czwartek, 1 sierpnia 2013

SOMMERVILLE: Wszyscy potrzebujemy humanistów

Często pytam moich studentów, który z wydziałów naszego University of Florida wybraliby, żeby nauczyć się, jak wydawać własne pieniądze. Okazuje się, że coraz więcej młodych ludzi nie po to idzie na studia. Chcą się dowiedzieć: jak zarabiać pieniądze. A gdzie mogą się nauczyć, co jest ważne samo w sobie? Gdzie dowiedzą się, które ze spraw, dosłownie rzecz ujmując, są bezcenne w życiu?
Nauki przyrodnicze, społeczne i techniczne, a także programy zawodowe różnego typu pomagają nam osiągać wyznaczone cele. Ale nie mówią nam, co powinniśmy czynić, co warto robić ani jak priorytetyzować zadania. Taka „ścisła” edukacja zdaje się kierować naturalistycznymi i utylitarnymi założeniami. One nigdy nie doprowadzą nas do doznania, które teolog Paul Tillich określił kiedyś jako „stan najwyższego zatroskania”. To dlatego nasze cele ekonomiczne są wyrażone w wynikach produktywności, a nie w ludzkiej satysfakcji.
Niestety, nawet humanistyka, której naucza się na uczelniach, niespecjalnie pomaga odpowiedzieć na powyższe pytania. Jak niedawno podkreślał Anthony Kronman w książce „Education’s End: Why Our Colleges and Universities Have Given Up On the Meaning of Life” (Yale University Press, 2007), prestiż nauk przyrodniczych skusił wydziały humanistyczne do koncentrowania się na porządku badań naukowych, zamiast kontynuować ich bardziej oczywistą misję filozoficzno-edukacyjną.
Profesorowie literatury dopiero co wychodzą z jałowego okresu, podczas którego koncentrowali się na motywach i tożsamości autorów i czytelników, kosztem wszystkiego, co jest esencją literatury. Ich studenci oczekiwali, że dzięki humanistyce staną się mądrzejsi. Zamiast tego wylądowali w elitarnym gronie technoliteratów. To duże rozczarowanie. Chcieli cieszyć się pracami literackimi, a nie badać je pod lupą tak długo, aż stracą całą swoją żywotność.
Historycy trudzą się, żeby pola ich działań czy też metody miały charakter ezoteryczny. Pozostawili więc spisywanie historii amatorom, którzy wciąż rozumieją, że czytając o historii, poznajemy tak naprawdę samych siebie i nasze życie.
Filozofowie z wielu uniwersytetów są tak zaabsorbowani pytaniami dotyczącymi technologii, że dziś nikt nie potrafi sobie wyobrazić, że mogliby stanowić jakąkolwiek pomoc dla społeczeństwa. Tu, gdzie mieszkam w Stanach Zjednoczonych, nie są już oni służącymi społeczeństwu intelektualistami. Nasi dziennikarze praktycznie nie wiedzą, jak się z nimi skontaktować i dlaczego w ogóle powinni to zrobić. Politycy, którzy muszą podejmować brzemienne w skutki decyzje na rzecz naszych słabnących społeczeństw, nie wiedzą, jak mieliby skorzystać z ich ekspertyz. To dlatego nasi politycy nie okazują zainteresowania humanistyką i decydują niczym księgowi.
Możemy to zmienić. Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że pytania, przed którymi staje nasza polityka i nasze kształcenie zawodowe, zawierają w sobie dużą dozę informacji na temat natury ludzkiej. Dlatego stale powinniśmy pytać samych siebie: jakie są konsekwencje naszych decyzji? Jakie humanistyczne wartości chcemy promować? Jakie są, poza materialnym dostatkiem, wyznaczniki dobrego życia? W jakim społeczeństwie chcemy żyć i jak możemy je wspierać?
Takie pytania od razu kierują nasze myśli ku kwestiom i pojęciom, z którymi humaniści mierzyli się od zawsze. Możemy uznać je za kwestie elementarne i poniżej zainteresowania wysoce wykwalifikowanego uczonego. To szkoda, ponieważ odpowiedzi na te pytania można szukać bez końca. Każda nowa sytuacja jest okazją do zrewidowania intelektualnej tradycji naszej kultury. Możemy twierdzić, że nasza kultura jest zaściankowa i że powinniśmy dążyć do wielokulturowych standardów. Ale ten wysiłek jest paraliżujący.
Ponieważ Zachód zdaje sobie sprawę ze swoich malejących wpływów oraz traci pewność siebie, niektórzy myśliciele coraz częściej i bez oporów zwracają się ku swoim narodowym tradycjom. Mają nadzieję, że robią tym samym pewny krok w przód, a nie w tył. Niektórzy nawet uważają, że religijne tezy są nieuniknione w wejściu ponad nihilizm, który wzywa do poddania w wątpliwość ludzkie różnice. Jürgen Habermas przyznał to w rozmowie z katolickimi myślicielami. Niektórzy wiodący europejscy myśliciele, tacy jak Hans Gadamer, Paul Ricoeur, Jacques Ellul, Emmanuel Levinas czy Richard Swinburne, nigdy nie robili tajemnicy ze swojej religijnej orientacji. Ale są też i tacy, jak René Girard, Leszek Kolakowski, Gianni Vattimo, Anthony Flew, Slavoj Zižek i Jacques Derrida, którzy musieli wyleczyć się z takiej wizji.
Kluczem do ożywienia sekularnego lub religijnego humanizmu jest zdanie sobie sprawy z faktu, że nasza technologia, wykształcenie oraz pytania natury politycznej, mają wpływ na nasze postrzeganie człowieka i dobrego społeczeństwa. Takie puzzle nie mogą być rozwiązywane według finansowego klucza. W próbie odpowiedzi na te pytania, zawsze będziemy potrzebowali pomocy myślicieli. A więc nawet techniczna, jak i zawodowa edukacja powinna się rozpoczynać od uwzględnienia dobra człowieka. Humanistyka nie może być dłużej traktowana inaczej niż nauki ścisłe: technologia, medycyna czy biznes. Powinna być duszą ich wszystkich.
*C. John Sommerville - profesor historii na University of Florida
Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz