wtorek, 14 maja 2013

Czy w 2015 r. PO przegra, bo jej wyborcy nie pójdą głosować?




Słynne lemingi, czyli wyborcy Platformy Obywatelskiej, mogą w 2015 r. zagłosować nogami i zostać w domach. Frekwencja może być niższa niż 40 proc., a jeśli spadnie jeszcze bardziej - PiS zdobędzie większość i będzie rządzić samodzielnie
Takie alarmujące dane przedstawił w ubiegłym tygodniu posłom i senatorom PO prof. Janusz Czapiński z Uniwersytetu Warszawskiego.

Badania są fragmentem corocznej "Diagnozy społecznej" (badanie panelowe polskiego społeczeństwa prowadzone od 2000 r.). W rozmowie z "Gazetą" prof. Czapiński zastrzega: - Do komputera wprowadziliśmy dopiero połowę próby, nieco ponad 15 tys. osób, ta próba nie jest jeszcze zważona, dlatego na razie możemy mówić wyłącznie o trendach.

- Ale jeśli chodzi o trendy, to nic się nie zmieni - zapewnia profesor. Badanych pytano o identyfikację z konkretnymi partiami: "Która partia polityczna jest Panu/Pani najbliższa?". Według prof. Czapińskiego takie samo pytanie zadano w badaniach przed wyborami w 2011 r. i odpowiedzi całkowicie pokryły się z wynikami wyborów.

Prof. Czapiński nie chce mówić o szczegółach, ale jeden wniosek z badań jest dla PO porażający. - Zanosi się na radykalny spadek frekwencji, nawet poniżej 40 proc. Do Sejmu weszłyby zaledwie cztery ugrupowania: PO, PiS, SLD i Ruch Palikota. Gdyby frekwencja spadła o kolejne 4 pkt proc., a do wyborów w 2015 r. są jeszcze dwa lata, PiS byłby w stanie samodzielnie tworzyć rząd - powiedział nam prof. Czapiński. Według naszych informacji może chodzić nawet o większość konstytucyjną.

Czy ten trend można jeszcze odwrócić? - Podałem im przykłady, jak się odzyskuje wiarygodność: premier zapowiedział objęcie rocznymi urlopami także Matki I Kwartału, cofnął zapowiedź minister edukacji Krystyny Szumilas, że nie będzie w tym roku dotacji do przedszkoli - mówi prof. Czapiński.

Nie potwierdza, że zachęcał Donalda Tuska do wyrzucenia PSL z koalicji, dokooptowania do niej SLD i przeprowadzenia zapowiadanych w exposé reform na wsi: opodatkowania rolników czy zmian w KRUS. Tak jednak zrozumiała to część posłów PO, z którymi rozmawialiśmy.

Zapytałyśmy profesora, jak na ten zimny prysznic zareagowała PO. - W Platformie nie ma już jednego jeziora. Jest kilka strumyków i oczek wodnych. Na różnych frakcjach zrobiło to różne wrażenie - odpowiedział prof. Czapiński.

- Chcę podkreślić, że broń Boże nie rozmawialiśmy o wymianie koalicjanta. Pan profesor unikał wszelkich jednoznacznych rad politycznych - zastrzega szef klubu PO Rafał Grupiński. - Była mowa o tym, że z obecnym koalicjantem jest trudniej ruszyć z reformami, ale ta teza pojawiała się w kontekście szczegółowej analizy polskiego społeczeństwa, którego spora część ma chłopskie korzenie.

Na pytanie, jakie wnioski wyciąga z diagnozy Czapińskiego, Grupiński odpowiedział: - To jest pytanie przede wszystkim do zarządu PO i premiera Tuska. Podstawowy problem polega na tym, że niska frekwencja sprzyja PiS-owi, jeśli ludzie nie pójdą do wyborów, to będzie to dla nas zła wiadomość.

- Bardzo trafna diagnoza wyjściowa - powiedział nam poseł PO Andrzej Halicki. - Dlatego potrzebne jest mocne otwarcie koncepcyjne i wizerunkowe, aby zmobilizować nasz elektorat. Bo nawet jeśli dziś sondaże pokazują, że PO i PiS mają zbliżone wielkością elektoraty, to ten pisowski jest o wiele bardziej zdeterminowany, o wiele bardziej niż nasz, który jest krytyczny i bardziej wymagający.

Na pytanie, czy nowe otwarcie oznaczałoby wymianę PSL na SLD, Halicki odpowiada: - Rozumiem, że przy takich rozważaniach zawsze pojawia się reforma KRUS, i owszem, nowe otwarcie powinno także polegać na zapowiedzi reform, ale najistotniejsza jest wizja przekonująca dla wyborców. Chodzi o to, że jak się zapowiedziało konkretne rzeczy, np. ustawę o związkach partnerskich, to trzeba je uchwalić, a nie wozić się z tym długie miesiące.

B. minister sprawiedliwości Jarosław Gowin na spotkaniu klubu nie był, ale mówi, że jeździ po Polsce i ludzie cały czas dopominają się, by Platforma zaczęła w końcu realizować swój program. - Ludzie boją się bezrobocia, przy czym nasz elektorat nie jest roszczeniowy, nie chce, by państwo dawało pracę. Domaga się liberalizacji rynku pracy, by ludzie i przedsiębiorcy mogli wreszcie normalnie działać - mówi Gowin.

I żartuje: - Nie wiedziałem, że prof. Czapiński to moja V kolumna, bo ja od dawna nawołuję do realizacji zapowiedzi premiera z exposé. 


Źródło: Wyborcza.pl

Z badań przeprowadzonych przez prof. Janusza Czapińskiego wynika, że po wyborach scena polityczna może się bardzo zmienić. Czapiński ocenia, że do porażki PO może się przyczynić PSL. Czy Platforma zmieni więc koalicjanta? I jak na to reagują ludowcy?
PSL poza Sejmem. SLD z ok. 10-proc. poparciem, a Ruch Palikota tylko lekko nad 5-proc. progiem wyborczym - takie wstępne wnioski z badań przedstawił prof. Janusz Czapiński klubowi PO. Ostrzegał, że przy bardzo niskiej, nawet poniżej 40 proc. frekwencji wyborczej, to PiS może wygrać wybory.

Badania są częścią "Diagnozy społecznej", nie są jeszcze skończone, ale według prof. Czapińskiego trendy już się raczej nie zmienią. Czapiński sugeruje także, że rządowi trudno będzie przekonać wyborców, że ma wizję i sprawnie ją realizuje, bo wiele zmian blokuje koalicjant, czyli PSL. Opisałyśmy to w tekście "Czy w 2015 r. PO przegra, bo jej wyborcy nie pójdą głosować?", który ukazał się we wtorkowej "Gazecie Wyborczej".

PSL pod kreską

Co na to politycy PSL, partii, która od 1989 r. zawsze wchodziła do Sejmu, a często współrządziła? Swojego pesymizmu nie krył jeden z najbardziej znanych polityków tej partii. Rozmawialiśmy z nim w ubiegłym tygodniu, jeszcze zanim "wypłynęły" badania prof. Czapińskiego. - Po raz pierwszy martwię się o to, czy przekroczymy próg. Bo SLD i PSL nie mają elektoratu, mają raczej wsparcie grup interesu, które uznają, że ktoś będzie ich bronił. Dziś to za mało, bo polityka opiera się przede wszystkim na emocjach. Leszek Miller to zrozumiał, więc dlatego postawił np. na sentyment do Gierka. A PSL nie ma nic w tej dziedzinie do zaoferowania, a co gorsza nawet o wieś nie dba już tak, jak powinno. Dlatego wynik w wyborach parlamentarnych może być niemiłą niespodzianką - powiedział nam ludowiec.

Pod nazwiskiem politycy PSL prezentują urzędowy optymizm. - Do wyborów jeszcze dwa lata. Przed nami wybory do europarlamentu, w których niska frekwencja nawet nam służy. Po nich są wybory samorządowe, w których zawsze mamy świetny wynik, nawet 16 proc. - powiedział nam europoseł Jarosław Kalinowski (PSL). Przypomina, że w sondażach PSL potrafi wypadać blado, a potem w wyborach dostaje np. 8 proc.

Co do zapowiedzianych przez premiera Donalda Tuska reform na wsi, które mogłyby się spodobać elektoratowi PO z dużych miast, jest sceptyczny. W tej materii niewiele udało się rządowi zdziałać. Nie ma ani poważnej reformy KRUS - nadal bogaci rolnicy płacą dużo niższe niż reszta składki emerytalne, ani rachunkowości, która miała wejść już w tym roku i przygotować grunt pod wprowadzenie podatku dochodowego w rolnictwie.

- Reforma KRUS-u już była, są grupy, które płacą pięć razy więcej niż kiedyś, a rolnicy płacą przecież podatek rolny - przekonuje Kalinowski.

Piekarska: SLD tak, ale nie w tej kadencji

Tymczasem dla SLD wieści są dość pomyślne. Partia Millera ma stabilny ok. 10-proc. elektorat. Porównując ten wynik do poparcia z czasów, gdy SLD rządziło, wynik jest marny. Ale pozwala Sojuszowi mieć nadzieję na powrót do władzy u boku Platformy, poza tym pokazuje wyraźnie, kto jest hegemonem na lewicy: to SLD, a nie Ruch Palikota.

Czy Platforma mogłaby wymienić koalicjanta i na miejsce PSL zaprosić SLD? - Koalicja PO-SLD jest moim zdaniem niemożliwa w tej kadencji, bo byłaby niezrozumiała dla naszych wyborców - mówi nam Katarzyna Piekarska z Rady Krajowej SLD. - Gdyby Sojusz zdecydował się na taki ruch, to oznaczałoby, że bierzemy odpowiedzialność za te półtorej kadencji rządów PO-PSL, a tego nie chcemy. Uważamy, że trzeba ten okres podsumować i wyciągnąć wnioski. Po wyborach parlamentarnych oczywiście nie wykluczam naszej koalicji z Platformą. Zgadzam się natomiast, że ta obecna ekipa już wiele nie zdziała, jest zmęczona, skłócona, potrzebne jest nowe otwarcie i być może to otwarcie nastąpi po przyspieszonych wyborach parlamentarnych.

Rozenek: Czas na centrolewicę

- Z diagnozy prof. Czapińskiego można wysnuć wniosek, że Platforma się rozpada i jest to bardzo dobra wiadomość - uważa rzecznik Ruchu Palikota Andrzej Rozenek. - Nastąpi klarowny podział na scenie politycznej i już najwyższy czas, aby władzę w Polsce przejęła centrolewica. Mam nadzieję, że ten scenariusz stanie się realny także dzięki naszym inicjatywom politycznym, których celem jest zjednoczenie lewicy. 


Źródło: Wyborcza.pl


wPolityce.pl: Prof. Janusz Czapiński od lat realizujący badanie "Diagnoza społeczna" spotkał się z parlamentarzystami Platformy Obywatelskiej, by ostrzec ich przed możliwością przegranej w wyborach.Przedstawił im diagnozę sytuacji oraz propozycję poprawy pozycji PO. Korzystał przy tym z nieznanych jeszcze nikomu - bo niezakończonych - wyników ostatnich badań "DS". Jak czytamy na stronie im poświęconych, partnerem tych badań są również instytucje publiczne. Czy wykorzystywanie przez prof. Czapińskiego badań realizowanych również za środki publiczne nie jest sprzeczne z etyką?

Prof. Piotr Gliński, członek zarządu Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, były kandydat PiS na premiera: Trudno mi oceniać tę sprawę. Nie znam dokładnie umów z instytucjami publicznymi, nie wiem co to są za pieniądze i w jaki sposób przyznawane. Na pewno "Diagnoza..." była częściowo robiona z pieniędzy komercyjnych. Z tego co wiem, głównym twórcą tych badań jest prof. Panek, prof. Czapiński z kolei najwięcej udziela się medialnie. On uważa się za socjologa, choć jest psychologiem. Trudno mi odnieść się do sprawy finansowania tych badań. Oczywiście prof. Czapiński w demokracji może robić, co chce. Trzeba sprawdzić jaka jest umowa na te badania. Jeśli na to idą pieniądze publiczne, to wyniki powinny być dostępne wszystkim. Czapiński może interpretować te wyniki na swój sposób. Czapiński od lat ubiera się i jest ubierany w czapkę komentatora od wszystkiego. Media mainstreamowe często go zapraszają, obok wielu innych specyficznych komentatorów. Czynią to, ponieważ Czapiński ma właściwe poglądy. On był nawet kiedyś kandydatem w wyborach z ramienia SLD. Obecnie SLD i PO to praktycznie to samo. I w sprawie Czapińskiego widać obłudę. On udaje komentatora, a jest politykiem, ideologiem.

Czapiński spotkał się z jednym klubem i ostrzegał go przed wyborczą klęską. Jak to oceniać?

Trudno mi powiedzieć, jak oceniać sposób wykorzystywania tych badań. Za mało mam danych dotyczących tego sondażu. Jestem zwolennikiem wolnego dostępu do wszelkich danych i badań. Każdy powinien ich używać i je interpretować jak chce. Ja w tym, co robi Czapiński, nie widziałbym niczego niestosownego, gdyby pan Czapiński miał na czole przylepione, że nie jest komentatorem, ale ideologiem politycznym zaangażowanym aktywnie. On jest propagandzistą. Jego komentarze są komentarzami propagandzisty. Skoro on jest zaangażowany w tę opcję, to ma prawo doradzać. Tyle można powiedzieć.

Jak taka działalność wpływa na naukę?

Taka działalność jest niedobra. Jeśli ktoś występuje jako osoba publiczna o określonym zaangażowaniu politycznym to jest w porządku. Ostatnio dyskutowałem z panem Smolarem. On jest związany z jedną opcją, ja z drugą i możemy dyskutować. Jednak udawanie obiektywnych komentatorów w takiej sytuacji jest obłudne. To fałszowanie rzeczywistości.

Czapiński powinien się obecnie spotkać z każdym klubem parlamentarnym, który byłby zainteresowany jego doradztwem?

To zależy od jego woli, on może sobie wybierać z kim się spotyka. Tyle tylko, że nie powinien być przedstawiany - a jest, jako obiektywny komentator. On komentuje życie polityczne, wszystko komentuje. Co ciekawe, często jest prezentowany jako socjolog, choć nie ma prawa się tak przedstawiać. Taka działalność, jak jego jest, dla socjologii niszcząca. Komentatorstwo socjologiczne oraz sondażystyka to dwa bardzo negatywne dla wizerunku socjologii zjawiska. I prof. Czapiński od lat uczestniczy w takim procederze. To sprzeniewierzenie się roli naukowca. Naukowiec bowiem musi mówić jasno, że angażuje się politycznie, jeśli podejmie taką decyzję. Ja mówiłem otwarcie, że angażuję się politycznie, gdy wszedłem we współpracę z PiS. Trzeba mówić jasno kim się jest, a nie udawać, że się jest kimś innym. To jest naganne w działaniu Czapińskiego.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Źródło: wPolityce.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz