Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojciech Gil. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojciech Gil. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 listopada 2013

Materiały dotyczące ks. Gila trafiły do Prokuratury Generalnej. "Mają oczekiwany walor procesowy"

Krzysztof Daukszewicz-Cęcelewski
List gończy za ks. Wojciechem Gilem
List gończy za ks. Wojciechem Gilem (Fot. Interpol)
- Otrzymaliśmy materiały z Dominikany w sprawie dotyczącej podejrzenia duchownych o pedofilię - poinformował Maciej Kujawski z Prokuratury Generalnej. Wszystkie trafią do prowadzącej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Dokumenty to 650 kart, i dysk twardy. Wszelkie treści zapisane sa w języku hiszpańskim. - Są to różnego rodzaju materiały dowodowe. Aby poznać zawartość dokumentów musimy je przetłumaczyć - ogłosiła na popołudniowej konferencji Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Dopiero potem zapadnie decyzja, czy ks. Wojciechowi Gilowi zostaną przedstawione zarzuty.

- Pobieżne ich przejrzenie pozwala stwierdzić, że mają one oczekiwany przez nas walor procesowy - dodał Kujawski. Jak podkreślił, Prokuratura Generalna niezwłocznie prześle te materiały PO w Warszawie, gdzie zapewne w pierwszej kolejności zostaną one przekazane do tłumaczenia.



Chodzi o gwałt?

Na razie prokuratura nie ujawnia, czy materiały z Dominikany dotyczą dwóch polskich duchownych, o których media piszą w kontekście podejrzenia o pedofilię - ks. Wojciecha Gila i b. nuncjusza apostolskiego na Dominikanie abp. Józefa Wesołowskiego. Na godz. 15 rzecznik stołecznej prokuratury okręgowej zapowiedział briefing prasowy.

Media informujące, że z prokuratury na Dominikanie wysłano materiały do Polski, podawały, że dokumenty te mówią o gwałcie lub innych czynnościach seksualnych, jakich ks. Wojciech Gil miał się dopuścić wobec dziesięciu chłopców. Część z nich była ministrantami w parafii w Juncalito, gdzie ks. Gil - polski zakonnik michalita - do niedawna pracował. Teraz przebywa w Polsce.

Ksiądz przebywał w rodzinnej miejscowości

Pod koniec października prokurator generalny Dominikany Francisco Dominguez Brito, informując o wysłaniu do Polski części dokumentów ze sprawy, zapowiadał kolejną porcję akt w późniejszym terminie. - Winni muszą ponieść za to odpowiedzialność. To co się zdarzyło jest niewybaczalne i winni muszą zostać ukarani - mówił wtedy dodając, że spodziewa się "zakończenia procesu zbierania dowodów w Polsce, żeby móc jak najszybciej postawić zarzuty".

Dominikana zwróciła się z prośbą do Interpolu o pomoc w poszukiwaniu ks. Gila. Polska policjaustaliła, że ksiądz przebywa w rodzinnej miejscowości koło Krakowa. Nie został zatrzymany. W publicznych wypowiedziach mówił, że jest niewinny i padł ofiarą prowokacji dominikańskich gangów narkotykowych, które zwalczał.

Polski z Dominikaną nie łączy umowa o współpracy prawnej czy ekstradycji. Oznacza to, że ks. Gil nie mógłby zostać wydany Dominikanie - możliwe jest więc ewentualne przejęcie ścigania go przez stronę polską. Nie wiadomo, czy dokument w tej sprawie jest w pakiecie otrzymanym w środę z Dominikany.


Zakończone postępowanie wobec abp. Wesołowskiego

Od końca września Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie podejrzenia seksualnego wykorzystywania dzieci przez dwóch polskich duchownych. Toczy się ono w kierunku przestępstwa pedofilii, za co w Polsce grozi do 12 lat więzienia. Drugim wątkiem postępowania jest przestępstwo utrwalania treści pornograficznych z dziećmi (zagrożone pozbawieniem wolności do 10 lat).

Podstawą wszczęcia tego śledztwa były informacje, jakie prokuratura uzyskała z polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Bogocie, które potwierdziło w prokuraturze na Dominikanie, że ta prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie dotyczącej dwóch polskich obywateli.

Władze Dominikany badają także sprawę byłego już nuncjusza apostolskiego na Dominikanie abpa Józefa Wesołowskiego, którego w sierpniu odwołał papież w związku z podejrzeniami o pedofilię. TVN24 podała, że dominikańska prokuratura zakończyła postępowanie wobec abp. Wesołowskiego.

"Może chodzi o narkotyki"

Już wcześniej prokurator generalny Andrzej Seremet zapowiadał, że dalszy bieg tego śledztwa zależy od treści dokumentów z Dominikany. Przyznał, że - w razie takiej konieczności - polska prokuratura będzie przygotowana na wysłanie na Dominikanę ekipy śledczej, jeśli z nadesłanych materiałów wyniknęłaby potrzeba dokonania uzupełniających przesłuchań ewentualnych pokrzywdzonych z tego kraju.

Sam ks. Gil do zarzutów się nie przyznaje. - Nie skrzywdziłem tych dzieciaków, a jeśli je skrzywdziłem, to tylko w takim wymiarze, że być może za bardzo zaufałem - mówił na początku października w TVP Infoks. Wojciech Gil. - Jeżeli przepraszam, to przepraszam za moją naiwność, mój brak odpowiedzialności, że za bardzo tym ludziom zaufałem - dodał.

Jego zdaniem podłożem całej afery mogą być interesy grup handlujących narkotykami. - Stworzyliśmy pewien program pilotażowy oczyszczania wioski. To nie musiało się spodobać wszystkim. Może chodzi o narkotyki, może chodzi o pewne relacje, które miałem z wieloma politykami - mówił.
Źródło: TOK FM

środa, 2 października 2013

Tak wyglądało życie ks. Gila na Dominikanie. "Macho, który chwalił się pistoletem"

Wejść do kiosku i zobaczyć znaną sobie osobę na okładce "Newsweeka" to bardzo dziwne uczucie. Tym bardziej, jeżeli poznało się tą osobę w zapadłym miasteczku, na drugim końcu świata. Juncalito, to prawdopodobnie ostatnie miejsce, o jakim spodziewałem się przeczytać w polskiej prasie. A jednak...

Niedoszły samobójca i srebrna lufa
Gdy przeczytałem streszczenie zeznań jednego z podopiecznych księdza Wojciecha Gila, włosy stanęły mi na karku: „na plebanii musiał się przebierać w damskie stringi (...) ksiądz się przy nim masturbował (...) kazał mu tańczyć w żółtym bikini, kazał masturbować siebie, robił zdjęcia komórką, kilka razy doszło do seksu analnego. Raz, żeby go zmusić do posłuszeństwa ksiądz przyłożył mu pistolet do głowy.” I chyba właśnie ten pistolet uczynił tę scenę tak przeraźliwie realną. Gdy nocowałem na plebanii w Juncalito, ksiądz z wielką dumą pokazywał mi swój pistolet. 

- Tu jest dżungla, Haitańczycy przekradają się przez granicę w nocy, trzeba się móc obronić. Nie rozstaję się z nim, gdy wyjeżdżamy z miasta – mówił. Dziś widzę tylko przerażoną twarz tego chłopca, niedoszłego samobójcy i srebrną lufę pistoletu, z czarną kolbą. Jednocześnie nie wiem czy mam w tą historię wierzyć. 

Juncalito
„Jego dusza była szalona. Przebywając samotnie w dziczy, spojrzała w swe wnętrze, i o niebiosa mówię wam, oszalała.” Joseph Conrad, „Jądro ciemności”

Wyprawa do Juncalito, to jak przenosiny do innego świata. W tym pełnym turystów kraju, trafiamy nagle do miasteczka, gdzie to my jesteśmy główną atrakcją. Cała Dominikana jest nizinna, a tu nagle znajdujemy się tysiąc metrów nad poziomem morza. Na Dominikanie ludzie uwielbiają swoje drogie samochody, po odległym o dobry dzień drogi Santo Domingo jeżdżą Ferrari, a w Juncalito nie ma sensu posiadać auta innego niż terenowe. Królują tam crossowe motocykle. 


Wreszcie, w kraju, gdzie rany po dyktaturze Trujillo są dość świeże, trafiamy do założonej przez rolników wspólnoty, których zainteresowanie polityką ogranicza się do pytania: „Kiedy wreszcie zbudują nam porządną drogę?”

Bo to właśnie ta droga izoluje Juncalito. Pokręcona, kamienista, z resztkami asfaltu, dokruszającego się w pełnym słońcu. Wije się przez gęsty las, ociera o przepaście. Na przestrzeni 59-ciu kilometrów wspina się, z położonego na wysokości zaledwie 175-ciu metrów n.p.m. Santiago de los Caballeros, coraz wyżej i wyżej, o ponad osiemset metrów. Wrażenie nierealności wzmagają jeszcze idący pieszo jej poboczem, wycieńczeni Haitańczycy, pnący się w górę, w nadziei znalezienia pracy na jakiejś plantacji kawy.

To kawa zresztą jest jedynym znakiem Juncalito w świecie. Sprzedawana w miasteczku po dziesięć złotych za kilogram, wyeksportowana do Stanów Zjednoczonych lub Europy osiąga dziesięciokrotnie wyższą cenę. Co druga osoba w Juncalito pracuje przy produkcji, bądź eksporcie kawy. Sami mieszkańcy mówią o Juncalito „Ziemia Boga i kawy”. 

Nie sposób się z tym zresztą nie zgodzić. Z każdego miejsca w Juncalito. widać plantacje tych czarnych nasion, a od niedawna, z pobliskiego szczytu Cacique (1300 m n.p.m.), góruje nad okolicą olbrzymi krzyż. 

Ten krzyż musi być dziś okrutnym przypomnieniem dla mieszkańców. Ksiądz Wojciech Gil (dla Dominikańczyków „padre Alberto”), pomagał zebrać na niego fundusze. Zbudowany z betonu, 33-metry wysokości (wiek Chrystusa) i 12 metrów rozpiętości (liczba apostołów) jest widoczny z prawie każdej uliczki w mieście. Boję się myśleć, gdzie kierują się myśli mieszkańców Juncalito, gdy ich wzrok padnie na ten symbol kościoła katolickiego.


Zbiórki pieniędzy to zresztą bardzo pozytywny aspekt Juncalito. Ludzie faktycznie tu współpracują, by osiągnąć swoje cele. Zbierają się, dyskutują... Ma to swoje źródło w historii Juncalito - to nie rząd zdecydował o budowie tego miasta, ale wspólnota rolników. Duża część dzisiejszej ludności, to ich potomkowie. 

Do teraz zresztą Juncalito robi wrażenie takiego świeżo-założonego miasteczka. Cały okręg liczy sobie 8 000 osób, w mieście i jego najbliższym otoczeniu ma mieszkać 3 000. Gdy jednak przejdziemy się po miasteczku, bądź obejrzymy je sobie z satelity Google, naliczymy góra setkę domów - prostych, betonowych, z blaszanymi dachami. Wiele osób wyjechało stamtąd, ponad 30% ludności wyemigrowało - za granicę, bądź do pracy w kurortach turystycznych. Spośród tych którzy pozostali, mało kto odwiedził stolicę. 

Ksiądz na końcu świata
„Twoja siła to tylko przypadek, zawdzięczany słabości innych.” Joseph Conrad, „Jądro ciemności”

W środku tego wszystkiego wylądował polski ksiądz - Wojciech Gil, padre Alberto. Niedoszły komandos i miłośnik ratownictwa górskiego. Niewysoki, krótko ostrzyżony, ale potężnie zbudowany - jak ochroniarz w klubie. Otyły, o małych bystrych oczach i często skrzywionym wyrazie twarzy. 

Szybko wyrobił sobie u miejscowych poważanie. Silny facet, uwielbiający się chwalić pistoletem i rozbijający się po okolicy srebrnym terenowym pick upem. Dla Dominikańczyków taki właśnie powinien być mężczyzna - macho. 

Pamiętam, że ksiądz zrobił na mnie dość dziwne wrażenie. Podróżowałem po Dominikanie wraz z przyjaciółmi i moją ówczesną dziewczyną - śliczną dziewczyną z Singapuru. Podczas dwudniowego pobytu przynajmniej pięć razy proponował, że udzieli nam ślubu. Nieustannie o czymś opowiadał. 

I tak, o ile można go nie lubić, to nie sposób odmówić mu skuteczności. 
Zorganizował zespół ratownictwa górskiego, ściągał do Juncalito wolontariuszy z całej Europy, by uczyli dzieci angielskiego w lokalnej szkole, walczył o renowację drogi (widać go nawet przecinającego wstęgę na ceremonii otwarcia). Dzięki niemu odnowiono też w 2012 roku kościół. Podobno odciągnął mnóstwo dzieciaków od narkotyków, od kradzieży... 

Jego parafia była dla mieszkańców Juncalito oknem na świat. Można było tam porozmawiać z europejskimi wolontariuszami, usiąść na kanapie i pooglądać telewizję kablową, skorzystać z internetu (w 2010 roku, było to jedno z zaledwie paru miejsc w całej miejscowości z dostępem do sieci). W parafii nieustannie bawiły się dzieci. 


O organizowanych przez niego wyjazdach do Polski marzyli wszyscy. Szkolenie z ratownictwa górskiego w Europie?! W kraju, gdzie na widok turystów dziewczyny ze śmiechem wołają „Kup mi wizę! Kup mi wizę!”, to więcej niż marzenie. 

Miałem okazję odwiedzić szkołę w Juncalito i muszę powiedzieć, że poziom zajęć był tragiczny. Nauczyciele walczyli po prostu o zachowanie dyscypliny. Ściągnięci przez padre Alberto wolontariusze, jako jedyni naprawdę uczyli czegoś dzieci. 

Jednocześnie widać było, że ten podziw i oddanie mieszkańców Juncalito uderzyły księdzu do głowy. Razem ze swoim ochroniarzem/kierowcą Pepe - muskularnym mężczyzną, o wiecznie czerwonych oczach - rozbijał się po okolicznych drogach, pędząc samochodem, jakby piesi nie istnieli. Chodził po mieście z bronią. Każdej spotkanej osobie wygłaszał kazanie, pouczał.

W parafii urządził sobie prawdziwe królestwo. Gospodyni dbała o to, by zawsze dostępna była gorąca kawa, w kuchni dominowała potężna, wypchana po brzegi przeróżnymi produktami (także z Polski) lodówka. 

Na nas, gościach z kraju, mocno starał się zrobić wrażenie szeryfa w kraju bezprawia. Opowiadał nam o przenikających do Dominikany haitańskich gangach, o napadach - straszył mnie, że w Santiago na ulicy zetną mi włosy nożem (miałem wtedy dość bujną czuprynę), opowiadał jak to wszędzie czai się denga: „Bez moskitiery nie masz szans. Jedno ugryzienie właściwego komara i człowiek umiera!” Starał się nas nastraszyć i jednocześnie pokazać, że bezpieczni będziemy tylko przy nim i dzięki niemu. Opowiadał niestworzone historie o przemocy i niebezpieczeństwach. Chwalił się swoimi koneksjami z lokalnymi politykami.

Bez wątpienia jest charyzmatyczną postacią. Mam jednak wrażenie, że połączenie uwielbienia władzy z silnym charakterem i stanowiskiem księdza, zwłaszcza w takim miejscu jak Juncalito, mogło być bardzo groźne. Otaczał się też dziwnymi ludźmi - o jego kierowcy słyszałem najokropniejsze historie, z gwałtem włącznie.

Trujillo w Juncalito
Generał i dyktator Trujillo był postrachem Dominikany przez ponad trzydzieści lat. Zmienił nazwę stolicy, z Santo Domingo, na „Ciudad Trujillo”, miasto Trujillo. Mówi się, że zamordował ponad 50 000 osób, w tym 20-30 tyś Haitańczyków w 1937 roku, w słynnej masakrze pietruszkowej. 

MASKARA PIETRUSZKOWA
Żołnierze podsuwali pod nos, wszystkim zatrzymanym czarnoskórym pietruszkę i w zależności od tego, czy wymówili „r” w słowie „perejil”(pietruszka) po hiszpańsku czy „dźwięcznie” po francusku, żyli bądź ginęli.

W Santiago de los Caballeros, swoim ulubionym mieście zbudował olbrzymi monument, który nazwał „Monument Trujillo dla Pokoju”. Dominikańczycy mówią, że od tamtej pory boją się zbyt silnych rządzących. Może gdyby Trujillo nie ominął w swoich rządach Juncalito, ktoś przeciwstawiłby się władzy padre Alberto...

Nie wiem czy ksiądz Wojciech Gil dopuścił się zarzucanych mu czynów. Naprawdę mam nadzieję, że nie. Chciałbym wierzyć, że człowiek mając potężny autorytet i władzę nad innymi, może je wykorzystać dla ich dobra. Chcę wierzyć, że pieniądze na wyjazdy do Polski wzięły się od sponsorów, a nie np. ze sprzedaży dziecięcej pornografii. 

Chcę wierzyć, że zeznania Carlo zostały wymuszone przez policję, że swoim nadmiernym mieszaniem się w sprawy Juncalito, nadepnął komuś wpływowemu i bezwzględnemu na odcisk. Chcę wierzyć, wiem jednak, że to co opisały gazety nie było niemożliwe. Z władzą jaką miał w Juncalito, z nagrodami w postaci wyjazdów do Europy, szkoleń... na pewno mógł sobie na bardzo dużo pozwolić. 

Oby to wszystko okazało się plotką. Dziś jednak na ziemi Boga i kawy, mówi się, że tylko kawa nigdy ich nie zawiodła. 

Maciej Rajk (ur. 1984) pisarz i podróżnik, autor powieści „Miłość i inne pajęczyny”, „Bracia” i wydanej w tym roku powieści o podróży do Brazylii „Wyjechać”. Obecnie mieszka w Londynie.

Źródło: naTemat.pl


Autor tego reportażu: Maciej Rajk

sobota, 28 września 2013

Tropikalny raj księży pedofilów

W całym Juncalito nie ma chyba nikogo,kto nie kochałby księdza Alberta

- Kto z was nie kochał księdza Alberta, niech podniesie rękę - głos mu się łamie, ręce drżą. Nazywa się Ramón Alceda Peralta. Ma 55 lat, jest stolarzem, coraz częściej brakuje mu pracy. W maju dowiedział się, że jego najmłodszego syna molestował ksiądz. Chłopiec chciał się zabić.

Ludzie z Juncalito patrzą na Ramóna, kiwają głowami. Bo w całym Juncalito nie ma chyba nikogo, kto nie kochałby księdza Alberta.

- Nikt nie ufał mu tak jak ja. Przez pięć lat za darmo pracowałem dla parafii jako kierowca - mówi Pedro Thomas Espinal, były burmistrz Juncalito.

- Uwielbialiśmy go - dodaje Roberto Rodriguez, przewodniczący rady miejskiej. - Rodzice zostawiali z nim dzieci, nikomu nie przyszło na myśl, że dzieje się coś złego.

O tym, co robił z dziećmi ksiądz Gil, dowiedzieli się w maju. W sierpniu w telewizji usłyszeli, że po drugiej stronie wyspy, w stolicy - Santo Domingo - dzieci wykorzystywał inny polski duchowny, nuncjusz papieski.

Tam też ludzie ciągle nie mogą w to uwierzyć. Przecież - mówią Dominikańczycy - jeszcze niedawno nuncjusz pisał do Watykanu skargi na Roberta Gonzáleza Nievesa, arcybiskupa San Juan z Portoryko. Zarzucał mu m.in. ukrywanie księży pedofilów.

Dowody

Prokuratura w Santiago de los Treinta Caballeros: ksiądz Wojciech Gil przechowywał w swoim komputerze 87 tys. zdjęć dzieci, w tym rozebranych i wykonanych przez siebie, a także kilkadziesiąt nagrań wideo z udziałem nieletnich. Ksiądz masturbował ministrantów w wieku od 7 do 12 lat i kazał im masturbować siebie. Zakładał prezerwatywę na palce i wkładał chłopcom do odbytu. Gwałcił ich analnie.

Prokuratura w Santo Domingo: biskup Józef Wesołowski, nuncjusz papieski, płacił nieletnim chłopcom za masturbowanie się, nagrywał ich telefonem komórkowym. Ekstra płacił za seks oralny. Prokuratura twierdzi, że dowodów jest wystarczająco dużo, by przedstawić je w Watykanie. Podkreśla, że w ich zebraniu pomagał Kościół katolicki w Dominikanie.

Materiał dominikańskiej telewizji o nuncjuszu Wesołowskim

Sodoma i Gomora

Najgłośniejszy i najbardziej przerażający przypadek pedofilii wśród dominikańskich duchownych ujawniono 10 lat temu. W katolickim sierocińcu św. Franciszka Ksawerego w San Rafael del Yuma, niedaleko turystycznego raju Punta Cana, diakon Rigoberto de Jesus González Padial zarządzał prawdziwą Sodomą i Gomorą. Sprawę w piśmie ''El Caribe'' opisała dziennikarka Edith Febles.

- Zastałam tam dzieci w wieku od trzech do kilkunastu lat - opowiada. - Sieroty, maltretowane lub opuszczone przez rodziców. Ucierpiało przynajmniej kilkanaście dziewczynek. W sierocińcu zmuszano je do oglądania filmów pornograficznych i uprawiania seksu oralnego (między sobą i z dorosłymi). Dzieci opowiadały nawet o rytualnym zamordowaniu niemowlęcia i ciężarnej kobiety, a także o seksie sado-maso i ze zwierzętami. Pięcioletnia dziewczynka opowiadała, że jeden z księży budził ją w nocy i gwałcił, nawet jeśli ociekała krwią. Napisałam pięć tekstów, sierociniec zamknięto, ale do dzisiaj nikt nie został ukarany - mówi Febles.

Biskup diecezji Higuey Nicanor Pena stwierdził, że diakon Padial nie ponosi winy, bo są na świecie rzeczy, które wymykają się spod kontroli ludzi. Diakon zmarł w 2006 r., a podejrzani księża Cirilo Antonio Nunez i Ramón Antonio Betances do dziś są na wolności i odprawiają msze.

Gustavo Olivo Pena, wiceszef poczytnego portalu Acento od lat wypomina przestępstwa seksualne duchownym. Oto najgłośniejsze:

- W 2009 r. za gwałcenie niespełna 14-letniej dziewczynki skazano na 15 lat więzienia i grzywnę w wysokości 100 tys. peso (ok. 7,5 tys. zł) księdza Domingo Espinala. Odsiedział tylko dwa lata.

- Rok temu zatrzymano księdza Alberto Zacariasa Cordero Liriano, 40-latka, który zgwałcił kilkunastoletnią dziewczynkę w Bonao w środkowej Dominikanie. Duchowny próbował zamknąć usta jej rodzicom, proponując im 3 mln peso (ok. 220 tys. zł), ale nie chcieli pieniędzy. Sprawa jest w sądzie.

- W sierpniu grupa mieszkańców Constanzy w górzystej prowincji La Vega zawiadomiła prokuraturę, że ksiądz Juan Manuel Mota de Jesus, zwany ojcem Johnnym, proboszcz w katedrze św. Piotra, gwałcił nastoletnie dziewczynki. "Ojciec Johnny" nie przyznaje się do winy.
Kochanek

Przez Edith Febles, dziennikarkę, która opisała sprawę sierocińca w San Rafael del Yuma, trafiam do Alicii Ortegi. To gwiazda dziennikarstwa śledczego. Kilka dni wcześniej dostała pismo z diecezji Nuestra Senora de la Altagracia Higüey (tej samej, gdzie działał sierociniec w San Rafael) z tajemniczą informacją, że miejscowego diakona Francisco Javiera Occi Reyesa wiąże się z zarzutami stawianymi nuncjuszowi apostolskiemu. Diecezja deklarowała chęć współpracy z organami ścigania i prosiła o modlitwę za odkrycie prawdy. - Diecezja zapomniała dodać, że Reyes od trzech miesięcy jest aresztowany. Zatrzymano go, ponieważ 24 czerwca napastował seksualnie 15-latka. Wydarzyło się to przy pomniku Montesinosa. Tyn samym, wokół którego kręcił się Wesołowski - opowiada Ortega.

Kilka dni później wszyscy już wiedzą, że diakon zeznał w prokuraturze, "że jest kochankiem Wesołowskiego" i że uprawiał z nuncjuszem seks, najczęściej po alkoholu. Zazwyczaj w budynku nuncjatury. Oprócz tego wyszukiwał i dostarczał mu młodych chłopców. Kiedy go aresztowano za napastowanie nastolatka, nuncjusz czekał na "łup" w zaparkowanym nieopodal samochodzie.

Polski ksiądz

Pięć godzin drogi z Santo Domingo, w zielonych górach Kordyliery Centralnej, leży Juncalito. W 2009 r. proboszczem został tam ksiądz Wojciech Gil. Droga z Santiago pnie się stromo, a w porze deszczowej spływa błotem, najlepiej jechać terenówką. Auto pnie się z mozołem, najwyżej 20 km/godz.

Pueblo ma 150 lat i kilka tysięcy mieszkańców.

Do maja wszyscy uważali księdza Wojciecha za chodzący ideał.

Mimo że lubił wypić: piwo Bohemia i wódkę. Mimo że czasem spacerował po Juncalito z bronią (Roberto Rodriguez, przewodniczący rady miejskiej: - Bo to był typ macho, duży, silny, lubił wszystko mieć w garści, nawet policję).

Mimo że sadzał chłopców na kolanach, jeździł z nimi toyotą hilux po miejscowych wyboistych drogach (Espinal: - Brał nawet dziesięciu do samochodu. Uczył ich prowadzić).

Dzieci go uwielbiały, dorośli podziwiali. Potrafił zorganizować wszystko. Armię 180 ministrantów (z początku było ośmiu). Górski sprzęt ratowniczy z Polski. Obozy dla polskich dzieci w Dominikanie i dla dominikańskich w Polsce (ludzie nie wiedzą, skąd brał na to pieniądze. Po prostu: zawsze się znajdowały. Może dawała Unia Europejska albo sponsorzy z Polski?).

Zawsze dzieciom towarzyszyli miejscowi dorośli: w wycieczkach, wyjazdach na plażę czy do kina. Nikt nigdy nie zauważył nic podejrzanego.

A poza tym w Magazynie: 

Kim pan jest, panie Hartman
Jest pan błaznem czy mędrcem? - pyta Jana Hartmana, filozofa z ambicjami politycznymi, autora wydanych właśnie "Głupich pytań", przewodnika po filozofii, Bożena Aksamit
Zjednoczony Kalifat Wielkiej Brytanii? 
Jestem Brytyjką, lecz moja jedyna tożsamość jest islamska. Nie wierzę w demokrację, ale w szariat
To nieprawda, że śmierć przychodzi nagle 
Czego się boję w górach? Siebie samego. Trzeba być ambitnym, ale nie ślepym - mówi słynny wspinacz Simone Moro
Polska potrzebuje bankrutów 
Powinniśmy zapomnieć o iluzji, że kapitał nie ma narodowości. Ma. Spójrzcie na Fiata. Rozmowa z Markiem Belką
Koniec amerykańskiego snu 
Uziemione LOT-owskie dreamlinery są dziś najlepszą metaforą oddającą stan relacji polsko-amerykańskich
Kłamstwo robi z nas idiotów 
Marcin Król: Jeżeli polityk gotów jest zaprzedać duszę diabłu kłamstwa, a my na to nie reagujemy, to znaczy, że stajemy się wspólnikami
Któż ja jestem, żebym osądzał brata? 
Udawał księdza, by szpiegować dla wywiadu PRL. Czy jezuici wybaczyli Tomaszowi Turowskiemu zdradę?
Nieproste życie generała 
Wojciech Jaruzelski pokazał Polakom, że Rosja to nie odwieczny wróg albo zło konieczne, tylko kraj normalnych ludzi
Źródło: Wyborcza.pl