Bulwersująca decyzja Donalda Tuska. Zapomnijmy o godności [KOMENTARZ]
23 lipca 2025
I tak nowe osoby zobaczymy na czele między innymi Ministerstwa Zdrowia (Jolanta Sobierańska-Grenda za Izabelę Leszczynę), Ministerstwa Sprawiedliwości (Waldemar Żurek za Adama Bodnara), czy obsadzanego w ostatniej chwili Ministerstwa Kultury, którego kierowania po Hannie Wróblewskiej nagle odmówiła związana z Polską 2050 Aleksandra Leo, wobec czego urząd dostanie wywodząca się z tego samego ugrupowania Marta Cienkowska.Jednak choć premier apeluje o "porzucenie pokusy zwątpienia", doprawdy po niektórych decyzjach trudno poczucia zwątpienia się wyzbyć. Na przykład wobec wiarygodności szefa rządu. Czy Donald Tusk na pewno robi, w co wierzy, a nie, w co wydaje mu się, że wierzyć aktualnie się opłaca?
Jak wskazuje rekonstrukcyjny bilans, nie warto dziś, zdaniem premiera, wierzyć w realną równość w Polsce czy poczucie bezpieczeństwa każdego obywatela i obywatelki, bez względu na orientację seksualną, kolor skóry, religię czy pochodzenie.
Powyższych kwestii dotyczyły dwa najważniejsze społeczne postulaty, którymi zajmowała się odsyłana właśnie na boczny tor (prawdopodobnie pełnomocniczki w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej) Katarzyna Kotula w ramach powołanego w 2023 r. Ministerstwa ds. Równości.
Chodzi naturalnie o wielokrotnie obiecywane przez Donalda Tuska związki partnerskie (o tym, że "zbliżamy się do nich", zapewniał już w 2011 r.) oraz nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu mowie nienawiści.
Owszem, można wytykać Kotuli brak rezultatów, ale sprawiedliwe byłoby jednocześnie pokusić się o pytanie, raczej retoryczne, co zrobili szefowie rządu, by umożliwić jej dowiezienie obietnic.
Faktem pozostaje, że to Katarzyna Kotula spotykała się z przedstawicielami i przedstawicielkami organizacji LGBT+, na których wysłuchanie nie znalazł czasu premier Donald Tusk, mimo kilku tysięcy listów w tej sprawie od seniorów, rodzin czy emigrantów uzależniających powrót do kraju od ustanowienia równego prawa w Polsce.
Jak również faktem jest, że w swoich pierwszych powyborczych analizach wicepremierzy z Trzeciej Drogi, ugrupowania, któremu aktualne sondaże nie dają miejsce w Sejmie, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia, wtórowali prawicowemu zwrotowi. I na nic im badania, przywoływane m.in. przez filozofa i publicystę dr. Tomasza Markiewkę, gdzie eksperci wskazują jasno, że przejmowanie agendy prawicy przez liberalne, centrowe lub lewicowe partie skutkuje wzmacnianiem radykalnej prawicy, uwiarygadnia ją i wprowadza jej tematy do mainstreamu. Dotyczy to tak samo dyskryminacji na tle tożsamościowym, jak i ksenofobicznym czy rasistowskim.
To właśnie oskarżenia o wzmacnianie rosnącej w siłę skrajnej prawicy słyszał w kampanii prezydenckiej Rafał Trzaskowski. Najpierw, gdy pojawił się u Krzysztofa Stanowskiego w Kanale Zero, gdzie z jednej strony słusznie przyznał, że schowanie tęczowej flagi podczas debaty w TVP było błędem, lecz z drugiej w jednoznacznie krzywdzący sposób sprzeciwił się adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, ignorując tym samym los tysięcy dzieci i nastolatków z domów dziecka, czy żyjących w Polsce tęczowych rodzin.
Później wątpliwości budziło pojawienie się ówczesnego kandydata na prezydenta RP w programie Sławomira Mentzena. Tu jednak Trzaskowski w merytoryczny sposób sprzeciwił się manipulacjom lidera Konfederacji dotyczącym nowelizacji ustawy o mowie nienawiści.
Pytanie, jak zapewnienia tego rządu o bezpieczeństwie, równości, wolności i ochronie słabszych, tak cynicznie wykorzystywanych przez byłych rządzących, mają się do likwidacji walczącego o te sprawy ministerstwa? Czy zepchnięcie odpowiedzialności za niepowodzenie społecznych postulatów na jedną ministrę, bez choćby próby jej zastąpienia, nie jest ze strony Donalda Tuska rozwiązaniem bezwzględnym i wyrachowanym?
Niestety wygląda na to, że w imię odchudzenia rządu, nawet czysto pozornego, jak likwidacja najskromniejszego ministerstwa (tzw. bez teki), mieszczącego się w jednym pokoju, z garstką osób, została właśnie na długie lata przekreślona szansa na godne życie dla części obywateli i obywatelek tego kraju. Pełnoprawnych. Teoretycznie.
A symbolicznie? Symbolicznie społeczność LGBT+ czy atakowane coraz to nowymi nienawistnymi hasłami osoby innego pochodzenia, w tak szczególnie niebezpiecznym czasie podsycania społecznych lęków, nie są już dla tej władzy interesujące. Były — w czasie punktowania poprzedników albo doraźnego poszerzania elektoratu. Ale już nie są. Ot, prawa politycznej diety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz