Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Schetyna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Schetyna. Pokaż wszystkie posty

środa, 24 września 2014

Halicki przekonuje: Politycy europejscy dobrze wiedzą, kim jest Grzegorz Schetyna

Min. Andrzej Halicki, stronnik Grzegorza Schetyny, broni szefa polskiej dyplomacji. Jak mówił w TOK FM, aktywność ministra spraw zagranicznych zauważyli i docenili m.in. obywatele państw aspirujących do UE, takich jak Ukraina i Mołdawia. – Niezależnie od tego, Schetyna jest człowiekiem o dużej charyzmie, więc politycy europejscy dobrze wiedzą, kim jest.

Andrzej Halicki nie ma żadnych wątpliwości, że Grzegorz Schetyna świetnie nadaje się na ministra spraw zagranicznych. Krytykom szefa dyplomacji minister administracji i cyfryzacji odpowiadał w „Poranku Radia TOK FM”: – To były marszałek Sejmu i szef Komisji Spraw Zagranicznych, proszę nie odmawiać mu kompetencji. Do jego sukcesów zaliczyć możemy choćby odbudowanie, na poziomie parlamentarnym, aktywności Trójkąta Weimarskiego i aktywność w sprawach polityki wschodniej – zaangażowanie w wydarzenia na Ukrainie i w Mołdawii. Społeczeństwa tych krajów, aspirujących do UE, zauważyli aktywność Grzegorza Schetyny.Jak podkreślił Halicki, od lat bliski współpracownik Schetyny, szef polskiej dyplomacji to także „człowiek o dużej charyzmie, więc politycy europejscy dobrze wiedzą, kim jest”.

Dobra energia


Min. Halicki wbrew krytykom, którzy zarzucają brak kompetencji nie tylko Grzegorzowi Schetynie, ale także m.in. szefowej MSW Teresie Piotrowskiej, uważa, że praca rządu musi przynieść „widoczne efekty”. – To bardzo zdeterminowany zespół. W rządzie panuje bardzo dobra energia – zachwalał w TOK FM.

czwartek, 21 listopada 2013

"Pusty dzwon bije najgłośniej". Ostre spięcie w PO


Foto: PAP/TVN24 | Video: tvn24Czy mamy do czynienia z otwartą wojną wewnątrz PO?

Pusty dzwon bije najgłośniej, takie zachowanie nie przystoi ludziom, którzy dbają o jedność Platformy – powiedział Rafał Grupiński, szef klubu parlamentarnego PO. Odniósł się do słów partyjnego kolegi. Andrzej Biernat w "Jeden na jeden" zasugerował, by wymienić szefa klubu Platformy. - Samokrytyka byłaby właściwsza niż krytyka koleżanek i kolegów - odpowiedział mu Grupiński.

Andrzej Biernat, powołany w środę na ministra sportu, otwarcie skrytykował w „Jeden na jeden” w TVN24 pracę szefa klubu PO, Rafała Grupińskiego. Jak mówił, mógłby go zastąpić ktoś, "kto ma więcej charyzmy, kto jest przez większość klubu od razu akceptowany". 

W odpowiedzi na jego słowa, Grupiński przyznał, że zawsze należy rozmawiać o tym, jak klub funkcjonuje, jednak - jak podkreślił - powinno się to odbywać wewnątrz klubu, a nie przez media. 

Jak mówił, wszelkie walki wewnętrzne w sytuacji słabszych sondaży pogarszają tylko sytuację PO.
- Platforma musi się dziś jednoczyć i konsolidować, a nie prowadzić wojny wewnętrzne - zaznaczył szef klubu PO.
Grupiński podkreślił, że nie zamierza rezygnować z kierowania klubem. - Mam nadzieję, że klub moją pracę i otwartość mojego gabinetu też docenia - powiedział.
Andrzej Biernat krytykuje szefa klubu PO
Wideo: tvn24Andrzej Biernat krytykuje szefa klubu PO

"Pusty dzwon bije najgłośniej"

Grupiński ocenił także, że Andrzej Biernat, jako jego zastępca w klubie, mógł zrobić dużo, aby klub działał sprawniej. Tymczasem, jak ocenił "pusty dzwon bije najgłośniej." - To jest zachowanie, które nie przystoi ludziom, którzy dbają o notowania Platformy i którzy powinni dbać o naszą jedność i spójność - przekonywał Grupiński, uważany za stronnika Grzegorza Schetyny. 

Jak mówił, w ostatnich miesiącach Biernat zajmował się tylko krytykowaniem swoich klubowych kolegów, "począwszy od minister Joanny Muchy, a skończywszy na władzach klubu." - Samokrytyka byłaby właściwsza niż krytyka koleżanek i kolegów - ocenił Grupiński. 

- Jesteśmy wszyscy ludźmi PO. Zawsze byłem przeciwny tego rodzaju podziałom, które wywołuje Andrzej Biernat. Otrzymał od premiera wielką szansę, żeby się wykazać w ministerstwie sportu, powinien się na tym nowym zadaniu skupić i to powinno mu zająć więcej czasu, bo pracą w klubie specjalnie się nie wykazywał - stwierdził Grupiński. Jego zdaniem, nawet premier nie zgadza się z tego rodzaju wypowiedziami, "które pokazują chaos i zamieszanie w środku PO."
- Klub zawsze stara się być jak najmocniejszym zapleczem rządu i tak klub bardzo wysoko w tych sprawach oceniam - dodał Grupiński.

Spotkanie z premierem

O ewentualnych zmianach oraz współpracy z władzami klubu w przyszłym tygodniu ma rozmawiać premier Donald Tusk. Poinformował o tym Grupiński, który w środę rozmawiał z szefem rządu.
Premier pytany jeszcze przed rekonstrukcją rządu, czy nastąpią zmiany w kierownictwie klubu PO, powiedział: - Wiem, że takie głosy wśród niektórych posłów się pojawiają. Będziemy o tym rozmawiali, ale nie w kontekście rekonstrukcji rządowej.
Raś: Potrzebne jest nowe otwarcie
Wideo: tvn24Raś: Potrzebne jest nowe otwarcie

Będzie "nowe otwarcie" w klubie?

Głównym zwolennikiem odejścia Grupińskiego ze stanowiska szefa klubu PO jest właśnie Andrzej Biernat, ale w PO nie brakuje także innych zwolenników zmian w klubie. Ireneusz Raś przekonywał: - Potrzebne jest nowe otwarcie, tak jak w rządzie. Czas na uporządkowanie przywództwa w parlamencie, ja jestem za zmianami w prezydium klubu PO - podkreślił.

Waldy Dzikowski, który przegrał z Grupińskim walkę o fotel szefa wielkopolskiej PO, przypomniał, że premier Tusk mówił, że docierają do niego głosy o potrzebie zmian we władzach klubu PO. 

Z kolei wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk nie chciał powiedzieć, czy jest za zmianą na stanowisku szefa klubu. - Rozmawiamy między sobą, oceniamy, ja za często nie widzę przewodniczącego Grupińskiego na posiedzeniu Konwentu Seniorów (spotkaniu szefów klubów parlamentarnych i prezydium Sejmu), Grupiński jest jednym z dwóch (członków Konwentu), który nie przychodzi - powiedział jedynie Grabarczyk.

Schetyna broni Grupińskiego

Grupińskiego broni pierwszy wiceszef partii Grzegorz Schetyna. Jak ocenił, zmiana na stanowisku szefa klubu byłaby "absurdalna". - Rozumiem, że minister Biernat nie zajmuje się swoim resortem, tylko ma jakieś refleksje o pracy w klubie, trudno mi to zrozumieć - podkreślił.
Grzegorz Schetyna: czekam na pomysły Biernata odnośnie ministerstwa sportu
Wideo: tvn24Grzegorz Schetyna: czekam na pomysły Biernata odnośnie ministerstwa sportu

"Nie ma powodów, by robić zmianę w kierownictwie klubu"

Również członek zarządu PO Robert Tyszkiewicz powiedział, że krytyczne wypowiedzi na temat Grupińskiego budzą jego "głębokie zdumienie". - Jestem zaskoczony wypowiedzią ministra Biernata, wolałbym, by dziś skupiał się na swoich nowych, niemałych obowiązkach w resorcie sportu - wskazał Tyszkiewicz.

"Wyjątkowo wysoko" działanie Grupińskiego ocenia też poseł PO Dariusz Rosati. - Nie widzę najmniejszego powodu, by robić zmianę w kierownictwie klubu. No chyba, żeby dostał jakąś wyjątkowo atrakcyjną propozycję rządową - zaznaczył. Zastrzegł, że nie jest członkiem partii, a jedynie klubu PO.

Wiceszefowa klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała, że nie docierają do niej "otwarte sygnały" o konieczności zmiany na stanowisku szefa klubu PO.
Cała rozmowa z Rafałem Grupińskim
Wideo: tvn24Cała rozmowa z Rafałem Grupińskim

sobota, 2 listopada 2013

"Newsweek": Pustka wokół Schetyny

Grzegorz Schetyna
Grzegorz Schetyna  /  fot. Andrzej Grygiel  /  źródło: PAP
- Świat jest tak zbudowany, że, jak ja coś każę, to ma być zrobione – mówił kiedyś Grzegorz Schetyna, ale to było dawno temu. Dziś wokół niego robi się pusto.
Środa, późny wieczór. W Kancelarii Premiera zbiera się zarząd krajowy Platformy. Tematem posiedzenia mają być opublikowane przez „Newsweek” nagrania, z których wynika, że stronnicy Jacka Protasiewicza, nowego szefa dolnośląskiej Platformy, kusili delegatów pracą w KGHM i możliwością wejścia do rady nadzorczej którejś z państwowych spółek.

Premier jest spięty. Podczas wystąpienia unosi się, prawie krzyczy. Głównym celem jego krytyki nie są jednak bohaterowie nagrań. Jest nim Grzegorz Schetyna, który – jak twierdzi szef rządu – nie umie pogodzić się z porażką na Dolnym Śląsku. Szefowi rządu basują posłowie kojarzeni z partyjną spółdzielnią. Bagatelizują nagrania, mówiąc, że przecież nic na nich nie ma. Za to pomstują na działaczy, którzy na spotkania chodzą z włączonymi dyktafonami. – Jak tak dalej pójdzie, to niedługo nie będzie można między sobą swobodnie rozmawiać – mówią. Ich sugestie są jasne: za nagraniami stoi ten, kto przegrał dolnośląskie wybory. Schetyna próbuje się tłumaczyć. Zarzeka się, że to nie on, ale sala wie swoje.
Po sześciu godzinach obrad zarząd z premierem na czele ustala: bohaterowie nagrań pod partyjny sąd, Schetyna ma przestać kwestionować przywództwo premiera a powtórki dolnośląskiego zjazdu nie będzie.
Jeden z członków zarządu mówi z żalem: - Gdyby nie to, że szef bał się, że ktoś znów go nagrywa, Schetynie dostałoby się dużo mocniej.
Trudno uznać te słowa za zaskoczenie, wszak nie od dziś wiadomo, że stosunki między premierem a byłym Marszałkiem Sejmu są napięte. W tym, co się stało, dziwne jest jednak co innego: decyzja o ważności dolnośląskiego zjazdu zapadła niemal jednomyślnie. Od głosu wstrzymali się jedynie sam Schetyna i jego wieloletni przyjaciel Rafał Grupiński, szef klubu parlamentarnego PO. Pozostali baronowie, których do tej pory uważano za jego sojuszników, czyli Andrzej Halicki i Robert Tyszkiewicz, opowiedzieli się za utrzymaniem wyboru Protasiewicza. Podobnie jak Włodzmierz Karpiński i Marzena Okła-Drewnowicz – tyle, że dwójka przeszła na stronę spółdzielni już jakiś czas temu i jej postawa nie była zaskoczeniem. Ale już zachowanie Halickiego i Tyszkiewicza było, i to ogromnym.

Komentuje poseł związany ze z partyjną spółdzielnią: - Jeśli nie poparli go w tej sprawie, to znaczy, że nie poprą go już w żadnej innej. Dla Schetyny nie ma przecież nic ważniejszego niż Dolny Śląsk. Ludzie zaczynają mu się wykruszać, jego czas się kończy.
Jak to się stało, że człowiek, który jeszcze nie dawno był w Platformie wszechmocny, dziś jest tak osamotniony?
Źródło: Newsweek.pl

środa, 30 października 2013

Prokuratura zajmuje się taśmami PO. Wcześniejsze wybory? Graś: "Nie będziemy tkwili w zgniłych kompromisach"

Paweł Kośmiński
 Drukuj
Paweł Graś / Grzegorz Schetyna
Paweł Graś / Grzegorz Schetyna (Fot. Wojciech Surdziel / Łukasz Giza AG)
- Grzegorz zapowiedział, że spisane będą czyny i rozmowy. Na razie widzimy, że zostały nagrane i wpuszczone w publiczny obieg. Będziemy się musieli tym zająć. Na pewno to wszystko nie służy PO i strasznie nas to wkurza - mówi rzecznik rządu Paweł Graś. Inni posłowie nie kryją jednak oburzenia sytuacją, do której doszło na Dolnym Śląsku. Sprawą zajmuje się prokuratura
Jak wynika z ujawnionego w poniedziałek przez "Newsweek" nagrania, poseł PO Norbert Wojnarowski zaoferował jednemu z delegatów na zjazd pomoc w znalezieniu pracy w KGHM. Warunek? Poparcie kandydatury Jacka Protasiewicza w wyborach na szefa PO na Dolnym Śląsku, w których ten starł się z Grzegorzem Schetyną. Do rozmowy doszło najprawdopodobniej w przededniu sobotniego zjazdu dolnośląskiej PO. Ostatecznie przewagą 11 głosów Protasiewicz pokonał Schetynę.

Sprawą zajmuje się prokuratura, Schetyna liczy na wyjaśnienia

Ale zwycięstwem może nie cieszyć się zbyt długo, bo w środę o godz. 17 spotyka się zarząd partii, na którym rozważony zostanie wniosek o powtórzenie wyborów na Dolnym Śląsku. - Dzisiaj zarząd PO bardzo stanowczo zmierzy się z tą sprawą i na pewno podejmiemy twarde decyzje - nie pozostawił wątpliwości w środę rano minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. - Nie ma tolerancji dla takich zachowań w PO - zaznaczył. I podkreślił, że "winni zostaną ukarani".

Wtóruje mu Ireneusz Raś (PO). - Wybory wewnętrzne się zakończyły. Warto, żeby wszyscy koledzy o tym pamiętali - powiedział dziennikarzom w Sejmie. - Uważam, że na pewno przewodniczący bardzo twardo rozprawi się ze wszystkimi aktorami tego lichego przedstawienia.

Na wyjaśnienie sprawy liczy również sam Schetyna. - Liczyłem na uczciwe zasady gry i uczciwe wybory. I miałem nadzieję, że takie będą - powiedział w Sejmie. - To jest wyzwanie dla PO i prokuratury. Musi nam zależeć, żeby reguły były jasne, a wszystko zostało wyjaśnione.

Szef PO w Lubinie i bliski współpracownik Schetyny Piotr Borys złożył w środę do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. - Musiał funkcjonować jakiś system, którego celem było odsunięcie Grzegorza Schetyny od kierowania Dolnym Śląskiem - powiedział dziennikarzom. Ale i tak prokuratura już zdecydowała, że sprawą zajmie się z urzędu. Czynności sprawdzające mogą doprowadzić do wszczęcia w tej sprawie śledztwa.

Autentyczna walka w partii

Jeszcze we wtorek rzecznik rządu Paweł Graś sprawę wydawał się bagatelizować. - Mamy oświadczenie Jacka Protasiewicza, który mówi, że nikogo nie upoważniał do rozmów. Mamy oświadczenie posła Wojnarowskiego, który mówi, że się zagalopował i że jest mu przykro - tłumaczył. I opowiadał, że osoby, które przychodzą do niego po pracę, słyszą, że "nie jest biurem pośrednictwa pracy", "jesteś z Dolnego Śląska. Jeśli szukasz pomocy, masz tam Schetynę, masz Protasiewicza. Pytaj ich. Tutaj na pewno miejsca pracy nie znajdziesz".

W środę tłumaczył się w TVN 24 ze swoich słów: - Rzeczywiście przychodzą posłowie w różnych sprawach, w tym również o pracę dla siebie, dla rodziny - mówił. Ale podkreślił: - Ja nikomu pracy nie załatwiam.

Zwrócił uwagę, że w PO "wszystkie wybory odbywają się według ustalonych reguł". Dlaczego więc doszło do skandalu? - To wszystko, co się dzieje, pokazuje, że w PO ta walka [o szefostwo w regionach - przyp. red.] jest naprawdę autentyczna. Czasem przy użyciu złych, niegodnych metod, ale wszystko w tej partii jest prawdziwe, ta walka jest poważna - mówił spokojnie Graś.

- Poseł Wojnarowski - być może ze względu na małe doświadczenie polityczne - posunął się za daleko - tłumaczył. Choć jego zdaniem takie sytuacje jak na Dolnym Śląsku "nie powinny mieć miejsca", nie chciał przed spotkaniem zarządu partii wypowiadać się na temat przyszłości kłopotliwego dziś dla partii posła.


Wcześniejsze wybory coraz bliżej?

Rzecznik rządu nie oszczędza jednak Schetyny: - Na Dolnym Śląsku odbyła się walka Dawida z Goliatem. Goliat nie pogodził się z przegraną. I mamy tego konsekwencje. Grzegorz zapowiedział, że spisane będą czyny i rozmowy. Na razie widzimy, że zostały nagrane i wpuszczone w publiczny obieg. Będziemy się musieli tym zająć. Na pewno to wszystko nie służy PO i strasznie nas to wkurza.

Graś przyznał, że jest zaskoczony zachowaniem Schetyny, bo spodziewał się "reakcji bardziej twardych i konsekwentnych". - Konsekwencja może tu być tylko jedna i bardzo poważna. Bo jeśli rzeczywiście ta sytuacja zostanie na tyle rozhuśtana w PO, że rząd zamiast dalej koncentrować się na Polsce, będzie musiał się zajmować sytuacją wewnątrz partii, to naturalną konsekwencją są wcześniejsze wybory. Zrobimy oczywiście wszystko, żeby tego uniknąć, ale pan premier bardzo wyraźnie zapowiedział, że jeśli koalicja straci większość, jest tylko jedna alternatywa, nie będziemy tkwili w jakichś zgniłych kompromisach - mówi otwarcie.

Dwóch durniów szkodzi Platformie

Tymczasem zdaniem Julii Pitery być może należałoby na Dolnym Śląsku wprowadzić komisarza, by uporządkować sytuację, a dopiero później zarządzić powtórzone wybory. Czy bohaterowie dolnośląskiej afery powinni wylecieć z partii? - Absolutnie! Mówi się wielkie słowa "korupcja polityczna". A może nazwiemy to po imieniu? Świństwo, niemoralne, nieetyczne. Przestańmy to nazywać wielkimi słowami, a zacznijmy wyciągać konsekwencje. To będzie dużo skuteczniejsze - mówiła w Radiu TOK FM. - W takich sytuacjach mam pretensje, że cała praca moja i moich kolegów, którzy coś robią, zostaje kompletnie zniweczona, bo dwóch durniów postanowiło sobie zakpić z naszej pracy i z tego, co robimy.

Również wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk (PO) przyznaje, że nagranie kompromituje osoby uczestniczące w rozmowie. - Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z rodzajem prowokacji. Przynajmniej od momentu, gdy powstało nagranie, wiadomo było, że zostanie ono użyte. Pytanie teraz, dlaczego zostało użyte po przegranych wyborach? I to jest moim zdaniem dowód na to, że ci, którzy przegrali, nie potrafią się z porażką pogodzić. Bo gdyby użyli tego nagrania podczas zjazdu, to być może zmieniliby wynik głosowania - przekonywał w RMF FM Grabarczyk. Wyborów by jednak nie powtarzał.

Żona jest bezrobotna, a pan przychodził 13 razy

Wojnarowski odpiera jednak zarzuty i tłumaczy, że "wszyscy mieli prawo czy obowiązek agitowania za swoim kandydatem". - Moim kandydatem - który uważałem, że poprowadzi Platformę inaczej - był Jacek Protasiewicz. Na pewno za bardzo zagoniłem się w tych swoich rozmowach i agitowaniu, ale w ferworze walki przed wyborami każdy agituje za swoim kandydatem - mówił w rozmowie z TVN 24.

I podkreślił, że kolega, który go nagrywał, od stycznia przychodził do jego biura ok. 13 razy. I że Edward Klimka miał odwiedzać również żonę posła. - To nie jest cała rozmowa, to jest powyrywane z kontekstu. I rozmówca cały czas prowadzi tę sprawę na jeden tor - temat pracy. To on zaczął o tym mówić - tłumaczył.

Zapowiedział, że podejmie odpowiednie kroki prawne. - Będziemy się bronić, bo zostałem sprowokowany - twierdzi. - Potwierdzeniem tezy, o której mówię, jest to, że ten pan od roku przychodzi, a ja mu przecież w niczym nie pomogłem. Mało tego, moja żona po tylu latach pracy również w tej chwili jest bezrobotna.

Kluczowe fakty:

26 października - Jacek Protasiewicz wygrywa wybory na szefa PO na Dolnym Śląsku

28 października - "Newsweek" publikuje nagranie rozmowy posła Wojnarowskiego

29 października - szef klubu PO żąda powtórki wyborów na Dolnym Śląsku


Źródło: Wyborcza.pl

wtorek, 29 października 2013

PO przejawia skłonności samobójcze

Piotr Stasiński
 Drukuj
Zjazd dolnośląskiej PO w Karpaczu. Bogdan Zdrojewski i Jacek Protasiewicz
Zjazd dolnośląskiej PO w Karpaczu. Bogdan Zdrojewski i Jacek Protasiewicz (Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta)
Niepomna tego, że wszystko, co trąci korupcją polityczną - w tym przypadku handel posadami w zamian za poparcie - dewastuje życie publiczne i niejedną już partię czy polityka słusznie skompromitowało.
Poseł PO obiecuje delegatowi na regionalny zjazd partii, że kandydat na stanowisko szefa regionu może mu załatwić pracę w spółce, o ile delegat na niego zagłosuje. Kandydat ten, Jacek Protasiewicz, ostatecznie wygrywa z Grzegorzem Schetyną. I wtedy nagle wychodzi na jaw nagranie, które ten handel przedstawia w całej krasie.

Skandal z nagraniem ukazuje kilka rzeczy, jedną gorszą od drugiej.


Po pierwsze - co nie nowina - że politykę partyjną wielu traktuje jako dostęp do intratnych posad.

Po drugie - że nikogo to nie bulwersuje. Rzecznik rządu z rozbrajającą szczerością wyznaje, że wciąż przychodzą do niego w takich sprawach, ale petenta nie przegania, lecz kieruje do właściwej komórki partyjnej: "Jesteś z Dolnego Śląska. Jeśli szukasz pomocy, masz tam Schetynę, masz Protasiewicza".

Paweł Graś wprawdzie mówi: "Chłopie, to nie jest biuro pośrednictwa pracy", ale w gruncie rzeczy zaświadcza, że tak właśnie jest, tylko że petent przyszedł do niewłaściwego pokoju w tym "biurze".

Po trzecie - że demokratyczny wybór można próbować obalić za pomocą intrygi.

Platformę kompromituje zarówno kupowanie poparcia za przyzwoleniem partyjnych dygnitarzy, jak i prowadzenie walki wewnątrz partii nieczystymi metodami. Nagrywanie chyłkiem demaskuje bowiem nie tylko proceder przypodchlebiania się partyjnym bonzom dla zdobycia posad, ale także - samych szeregowych uczestników tego procederu. Dobrze wiedzą, że sprawa, w której biorą udział, jest śmierdząca. Inaczej by jej nie ujawniali w celu zaszkodzenia przeciwnikowi. A na co dzień takie rzeczy załatwia się pewnie po cichu.

Nawet jeżeli tę aferę sprowokowali przegrani schetynowcy - to i tak obnaża ona polityczne brudy w partii, która się od takich praktyk odżegnywała. Tapla się w nich ochoczo i na własną zgubę. 


Źródło: Wyborcza.pl

sobota, 26 października 2013

Schetyna przegrał z Protasiewiczem, górą Tusk

Renata Grochal
 Drukuj
Grzegorz Schetyna podczas zjazdu PO w Karpaczu
Grzegorz Schetyna podczas zjazdu PO w Karpaczu ()Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta)
Ten wynik zmienia układ sił w Platformie. Protasiewicz był kandydatem Tuska i to wygrana premiera. Chociaż wybory jeszcze trwają i zakończą się w niedzielę, to już widać, że Tusk ma za sobą jedenaście z szesnastu regionów PO.
Wybory szefa PO na Dolnym Śląsku, w których Jacek Protasiewicz pokonał dotychczasowego szefa regionu Grzegorza Schetynę, to dotkliwa porażka byłego wicepremiera i marszałka Sejmu. To on był faworytem tych wyborów, jeszcze kilka dni przed zjazdem jego ludzie mówili, że może liczyć na 60 proc. delegatów.

Ten wynik zmienia układ sił w Platformie. Protasiewicz był kandydatem Tuska i to wygrana premiera. Chociaż wybory jeszcze trwają i zakończą się w niedzielę, to już widać, że Tusk ma za sobą jedenaście z szesnastu regionów PO. Nie będzie musiał się już liczyć ze Schetyną, który zniknie z zarządu partii. Na listopadowym zjeździe najprawdopodobniej przestanie także być pierwszym wiceprzewodniczącym PO.


Po tych wyborach Schetyna nie będzie mógł już mówić, że to Donald Tusk go upokarza i odsuwa od stanowisk. Uczynili to delegaci w demokratycznych wyborach. Dlatego ta czerwona kartka jest tym bardziej dotkliwa.

Jacek Protasiewicz okazał się bardzo sprawnym politykiem. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt by nie przypuszczał, że może pokonać Schetynę, uznawanego za drugiego po Tusku.

Dla Schetyny to może oznaczać dalszą marginalizację, mimo że jego ludzie wygrali w kilku regionach. O obsadzaniu list wyborczych w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego, samorządów i parlamentu w 2015 r. będzie decydował Tusk. To na niego będą się orientować posłowie i działacze, także ci przychylni dotąd Schetynie.

Ale były marszałek Sejmu jest twardym zawodnikiem. Być może będzie czekał na bocznym torze, aż Tusk osłabnie, by za kilka lat zająć jego miejsce.

Wynik wyborów na Dolnym Śląsku pokazuje ciekawą tendencję w PO - większość delegatów dolnośląskiej Platformy opowiedziała się za współpracą z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem, proponowaną przez Jacka Protasiewicza. - PO powinna przyciągać a nie odpychać, dlatego Rafał Dutkiewicz powinien być przy Platformie - mówił przed drugą turą głosowania Protasiewicz.

Wielu działaczom to się spodobało. Chcą, by PO stała się na powrót partią otwartą, która przyciąga różne środowiska, gdyż jako taka dotąd wygrywała. 


Źródło: Wyborcza.pl

wtorek, 10 września 2013

Schetyna: Mam 50 lat i nie lubię przegrywać

Tusk jest bardzo skutecznym politykiem. Potrafił zarządzać państwem w najtrudniejszym czasie. Wśród premierów po 1989 nie ma konkurencji

Grzegorz Schetyna
Grzegorz Schetyna (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)


RENATA GROCHAL: Dlaczego nie może pan dogadać się z Tuskiem?

GRZEGORZ SCHETYNA: Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz. Złożyłem publicznie wyraźną deklarację chęci współpracy podczas konwencji krajowej PO w Chorzowie.

Premier wspiera Jacka Protasiewicza, który będzie pańskim kontrkandydatem w wyborach szefa dolnośląskiej PO, i każe Platformie współpracować z Rafałem Dutkiewiczem, z którym od lat jest pan skłócony.

- To ja forsowałem kandydaturę Rafała Dutkiewicza na prezydenta Wrocławia w 2002 r. Nigdy nie byliśmy skłóceni, do dzisiaj mamy poprawne relacje. Jestem natomiast krytyczny wobec tego, co zrobił we Wrocławiu. Z zewnątrz wszystko wygląda dobrze, ale Wrocław jest jednym z najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Jestem przeciwnikiem zawierania koalicji przed wyborami, zrobiliśmy już to raz z PiS w 2005 r. i Platforma przegrała wybory prezydenckie i parlamentarne.

W Krakowie i we Wrocławiu "pompują koła". Panu też to kiedyś zarzucano, gdy we Wrocławiu powstało Koło Leśników, do którego zapisali się ludzie spoza miasta.

- Na mój wniosek zarząd regionu PO powołał komisję, która ma sprawdzić, dlaczego przed samymi wyborami doszło do lawinowego zapisywania ludzi do partii we Wrocławiu, czyli właśnie "pompowania" kół po to, żeby ktoś mógł mieć własnych delegatów na zjazd. Wyniki jej prac będą znane w poniedziałek. Koło Leśników powstało w wyniku porozumienia zarządu krajowego PO z "Solidarnością" leśników w 2010 r.

Ludzie Tuska widzą w panu jątrzyciela podrzucającego mediom kompromitujące taśmy, na których premier grozi wyrzuceniem z MSW "pisiora". Czy można razem robić politykę przy kompletnym braku zaufania?

- Nie będę komentował tych absurdalnych wypowiedzi. PO to wielki projekt. Patrzę na nią zadaniowo. Musimy utrzymać prosty kurs, żeby skutecznie i trwale zmieniać Polskę. Platforma ciągle ma wiele do zrobienia.

Myślał pan kiedyś, żeby odejść z polityki?

- To by znaczyło, że się poddaję, a ja nie lubię przegrywać. Mam 50 lat. To niedużo dla polityka. Nie czuję się wypalony ani zmęczony. Mam jeszcze sporo do zrobienia i w regionie, i w Warszawie. Jest jeszcze projekt: przygotować partię do wyborów samorządowych.

Nawet w czasie afery hazardowej nie przyszło panu do głowy, żeby to wszystko rzucić?

- Wtedy miałem głębokie przekonanie, że muszę udowodnić, że nie mam z tym nic wspólnego, odbudować wiarygodność. I to się udało. Jestem emocjonalnie związany z Platformą, zakładałem ją trzynaście lat temu. Nie widzę siebie w innym projekcie politycznym.

Kłótnie w partii, nowelizacja budżetu, demontaż OFE , groźba utraty większości w Sejmie...

- Mamy trudny czas. Te wszystkie rzeczy mają różne przyczyny. Nowelizacja budżetu jest konieczna. Nawet jeśli są to decyzje trudne, premier musi je podejmować. Wewnętrzne spory to wynik wyborów w partii, które potrwają do 23 listopada. Jeżeli PO ma być demokratyczna, otwarta, to warto ten koszt zapłacić. Musimy te wybory potraktować jak turbulencje, które zdarzają się podczas lotu samolotem, a ich skutki ograniczyć do minimum. Musimy uporządkować sprawy w partii.

Dziś PO przypomina raczej tupolewa na chwilę przed katastrofą...

- To raczej dreamliner w trakcie przeglądu technicznego (śmiech).

Przegracie wybory?

- W wyborach europejskich zawsze mamy dobry wynik, i tym razem też tak będzie. Ludzie widzą, że dobrze reprezentujemy Polskę w Europie i skutecznie walczymy o polskie interesy. Zagrożeniem są wybory samorządowe, do sejmików. To będzie sprawdzian dla partii przed wyborami parlamentarnymi.

Jeśli przegracie wybory samorządowe, przegracie i parlamentarne?

- W polskiej polityce występuje prawo serii i byliśmy dotąd beneficjentami tego. W 2006 r. wygraliśmy wybory do sejmików, a rok później wybory do Sejmu. Nie byłoby dobrej koalicji z PSL, gdybyśmy nie przetestowali jej w wyborach samorządowych. To był klucz do zwycięstwa. Teraz będzie podobnie. Wybory parlamentarne będą rok po samorządowych.

Co tak naprawdę różni Donalda Tuska i Grzegorza Schetynę? O co się kłócą liderzy Platformy
Źródło: Wyborcza.pl