wtorek, 30 kwietnia 2013

Wymiana konserwy



Nie słuchałam premiera, który wyjaśniał, dlaczego zdymisjonował Jarosława Gowina. Nie włączyłam telewizora, by wysłuchać oświadczenia odwołanego polityka. Nie oglądałam zdymisjonowanego ministra Gowina u Tomasza Lisa. Wystarczyła mi lektura kilku relacji prasowych, by poznać przebieg wypadków i dowiedzieć się, że następcą Jarosława Gowina został Marek Biernacki. Dlaczego miałabym ekscytować się wymianą rządowej konserwy?
To, że środowiskom kobiecym i ministrowi Gowinowi było nie po drodze, to chyba najdelikatniejszy z możliwych eufemizmów. Nie miałyśmy jakichś wielkich oczekiwań wobec nominacji dokonanej w 2011 r. przez premiera Tuska, ale wybór ministranta z katechizmem zamiast ministra z konstytucją negatywnie nas zaskoczył. Wkrótce minister Gowin, który ramię w ramię z biskupami katolickimi zaciekle walczył z Konwencją antyprzemocową, udowodnił, że były powody do obaw.

Powołanie posła Gowina na stanowisko ministra sprawiedliwości było zwykłą kalkulacją polityczną premiera Tuska. Priorytetem nie były ani kwalifikacje, ani umiejętności, ani tym bardziej wykształcenie kandydata, który już kilka lat temu radośnie obwieścił w wywiadzie, że słyszy głosy zarodków (w polityce kompetencje niezwykle rzadko się liczą, drodzy przeciwnicy kwot płci). Liczyło się to, że filozof Jarosław Gowin, wydający gazetkę "Super Lider", musiał być zajęty czymś innym niż tylko dążeniem do przejęcia władzy w Platformie. W momencie, gdy premier po raz kolejny przekonał się, że jego plan się nie powiódł, minister stracił stanowisko.

Biernacki "człowiekiem środka"? Zdumiewające...

Minister Gowin myli się, sądząc, że stracił stanowisko za poglądy. Oczywiście bycie męczennikiem za katolickie sumienie (dla większego dramatyzmu można jeszcze dodać rozszarpanie przez medialne lwy) brzmi lepiej niż bycie zdymisjonowanym za podskakiwanie premierowi, ale nie zmienia to faktu, że prawdziwe jest to drugie. W końcu następca ministra Gowina ma takie same jak on poglądy, ale jego przewaga w oczach premiera polega na tym, że nie będzie ich demonstrował w tak niedyplomatyczny sposób i plątał się w sprostowaniach, które niczego nie wyjaśniają.

Marek Biernacki na stanowisku ministra sprawiedliwości to kolejna kalkulacja premiera Tuska, który chce dopieścić platformianych fundamentalistów religijnych. Zdumiewające w kontekście poglądów nowego ministra są słowa jednego z publicystów, który nazywa go "człowiekiem środka, zdrowego rozsądku (który) zbiera madonny malowane na szkle, ale nie słychać go w Radiu Maryja". Zgodnie z jaką logiką centrum miałoby się znajdować na prawo od ściany? Równie dobrze można nazywać "człowiekiem środka" kogoś, kto klęczy, ale nie leży krzyżem.

"Godny reprezentant sejmowych fundamentalistów"

Nowy minister sprawiedliwości jest godnym reprezentantem sejmowych fundamentalistów: w 1997 r. głosował za konkordatem, czyli poddaństwem Polski Watykanowi, a w następnych latach za każdym razem opowiadał się za totalnym zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej (jak widać, nawet zezwolenie Polkom na przerwanie ciąży powstałej w wyniku gwałtu albo zagrażającej ich zdrowiu lub życiu to już zbytek pańskiej łaski). O tym, że nowy minister sprzeciwia się związkom partnerskim, nie trzeba już chyba nawet wspominać. Najbliższe miesiące pokażą, czy i jak fundamentalizm religijny nowego ministra przełoży się na funkcjonowanie ministerstwa.

******

Zapraszam na moją stronę Wiem Kogo Wybieram. Niezbędnik Wyborczyń i Wyborców Liberalnych Światopoglądowo, by zapoznać się z profilem nowego ministra i innych posłów i posłanek. Wbrew temu, co napisał Bogdan Wróblewski, WKW nie ma autorów lecz autorkę - dziennikarskie śledztwo wystarczyło ograniczyć do wejścia w zakładkę "O stronie".

*Anna Dryjańska - socjolożka, publicystka, członkini Fundacji Feminoteka


Źródło: TOK FM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz