrodniarzy 1941", Brzeziński zdarł ją w gniewie i na kartce papieru dużymi literami napisał: "Polskim oficerom, ofiarom Stalina i NKWD".

Był żarliwym adwokatem przyjęcia Polski do NATO, co miało w Ameryce sporo oponentów.

Brzezińskiego bardziej na świecie szanują, niż lubią. Żelazna logika, niska tolerancja dla głupców, pustosłowia i hipokryzji sprawiają, że przyklejano mu notorycznie etykietkę aroganta. Nie kokietuje skromnością, nie podlizuje się mediom. Nie cedzi słów, gdy dziennikarz, który robi z nim wywiad, wykazuje się ignorancją. Odmawia rozmów na tematy banalne. To dobry sposób, aby doczekać się zarzutu wyniosłości.

Im dłużej grzebałem w archiwach, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że etykietka wroga numer 1, jaką przez lata Kreml rezerwował dla Brzezińskiego, to więcej niż wyraz obsesji - że było w tym wiele na rzeczy. Brzeziński ma niedoceniany udział w nieoczekiwanie rychłym zgonie ZSRR. Widział pęknięcia w fasadzie sowieckiego systemu wyraźniej i przewidział jego ostateczny upadek wcześniej niż ktokolwiek inny liczący się w USA. A gdy znalazł się w Białym Domu jako doradca Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego, potrafił to przełożyć na politykę, która tę korozję pogłębiła i upadek przyśpieszyła.

Wierzy i zawsze wierzył, że liczą się nie tylko interesy - że ważne są także wartości.

*Andrzej Lubowski, publicysta i ekonomista, jest autorem biografii Zbigniewa Brzezińskiego: "Zbig. Człowiek, który podminował Kreml", wyd. Agora, listopad 2011 


Tekst za: Wyborcza.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz