środa, 7 sierpnia 2013

Bohaterski powrót ze zmywaka w Anglii, czyli dlaczego nie potrzebuję pomocy Sandry Borowieckiej

Sandro! Gdy tylko zobaczyłam wściekłe ujadanie na Twoim blogu, odnośnie naszego dzisiejszego tekstu, aż zamarłam i nie wierzyłam w słowa, które czytam. Takiego poziomu hipokryzji i niewdzięczności nie widziałam już dawno. Byłam pierwszą osobą w redakcji, która trafiła na ten wpis, więc po mojej rozmowie z redaktorem naczelnym zdecydowaliśmy, że napiszę o tym tekst, ale pamiętaj – nikt mi nie kazał tego robić, ani nawet nikt mi takiego tematu nie zasugerował, zatem to, co zaraz przeczytasz nie jest zbiorowym jękiem obrażalskiego zespołu dziennikarzy. Ten tekst jest kierowany do Ciebie tylko ode mnie i wyłącznie ja podpisuję się pod nim na dole.

[chodzi mi dokładnie o ten wpis na Twoim blogu i fakt, że zgodnie z dzisiejszymi informacjami wkrótce zaczniesz pracować na bezpłatnym stażu w Superstacji]

Ja, o mnie, mną, mój – we wprowadzeniu trochę tego dużo, więc może na początku opowiem Ci trochę o sobie. Mam 20 lat, urodziłam się w 1992 roku, studiuję dziennie Historię Sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, póki jeszcze ilość godzin zajęciowych nie przeszkadza mi realizowaniu celów, które koncentrują się poza bramami uniwersytetu. Bardzo lubię te studia i wiedzę, jaką na nich gromadzę, ale podobnie jak Ty uważam, że wcale nie są gwarantem zatrudnienia (całe szczęście, że już od prawie roku mam pracę). 

Nie jestem Zuzą Ziomecką, zatem fakt, że do Ciebie piszę nie jest żadnym wyróżnieniem, ale myślę, że powinnaś zwrócić na mnie uwagę, bo jestem jedną z tych „młodych uciśnionych”, o których próbujesz walczyć, bohatersko wyjeżdżając na zmywak do Anglii. Jeżeli mam być szczera, to o mnie nie musisz. Dzięki, radzę sobie sama. Pracuję w redakcji i bardzo to sobie cenię. Nie jest to bezpłatny staż, zarabiam pieniądze i to naprawdę niezłe, jak na kogoś w moim wieku. Nikt mi tego nie załatwił. Nie pochodzę z Warszawy. Moi rodzice, mimo że są najwspanialsi na świecie, nie są ani bogaci, ani wpływowi, zatem to też nie ich sprawka. Nikogo nie szantażowałam, z nikim się nie przespałam, nikogo nie zrzuciłam ze stołka, który później zajęłam. Po prostu poświęciłam temu trochę czasu i obrałam sobie mało ekscytującą, ale jak widać skuteczną drogę po schodach, wchodząc na każde piętro po kolei zamiast próbować katapultowania się od razu na siódme piętro, łamiąc sobie przy tym nogi. 

Wiedziałam co powinnam zrobić, odnosiłam się do wszystkich z którymi się kontaktowałam z szacunkiem i nie próbowałam wyważać otwartych drzwi. Pomogło mi pewnie to, że należę do osób całkiem zaradnych i dość rozwiniętych jak na swój wiek i pewnie miałam też trochę szczęścia, ale chyba z tego nikt mnie nie będzie rozliczał, bo to już nie moja wina. Poza tym, podobnie do Ciebie jestem trochę bezczelna, ale jest jednak rzecz, w której się mocno różnimy.

Wiadomo, że praca nie leży na ulicy. Wielu moich znajomych ma problem ze znalezieniem jakiegokolwiek zatrudnienia, bo konkurencja jest bardzo duża, bezpłatne staże robią na rynku inflację, podobnie jak prywatne uczelnie. Dlatego doceniani są ludzie kreatywni, oryginalni i walczący w ciekawy sposób, którymi warto się inspirować - niekoniecznie kopiując ich zachowania, ale także wykazując się alternatywnym i świeżym podejściem do problemu.

Zupełnie nie rozumiem Twojego oburzenia tematem Kariny Gos, z którą tak naprawdę powinnaś zbić sobie piątkę, ale z zazdrości pewnie tego nie zrobisz. Dlaczego mamy o niej nie pisać? W czym jest gorsza od Ciebie? Dziewczyna w bardzo kreatywny sposób znalazła pracę stosując ciekawą taktykę podjazdowej wojny i zwróciła na siebie uwagę. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wysyłając do wielu redakcji list wraz ze swoim CV, Twoim zamiarem nie było znalezienie w nich pracy. Stałaś się popularna, Karina również, dlatego o niej piszemy. Czy zatem ona jest gorszą bohaterką artykułu? Nie, jest może nawet lepszą. Dlaczego? Bo ona dostała wymarzoną pracę, zatem skuteczność jej działań jest potwierdzona realnym sukcesem, a nie jedynie pogonią za nim i roszczeniową histerią. 

To zabawne, ale ironicznie proponowane przez Ciebie trenowanie boksu przyniesie młodym raczej więcej korzyści, niż tupanie nóżkami w podłogę i krzyczenie „mnie się należy”. Dlaczego Ci się należy, Sandro? Zastanawiałaś się może kiedyś, dlaczego się nie udało? Czemu ja i Karina mamy pracę, a Ty nie? Myślę, że znam odpowiedź. 

Nie brakuje Ci umiejętności. Podoba mi się sposób w jaki piszesz, ponieważ jest wartki, mocny i dosadny. Co więcej, uważam, że Twój styl jest nawet atrakcyjniejszy dla czytelnika niż mój. Zastanawiałam się dlaczego Ci nie wyszło. Jesteś zdrową (zatem w przeciwieństwie do mnie choroby nie utrudniają Ci życia), elokwentną i świadomą swoich zalet dziewczyną. Gdyby to właśnie tak rysowała się Twoja postać, jako pracodawca przyjęłabym Cię od razu, ale niestety wszystkie Twoje dobre cechy przysłania jedna ogromna wada – brakuje Ci pokory. Uwierz mi, można być w czymś świetnym, ale trzeba zawsze pamiętać, że są jacyś ludzie jeszcze lepsi od Ciebie, albo po prostu stoją na wyższej od Ciebie pozycji. I gryzienie ich, zamiast ugryzienia siebie w język, jest naprawdę słabym pomysłem. Jesteś dla mnie mistrzynią palenia za sobą mostów i jedyne, czego nas młodych może nauczyć Twój przykład to to, jak można zmarnować naprawdę dużą szansę. 

Poza tym, szokuje mnie to, jak diametralnie zmieniło się Twoje stanowisko odnośnie darmowych staży, które uznawałaś za największe przekleństwo obecnego świata, a teraz idziesz na staż w Superstacji, tracąc honor i wystawiając konsekwentność swoich słów i działań na pośmiewisko. Jak to możliwe, że ktoś, kto zachęcał tysiące ludzi do tego, aby nie dali się wyzyskiwać, z podkulonym ogonem idzie się właśnie temu wyzyskowi poddać? Wstyd. Ja na Twoim miejscu bym zamilkła, zamiast udawać, że to kolejna próba zbawiania świata.

Skoro Twoja opinia o stażach zmieniła się o 180 stopni, to pewnie Twój stosunek do naTemat.pl, który teraz, jak widzę, jest bardzo negatywny, może też się zmieni. Nie wiem jak reszta redakcji, ale ja na pewno piszę o Tobie i do Ciebie po raz pierwszy i po raz ostatni – mam niestety świadomość, że w tej chwili trochę Cię promuję, a już wszyscy wiemy, że raczej nie warto, bo każdą osobę, która wyciąga do Ciebie rękę, po prostu w nią gryziesz.

Pozdrawiam serdecznie i życzę pokory,

Weronika Lewandowska

Źródło: naTemat.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz