czwartek, 7 listopada 2013

Muniek Staszczyk kończy 50 lat. Przeboje z trzech dekad

san
 Drukuj
Muniek Staszczyk
Muniek Staszczyk (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)
Lider T.Love zdmuchuje dziś na urodzinowym torcie pół setki świeczek. Z tej okazji przypominamy kilka z wielu przebojowych piosenek, które ma na koncie ten jeden z najważniejszych wokalistów na polskiej scenie rockowej
Polska alternatywa lat 80. przekracza smugę cienia. Pierwszą, a może już nawet drugą. Szacownym 50-latkiem od pewnego czasu jest już Tomek Lipiński, dwa lata temu dołączył do niego Robert Brylewski, rok - Tomasz Budzyński, parę miesięcy - Kazik Staszewski. A teraz Muniek.

Dawni punkowcy wkraczają w wiek zdecydowanie męski. Na pewno nie jest to jednak - jak pisał wieszcz - wiek klęski. Trzymając się tej literackiej analogii - nie ma na co lać łez, bo choć czas płynie, większość załogantów z lat 80. to nadal ważni, czasem najważniejsi gracze na dzisiejszej scenie. Trochę w tym zasługa współczesnej popkultury, która nie tylko w Polsce zatarła granice wyznaczane przez konflikt pokoleń i zamieniła muzykę rockową z synonimu młodzieżowego buntu w medium, którym równie dobrze wyrażają się nastolatki co artyści z kilkoma krzyżykami na karku.

To także spore osiągnięcie samych zainteresowanych - nie spuszczają z tonu, nie oddają łatwo pola młodszym, nie zadowalają się odcinaniem kuponów od dawnej sławy. Pozostają nie tylko aktywni, ale też wyraziści, twórczy, głodni nowych wyzwań. Muniek najlepszym przykładem. Jego T.Love w ostatnich latach miał zwyżki i spadki formy. Ale zmobilizowany przez Muńka zespół nagrał w ubiegłym roku znakomity, bardzo dojrzały, odwołujący się do korzeni rock'n'rolla album "Old Is Gold". Nie tylko jedną z najciekawszych pozycji w dyskografii grupy, ale też jedną z najlepszych płyt sezonu. My przypominamy dziś zarówno te piosenki, które sytuują Muńka w gronie dostojnych weteranów, jak i te, za sprawą których wciąż jest znaczącą postacią na dzisiejszej scenie.

Oto 10 ważnych piosenek Muńka Staszczyka

1. T.Love Alternative, "Karuzela"



Wiosną 1981 roku 17-letni Muniek zaczepił na dworcu autobusowym w rodzinnej Częstochowie muzyków grupy Kryzys, którzy byli właśnie w trasie po południowej Polsce. Poprosił ich o autografy. - My jesteśmy zespołem punkowym i nie dajemy autografów. Jak chcesz je rozdawać, to załóż sobie własną grupę - usłyszał w odpowiedzi. Potraktował sprawę poważnie. Jego pierwszym zespołem był Atak, który przekształcił się w Opozycję. W 1982 razem z kolegami z IV liceum w Częstochowie założył Teenage Love Alternative, które wkrótce zdobyło sporą popularność w muzycznym podziemiu pod skróconą nazwą T. Love Alternative. O początkach swojego grania Staszczyk wspominał w rozmowie z "Gazetą" w 1998 roku:

- Zacząłem pisać teksty. Na początku naiwne kawałki o świecie, który mnie wtedy otaczał. Znalazłem chłopaków w innej klasie, którzy grali na gitarze, i założyliśmy zespół Opozycja. To była kompletna pomyłka, bo oni chcieli grać hard rocka, a ja nie umiałem śpiewać. To tak jakby Zbigniew Wodecki śpiewał z Sex Pistols. W każdym razie zespół Opozycja zdobył popularność w Częstochowie. Zagraliśmy też w 1981 w Jarocinie, po czym kapela się rozpadła. Namówiłem potem innych kolegów i powstał T.Love Alternative. Jeden z naszych kumpli miał dużo kasy, jego ojciec był właścicielem wesołego miasteczka, i kupił nam pierwsze instrumenty. Nikt z nas nie umiał na niczym grać. To był piękny czas.

2. T.Love Alternative, "Zabijanka"



Zespół działał w Częstochowie, ale po zakończeniu nauki w liceum skład rozjechał się na studia po Polsce. Muniek trafił na polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Od tego czasu T.Love Alternative staje się formacją częstochowsko-stołeczną, a przez kolejne jego mutacje przewija się pokaźna porcja alternatywnych muzyków. My oglądamy występ zespołu zarejestrowany na potrzeby zrealizowanego przez BBC w połowie lat 80. filmu o polskiej alternatywie "My Blood, Your Blood". Muniek opowiadał "Gazecie" w 1997 roku:

- Studiowałem dziesięć lat, bo miałem band, który był ważniejszy. Chodziłem na próby do Hybryd, a studia traktowałem trochę tak, wiesz... Skończyłem je dla starych, żeby im nie było przykro. Poza tym, jak się tyle lat to robiło, to trzeba skończyć. Ale bardziej niż lektury i wykłady liczyło się towarzystwo. Żyłem trochę w dwóch środowiskach: na Uniwersytecie i w kapeli. W jednym odreagowywałem drugie. Rozmowy wśród studentów były trochę przeintelektualizowane, drętwe, niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, która była dla mnie istotniejsza.


3. T.Love Alternative, "Wychowanie"



Jak większość ciekawych kapel z połowy lat 80., także i T.Love zaczął się z czasem profesjonalizować, czego efektem były pierwsze przeboje. Zdobywały one popularność nie tylko za sprawą kopiowanych w domowych warunkach nagrań i przegrywanych w dziesiątkach egzemplarzy kaset, ale też dzięki wydawanym płytom i powerplayom w stacjach radiowych. W latach 90. Staszczyk wspominał w rozmowie z Mikołajem Lizutem:

- Pisząc piosenkę, nie myślę o kasie, ale ludzie oczywiście mi nie wierzą. Koleś coś tam przeżył na wakacjach w 1987 przy piosence "Garaż" i teraz pyta: "Dlaczego nie gracie takich kawałków jak kiedyś?". On nie słucha muzyki, tylko wspomina. Życie to nie film, który można cofnąć, dlatego nie mam zamiaru udawać nastolatka z IV liceum w Częstochowie. Jestem już innym człowiekiem. Z nikim się nie umawiałem, że do końca życia będę grał punk rocka.

4. T.Love, "Warszawa"



Koniec komunizmu był zabójczy dla polskiej sceny. Galopująca inflacja plus przemiany ustrojowe wykończyły cały - karykaturalny, ale jednak jakoś funkcjonujący - rynek muzyczny. Grupy się rozpadały, muzycy szukali nowych zajęć. Staszczyk zawiesza zespół, zakłada rodzinę, i dla jej utrzymania wyjeżdża na saksy do Londynu. Tam pisze "Warszawę". Po powrocie z Anglii zawiązuje współpracę z Jankiem Benedekiem - pierwszym muzykiem nowego, odrodzonego T.Love. Formacja wyrzuca z nazwy Alternative i porzuca nowofalowo-młodzieńczą estetykę, w której bunt i entuzjazm skrywały często muzyczne niedociągnięcia.

- Nigdy nie myślałem, żeby zostać w Anglii na stałe. W żadnym kraju nie czułem takiej pokusy. Poza tym to był fascynujący moment historii. Waliła się komuna, czytałem "Timesa" czy "Guardiana", w których ciągle coś pisali o naszym kraju. Byłem niesłychanie podekscytowany powrotem do Polski - mówił "Gazecie" kilka lat temu.
5. T.Love, "King"



Dwie wydane na początku lat 90. płyty "Pocisk miłości" oraz "King" wystrzeliły grupę i Muńka z undergroundu do pierwszej ligi polskiej sceny rockowej. Po wydaniu kolejnego albumu "Prymityw", w 1994 r. w "Gazecie" Muniek mówił:

- Kiedyś myślałem, żeby dać sobie spokój z T.Love. W kapeli były straszne kwasy po trasie promującej płytę "King", ale teraz już nie potrzebuję takiej odskoczni. Czasami tylko gram standardy z zespołem Niespodzianka z Olsztyna. Ale tak naprawdę T.Love to 100 procent mojej działalności. (...) Numery na "Prymityw" powstały bardzo szybko, po tym jak odszedł Janek Benedek. Za jego kadencji T.Love opierał się na kompromisie. Teraz natomiast to jest zespół z prawdziwego zdarzenia. Wszyscy komponują: Paweł [Nazimek], Perkoz [Jacek Perkowski], [Sidney] Polak.

6. Szwagierkolaska, "Komu dzwonią..."



Równolegle Muniek realizuje swoje inne muzyczne marzenie - razem z dawnym kolegą z T.Love Alternative i liderem Daabu Andrzejem Zeńczewskim sięga po miejski folk - piosenki spopularyzowane przez Stanisława Grzesiuka. Materiał zrealizowany pod szyldem Szwagierkolaska staje się wielkim hitem. Zeńczewski tłumaczył genezę zespołu "Gazecie":

- Jakiś facet zgłosił się do Zygmunta z propozycją zrobienia kilku piosenek do filmu o Stanisławie Grzesiuku, ostatnim bardzie stolicy. Nie miał żadnego konkretnego planu, więc Zygmunt ze swoimi wątpliwościami przyszedł do mnie. Grzesiuka znamy. Ustaliliśmy, że jeśli coś robimy, to od razu płytę, filmu zresztą nie ma do tej pory.

7. T.Love, "1996"



Bez Janka Benedeka, który odszedł z T.Love w 1994 roku, zespół nagrywa kolejne płyty, na których łączy eklektyzm z zamiłowaniem do muzycznego pastiszu.

- Ja muszę mieć dostęp do miasta, do ludzi. Fajnym impulsem był dla mnie hip-hop. To taki nowy, podwórkowy krzyk młodzieży, jak kiedyś punk rock. Zakręciło mnie to. Mam robotniczy background i kręci mnie podwórkowa prawda. Dajmy na to Molesta - opowiadał Muniek "Gazecie". We własnych piosenkach po hip-hop jednak nie sięgnął.

8. T.Love, "Chłopaki nie płaczą"



To zamiłowanie do pastiszu dało grupie jeden z największych przebojów w jego historii. Wspominając "Chłopaki nie płaczą", Muniek przyznawał, że na koncerty przychodziły nawet fanki, które nie zdawały sobie sprawy z faktu, że mają do czynienia z żartem, lecz traktowały T.Love jak autentyczny boysband. O tym, jak zespół działa dzisiaj, mówił ostatnio "Gazecie":

- Nigdy nie przestaliśmy być zespołem, ale też nigdy nie ukrywałem, że bywało gorzej. Po pierwsze, zmęczenie materiału - wciąż ci sami goście, wszystkie te rockandrollowe akcje: i używki, i alkohol, i bójki. Wciąż jest rockandrollowo i nikt nie dmucha w alkomat przed wejściem na scenę. Ale jest praca, a praca zbliża. Nie jest tak, że spędzamy ze sobą czas prywatny, bo każdy ma własne życie. Mamy zgrupowania jak reprezentacja piłkarska i wtedy to jest priorytet.

9. T.Love "Nie, nie, nie"



"Ludzie mówią, że jestem pijakiem/Chodnikowym równym chłopakiem" - ironizował Muniek w piosence "I Love You". Ale w T.Love potrafił też zawsze ze swobodą i lekkością mówić przecież nie tylko o rzeczach błahych i zabawnych. Gdy w 2001 roku cały świat wstrzymał oddech po zamachach terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych, nagrana jeszcze przed akcją Al-Kaidy, ale wydana na albumie kilka tygodni po niej piosenka "Nie, nie, nie" okazała się znakomitym komentarzem do aktualnych wydarzeń. Jednak Staszczyk nawiązywał w niej do zupełnie innej sprawy, co tłumaczył "Gazecie":

Impulsem do jej napisania wcale nie był atak na World Trade Center, jak myślało wiele osób, ale Jedwabne. Ta piosenka jest napisana z pozycji dziecka, bo to był wyraz mojej bezgranicznej bezsilności. Dyskusja o zbrodni w Jedwabnem była dla mnie chyba najważniejszym wydarzeniem publicznym ostatnich lat. My, Polacy, dowiedzieliśmy się dużo o sobie. Po pierwsze, że jak chyba każdy naród także jesteśmy zdolni do bestialstwa. A po drugie, tego, jak ciężko unieść taki ciężar na własnym sumieniu. Cała ta dyskusja to dla nas katharsis, zbiorowa spowiedź. Oczywiście w polsko-żydowskim rachunku sumienia jest dużo przegięć po obu stronach. Wkurza mnie polskie samouwielbienie i przypadki antysemityzmu. Ale nie podoba mi się też to, co mówią niektóre środowiska żydowskie, że jesteśmy narodem antysemitów i z jednego napisu na murze wykaligrafowanego przez debila robi się antypolski artykuł w "The New York Times". To po prostu nieprawda. Wiem, co mówię, bo co roku objeżdżam Polskę i znam ją jak własną kieszeń.

W tej piosence chciałem powiedzieć jak dziecko, że fanatyzm, nienawiść to obłędna spirala nieszczęść i okrucieństwa. Nie był to żaden mój cyniczny ruch po 11 września, choć w wytwórni klepali mnie po plecach i mówili: "Ale się wpasowałeś po tych wieżach". Piosenka powstała dużo wcześniej, pod wpływem szczerych, dziecięcych emocji.

10. T.Love, "Frontline"



Po wielu stylistycznych i personalnych zakrętach T.Love nagrał znakomity, wysmakowany, dopieszczony brzmieniowo i produkcyjnie album "Old Is Gold". To jak dotąd ostatnia produkcja, na której usłyszeć można Muńka. Na razie w wywiadach Staszczyk przyznaje, że na chwilę obecną, po rocznym urlopie, który zafundował sobie po tej płycie, nie czuje potrzeby tworzenia nowych piosenek T.Love. Ale też nie wyklucza, że gdy zespół wróci w końcu do studia, nagra na przykład płytę pełną zadziornych i prostych punkowych czadów. Tak aby znów zaskoczyć fanów czymś zupełnie odmiennym od tego, do czego ostatnio przyzwyczaił. Gdy ukazało się "Old Is Gold", Muniek tłumaczył w "Gazecie":

- My całe życie graliśmy tylko hałas i reggae, balladę i reggae. A tu nagle okazało się, że, owszem, możemy sobie słuchać Dylana, ale trzeba go jeszcze umieć zagrać. To sprawiło, że nagle cały band znów zaczął mieć ochotę na granie. Że przynajmniej w tych godzinach, które dla siebie wygospodarowaliśmy, nie ma żon, dziewczyn, dzieci czy wizyty u dentysty, a jest granie.


Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz