środa, 27 marca 2013

Smoleńsk Kaczyńskiego: Winien także Sikorski



Jarosław Kaczyński zmienia strategię w narzędziu politycznym "Smoleńsk". To nie tylko "wina Tuska". Nad wyraz mocny to zawodnik. Wszyscy się zastanawiają, że Donald Tusk nie pęka. Wytrzymuje. Każdy na jego miejscu by nie wytrzymał, gdzieś się załamał.

Kaczyński więc atakuje ogniwa Tuska: rządowe, partyjne.

Na pierwszy ogień poszedł Tomasz Arabski przy okazji rekomendowania go na ambasadora RP w Madrycie. Pojawiły się w Sejmie bojówki Klubów Gazety Polskiej i oskarżenia z zastraszaniem: "Jesteś winny, przywleczemy cię z Madrytu, aby postawić przed sądem i  kazamaty.

Nowa strategia smoleńska Kaczyńskiego, jak na dłoni jest widoczna w wywiadzie dla Niezalezna.pl: - Czyim ministrem jest Radosław Sikorski? Sądzę, że przyjdzie taki czas, kiedy będziemy to pytanie bardzo konkretnie stawiać. Ale póki nie będziemy mieli odpowiednich narzędzi, to nie będziemy mogli tej sprawy doprowadzić do końca.

- Minister Sikorski usprawiedliwia Rosjan. W zasadzie się nie dziwi, że nie oddają wraku. Daje alibi stronie rosyjskiej.

- Wystarczy wysłuchać tego, co pani teraz powiedziała, by zadać pytanie, czyim Sikorski jest ministrem? Ale to jest na dłuższą rozmowę i nieco inny czas. A sądzę, że przyjdzie taki czas, kiedy będziemy to pytanie bardzo konkretnie stawiać. Póki nie będziemy mieli odpowiednich narzędzi, to nie będziemy mogli tej sprawy doprowadzić do końca. Mówię tutaj o sprawie, czym się kieruje minister Sikorski.

Padają także porównania do PRL. Wówczas były lepiej prowadzone śledztwa:  - Nawet w PRL-u badania katastrof sowieckich samolotów, które były w Locie i rozpadały się w powietrzu, były jednak niezależne. Rosjanie się nie zgadzali z wynikami naszych badań.

- Wciąż jest znak zapytania, co się stało? - pyta. - Nie mogło być tak, żeby brzoza urwała potężne skrzydło samolotu. Nie może być tak, żeby samolot rozleciał się na małe kawałki. Przy zderzeniu ze stosunkowo niewielką szybkością i miękkim podłożem byłoby to możliwe. Ale są też prawa fizyki. Można przyjąć, że gdyby samolot rzeczywiście uderzył z taką szybkością, o takie miękkie podłoże, to znaczna część, a nawet nie można wykluczać, że wszyscy pasażerowie, by ocaleli.

Źródło: Gazeta.pl





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz