Nie żądajmy, by agent Tomek był aniołem. "Oczekiwanie wobec byłego oficera służby specjalnej, że będzie aniołem, jest infantylne" - słusznie zauważył Adam Hofman.
No dobrze. Obniżmy nieco poprzeczkę. Czy możemy oczekiwać, że poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej nie będzie palantem? Tylko tyle.
Jeśli ten postulat nie jest infantylny, to ja naprawdę bardzo bym prosił. I myślę, że nie jestem w tym osamotniony. Wszyscy polscy wyborcy poczuliby się lepiej, gdyby politycy nie przechwalali się po pijaku wielkością penisa ani nie żądali od mężów swych kochanek, by spie...li, bo jak nie, to zaraz ich je..ą krzesłem.
Zresztą nie tylko wyborcom by ulżyło, także na przykład Jarosław Kaczyński, było nie było żoliborski inteligent, miałby znacznie większy komfort, gdyby otaczali go ludzie na poziomie, jak to już nieraz w przeszłości bywało. Pan prezes z pewnością z tęsknotą wspomina czasy, gdy jego środowiskiem politycznym byli: Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek, Lech Wałęsa, Jacek Kuroń czy Adam Michnik.
Raczej nie musiał się wówczas obawiać, że taki - powiedzmy - Mazowiecki wycedzi z błyskiem w oku: "Jedź do domu, bo ja za trzy sekundy wstanę i cię napie...". Albo że mu Geremek zagrozi: "Jak będziesz do mnie, kur..., przybijał, to ja grzecznym chłopcem nie jestem".
Ciężko musi być Kaczyńskiemu na duszy, gdy uprzytomni sobie, w jakich kręgach się dziś obraca i z kim robi politykę. Kto przychodzi na demonstracje, które organizuje, kto go tam słucha, oklaskuje i skanduje "Jarosław, Polskę zbaw".
Wystarczy przeczytać hasła na transparentach, by uświadomić sobie skalę upadku prezesa PiS - polityka, który kiedyś był bliskim współpracownikiem twórców polskiej niepodległości i demokracji. Jako sekretarz Komisji Krajowej "Solidarności" uczestniczył w zakulisowych przygotowaniach i w samych rozmowach Okrągłego Stołu, jego ukochany brat Lech brał udział w poufnych rządowo-opozycyjnych spotkaniach na najwyższym szczeblu w Magdalence. 4 czerwca 1989 r. obaj startowali jako członkowie drużyny Lecha Wałęsy w wyborach do parlamentu - Lech został senatorem, a Jarosław posłem.
"Wspominam 4 czerwca 1989 roku jako niezwykle szczęśliwy dzień, jeden z najszczęśliwszych w życiu, niezależnie od tego, że później było wiele zawodu. To był moment ogromnie istotny w polskiej historii" - mówił prezes kilka lat temu.
A dziś?
Dziś Jarosław Kaczyński kroczy na czele pochodów niosących hasła "13 grudnia i 4 czerwca rocznicami hańby i zdrady ojczyzny", "Gdańsk przeprasza za L. Wałęsę", "Przepraszacie za Jedwabne, to przeproście też za Mazowieckiego i Michnika i zdradę Okrągłego Stołu". A ważnymi postaciami w jego obozie politycznym są: Adam Hofman, Tomasz Kaczmarek i Krystyna Pawłowicz.
Powie ktoś, że nie można upaść niżej?
Można, można. Czytam właśnie, że w poniedziałek w rocznicę masakry górników z Wujka pod kopalnią doszło do bójki między kibolami Ruchu Chorzów i GKS Katowice. Interweniowała policja, która użyła gazu i zatrzymała 30 osób.
Hofman z dużym penisem oraz Kaczmarek z nagą klatą i krzesłem w dłoni to jeszcze nie jest to najgorsze, co może polityka spotkać. Poniżej tego poziomu jest następne dno. Ale tu już naprawdę trzeba uważać. Agent Tomek tylko się przechwala, a ci chłopcy rzeczywiście mogą tak pier... krzesłem, że człowiek się już nie podniesie.
Jeśli ten postulat nie jest infantylny, to ja naprawdę bardzo bym prosił. I myślę, że nie jestem w tym osamotniony. Wszyscy polscy wyborcy poczuliby się lepiej, gdyby politycy nie przechwalali się po pijaku wielkością penisa ani nie żądali od mężów swych kochanek, by spie...li, bo jak nie, to zaraz ich je..ą krzesłem.
Raczej nie musiał się wówczas obawiać, że taki - powiedzmy - Mazowiecki wycedzi z błyskiem w oku: "Jedź do domu, bo ja za trzy sekundy wstanę i cię napie...". Albo że mu Geremek zagrozi: "Jak będziesz do mnie, kur..., przybijał, to ja grzecznym chłopcem nie jestem".
Ciężko musi być Kaczyńskiemu na duszy, gdy uprzytomni sobie, w jakich kręgach się dziś obraca i z kim robi politykę. Kto przychodzi na demonstracje, które organizuje, kto go tam słucha, oklaskuje i skanduje "Jarosław, Polskę zbaw".
Wystarczy przeczytać hasła na transparentach, by uświadomić sobie skalę upadku prezesa PiS - polityka, który kiedyś był bliskim współpracownikiem twórców polskiej niepodległości i demokracji. Jako sekretarz Komisji Krajowej "Solidarności" uczestniczył w zakulisowych przygotowaniach i w samych rozmowach Okrągłego Stołu, jego ukochany brat Lech brał udział w poufnych rządowo-opozycyjnych spotkaniach na najwyższym szczeblu w Magdalence. 4 czerwca 1989 r. obaj startowali jako członkowie drużyny Lecha Wałęsy w wyborach do parlamentu - Lech został senatorem, a Jarosław posłem.
"Wspominam 4 czerwca 1989 roku jako niezwykle szczęśliwy dzień, jeden z najszczęśliwszych w życiu, niezależnie od tego, że później było wiele zawodu. To był moment ogromnie istotny w polskiej historii" - mówił prezes kilka lat temu.
A dziś?
Dziś Jarosław Kaczyński kroczy na czele pochodów niosących hasła "13 grudnia i 4 czerwca rocznicami hańby i zdrady ojczyzny", "Gdańsk przeprasza za L. Wałęsę", "Przepraszacie za Jedwabne, to przeproście też za Mazowieckiego i Michnika i zdradę Okrągłego Stołu". A ważnymi postaciami w jego obozie politycznym są: Adam Hofman, Tomasz Kaczmarek i Krystyna Pawłowicz.
Powie ktoś, że nie można upaść niżej?
Można, można. Czytam właśnie, że w poniedziałek w rocznicę masakry górników z Wujka pod kopalnią doszło do bójki między kibolami Ruchu Chorzów i GKS Katowice. Interweniowała policja, która użyła gazu i zatrzymała 30 osób.
Hofman z dużym penisem oraz Kaczmarek z nagą klatą i krzesłem w dłoni to jeszcze nie jest to najgorsze, co może polityka spotkać. Poniżej tego poziomu jest następne dno. Ale tu już naprawdę trzeba uważać. Agent Tomek tylko się przechwala, a ci chłopcy rzeczywiście mogą tak pier... krzesłem, że człowiek się już nie podniesie.
Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz