Wiktoria Beczek
- Każdego wieczora trzeba zarobić 16 tysięcy złotych, a my tak nie zarabiamy - tak funkcjonowanie teatrów prywatnych ocenia Krystyna Janda. W TOK FM podkreśliła, że z tym problemem mierzy się wielu dyrektorów teatrów. A teatry państwowe? - Mają dotacje i w niewielkim procencie utrzymują się z biletów.
- Zakładaliśmy fundację, żeby być partnerem dla państwa. A państwo okazało się nie być partnerem dla nas - opowiada w TOK FM Krystyna Janda. Aktorka prowadząca w Warszawiedwa teatry - Polonię i Och-Teatr - w rozmowie z Ewą Podolską zdradza, jak funkcjonują i jak zarabiają prywatne teatry. Jej wnioski są smutne - w obecnej formie, przyznając dotacje państwowe, "promuje się nieudaczników, tych którzy źle pracują i którzy nie grają".
Bez dotacji - jest ciężko
Janda przyznaje: ciężko jest utrzymać teatr bez dotacji. Koszty eksploatacji są na tyle wysokie, że do wielu spektakli musi dokładać, co tłumaczy na przykładzie swojej drugiej sceny. - Budynek Och-Teatru jak stoi i nie gra kosztuje nas osiem tysięcy dziennie. Jeżeli do tego wchodzi na scenę osiem osób, poza tym fryzjerki, garderobiane, światło, dźwięk, to koszt takiego wieczoru to koszt kolejnych ośmiu tysięcy - wylicza.
Żeby nie tracić, teatr musi zarobić 16 tysięcy każdego wieczora, a - jak przyznaje Janda - nie zawsze jest to możliwe. - Są spektakle, które zarabiają na inne. Z takimi problemami mierzy się wielu dyrektorów teatrów, tylko że teatry państwowe mają dotacje i w niewielkim procencie utrzymują się z biletów - podkreśla.
"Jeśli mamy jedną nieudaną premierę, to leżymy"
W zeszłym roku w teatrach aktorki zagrano 880 spektakli. - Musieliśmy tyle grać i produkować nowe rzeczy, bo teatr nie żyje bez nowych produkcji. Warszawska publiczność to ciągle ci sami ludzie, którzy przychodzą na kolejne premiery - twierdzi aktorka i dodaje, że Och-Teatr powstał, by wystawiać sztuki o trudniejszej tematyce. - Gdybym miała tylko Teatr Polonia i gdybym grała tylko małe spektakle z kolegami takimi jak Jurek Stuhr, to utrzymalibyśmy ten teatr nawet grając 10 razy w miesiącu i się specjalnie nie przejmując - mówi.
A państwo pomaga? - Dotacje, jakie dostajemy na obie sceny to 600 tys. rocznie. Gdybyśmy mieli po milionie na scenę, mielibyśmy ten mały margines na pomyłkę. Teraz nie możemy się mylić. Jeśli mamy nieudaną premierę to leżymy - tłumaczy Janda.
Gość Ewy Podolskie dodał, że wszystkie zarobione pieniądze są przeznaczane na cele statutowe fundacji, czyli produkcje nowych spektakli. - Zakładaliśmy fundację, żeby być partnerem dla państwa, a państwo okazało się nie być partnerem dla nas. Wszyscy machają ręką i mówią: "A, Janda. Ona da sobie radę" - opowiada. Według aktorki, dotacje powinien otrzymać ten teatr, który przedstawi najciekawszy projekt i wygra konkurs. W obecnej formie, przyznając dotacje "promuje się nieudaczników, tych którzy źle pracują i którzy nie grają".
Janda przyznaje: ciężko jest utrzymać teatr bez dotacji. Koszty eksploatacji są na tyle wysokie, że do wielu spektakli musi dokładać, co tłumaczy na przykładzie swojej drugiej sceny. - Budynek Och-Teatru jak stoi i nie gra kosztuje nas osiem tysięcy dziennie. Jeżeli do tego wchodzi na scenę osiem osób, poza tym fryzjerki, garderobiane, światło, dźwięk, to koszt takiego wieczoru to koszt kolejnych ośmiu tysięcy - wylicza.
Żeby nie tracić, teatr musi zarobić 16 tysięcy każdego wieczora, a - jak przyznaje Janda - nie zawsze jest to możliwe. - Są spektakle, które zarabiają na inne. Z takimi problemami mierzy się wielu dyrektorów teatrów, tylko że teatry państwowe mają dotacje i w niewielkim procencie utrzymują się z biletów - podkreśla.
"Jeśli mamy jedną nieudaną premierę, to leżymy"
W zeszłym roku w teatrach aktorki zagrano 880 spektakli. - Musieliśmy tyle grać i produkować nowe rzeczy, bo teatr nie żyje bez nowych produkcji. Warszawska publiczność to ciągle ci sami ludzie, którzy przychodzą na kolejne premiery - twierdzi aktorka i dodaje, że Och-Teatr powstał, by wystawiać sztuki o trudniejszej tematyce. - Gdybym miała tylko Teatr Polonia i gdybym grała tylko małe spektakle z kolegami takimi jak Jurek Stuhr, to utrzymalibyśmy ten teatr nawet grając 10 razy w miesiącu i się specjalnie nie przejmując - mówi.
A państwo pomaga? - Dotacje, jakie dostajemy na obie sceny to 600 tys. rocznie. Gdybyśmy mieli po milionie na scenę, mielibyśmy ten mały margines na pomyłkę. Teraz nie możemy się mylić. Jeśli mamy nieudaną premierę to leżymy - tłumaczy Janda.
Gość Ewy Podolskie dodał, że wszystkie zarobione pieniądze są przeznaczane na cele statutowe fundacji, czyli produkcje nowych spektakli. - Zakładaliśmy fundację, żeby być partnerem dla państwa, a państwo okazało się nie być partnerem dla nas. Wszyscy machają ręką i mówią: "A, Janda. Ona da sobie radę" - opowiada. Według aktorki, dotacje powinien otrzymać ten teatr, który przedstawi najciekawszy projekt i wygra konkurs. W obecnej formie, przyznając dotacje "promuje się nieudaczników, tych którzy źle pracują i którzy nie grają".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz