niedziela, 5 maja 2013

Kinga Dunin - Polakom potrzebna jest terapia poznawczo-behawioralna


Zdrowy rozum, poza tym, że jest zdrowy, bywa konserwatywny, lubi uproszczenia i stereotypy. Najczęściej jest też bardzo z siebie zadowolony i nieprzemakalny na krytykę. Mimo to czasem się przydaje, a mnie włącza się na przykład, ilekroć słyszę o psychoanalizie – czy to jednostek, czy to zbiorowości czy kultury.

Wstyd mówić takie proste rzeczy, ale psychoanaliza nie ma żadnej wartości ściśle naukowej, jest dziedziną humanistyki, a więc jest pewną wiedzą, której zastosowania nie są wcale oczywiste i sprawdzalne. Dostarcza interesujących metafor, które pozwalają niektórym z nas lepiej się określić i zrozumieć. Na podobnej zasadzie działa filozofia albo literatura. Nic w tym złego, a może nawet wręcz przeciwnie.

Niemiłą, z mego punktu widzenia, cechą psychoanalizy w dyskursie popularnym jest jej skłonność do egzaltacji i nadymania się jak balon, który aż prosi się o przekłucie, o sprawdzenie tych wszystkich mądrości z życiową praktyką.

Bo też psychoanaliza sugeruje, że taki praktyczny, terapeutyczny wpływ posiada. Jeśli kogoś na nią stać, może sprawdzić jej skuteczność na własnym życiu. Jeśli natomiast dotyczy świadomości zbiorowej – można by teoretycznie sprawdzić to za darmo, gdyby dało się ją zastosować do kuracji, a nie tylko do opisu.

Jako diagnoza bywa to interesujące, ale można też zadać zdroworozsądkowe pytanie prostaka: no i co z tego? Co z tego, że Polakom przydałaby się psychoanaliza? Efektywność każdej psychoterapii zależna jest od zaangażowania terapeutyzowanego. Jak wiadomo, do tego, żeby zmienić żarówkę, potrzebny jest tylko jeden psycholog, ale żarówka musi tego chcieć. Niestety, tak się składa, że ci, którzy tej zbiorowej terapii chcą, zazwyczaj najmniej jej potrzebują, zresztą rzadko odnoszą ją do siebie. Dowiadują się z niej tylko tego, co z innych powodów i tak gotowi są przyjąć do wiadomości. I co to znaczy „Polakom”? Naprawdę trudno powiedzieć, czy istnieje dziś jedna homogeniczna świadomość zbiorowa Polaków. A może istnieją różne narracje, a ich punkty wspólne są pozorne, bo tym samym wydarzeniom nadajemy rozmaite sensy? Hierarchizujemy je na różne sposoby? Wiążą się z nimi inne emocje i problemy?

Można też zapytać: a dlaczego psychoanaliza? Są przecież inne techniki. Jeśli chodzi o skuteczność, najlepiej udowodniona jest ta terapii poznawczo-behawioralnej. Jest ona nastawiona na rozwiązywanie aktualnych problemów i ćwiczenie nowych, bardziej zdrowych sposobów zachowania. Oczywiście odniesienia do przeszłości i emocji nie są tu bez znaczenia, ale też bez wmawiania klientowi w brzuch wypartego; raczej chodzi o brak adekwatnej wiedzy i właściwych systemów operacyjnych. Wszystko, co istnieje – w wymiarze jednostkowym i zbiorowym – ma swoje przyczyny, często jednak najrozsądniej jest zająć się skutkami. I taka, nastawiona na konkretny cel – zbudowanie rozsądniejszej świadomości zbiorowej – terapia może i przydałaby się polskiemu społeczeństwu. Jest tylko jedno ale: musiałoby tego chcieć.

Czy można to zrobić na siłę? Można, to się nazywa wychowanie i edukacja. Trzeba by przepracować nasze narracje historyczne, oczyścić je z rozmaitych złudzeń, niedopowiedzeń i dziwacznych wyobrażeń. Przepatrzeć zbiorowe rytuały i nieco je zmodyfikować. Do tego niepotrzebna jest kozetka, kozetkę można sobie kupić w IKEA, potrzebna jest władza nad edukacją, możliwość wpływu na media i dyskurs publiczny.

Kto wie, może potem przyszedłby czas i na psychoanalizę, na poszukiwanie wypartych traum.

Przywołać nieświadome, o ile nieświadome w ogóle istnieje, i je przepracować, to takie eleganckie zajęcie.

Do tego jednak najpierw trzeba chociaż trochę wyzdrowieć.

Zdaję sobie sprawę, że tak postawiony problem ma niezbyt wiele intelektualnego wdzięku, nie jest też sexy. Trudno, trzeba z tym żyć, może właśnie na tym polega zdrowie. Polepszy nam się, kiedy nie będziemy musieli wszystkim się podobać, nawet sobie.   


Źródło: Dziennik Opinii Krytyki Politycznej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz