poniedziałek, 10 czerwca 2013

Polska według Rymkiewicza: "Nie wyszliśmy z PRL-u. Kaczyńskiego będą chcieli zabić"



Żyjemy w permanentnym uzależnieniu od Moskwy, bo w 1980 roku nikogo nie zgilotynowaliśmy. W efekcie nie mamy niepodległości i tylko jakiś wielki reytanowski gest połączony z rozlewem krwi może nas z czasem wyzwolić" - mówi Jarosław Marek Rymkiewicz w wywiadzie, jaki przeprowadziła Joanna Lichocka.
Rozmowa jest zamieszczona portalu Salon24.pl. Punktem wyjścia była książka Rymkiewicza "Reytan. Upadek Polski". Rymkiewicz to jeden z poetów prawicy. Tuż po katastrofie smoleńskiej, 19 kwietnia 2010 roku, opublikował na łamach "Rzeczpospolitej" wiersz "Do Jarosława Kaczyńskiego, w którym pisał: "Ojczyzna jest w potrzebie - to znaczy: łajdacy/Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy. (...) I znowu są dwie Polski - są jej dwa oblicza. (...) Dwie Polski - jedna chce się podobać na świecie/ I ta druga - ta którą wiozą na lawecie".

Joanna Lichocka to prawicowa dziennikarka, znana ostatnio z filmów o Smoleńsku ("Mgła", "Pogarda", "Przebudzenie") i Lechu Kaczyńskim ("Prezydent").

"W Sierpniu trzeba było gilotynować!"

Rozmowa zaczyna się od mocnego stwierdzenia, że Polacy są notorycznie zdradzani. "Od roku 1939 do roku 2013, czyli trwa to lat niemal siedemdziesiąt cztery [lata]. Teraz policzmy, ile lat to trwało w wieku XVIII. Od roku 1764 do roku 1795, kiedy zamknęły się dzieje ówczesnej Rzeczypospolitej, minęło ile lat? Trzydzieści jeden. Czyli obecnie trwa to już ponad dwa razy dłużej" - mówi Rymkiewicz. A potem jest coraz ostrzej, coraz mocniej.

Jego zdaniem rok 1989 nie był żadną cezurą: "W roku 1989 nic się nie zaczęło i nic nie skończyło. Jeśli w Magdalence coś ustalono, to tylko zasady, na jakich ma zostać zorganizowana i przeprowadzona następna peerelowska odwilż" - ocenia Rymkiewicz. Podobnie nieważną datą był - jego zdaniem - Sierpień 1980 roku (fala robotniczych strajków na Wybrzeżu zakończonych podpisaniem Porozumień Sierpniowych): "Rewolucja! Toż to śmiechu warte. Cóż to za rewolucja, która nie gilotynuje władców, nie demoluje doszczętnie starego porządku i nie wyrzuca tego porządku na śmietnik. A więc była to peerelowska odwilż" - mówi.

"Idzie o to, żeby husarii nie było już na Kremlu"

Pisarz uważa też, że Polska nigdy nie wyszła z PRL-u: "Powie pani, że to jakaś moja fantasmagoria, bo przecież wystarczy popatrzeć wokół, żeby zobaczyć zmiany - tłumaczy się Lichockiej. - Owszem, wszystko się zmieniło, ale nic się nie zmieniło" - stwierdza enigmatycznie. "To była rzeczywiście wielka i co więcej bardzo miła odwilż (...). Zamiast pustych półek - są supermarkety. Zamiast własności państwowej - jest własność prywatna lub korporacyjna.(...) I tak dalej. Jedno się tylko nie zmieniło - istota PRL-u. Wystrój jest nowy, a istota stara."

Co jest tą istotą? Zdaniem Rymkiewicza to, że "był on i jest nadal kawałkiem moskiewskiego imperium, kawałkiem zarządzanym na sposób moskiewski przez ludzi wyznaczonych lub przynajmniej zaakceptowanych przez Moskwę".

I dalej przekonuje literat: "Dzieje tego kawałka mają toczyć się tak i tylko tak, jak sobie tego życzy imperium - mają to być dzieje podporządkowane interesom imperium".

Dlaczego Moskwa miałaby nas kontrolować? Bo "Polacy, którym odebrano własny los dziejowy, nigdy już nie pojawią się na Kremlu - ze swoją husarią i ze swoimi sztandarami - ze swoim republikańskim sztandarem wolności dla wszystkich narodów. Tak, właśnie o to tu chodzi" - pointuje J.M. Rymkiewicz.

"Wybory? Proszę się nie łudzić, to nic nie zmieni"

Skoro nie mamy niepodległości - co robić? Odpowiedzi nie są jasne. "Ani bunt robotników, ani, tym bardziej narodowe powstanie nie otworzą nam teraz drogi do niepodległości. W ten sposób z PRL-u nie wyjdziemy" - przekonuje autor "Reytana". "Każdy bunt Polaków zostałby teraz natychmiast spacyfikowany przez siły porządkowe przysłane z Moskwy i z Berlina - z przyzwoleniem Wspólnoty Europejskiej, nawet na jej żądanie, z powołaniem się na jej demoliberalne ideały".

Może wystarczy wygrać wybory, jak wydaje się niektórym? Nic podobnego: "[Uważa się], że Jarosław Kaczyński wygra wybory i to doprowadzi nas do odzyskania niepodległości. Ale to jest naiwne (...). Mam nadzieję, że wygra ostrożnie, skromnie, z rozwagą - uzyska trzydzieści kilka do czterdziestu procent i nie będzie rządził".

Gdyby jednak PiS wygrał, to "Będą demoliberalne manifestacje i awantury, będą wrzaski gwałconych przez faszystów feministek, potem ktoś podpali jakąś synagogę, ktoś wysadzi w powietrze jakiś tutejszy sowiecki pomnik i, wreszcie, w imię obrony demokracji oraz w imię walki z polskim terroryzmem zostaną wezwane siły porządkowe, rosyjskie i niemieckie. (...) A jeśli PiS uzyska 75 procent - to wtedy trochę poczekają, trochę się przyjrzą, a potem spróbują zabić Jarosława Kaczyńskiego".

Dlatego pisarz apeluje: "Wzywam do ostrożności, rozwagi, namysłu - nie nad tym, jak natychmiast odzyskać niepodległość (bo to teraz niemożliwe), ale nad tym, jak wejść na drogę, która prowadzi do niepodległości".

Co robić? "Krzyczeć strasznym głosem, czekać na okazję"

Nie ma więc innej drogi do wybicia się na niepodległość, jak "powtórzyć to, co wykonał Reytan, i to będzie początek - trzeba rzucić się na próg, rozedrzeć koszulę (...) i krzyczeć: - Liberum veto! Nie pozwalam! - Na niewolę, na pohańbienie, na upokorzenie naszej dumy narodowej: - Nie pozwalamy! - Trzeba to krzyczeć wielkim, strasznym głosem".

Bo - zdaniem Rymkiewicza - chodzi o to, żeby nie być niewolnikami dwóch mocarstw. "Ten wielki krzyk nawet z jakimś małym rozlewem krwi połączony, no trudno - mógłby sprawić, że Polska przebudziłaby te wszystkie małe narody, które żyją wokół nas i które chcą wydobyć się spod władzy rosyjskiej albo spod władzy niemieckiej. (...) Wtedy uruchomimy wszystkie polskie siły - wszystko, co zorganizowaliśmy na ziemi i pod ziemią - i wybijemy się na niepodległość. I wtedy będziemy mieć niepodległą Polskę - dobrą matkę wszystkich małych sfederowanych narodów - od morza do morza."

Cały wywiad na Salon24.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz