Była działaczka "Solidarności" opowiada w demitologizującym Lecha Wałęsę wywiadzie m.in. o relacjach między Anną Walentynowicz i przyszłym prezydentem. "Rywalizacja była od początku. Ale na wózek wchodził tylko Wałęsa. Walentynowicz nie" – mówi.
"Wałęsa miał dar przekonywania, więc został przewodniczącym. Jednak tak naprawdę to mieliśmy przewodniczącego. Był nim Bogdan Borusewicz. Nieujawniony przewodniczący. Przecież to Borusewicz kręcił tym strajkiem" – podkreśla.
Na sugestię, że nigdy wcześniej tego nie mówiła, odpowiada: "Wiele razy mówiłam. Ale nikt tego nie publikował. Nikt nie słuchał. Mózgiem był Borusewicz. To on kierował wszystkim".
Jak jednak dodaje, to Wałęsa potrafił porwać tłumy. "Wystarczyło, że wyszedł, podniósł ręce i zaczął mówić, a tłum szalał. Borusewicz nie mógłby wejść na wózek i mówić, bo był w KOR, a poza tym nie miał tego daru. On jest bardzo mądrym facetem, ale daru przekonywania mu brakuje. Medialny nigdy nie był, ale głowę miał nie od parady" - mówi.
Jednocześnie Krzywonos-Strycharska broni Wałęsy w kwestii współpracy z SB. Pytana przez dziennikarkę "Wprost", czy Krzysztof Wyszkowski wspominał o tym w 1980 roku nie mówił o tym, twierdzi, że nie.
"Jakbym wiedziała, tobym tego tak nie zostawiła. Ale on nic nie mówił. Akceptował Wałęsę przecież. To jest jak w małżeństwie. Ksiądz na początku pyta, czy są jakieś przeciwności. Jak nie ma, to po ślubie się już o przeciwnościach nie mówi. A Krzysiek Wyszkowski najwyraźniej tej zasady nie zna" – podkreśla.
Jej zdaniem, dopóki Wyszkowski pracował z Wałęsą i brał za to pieniądze - siedział cicho. "Dopiero wtedy, kiedy Wałęsa go wyrzucił, zaczęło się oskarżanie, mówienie o Bolku, o SB. Ja wiem, co Wałęsa zrobił w '80 roku. Jest dla mnie ważny i tyle" - przekonuje.
Wspomina także, jak odebrała informację o współpracy Wałęsy z SB. "To był policzek. A ja byłam pewna, że on nigdy nic, że był święty. Z drugiej strony potrafię go wytłumaczyć. Proszę pamiętać, że jemu się wtedy dziecko rodziło, że żonę miał młodą… Ubecy mogli powiedzieć, że dziecka nie zobaczy, że żony też…. Ja nie wiem, co bym zrobiła w takiej strasznej sytuacji, jakby mnie szantażowali" – mówi, dodając, że jej zdaniem to wystarczające tłumaczenie.
Krzywnos-Strycharska zaznacza, że choć czasem dzwoni do byłego prezydenta, nie zrobiła tego po jego głośnej wypowiedzi o homoseksualistach. "Byłam wściekła, że laureat Pokojowej Narody Nobla tak się o innych ludziach wyraża. Nawet jakby nie miał tej nagrody, to tak nie powinien mówić" – podkreśla.
Cały wywiad w najnowszym "Wprost".
(Wprost/Onet, JM;RZ)
Źródło: Onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz