wtorek, 14 maja 2013

"Polityka": IPN uderza w legendę rotmistrza Pileckiego. Sypał w śledztwie, był lojalny wobec PRL



Rotmistrz Witold Pilecki sypał w ubeckim śledztwie już od pierwszego dnia po zatrzymaniu - pisze najnowsza "Polityka". W więzieniu napisał też wierszowaną samokrytykę. Jego zeznania doprowadziły do zatrzymania i skazania na śmierć co najmniej jednej osoby. Te wnioski to wynik uważnej lektury fotokopii zeznań Pileckiego, zamieszczonych w albumie wydanym przez IPN. "Czy historycy IPN czytają to, co sami wydają?" - konkluduje tygodnik.
"Rotmistrz Witold Pilecki, w Polsce Ludowej skazany na karę śmierci, dziś słusznie uznawany jest za bohatera narodowego" - pisze w najnowszej "Polityce" (drukiem ukaże się jutro) prof. Andrzej Romanowski, literaturoznawca i pracownik Instytutu Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN. Ale zaznacza: "Bohaterowie rzadko jednak bywają postaciami jednowymiarowymi".

Ile powiedział Pilecki w śledztwie?

Rotmistrz Witold Pilecki na własne życzenie poszedł za druty Oświęcimia, by stamtąd uciec i przedstawić plany ataku na obóz (który nie doszedł do skutku). Po wojnie założył w kraju siatkę wywiadowczą. Złapany przez UB, został skazany w pokazowym procesie na śmierć. Wyrok wykonano.

Pięć lat temu Instytut Pamięci Narodowej wydał album Jacka Pawłowicza "Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948". Autor tekstu w "Polityce" zwrócił uwagę na załączone doń fotografie, zwłaszcza fotokopie zeznań rotmistrza. "Sądzę, że czas wreszcie przeczytać zgromadzone w albumie IPN ubeckie dokumenty" - pisze. I dało to zaskakujące rezultaty: "Opublikowanych przez IPN zeznań Pileckiego nie sposób czytać bez przerażenia".

Pilecki został zatrzymany przez UB 8 maja 1947 roku. Jeszcze tego samego dnia poddano go przesłuchaniom. Przywoływany album prezentuje fotokopie protokołu tego przesłuchania. Był wypytywany o tajną organizację, którą stworzył w Polsce. I tak na pytania "kim jest Krystyna Kwiecińska" , Pilecki odpowiada długo i wyczerpująco, podając jej prawdziwe imię i nazwisko (Maria Szelągowska), adres, rysopis, zawód i funkcję. "Tak więc w świetle ubeckiego dokumentu - Pilecki najpóźniej parę godzin po zatrzymaniu zaczął zeznawać. Dodajmy, że Maria Szelągowska, córka jednego z najwybitniejszych polskich historyków Adama Szelągowskiego, była najbliższą współpracownicą Pileckiego" - podsumowuje Andrzej Romanowski.

Na drugi dzień pada pytanie o miejsce przechowywania odpisów tajnych raportów przesyłanych za granicę. I znowu: wyczerpująca odpowiedź, z adresami i dokładną lokalizacją skrytki. A także zeznania obciążające Szelągowską i adres jej miejsca pracy. Jeszcze tego samego dnia Szelągowska zostanie aresztowana, a w trakcie procesu skazana na śmierć. Bierut ją jednak ułaskawi.

„Następnie Pilecki (...) ujawnia fakt dla swych współpracowników najgroźniejszy: że Płużański [inny współpracownik] ma »wtyczkę « w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, od której otrzymuje tajne informacje” - pisze Romanowski.

"Rotmistrz zdecydował się na lojalność wobec tamtego państwa"

Dlaczego rotmistrz sypał w śledztwie? "Byłby to etos polskiego szlachcica, któremu honor nie pozwalał kłamać nigdy, bez względu na okoliczności? Nie byłaby to motywacja absurdalna, gdyby nie to, że obowiązywała ponad sto lat wcześniej" - pisze autor tekstu. To może Pilecki "pękł" wskutek nieludzkich tortur? "To by wiele wyjaśniało, ale nie ma na to dowodów. (...) Jeśli mamy wierzyć dokumentacji ubeckiej - ubecy nie potrzebowali nawet większych zabiegów, by rotmistrz się otworzył" - stwierdza Romanowski.

Pisze, że w świetle dokumentów zamieszczonych przez IPN w albumie "uwięziony rotmistrz zdecydował się na lojalność wobec tego państwa - jedynego wówczas realnie istniejącego i uznanego przez świat państwa polskiego".

Jakie to dokumenty? Na przykład ten: sześć dni po aresztowaniu Pilecki pisze do nadzorującego śledztwo, otoczonego złą sławą pułkownika UB Józefa "Jacka" Różańskiego. Romanowski. "Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że list ten został napisany wierszem. Oraz że utrzymano go w poetyce zwierzenia, intymnego wyznania".

15 marca 1948 roku Pilecki został skazany na śmierć. Pisze o łaskę do Bieruta, a w piśmie potwierdza, że sypał w śledztwie: "Z chwilą aresztowania mnie ustosunkowałem się do śledztwa pozytywnie i sam wskazałem miejsce przechowywania archiwum, które zawierało wszystkie materiały mnie obciążające. W ciągu roku nie wynikła żadna okoliczność, która by dowodziła, że mówiłem nieprawdę lub wprowadziłem w błąd oficerów śledczych" - cytuje Romanowski. I dodaje: "Istotnie - żadna taka okoliczność nie miała miejsca".

"Pytanie: czy oni myślą?"

IPN w tym samym albumie wychwala rotmistrza Pileckiego i publikuje materiały - zdaniem "Polityki" - obciążające go i burzące jego legendę. "Doprawdy, nie było potrzeby wywlekania na światło dzienne złożonych na UB zeznań Pileckiego. Nie jesteśmy przez nie bogatsi o dodatkową wiedzę, przeciwnie: wiemy jeszcze mniej, pod pewnym względem mniej niż w PRL. Jeżeli jednak mleko się rozlało, nie pozostaje nic innego niż zadawanie pytań" - pisze prof. Romanowski.

I stwierdza, że historycy IPN powinni odpowiedzieć na pytania: "Czy czytają to, co sami wydają? Czy dokonują krytyki źródła? Czy źródło potrafią - i chcą - zinterpretować? (...) Czy raczej z góry wiedzą, co źródło ma powiedzieć, jakiej prawdy ma dowieść? A może - jeśli coś wydają - liczą, że nikt tego nie przeczyta? Czy więc (z rozmysłem lub bez) stosują - za państwowe pieniądze - działania pozorne? I wreszcie: czy potrafią - i czy chcą! - stawiać pytania? Czy myślą?".

A na koniec tekstu konkluduje twardo: "Pewne są dwie rzeczy. Pierwsza, że przedstawionych wyżej praktyk IPN nie sposób uznać za pracę historyka. I druga, że w ocenie historii stosuje się w IPN podwójną miarę. W imię niejasnych racji - czasem politycznych, czasem ideologicznych - wciąż dokonuje się tu wielka manipulacja przeszłością". 

Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz