środa, 8 maja 2013

Kinga DUNIN: HUMANIZM DO KIBLA



Mówienie dziś ludziom, że poza kupą wytwarzają też idee, wydaje się dość banalne. Podobnie jak krytyka nudnych, liberalnych, pozbawionych metafizycznych głębi urządzeń.
Lektura dzieł uznanych twórców, do tego noblistów, a do takich należy Coetzee, niekiedy budzi we mnie profesora Bladaczkę, który powtarza mi: Coetzee wielkim pisarzem jest i proszę mi tutaj zaraz udowodnić, dlaczego Coetzee wielkim pisarzem jest i dlaczego się podoba. Ale chociaż Hańbę uważam za jedną z najwspanialszych powieści XX wieku (do innych książek mam bardziej złożony stosunek, ale zazwyczaj pozytywny lub przynajmniej ambiwalentny), jego najnowsza powieść niezbyt mi się podoba. Mimo że jest to lektura zgrabnie i subtelnie skrojona, niestawiająca nadmiernego oporu i łatwo przyswajalna, można ją przeczytać choćby w WC, o ile ma się takie nawyki. A jeżeli ktoś poczuł się taką supozycją urażony, to proponuję sięgnąć do powieści i przeczytać kilkustronicowy fragment rozważań przy okazji przetykania sedesu. O tym, że kupa to tylko kupa, bezduszna materia, naturalny produkt oderwany od osoby ludzkiej. Osoba ludzka nie jest jednak kupą, bo wytwarza idee, które są nieśmiertelne i dlatego człowiek ma podwójną naturę. I może się ona objawić nawet przy okazji kupy. Przejdźmy zatem do idei.

Nadając swojej powieści tytuł Dzieciństwo Jezusa autor narzuca nam od razu drogę interpretacji, którą zresztą i tak pewno podążylibyśmy, może jednak z większą otwartością na inne odczytania. Mamy tu zatem niezwykle wrażliwego chłopczyka, którym opiekują się starszy mężczyzna oraz kobieta, która jest jego matką, ale nie została nią w normalnie praktykowany sposób. Grzeczny, wrażliwy malec jest dzieckiem niezwykłym, głoszącym prawdy niemieszczące się w istniejącym porządku, mówiącym innym językiem i domagającym się wiary. Wiary będącej poznawczym skandalem, ale też odpowiadającej głębokim ludzkim potrzebom poszukiwania sensu. Mały David wyrywa się spod kontroli opiekunów, którzy co prawda nie rozumieją go, ale gotowi są za nim podążać, a on poszukuje też innych wyznawców, braci, których próbuje za sobą pociągnąć. (Pamiętamy oczywiście z Ewangelii scenę, gdy Matka Boska odnajduje zaginionego synka nauczającego w świątyni i mówi: „Synu, cóżeś nam uczynił?”, a on jej odpowiada, w skrócie rzecz ujmując: spadaj, mam inne zadania niż być dobrym synem). Biblijne odniesienia widać wyraźnie w motywie ucieczki opiekunów z dzieckiem, by uchronić je przed zagrożeniem, oraz w wielu innych miejscach.

Możemy jednak Dzieciństwo Jezusa czytać także jako całkiem świecką przypowieść o dorastaniu i relacjach rodzinnych, gdzie dziecko rodzicom jest jedynie „powierzone”. Albo, co bardziej się narzuca, o dążeniu do prawdy wykraczającej poza przyziemną zgodność słów z faktami oraz ludzkiej potrzebie swobody wyobraźni.


Dużo ciekawsze jest to, z jakiego świata uciekają bohaterowie. Spotykają się oni w Novilli, mieście do którego przybywają uchodźcy, by rozpocząć nowe życie, pozostawiając za sobą poprzednie życia oraz wszystkie wspomnienia. Novilla to kraina nierealna, może czyściec, może jakiś alternatywny świat? Ludzie w tym świecie są dobrzy, prostoduszni, nie znają silnych namiętności, nie znają też ironii. Świat ten tkwi w bezruchu, bez historii i niespodziewanych wydarzeń. Każdy ma gdzie mieszkać i co jeść. Są w nim nierówności, jedni ciężko pracują, inni mieszkają w wygodnym hotelu, ale nikt przeciwko temu nie protestuje. Ludzie pracują, żeby mieć co jeść, i jedzą, dość skromnie, żeby móc pracować. I widzą w tym sens, nawet jeśli ich wysiłek nie jest optymalnie zorganizowany, a efekty pracy częściowo zostają zniszczone. Mają też czas na rozrywki i kształcenie. To świat racjonalny, pozbawiony boga i wyobraźni; dosłowny i odporny na metafizykę. Nad wszystkim panuje tu dość sprawna i licząca się z potrzebami mieszkańców biurokracja; nie jest to brutalna, totalitarna kontrola, chociaż potrafi być dotkliwa.

Co to zatem jest? To zastygłe i pozbawione ducha państwo opiekuńcze.

Gdyby nie czytać Dzieciństwa Jezusa w nobilitującej oprawie filozoficznej paraboli, przypowieści o wyobcowaniu i poszukiwaniu humanistycznej pełni, to można by powiedzieć, że mamy do czynienia z fantastyką z morałem. Z łagodną antyutopią, krytyką wyjaławiającego socliberalnego ładu. 

Fantastyka zazwyczaj bywa gatunkiem dosyć konserwatywnym, chętnie też korzystającym z dobrze oswojonej symboliki. A i wnioski płynące z takiej antyutopii są zazwyczaj podobne i bardzo humanistyczne. To truizmy, dzięki którym czujemy się szlachetniejsi, ale niczego to już w nas naprawdę nie porusza. Mówienie dziś ludziom, że poza kupą wytwarzają też idee, wydaje się dosyć banalne, podobnie jak krytyka nudnych, liberalnych, niedoskonałych, pozbawionych metafizycznych głębi urządzeń społecznych, szczególnie kiedy coraz słabiej sobie radzą.

Davidek czytając Don Kichota uznaje za prawdę jego fantazje, i jest to piękne oraz wzruszające, ale niestety naszym wiatrakom właśnie odpadają skrzydła, więc może nie warto z nimi walczyć. 


Źródło: Dziennik Opinii Krytyki Politycznej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz