piątek, 30 sierpnia 2013

Reporterzy napisali biografię ojca Rydzyka


Dziennikarze "Gazety Wyborczej" ujawniają nowe fakty o księdzu, który trzęsie polską polityką i Kościołem


Jacek Kowalski: Dla kogo napisaliście tę książkę? Bo chyba nie dla słuchaczy Radia Maryja?

Piotr Głuchowski: Jak najbardziej także dla nich. Żeby było jasne: my w "Imperatorze" nie przypuszczamy ideologicznego ataku na księdza Rydzyka. Jesteśmy wstrzemięźliwi i obiektywni do bólu. Oddajemy głos także tym ludziom, którzy go chwalą. Mówią, jaki jest ciepły, życzliwy, oszczędny i skromny.

I nie ma samochodu marki Maybach.

Jacek Hołub: Nie ma i nigdy nie miał. W ogóle nie opływa w luksusy, to mit. Mieszka w skromnej klasztornej celi bez telewizora. Denerwują go wyrazy uwielbienia ze strony nawiedzonych słuchaczek. Generalnie unika osób przesadnie religijnych. Nie lubi modlitewnej ostentacji. Działa bardzo niestandardowo, ale kiedy trzeba, potrafi być konkretny. Niech nikogo nie zmyli jego dziwaczna czasami polszczyzna.


W książce jest tego sporo.

J.H.: Ojciec dyrektor nie chciał nam udzielić wywiadu do biografii, o co oficjalnie poprosiliśmy, ale właściwie nic się nie stało, bo ja od dekady słucham audycji Radia Maryja i pisząc, mieliśmy do wyboru dosłownie tysiące wypowiedzi księdza na wszelkie możliwe tematy. Niektóre zdania są szokujące i kompletnie nieznane, ponieważ coś poszło w eter o trzeciej nad ranem i tylko jeden raz.

Ojciec dyrektor jest nocnym markiem.

J.H.: Trochę z konieczności, ponieważ Polonia północnoamerykańska, która sponsoruje rozgłośnię, słucha jej o 2-3 w nocy czasu polskiego. A radiostacja nadaje na żywo. Chociaż opóźniacz oczywiście działa.

Nie wszyscy wiedzą, co to jest.

P.G.: Urządzenie opóźniające radiowy przekaz w stosunku do tego, co wypowiada się w studiu. To uniemożliwia nieprzyjaznemu słuchaczowi powiedzenie w trakcie audycji czegoś niewłaściwego. Ktoś krzyknie słynne już "trzy słowa do ojca dyrektora"...

...też nie wszyscy je znają.

P.G.: Ciekawych odsyłam do książki. A zatem ktoś coś brzydkiego wrzuca, a ojciec prowadzący naciska wtedy guzik - byle w ciągu siedmiu sekund - i fragment audycji nigdy nie pójdzie w eter. Opóźniacz to zresztą tylko jedno z wielu urządzeń strzegących bezpieczeństwa na antenie.

Jak się wam udało ustalić te wszystkie szczegóły?

J.H.: Rozmawialiśmy z byłymi pracownikami radia, studentami szkoły medialnej, przyjaciółmi ojca Rydzyka, z redemptorystami, z politykami goszczącymi na antenie i z redaktorami tzw. toruńskich mediów, m.in. z Arturem Zawiszą, dziś politykiem Ruchu Narodowego, a kiedyś pierwszym naczelnym "Naszego Dziennika". Wszystkim tym osobom bardzo dziękujemy, bo to jednak duża odwaga wystąpić w tej książce. Obiektywizm to jedno, ale reakcja ojca dyrektora na własną biografię będzie na pewno ostra.

P.G.: Samo to, że ją napisali dwaj czynni dziennikarze "Gazety Wyborczej", już jest powodem do gniewu.

Boisz się? Masz jakiś problem z ojcem Rydzykiem?

P.G.: Ja? Nie! Ale moja mamusia ma.

Czemu?

P.G.: Jest parafianką redemptorystów w Toruniu i - jak słyszałem - musiała kiedyś wysłuchać na mszy, że mieszka tu taki jeden antychryst w mieście, co nienawidzi Radia Maryja i dzieł przy nim wyrosłych.

J.H.: O mnie mówiono z anteny „naczelny dyżurny » Gazety Wyborczej «inwigilujący Radio Maryja”. Wielokrotnie byłem też „pozdrawiany”.

Czym sobie zasłużyliście na taką krytykę?

J.H.: Prowadzę "blog dla fanów Radia Maryja" - glosrydzyka.blox.pl - i opisuję tam na bieżąco dokonania księdza. To samo robię także na łamach "Wyborczej".

P.G.: Ja z kolei przez lata byłem dziennikarzem toruńskiego dodatku "Gazety" i też sporo pisałem o ojcu dyrektorze. Bo to przecież najciekawszy człowiek w Toruniu. Tylko nie znosi krytyki, ponieważ w swoim mniemaniu prowadzi coś między misją ewangelizacyjną, krucjatą a obroną ostatniej reduty. "Szatan się uwziął na Polskę, bo to jest najsilniejszy kraj katolicki w świecie". Dyrektor często powtarza tę myśl. A kto krytykuje misjonarza - obrońcę substancji narodu - jest po stronie szatana. Jest wrogiem Boga, Kościoła i ojczyzny.

Dla Tadeusza Rydzyka wszyscy są swoi lub obcy.

P.G.: Tak. Media są dobre i złe. My z Jackiem jesteśmy po stronie zła. I nie ma dyskusji. A szkoda - bo we mnie nie ma jakiejkolwiek złości wobec ojca dyrektora. Polubiłem go jako nietuzinkowego bohatera. I wydaje mi się, że lepiej go zrozumiałem, pracując nad książką. Przynajmniej od czasu, gdy razem z Jackiem wgryźliśmy się w jego trudne - i skrzętnie skrywane - dzieciństwo w Olkuszu.

[...]
Dlaczego skrywane?

J.H.: Ojciec dyrektor urodził się jako nieślubne dziecko. Dokuczał mu z tego powodu nawet miejscowy proboszcz. Do tego bieda, aż piszczy. Mieszkali z mamą i jej konkubentem w suterenie przyzakładowego domu tuż pod murami fabryki naczyń emaliowanych.

Mały Tadeusz...

J.H.:...uczył się bardzo przeciętnie. Nie przyjęli go do szkoły średniej. Poszedł do zawodówki, ale uciekł stamtąd do seminarium. To była jedyna droga ucieczki od olkuskiej beznadziei i biedy: jak nie mogę zostać inteligentem - a nie chcę być robotnikiem - pójdę na księdza. Właściwie na brata zakonnego, bo to było niższe seminarium. Znajomi ojca dyrektora z Olkusza wspominają, że w dzieciństwie nie był jakoś nadzwyczajnie religijny, za to był bardzo grzeczny.

Wy rozmawialiście kiedyś w cztery oczy?

P.G.: Miałem zaszczyt przeprowadzić krótki wywiad z ojcem Rydzykiem w 1991 r., gdy się sprowadził do Torunia. Co ciekawe - teraz to wiem - przyjechał wówczas wbrew swojej woli. Chciał założyć Radio Maryja w Krakowie, ale arcybiskup Franciszek Macharski się nie zgodził. Nie ufał ojcu Rydzykowi, ponieważ ten o mało nie został wcześniej usunięty z zakonu.

Co?!

P.G.: Dokładniej mówiąc, dostał suspensę, czyli zakaz sprawowania posługi kapłańskiej. Ale jej nie odebrał. Zrobił unik.

Jak?

P.G.: To wszystko jest bardzo tajemnicze. Stosunki między księdzem Tadeuszem a zgromadzeniem przez ponad dekadę były napięte. On w latach 70. służył w Toruniu jako katecheta. Bardzo się zżył z młodzieżą, prowadził zespół bigbitowy, na elektrycznych skrzypcach grał tam późniejszy rzecznik i poseł SLD Jerzy Wenderlich. Młody Tadeusz załatwiał instrumenty, nagłośnienie, a jak trzeba było, to i łóżka do spania. A przełożeni nagle każą mu to wszystko rzucać i wyjeżdżać do jakiegoś Szczecinka, gdzie diabeł mówi dobranoc. W Szczecinku, gdzie młody zakonnik robi ferment, tworzy Klub Inteligencji Katolickiej, pomaga młodzieży wieszać krzyże w szkołach, co nie umyka nawet wojewódzkiej bezpiece z Koszalina. W karnawale "Solidarności" organizuje wielkie plenerowe nabożeństwa. Jest uwielbiany...

A na to zakon...

J.H.: ...każe mu się zamknąć w klasztorze w Braniewie. Na jeszcze większym odludziu. Kompletny koniec Polski, dalej jest tylko sowiecka granica. Oficjalnie - trafia tam dla podreperowania zdrowia. Później przenosi się do Krakowa. Prowadzi duszpasterstwo akademickie, które zamienia się - wbrew woli księdza - w taką rozemocjonowaną grupę poszukujących chrześcijan. Bardzo nieortodoksyjną, zbliżoną do wspólnot ewangelikalnych. Przeciwieństwo obecnej Rodziny Radia Maryja. Studenci, wolne ptaki, młodzi, miejscy intelektualiści, także ci wątpiący, dyskutujący na niewygodne dla hierarchii kościelnej tematy.

Tadeusz Rydzyk bez tajemnic

Do kościołów wprowadzał muzykę rockową. Uciekł na Zachód, a zakon wysłał za nim wilczy bilet. Wrócił odmieniony - po to, by zostać najsłynniejszym polskim redemptorystą, najbardziej szarą z szarych eminencji polskiej polityki i stworzyć medialne imperium.

Jaką rolę w jego ucieczce odegrało spotkanie z Janem Pawłem II? Skąd wziął pierwszy milion i kto mu ukradł drugi? Co go łączyło z władzami Rosji, a co z rzecznikiem SLD? Co jada, co mówi prywatnie, komu ufa, a kto go popiera? Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami radia i szkoły medialnej w Toruniu?



"Ojciec Tadeusz Rydzyk. Imperator" Piotra Głuchowskiego i Jacka Hołuba, blisko 450 stron historii fascynującego i kontrowersyjnego człowieka, ukaże się w księgarniach 12 września 2013 r.

Książka inauguruje nową serię Biblioteki "Gazety Wyborczej" - "Reporterzy Dużego Formatu". 


Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz