Kościół, jak to metaforycznie w Rio ujął papież, musi ponownie przyjąć zapach owczego stada. Duszpasterze muszą wejść pomiędzy wiernych jak pasterze do owiec. Tylko ubogi Kościół, ale stojący ramię w ramię z biednymi, będzie posiadał wiarygodność - niezbędną legitymację, by przetrwać w epoce laicyzacji, szczególnie na półkuli północnej - pisze w komentarzu prof. Arkadiusz Stempin.
Na czym polega fenomen 76-letniego Argentyńczyka Jorge Bergoglio? Jak to się dzieje, jak choćby podczas wizyty do Brazylii, że potrafi on dotrzeć do mas ludzkich jak nikt inny na świecie? Wytłumaczenie jest proste - papież sięga po przekaz, który głosi od lat: człowiek, polityka i Kościół muszą być blisko ludzi, szczególnie biednych i potrzebujących. W Kościele to właściwie ani nic nowego, ani specjalnego. Nawet wśród papieży nie brakowało takich, którzy mówili to samo.
Papież nie tylko mówi, ale i robi
Tyle że papież Franciszek swoje przesłanie uwiarygodnia radykalnością własnego postępowania. Nie wahając się przekroczyć przy tym tradycyjnych granic swojego monarchicznego urzędu. Nie mieszka w pałacu, ustawia się do kolejki w watykańskiej stołówce, jeździ fiatem, nie mercedesem. A w Brazylii tak długo ściskał dłonie pielgrzymów, aż spóźnił się na spotkanie z prezydent kraju.
Papież nie tylko mówi, ale i robi
Tyle że papież Franciszek swoje przesłanie uwiarygodnia radykalnością własnego postępowania. Nie wahając się przekroczyć przy tym tradycyjnych granic swojego monarchicznego urzędu. Nie mieszka w pałacu, ustawia się do kolejki w watykańskiej stołówce, jeździ fiatem, nie mercedesem. A w Brazylii tak długo ściskał dłonie pielgrzymów, aż spóźnił się na spotkanie z prezydent kraju.
Zgoda, to tylko symbolika. Ale ponieważ w jego przypadku przekaz i osoba stapiają się w jedno, przekaz ulega radykalnemu wzmocnieniu. Szczególnie w rzeczywistości, w której ludzie uchodzą za "kapitał społeczny". O dość niskiej cenie rynkowej.
Siła rażenia papieża polega więc na tym, że wychodzi on naprzeciw tęsknotom większości ludzi, którzy oczekują na kogoś "na górze", kto uszanuje ich godność. Czyli akurat to, czego pozbawił ich bezpardonowy kapitalizm. Zostawiając ich w młodym wieku bez pracy i bez perspektyw. Godność ludzka wywodzi się prosto z Biblii, w której jest zapisane, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Człowiek nie jest więc sumą swoich osiągnięć, jak chce tego kapitalizm. I o tym papież przypomniał w Rio.
Franciszek jest jednocześnie głową Kościoła o dwudziestowiecznym stażu, najstarszej instytucji naszej cywilizacji. Czy dokona on w starym Kościele prawdziwych reform? Czy przełamie opór twardej materii - kostycznych kurialistów, z reguły zapatrzonych w tradycję Kościoła, a którzy niczego nie chcą zmienić? Wrażenie mocno zapatrzonego w kościelną tradycję sprawiał jego niemiecki poprzednik.
"Reforma Kościoła musi być odbiciem przesłania papieża Franciszka"
A przecież Kościół, by przetrwać zawieruchy dziejów, zmienia się. "Ecclesia semper reformanda". Gdyby było inaczej, instytucja Kościoła już dawno zniknęłaby z powierzchni ziemi. Jak największy klasztor średniowiecza - Cluny w urokliwej Burgundii. Nowa reforma Kościoła musi być odbiciem przesłania papieża Franciszka: Z powrotem do ludzi, do potrzebujących. Kościół, jak to metaforycznie w Rio ujął papież, musi ponownie przyjąć zapach owczego stada. Duszpasterze muszą wejść pomiędzy wiernych jak pasterze do owiec. Tylko ubogi Kościół, ale stojący ramię w ramię z biednymi, będzie posiadał wiarygodność - niezbędną legitymację, by przetrwać w epoce laicyzacji, szczególnie na półkuli północnej. Paradoksalnie na tym właśnie polegała teologia wyzwolenia, którą usilnie zwalczali polski i niemiecki poprzednik. W ten sposób przekaz papieża Franciszka stał się wręcz rewolucyjny.
Ducha rewolucji w gestach i symbolice papieża dostrzega w każdym razie Nicolás Cotugno, arcybiskup Montevideo. Tak przynajmniej powiedział na łamach urugwajskiej gazety "El Pais". Kiedy papież Franciszek przemawiał w faweli Varginha, to obok wielkiego portretu zamordowanego przed 33 laty arcybiskupa San Salwadoru Oscara Romero. Reprezentuje on akurat tę część Kościoła południowoamerykańskiego, który nie miał lekko za pontyfikatu obydwu poprzednich papieży.
Oscar Romero z otwartą przyłbicą bronił uciskanych przez ultraprawicowy (antykomunistyczny) rodzimy reżim. "Nie muszę nawet przyjeżdżać do Rzymu, papież mnie tam nie rozumie", napisał w 1979 roku. Jego proces kanonizacyjny nieprzypadkowo "utknął" w watykańskich szufladach. I raczej trudno sobie wyobrazić, by Benedykt XVI zgodził się stanąć z portretem abp Romero w tle.
Casus abp z San Salwadoru dowodzi jeszcze czegoś innego. Jego kanonizacja byłaby świadectwem emancypacji Kościoła latynoskiego od silnie do tej pory zeuropeizowanego Watykanu. Ale teraz latynoamerykański papież może przesunąć oś ciężkości Kościoła. Im więcej mija czasu od końca czerwca, pierwotnej daty obsadzenia posady nr 2 w Watykanie osobą włoskiego purpurata, tym bardziej oczywisty staje się opór kurialistów, ale i też rosną szanse południowoamerykańskiego kardynała Oscara Rodrigueza Maradiaga z Hondurasu jako przyszłego kardynała-sekretarza stanu. Już teraz jest on jednym z 8 członków "grupy mędrców", wyznaczonych przez papieża do reformowania Kurii. Jego nominacja byłaby prawdziwą rewolucją nad Tybrem. Bo Kościołowi przewodziłoby wtedy po raz pierwszy dwóch Latynosów.
Kościół i władza świecka ramię w ramię
Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej i idea równości społecznej pasowały do tej pory jak pięść do nosa. Ale papież Franciszek i jego "ubogi Kościół" już inspirują lewicowe rządy na kontynencie. Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro, stojący na czele "rządu ulicy", zaproponował papieżowi z Argentyny zawarcie strategicznego sojuszu ze wszystkimi lewicowymi rządami Ameryki Południowej. Cel aliansu - zwalczanie głodu i analfabetyzmu. Maduro sam wcześniej pofatygował się do Watykanu. Tam usłyszał od papieża Franciszka dytyramb na cześć swojego poprzednika na urzędzie. "Chávez zmarł bez ziemskich bogactw, nie posiadał nawet własnego auta, za to wielką miłość do swojego narodu".
Franciszek, bynajmniej nie polityczny żółtodziób, nawiązał sieć bliskich kontaktów z lewicowymi rządami na ojczyźnianym kontynencie. Pozwolił się serdecznie podjąć prezydentowi Ekwadoru Rafaelowi Correa, pogodził się z argentyńską prezydent Cristiną Kirchner. Kurialiści w Rzymie i konserwatyści w Kościele są mocno zaniepokojeni. Wyraz temu dał na łamach "National Catholic Reporter" abp Filadelfii Charles Joseph Chaput. Zwykła różnica poglądów, czy coś więcej?
Tego lata w Watykanie robi się jeszcze bardziej gorąco.
Źródło: TOK FM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz