Pili wszyscy wielcy. W kieliszku byle jakiej whiskey natchnienia szukali Hemingway, Bukowski i Faulkner. Wódki za kołnierz nie wylewali Hłasko z Tyrmandem, Pilch, czy Głowacki. – Bo alkohol zmienia świadomość, "podkręca" emocje i działa na twórcę wyjątkowo pozytywnie – przyznaje... specjalista ds. uzależnień Adam Kłodecki.
Najwybitniejszych twórców na całym świecie dzieliło zwykle wiele. Mieli różne doświadczenia życiowe, gust do kobiet czy mężczyzn, odległy światopogląd. Od zawsze łączyły ich jednak dwie rzeczy - talent i alkohol. A dla Hemingwaya, Bukowskiego, Hłaski, czy Tyrmanda i wielu innych była to w zasadzie jedność. Nim autor "Wielkiego Gatsby'ego" Francis Scott Fitzgerald w wieku zaledwie 44 lat zmarł z powodu choroby alkoholowej, często mawiał, iż "zbyt dużo szampana to własnie tyle, ile trzeba". William Faulkner przyznawał, że nie potrafił pisać bez butelki whiskey na biurku. "Panie Boże, lubiłem dżem truskawkowy. I ciemną słodycz kobiecego ciała. Jak też wódkę mrożoną…" – pisał Czesław Miłosz w "Wyznaniu".
Pisarzowi alkohol nie szkodzi?
"Przystanek na żądanie, alkohol na śniadanie" - śpiewa w utworze "Jerzy Pilch"trójmiejska grupa Kiev Office. A sam wybitny pisarz zamiast bulwersować się przyznaje, że "to utwór wybitny" - Jak mówią: treść głęboka, a i forma ciekawa -powiedział Pilch gdańskim dziennikarzom kilka miesięcy temu. Wkrótce po tym, gdy otwarcie przyznał, że lekarze chorobę Parkinsona odkryli u niego podczas leczenia alkoholizmu – stanu, w którym przez lata powieściopisarz tworzył według wielu krytyków swoje najlepsze dzieła.
– Bo alkohol to środek zmieniający świadomość, w wymiarze emocjonalnym. Tworzący człowiek swoją świadomość "podkręca" poprzez emocje wywołane właśnie alkoholem. I wówczas to na niego działa wyjątkowo pozytywnie – mówi naTemat Adam Kłodecki, specjalista ds. uzależnień. Przyznaje, że w jego ustach brzmi to dziwnie, ale nie może zaprzeczyć, iż takie wnioski nasuwa jego wieloletnie doświadczenie. Alkohol zmienia emocje lub je uwalnia. Stwarza dodatkowe możliwości tworzenia. Nic więc dziwnego, że Ernest Hemingway zwykł mawiać: "pisz pijany, redaguj na trzeźwo".
Wódka literacka
I za jego radą szły całe pokolenia twórców. Także tych nadwiślańskich, którzy tę złotą alkoholową myśl nieco rozwinęli. – Gdy Hemingway siedział nad tekstem przy whiskey, w PRL-u literaci uznawani za wybitnych nie trzeźwieli całymi miesiącami. Nie było więc nawet możliwości, by redagować na trzeźwo. Ale komu to przeszkadzało, gdy w stanie wskazującym było całe środowisko? – mówi mi jeden z poetów, którzy pamiętają tamte czasy. I dodaje, że gdy na Zachodzie szukanie natchnienia w kieliszku wyróżniało twórców, w bloku wschodnim było o to trudno, bo dokoła pili wszyscy.
– To, że artyści nie stornią od przyjmowania różnych środków służących poprawie nastroju to przecież rzecz oczywista – mówi mi poeta, dziennikarz i krytyk literacki Marcin Sendecki. Przypomina, że historia literatury zna wiele wybitnych postaci, które z alkoholem były za pan brat, ale znakomicie sobie z tym radziły. – To przede wszystkim Faulkner, ale i ci, którzy o swoich alkoholowych przygodach nie mówili wprost, jak Bukowski – przekonuje.
Marcin Sendecki podkreśla, że mimo, iż czasy się zmieniają i trudno mu ocenić, jak często młodzi twórcy w poszukiwaniu katalizatora natchnienia sięgają teraz po bardziej wysublimowaną chemię, to pewnym jest, że alkohol wciąż jest wśród artystów najpopularniejszy. – Tak jest resztą w całym społeczeństwie – podkreśla. I dodaje, że do wielu nadwiślańskich historii o sztuce alkoholowej nie ma sensu dodawać żadnej filozofii, gdyż twórcy wcale nie szukali w używce natchnienia, a po prostu tworzyli już od dawna zmagając się z chorobą alkoholową.
AA sprzyja grafomanii
– To zwykle bywa tak, że gdy ktoś będąc pisarzem jest bardzo mocno zaangażowany w przyjaźń z alkoholem, zerwanie tej przyjaźni jest równocześnie końcem jego życia. Nie tylko w sensie artystycznym. Trudno ocenić więc wpływ trzeźwości na jego twórczość. Nie przychodzi mi jednak do głowy żaden spektakularny przypadek wybitnego pisarza, który dołączyłby do AA i potem pisał jeszcze lepiej. Intuicja podpowiada mi raczej, że mógłby pisać tylko gorzej – ocenia Sendecki. W ocenie mojego rozmówcy, miejscom takim jak AA towarzyszy grafomania. Sprzyja ona zdrowiu, ale na pewno nie sztuce.
Marcin Sendecki przypomina też dramatyczne historie walki z nałogiem twórców takich jak Malcolm Lowry. W "Pod wulkanem" brytyjski pisarz nakreślił sylwetkę konsula, który w skwarze tropiku zapija się na śmierć. Powieść Lowry wydał w 1947 roku i już wtedy mówiono, że konsul jest jego alter ego. Dziesięć lat później nagła śmierć w wyniku przedawkowania alkoholu potwierdziła wszelkie wątpliwości.
– Ludzie sztuki często uzależniali się od alkoholu. I to uzależnienie wywierało już destrukcyjny wpływ na ich świadomości i emocje, a nie dawało możliwości kreowania czegoś pozytywnego. Złudzenie, że to jeszcze wróci doprowadza w pewnym momencie do zaburzeń depresyjnych, czy prób samobójczych. Bo taki człowiek na trzeźwo stwierdza, że to, co napisał jest po prostu beznadziejne – wyjaśnia Adam Kłodecki.
Teatr, który reżyserują procenty
Charles Bukowski miał mawiać, że alkohol pomaga mu pozbyć się strachu. Tego wstydu, który paraliżuje twórcę przed przelaniem swoich emocji na papier. Bukowski wychylając kilka głębszych zabijał strach dość umiejętnie i dożył sędziwej starości, ale wielu się to nie udało.
– Jest wiele sposobów zdrowszego pozbywania się lęku, o których można mówić godzinami. Jednak ludzie sięgają po nie gdy maja świadomość, że złudzeniem jest szukanie tego leku na strach w alkoholu. Zwykle, gdy odkrywają na własnej skórze, że sięganie po alkohol tylko strach potęguje. Bo on zwykle nasila się w czasie kaca, czyli zespołu abstynencyjnego, gdy często pojawia się poczucie winy lub krzywdy – tłumaczy specjalista ds. uzależnień.
Marcin Sendecki podkreśla tymczasem, że wokół alkoholowego natchnienia narosło również wiele mitów i legend, które niektórzy potrafili przekuć w swego rodzaju teatr odgrywany przed środowiskiem i czytelnikami. Tak było podobno z Markiem Hłasko. – Leopold Tyrmand w swoim pośmiertnym wspomnieniu o Marku Hłasce, który miał przecież opinie wielkiego pijaka, mówił, że to było raczej udawanie, taki teatr. Bo gdyby Hłasko naprawdę tyle pił, wątroba wysiadłaby mu przecież znacznie wcześniej – zaznacza. – Ten teatr również jest w życiu literatów bardzo ważny, a jego częścią jest z całą pewnością alkohol, czy też inne używki – dodaje.
Źródło: naTemat.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz