- Prowadzący rekolekcje ksiądz pocieszał wiernych, że grzechy dziedziczy się tylko od czwartego pokolenia. I dotyczą one głównie pijaństwa i rozwodów - opisuje "Tygodnik Powszechny". Jednak popularna modlitwa o uwolnienie od grzechów przodków odsyła Polaków aż do piętnastego pokolenia wstecz. To czasy Stefana Batorego
Kościół św. Kazimierza w Krakowie. Ludzi tylu, że nie mieszczą się w świątyni. Studenci, biznesmeni i bezdomni. Księżom z komunią drogę toruje mężczyzna w jaskrawej kamizelce. Duchowny prosi, aby nie klękać ze względu na ciasnotę.
"Tak wygląda jedno z ponad stu nabożeństw o uzdrowienie i uwolnienie, które w kościołach całej Polski odprawiane są każdego miesiąca. Z roku na rok podobnych mszy jest coraz więcej. A jeszcze kilka lat temu mieszkańcy południowej Polski jeździli za duchownymi, którzy odprawiali takie nabożeństwa. Teraz zwykle wystarczy odwiedzić jedną z pobliskich parafii" - opisuje "Tygodnik Powszechny".
Jak zaznacza tygodnik, modlitwa błagalna o przywrócenie zdrowia to nie nowość. Od wieków jest częścią kościelnej tradycji. Nowością jest zjawisko grup modlitewnych propagujących "celebracje liturgiczne, których celem ma być otrzymanie od Boga uzdrowienia". Według "TP" jest ich coraz więcej także w Polsce, prym wiodą tzw. wspólnoty charyzmatyczne. I druga nowość - tzw. uzdrowienia międzypokoleniowe. Opierają się na przekonaniu, że grzechy przodków wpływają na życie potomków.
"Broszura o uzdrowieniu międzypokoleniowym rozeszła się w polskich wspólnotach charyzmatycznych w 60 tys. egzemplarzy. Jej autor, amerykański zakonnik Robert DeGrandis, upowszechnił modlitwę o uwolnienie od grzechów przodków aż do piętnastego pokolenia wstecz - co Polaków odsyła do czasów Stefana Batorego" - zwraca uwagę tygodnik.
Praprapradziadek ukradł krowę. I co?
Według tygodnika w Polsce pogląd, że przez przodków można chorować albo mieć niepowodzenia, promuje wielu członków Odnowy w Duchu Świętym i środowisk propagujących objawienia w Medziugorie. Przytaczają "naukowe" dowody. Odwołują się do dziedziczenia cech i wad genetycznych.
"Prowadzący rekolekcje w Wielkopolsce ksiądz egzorcysta pocieszał jednak wiernych, że grzechy dziedziczy się tylko od czwartego pokolenia - i dotyczą one głównie pijaństwa i rozwodów. Dlatego zalecał, aby potomkowie rodzin, w których rozwodów nie było, łączyli się w pary tylko ze sobą, i w ten sposób nie powielali grzechu" - pisze tygodnik.
Przeciw wierze w przekazywanie grzechów występują nawet polscy biskupi.
- Powiedzmy, że jakiś Wieńczysław Siemieniewski w 1689 roku ukradł sąsiadowi krowę. Dlaczego miałbym myśleć, że wskutek tego wpływają na mnie demony. I to w taki sposób, że jeżeli nie będę podlegać jakiejś specjalnej procedurze uwolnieniowej, to ten kłopot będzie mi towarzyszył przez całe życie? - pytał na spotkaniu z wiernymi biskup Andrzej Siemieniewski.
- Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z tym, co św. Paweł nazywał "kultem własnego pomysłu". To kult zaczerpnięty z Bożego objawienia, potem przemyślany w postaci litanii, procesji i adoracji, ale wymyślony. Skłonności genetyczne nie przekazują nam skutków czynów człowieka - dodawał biskup.
Zemdleją, ale wstaną. Ważne, aby ich nie zdeptać
W czasie modlitw o uzdrowienie wierni są świadkami dziwnych i niepokojących scen.
- Widziałam młodą dziewczynę wijącą się na podłodze, przez którą przemawiał przeklinający księdza starzec. Dwóch dorosłych mężczyzn nie mogło jej utrzymać. Ksiądz mówił, żeby nie zwracać uwagi - opowiada "Tygodnikowi" Barbara.
Mieszkankę Krakowa zaskoczył też widok osuwających się na podłogę ludzi. - Ci, którzy są z nami po raz pierwszy, niech się nie denerwują. Może się zdarzyć, że niektórzy upadną, zemdleją, że upadnie ktoś obok was. Proszę się nie przejmować, zemdleją, wstaną, nic im nie będzie. Proszę tylko uważać, żeby osób leżących nie zdeptać - ostrzegał wtedy wiernych ksiądz.
Wijąca się na ziemi dziewczyna śniła się Barbarze wielokrotnie. Na kolejną msze o uzdrowienie już nie poszła. - Nie potrafię sobie wytłumaczyć tego, co zobaczyłam, ani znaleźć kogoś, kto mógłby mi to wyjaśnić - przyznaje na łamach ,,TP".
Tygodnik wyjaśnia: to tzw. spoczynek w Duchu Świętym. "Objawia się w wyłączeniu władz psychicznych i fizycznych człowieka, który w czasie modlitwy nagle osuwa się, opada" - tłumaczy zjawisko za ks. Janem Reczkiem.
Kardynał Ratzinger: Unikać histerii, teatralności i sensacji
Popularność mszy o uzdrowienie już dawno przykuła uwagę Watykanu.
"Niekiedy, nie tak rzadko, rozgłasza się przypadki uzyskanych uzdrowień, wzbudzając w ten sposób oczekiwanie tego samego zjawiska w trakcie innych, podobnych spotkań" - pisał w 2000 roku w instrukcji wydanej przez Kongregację Nauki Wiary.
Przyszły papież zwracał uwagę na "domniemany charyzmat uzdrawiania". Podkreślał, że "jest rzeczą konieczną, aby podczas modlitw nie dochodziło, przede wszystkim ze strony tych, którzy je prowadzą, do form podobnych do histerii, sztuczności, teatralności lub sensacji."
- Kiedy ludzie padają, nie jest to żadne zjawisko kościelne. Gdyby rzeczywiście działał tu Duch Święty, takie omdlenia miałyby jakiś cel. Myślę, że tego typu przypadki mogą po prostu łechtać pewien określony typ religijności. Św. Jan od Krzyża wymieniał w swoim katalogu siedmiu grzechów duchowych "obżarstwo duchowe". To jest podobna praktyka - komentuje na łamach "TP" o. Wacław Oszajca, jezuita i teolog.
Złudna droga: ludzie przestają się leczyć
- Popularność mszy o uzdrowienie można łączyć z modą na egzorcyzmy, wzrastającym zainteresowaniem demonologią, satanizmem i magią. Nie wiem tylko, dlaczego ludzie szukają pomocy w rozwiązywaniu swoich problemów zdrowotnych czy społecznych, uciekając się do czynników nadprzyrodzonych - dodaje o. Wacław Oszajca.
Zaznacza, że choć księża lubią pełne kościoły wiernych, a msze o uzdrowienie je gromadzą, to ludziom chorym potrzebne jest realne wsparcie. - Może się okazać, że po modlitwie o uzdrowienie wierni wychodzą, czując się subiektywnie lepiej. I np. przestają się leczyć. Taka droga może okazać się dla nich złudna - twierdzi duchowny.
- Wiernym, których dotknęła choroba, zależy na spokojnej rozmowie, na wsparciu, na nadziei płynącej z wiary. Dlatego tak ważne są odwiedziny duszpasterskie. Może wystarczyłoby, gdyby spotkanie trwało nieco dłużej, gdyby był czas na rozmowę, a nie tylko na udzielenie Komunii Świętej i błogosławieństwo - dodaje. o. Oszajca.
"Tak wygląda jedno z ponad stu nabożeństw o uzdrowienie i uwolnienie, które w kościołach całej Polski odprawiane są każdego miesiąca. Z roku na rok podobnych mszy jest coraz więcej. A jeszcze kilka lat temu mieszkańcy południowej Polski jeździli za duchownymi, którzy odprawiali takie nabożeństwa. Teraz zwykle wystarczy odwiedzić jedną z pobliskich parafii" - opisuje "Tygodnik Powszechny".
Jak zaznacza tygodnik, modlitwa błagalna o przywrócenie zdrowia to nie nowość. Od wieków jest częścią kościelnej tradycji. Nowością jest zjawisko grup modlitewnych propagujących "celebracje liturgiczne, których celem ma być otrzymanie od Boga uzdrowienia". Według "TP" jest ich coraz więcej także w Polsce, prym wiodą tzw. wspólnoty charyzmatyczne. I druga nowość - tzw. uzdrowienia międzypokoleniowe. Opierają się na przekonaniu, że grzechy przodków wpływają na życie potomków.
"Broszura o uzdrowieniu międzypokoleniowym rozeszła się w polskich wspólnotach charyzmatycznych w 60 tys. egzemplarzy. Jej autor, amerykański zakonnik Robert DeGrandis, upowszechnił modlitwę o uwolnienie od grzechów przodków aż do piętnastego pokolenia wstecz - co Polaków odsyła do czasów Stefana Batorego" - zwraca uwagę tygodnik.
Praprapradziadek ukradł krowę. I co?
Według tygodnika w Polsce pogląd, że przez przodków można chorować albo mieć niepowodzenia, promuje wielu członków Odnowy w Duchu Świętym i środowisk propagujących objawienia w Medziugorie. Przytaczają "naukowe" dowody. Odwołują się do dziedziczenia cech i wad genetycznych.
"Prowadzący rekolekcje w Wielkopolsce ksiądz egzorcysta pocieszał jednak wiernych, że grzechy dziedziczy się tylko od czwartego pokolenia - i dotyczą one głównie pijaństwa i rozwodów. Dlatego zalecał, aby potomkowie rodzin, w których rozwodów nie było, łączyli się w pary tylko ze sobą, i w ten sposób nie powielali grzechu" - pisze tygodnik.
Przeciw wierze w przekazywanie grzechów występują nawet polscy biskupi.
- Powiedzmy, że jakiś Wieńczysław Siemieniewski w 1689 roku ukradł sąsiadowi krowę. Dlaczego miałbym myśleć, że wskutek tego wpływają na mnie demony. I to w taki sposób, że jeżeli nie będę podlegać jakiejś specjalnej procedurze uwolnieniowej, to ten kłopot będzie mi towarzyszył przez całe życie? - pytał na spotkaniu z wiernymi biskup Andrzej Siemieniewski.
- Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z tym, co św. Paweł nazywał "kultem własnego pomysłu". To kult zaczerpnięty z Bożego objawienia, potem przemyślany w postaci litanii, procesji i adoracji, ale wymyślony. Skłonności genetyczne nie przekazują nam skutków czynów człowieka - dodawał biskup.
Zemdleją, ale wstaną. Ważne, aby ich nie zdeptać
W czasie modlitw o uzdrowienie wierni są świadkami dziwnych i niepokojących scen.
- Widziałam młodą dziewczynę wijącą się na podłodze, przez którą przemawiał przeklinający księdza starzec. Dwóch dorosłych mężczyzn nie mogło jej utrzymać. Ksiądz mówił, żeby nie zwracać uwagi - opowiada "Tygodnikowi" Barbara.
Mieszkankę Krakowa zaskoczył też widok osuwających się na podłogę ludzi. - Ci, którzy są z nami po raz pierwszy, niech się nie denerwują. Może się zdarzyć, że niektórzy upadną, zemdleją, że upadnie ktoś obok was. Proszę się nie przejmować, zemdleją, wstaną, nic im nie będzie. Proszę tylko uważać, żeby osób leżących nie zdeptać - ostrzegał wtedy wiernych ksiądz.
Wijąca się na ziemi dziewczyna śniła się Barbarze wielokrotnie. Na kolejną msze o uzdrowienie już nie poszła. - Nie potrafię sobie wytłumaczyć tego, co zobaczyłam, ani znaleźć kogoś, kto mógłby mi to wyjaśnić - przyznaje na łamach ,,TP".
Tygodnik wyjaśnia: to tzw. spoczynek w Duchu Świętym. "Objawia się w wyłączeniu władz psychicznych i fizycznych człowieka, który w czasie modlitwy nagle osuwa się, opada" - tłumaczy zjawisko za ks. Janem Reczkiem.
Kardynał Ratzinger: Unikać histerii, teatralności i sensacji
Popularność mszy o uzdrowienie już dawno przykuła uwagę Watykanu.
"Niekiedy, nie tak rzadko, rozgłasza się przypadki uzyskanych uzdrowień, wzbudzając w ten sposób oczekiwanie tego samego zjawiska w trakcie innych, podobnych spotkań" - pisał w 2000 roku w instrukcji wydanej przez Kongregację Nauki Wiary.
Przyszły papież zwracał uwagę na "domniemany charyzmat uzdrawiania". Podkreślał, że "jest rzeczą konieczną, aby podczas modlitw nie dochodziło, przede wszystkim ze strony tych, którzy je prowadzą, do form podobnych do histerii, sztuczności, teatralności lub sensacji."
- Kiedy ludzie padają, nie jest to żadne zjawisko kościelne. Gdyby rzeczywiście działał tu Duch Święty, takie omdlenia miałyby jakiś cel. Myślę, że tego typu przypadki mogą po prostu łechtać pewien określony typ religijności. Św. Jan od Krzyża wymieniał w swoim katalogu siedmiu grzechów duchowych "obżarstwo duchowe". To jest podobna praktyka - komentuje na łamach "TP" o. Wacław Oszajca, jezuita i teolog.
Złudna droga: ludzie przestają się leczyć
- Popularność mszy o uzdrowienie można łączyć z modą na egzorcyzmy, wzrastającym zainteresowaniem demonologią, satanizmem i magią. Nie wiem tylko, dlaczego ludzie szukają pomocy w rozwiązywaniu swoich problemów zdrowotnych czy społecznych, uciekając się do czynników nadprzyrodzonych - dodaje o. Wacław Oszajca.
Zaznacza, że choć księża lubią pełne kościoły wiernych, a msze o uzdrowienie je gromadzą, to ludziom chorym potrzebne jest realne wsparcie. - Może się okazać, że po modlitwie o uzdrowienie wierni wychodzą, czując się subiektywnie lepiej. I np. przestają się leczyć. Taka droga może okazać się dla nich złudna - twierdzi duchowny.
- Wiernym, których dotknęła choroba, zależy na spokojnej rozmowie, na wsparciu, na nadziei płynącej z wiary. Dlatego tak ważne są odwiedziny duszpasterskie. Może wystarczyłoby, gdyby spotkanie trwało nieco dłużej, gdyby był czas na rozmowę, a nie tylko na udzielenie Komunii Świętej i błogosławieństwo - dodaje. o. Oszajca.
Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz