poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Polski bigbit powraca i wchodzi na hipsterskie salony! Dwudziestolatkowie poznają na nowo muzykę swoich rodziców

W weekendowy wieczór odwiedziłam bar mieszczący się w warszawskiej Hali Koszyki. Niedziela i deszcz, momentami zamieniający się w ulewę – kiepskie warunki na imprezę. Jednak mimo to, w Koszykach cała przestrzeń przy ladzie oraz niewielkie patio było wypełnione ludźmi w moim wieku, tańczącymi radośnie. Co w tym dziwnego? To, że bawili się w najlepsze w rytm... bigbitu, który znów jest mocno "na fali".

Czym jest bigbit? To popularny w latach sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych styl muzyki młodzieżowej. Bigbitowe utwory są szybkie, przyjemne w słuchaniu, pełne energii i charakteryzują się dość prostym tekstem. W Polsce silną bigbitową ekipę tworzyli: Skaldowie, Czerwone Gitary, Niebiesko-Czarni, Halina Frąckowiak, Ada Rusowicz, Czesław Niemen, Seweryn Krajewski i Karin Stanek.

Czym jest Big beat?

Z angielskiego "mocne uderzenie". Bardzo popularny w latach sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych XX wieku styl muzyki młodzieżowej, wyparty później przez inne style muzyki rockowej. Przedstawicielami big-beatu światowego byli we wczesnym okresie swojej twórczości The Beatles. Utwory bigbitowe charakteryzowały się łatwą linią melodyczną, prostymi tekstami i - bardzo często - szybkim rytmem. CZYTAJ WIĘCEJ

za Wikipedią


Wiadomo nie od dziś, że wielu ludzi wciąż słucha polskiej muzyki z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, lecz z reguły są to osoby, które w jej rytm tupały nogą na pierwszych potańcówkach i lubią do tych wspomnień wracać. Istnieją też młodsi, uświadomieni muzycznie pasjonaci i ludzie słuchający nowoczesnych wersji polskiego bigbitu, na przykład w wykonaniu popularnej ubiegłego lata Ani Rusowicz. Pora na kolejną falę. W tej chwili do wyżej wymienionych dołączają ci, którzy przeżywając naturalną fascynację zespołami z młodości swoich rodziców, nieco zapomnieli o polskich wykonawcach. Teraz nadrabiają straty i dzięki temu radosny, wciąż świeży bigit wchodzi na "hipsterskie" salony.
Do takiego stanu rzeczy niewątpliwie przyczynił się koncert Zbigniewa Wodeckiego na Off Festival, który co prawda wykonawcą stricte bigbitowym nie jest, ale ma z tą muzyką dużo wspólnego. Już na długo przed samym wydarzeniem, występ wywoływał spore emocje. "Nie mogę, Wodecki na Offie!" pisali na Facebooku przez kilka dni nie tylko zajmujący się muzyką znajomi, ale i zupełni laicy. Wszystkim wydawało się to dziwne i śmieszne, że taki "dinozaur" jak Zbigniew Wodecki wystąpi na festiwalu muzyki alternatywnej. 
Jak wyszło? Świetnie. Wielu uczestników koncertu całkowicie zaskoczyły jego wczesne kompozycje, które w Katowicach wykonywał wraz z zespołem Mitch&Mitch. – Absolutnie najlepszy koncert festiwalu, przepiękne utwory, zaskakujące aranżacje – mówił mi Jacek Marczuk, redaktor Porcys.pl. "To jest serio wczesny Wodecki?" pytali ludzie na koncercie. Przez wielu z nich występ został uznany za muzyczne wydarzenie roku, oprócz świetnych aranży pełne także i radosnych momentów, jak na przykład ten, kiedy Zbigniew Wodecki zaczął wykonywać na scenie Moon Walk.

Jeszcze w trakcie weekendowego wydarzenia w Koszykach, podczas którego tłumy nastolatków, studentów, freelancerów (a także i – nie ukrywajmy – lanserów), tańczyły do wczesnych utworów Czesława Niemena, Karin Stanek, Skaldów i właśnie Zbigniewa Wodeckiego, słyszałam głosy, że to genialna sprawa i wkrótce będzie powtórka. I to nie jedna. 

Moda na design, typografię i architekturę z lat sześćdziesiątych trzyma się wśród kreatywnych dwudziestolatków już od dłuższego czasu, a w tej chwili dołącza do tego wszystkiego muzyka. Czy to oznacza, że za miesiąc wszystkie imprezy będą wyglądały w ten sposób?

Jestem na tak.

Źródło: naTemat.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz