Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Święto Niepodległości. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Święto Niepodległości. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 listopada 2015

Duda obwieszcza upadłość Polski


Jakie zasługi dla Polski ma abp Hoser? Duchowny dostał od prezydenta Dudy odznaczenie za "wybitne zasługi dla Polski".

Czy to żart? Nie!

Dudzie porządki się pomieszały i państwa. Zależność Dudy od kleru i Jarosława Kaczyńskiego osiąga w jego wypadku upadek znaczenia prezydentury.

Już wcześniej zachowanie z premier Ewą Kopacz i potraktowanie z buta szczytu na Malcie - takie podejrzenia można było mieć.

Teraz jest jasność. "Niezłomna" degradacja w dniu Święta Niepodległości. Jaki diabeł dzwoni nam na tę upadłość Polski?
---

środa, 12 listopada 2014

Mucha: Mam w nosie boga, honor i ojczyznę! Brudziński: Kolejna idiotka. Za okupacji za takie słowa...

AB
Anna Mucha podczas festiwalu Karuzela Cooltury w Świnoujściu w 2011 roku
Anna Mucha podczas festiwalu Karuzela Cooltury w Świnoujściu w 2011 roku (Fot. ARTUR KUBASIK/ Agencja Gazeta)
"Jeśli patriotyzm oznacza kłótnie i napierdzielankę z okazji 11.11, to ja wolę emigrację" - oceniła wczoraj na swoim blogu w portalu mamadu.pl Anna Mucha. Na Twitterze odpowiedział jej poseł PiS Joachim Brudziński. "Ma szczęście, że żyje tu i teraz, bo za okupacji za takie opinie mogła stracić włosy" - napisał.

"Kiedyś wydawało mi się, że gdyby wybuchła wojna to moim obowiązkiem jest walka z wrogiem. I pewnie zginęłabym od pierwszego strzału... Dziś mam w głębokim poważaniu kamienice i ulice... (brzydkie zresztą). Mam w głębokim poważaniu, co stanie się z moim majątkiem (w kredycie, zresztą), jeśli wejdą... * tu wpisz dowolnego wroga" - napisała na blogu Mucha z okazji Święta Niepodległości.

"Jeśli patriotyzm oznacza kłótnie i napierdzielankę z okazji 11.11, to ja wolę emigrację. Choćby mentalną. Choćby do innego miasta, albo przynajmniej pod Warszawę. Moim naczelnym obowiązkiem jest ochronienie moich dzieci, mojej rodziny, moich bliskich. Za wszelką cenę. I w nosie mam "boga, honor i ojczyznę!". Ważniejsze jest to, żeby przeżyli ci, których kocham" - podkreśla aktorka. W ten sposób Mucha nawiązała do strać z policją, które wywiązały się podczas zeszłorocznych obchodów 11 listopada w Warszawie.

"Śmierć od kuli nie jest sexy, nie jest nawet chwalebna. Pomniki są brzydkie. Historię piszą ci, którzy przeżyli. I tak widzę swój "patriotyzm" - przetrwać i ochronić" - kończy wpis aktorka.

"Badziewie lgnie do badziewia"

Słowa aktorki nie przypadły do gustu Joachimowi Brudzińskiemu. Polityk postanowił dać upust swoim uczuciom na Twitterze, nazywając Muchę "idiotką":

poniedziałek, 11 listopada 2013

"Świętowanie? Tylko burda i cegły", "Jest lepiej, jest wybór - marsz, bieg...", "Państwo zawiodło" [OPINIE O 11 LISTOPADA]

aw

Obchody 11 listopada
Obchody 11 listopada (Fot. AG)
"Świętowanie? U nas to oznacza jedną wielką burdę, latają cegły i kosze", "Jest coraz lepiej. Jest wybór. Nie tak jak kilka lat temu, gdy wszyscy siedzieli w domu i żałowali, że sklepy są pozamykane", "Państwo zawiodło. Powinny być konkursy, rekonstrukcje. Coś, co przyciągnie dzieciaki i młodzież" - dziś 11 listopada, dlatego zapytaliśmy młodych Polaków o to, jak oceniają obchody Święta Niepodległości.
Katarzyna 

W zeszłym roku 11 listopada z okien oglądałam centrum zamieszek w Warszawie. Niestety dziś świętowanie oznacza jedną wielką burdę. Latają cegły czy kosze na śmieci. Ale najbardziej dziwi mnie to, że ludzie mimo że wiedzą o spodziewanych napięciach i tak biorą ze sobą dzieci. To jest jak proszenie się o tragedię.

Pozytywne świętowanie? To są świetne pomysły. Marsz Prezydenta, czyli spokojna i wyważona alternatywa. Nie rozumiem, czemu ludzie nie chcą iść w tym marszu. Albo naprawdę nie potrafimy świętować, albo niektórzy z nas zupełnie inaczej rozumieją świętowanie. Bo jeżeli znacznie więcej osób i to z dziećmi pojawia się na marszu Narodowcó, niż na marszu pod hasłem, które próbuje zaproponować jakiś rodzaj jedności ponad podziałami, to chyba jednak nie o świętowanie tu chodzi.

Grzegorz

Dziś wcale nie jest tak źle. Jest wybór. Propaństwowcy mogą iść z prezydentem, inni mogą iść pobiegać, jest Bieg Niepodległości. Może te inicjatyw nie gromadzą wielu tysięcy ludzi, ale jednak w świadomości powszechnej pojawiło się coś więcej oprócz nudnego przemówienia pod pomnikiem Nieznanego Żołnierza i bijatyki.

Starcia z policją oczywiście nie mają nic wspólnego ze świętowaniem. Ale też nie demonizujmy, część osób, które idą w marszu narodowców i to idą z całymi rodzinami, z nikim się nie bije, tylko maszeruje przez miasto i w tym też widzi swój sposób na święto. Jednak najważniejsze, że już nie jest tak jak kilka lat temu, że wszyscy siedzieli w domu i żałowali, że sklepy są pozamykane. Jeszcze trzy, cztery lata temu były tylko walki i same "smutne obchody". Baliśmy się i biliśmy się. Teraz sytuacja się normuje. A będzie lepiej.

Wojtek

Jak byłem mały, to jeździliśmy z wujkiem i kuzynem na obchody pod Grób Nieznanego Żołnierza. To było w latach 90. Była warta honorowa, wojsko, mnóstwo ludzi z dzieciakami. Dla nas chłopaków to było bardzo fajne. Teraz nigdzie nie jeżdżę i szczerze mówiąc, gdybym miał swojego dzieciaka, to bym po prostu się bał gdziekolwiek go wziąć, żeby nie wpaść w jakieś zadymy czy przepychanki.

To że 11 listopada dochodzi do bijatyk, to jest oczywiście wina tych osób, które zamieszki organizują. Ale też po trosze i państwa, które nie potrafi zorganizować poważnej alternatywy. Choć marsz prezydenta ma bardzo szlachetne założenia, to nie przyciąga młodych ludzi, nie ma, być może na razie, szerokiego zasięgu. A bieg niepodległości? Fajnie oczywiście, że ludzie sobie biegają, ale przecież to nie ma nic wspólnego ze świętowaniem niepodległości.

Moim zdaniem państwo zawiodło, bo nie stworzyło czegoś, co naprawdę zawładnęłoby popularną świadomością. Istniała pewna pustka, którą po prostu wypełniła taka, a nie inna grupa. Bo przecież od lat udaje się zorganizować centralne uroczystości Powstania Warszawskiego czy 15 sierpnia, a Święto Niepodległości leży całkowicie. Powinny być jakieś konkursy, festyny, rekonstrukcje historyczne itd. Coś, co przyciągnie dzieciaki i młodzież. Pokaże i wyjaśni im znaczenie tego dnia. I będzie też alternatywą dla martyrologicznego czy nacjonalistycznego patriotyzmu. Gdyby kilka lat temu o to zadbano, dziś nie byłoby problemu.

Wanda 

Świętowanie? Wcale nie jest źle, a na pewno jest znacznie lepiej niż było. W zeszłym roku na marszu prezydenta byli moi teściowie i byli bardzo zaskoczeni tym, ile osób przyszło i życzliwą atmosferą. Nie było w tym nic niesamowitego. Po prostu pozytywny, miły przemarsz. Ale też nie można oczekiwać masowego odzewu na tego typu inicjatywy. U nas przez ponad 50 lat była systematycznie zabijana tradycja świętowania niepodległości. Świętowało się inne daty. Wiadomo, że Polacy z różnych względów historycznych są przyzwyczajeni do niechęci wobec struktur państwowych. Z drugiej strony wiele osób ma bardzo roszczeniową postawę, oczekuje, że to właśnie władze coś im zorganizują.

Kilka lat temu brałam udział w obchodach Dnia Niepodległości w USA i najciekawsze było to, że oprócz oficjalnych parad wielu ludzi zupełnie oddolnie i samodzielnie spotykało się z przyjaciółmi i znajomymi i sami organizowali pikniki czy festyny. Nikt tam nie oczekiwał, że burmistrz czy prezydent będzie szedł w wielkim marszu, a tłum z flagami za nim. Tam raczej chodzi o to, by miło spędzić ten dzień. Tylko że bardziej grupowo.

I pod tym względem bardzo mi się podoba inicjatywa z Biegiem Niepodległości. Ludzie robią coś, co po prostu im sprawia przyjemność, ale z tej okazji robią to wszyscy razem w tym, a nie w innym dniu. I właśnie w takich inicjatywach bym widziała nadzieję na odwrócenie tej atmosfery martyrologii czy politycznych podziałów. Zbiorowe wydarzenia, w które nie będzie wielkiego zaangażowania władz czy oficjeli, moim zdaniem może przyciągnąć znacznie więcej ludzi. I w takich wydarzenia jest nadzieja na pozytywne zmiany.

Agnieszka Wądołowska: Polacy mają problem ze świętowaniem?

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński, Collegium Civitas: Jak najbardziej i to jest niestety bardzo głęboko historycznie zakodowane. Mało było okazji, byśmy mogli świętować radośnie. Na ogół święta były okazją do łączenia się z tymi, którzy przed nami coś przegrali i to z reguły coś bardzo ważnego. I ta odruchowa postawa została. Co oznacza, że również w wolnej Polsce Święto niepodległości jest rozumiane albo tylko na martyrologiczny sposób, czemu nawiasem mówiąc sprzyja pogoda, albo okazją do sprzeciwu i protestu.

Pojawiają się pomysły, jak świętować pozytywnie: prezydencki marsz "Razem dla Niepodległej", Bieg Niepodległości, marszałek Kopacz zachęca do wysyłania okolicznościowych kartek... Nie dają powodów do optymizmu?

- To bardzo dobrze, że prezydent Komorowski próbuje odwrócić tę negatywną tendencję, organizując swój marsz. Ale nie sądzę, żeby te starania odniosły znaczący skutek w najbliższych latach i zgromadziły więcej ludzi niż marsze pod hasłami sprzeciwu. Niestety, u nas ciągle protest jednoczy dużo silnej niż cel, który jest pozytywny. Po prostu łatwiej nam zorganizować się przeciwko czemuś niż za czymś.


Ale właściwie dlaczego? Czego nam brakuje?

- To nie tak, że czegoś nam brakuje. Skrzeczy historia. Przed 1989 rokiem obchodzono to święto w sposób dla władz zupełnie nietolerowany. Każdy przejaw świętowania 11 listopada był tępiony, a już składanie kwiatów pod Grobem Nieznanego Żołnierza dla niektórych, w tym dla obecnego prezydenta, kończyło się aresztowaniem. Więc po drugiej wojnie światowej ten dzień zawsze był obciążone znakiem sprzeciwu. I, niestety, ten znak sprzeciwu został przeniesiony na wolną Polskę, kiedy to wreszcie powinna być okazja do radowania i świętowania się wspólnie. Ale ten znak sprzeciwu jest nadal głównym znakiem tego święta.

Zawsze tak ochoczo patrzymy w stronę USA. A jakoś nie jesteśmy gotowi świętować tak jak Amerykanie.

- Marzyłbym, żeby takie powszechne świętowanie było możliwe i u nas. I żeby ta spluralizowana i niekiedy nienawidząca się scena publiczna w tym jednym dniu w roku byli wszyscy razem. To by dawało poczucie szczególnie tym, którzy uważają się za odrzuconych, również poczucie więzi. Ale nie ma takiego dnia i nie zanosi się na to, żeby miał być.

Więc jednak listopadowy pesymizm?

- Zmiana mentalności to proces długotrwały i stopniowy, najczęściej rozłożony na pokolenia. I w najbliższym czasie nie widać szansy na to, by coś się zmieniło w tym, jak obchodzimy 11 listopada.

Zobacz także































Źródło: TOK FM

niedziela, 10 listopada 2013

Rozbiory oznaczały dla Polski postęp i modernizację

Dorota Wodecka,
08.11.2013

rys. Jacek Gawłowski
Dopiero zaborcy opodatkowują masowo szlachtę i konstruują mechanizm administracyjny. Znoszą pańszczyznę, wyzwalając "polskich" chłopów od Polaków. Reformują gospodarkę. Pod zaborami na terenie byłej I RP rozwija się infrastruktura i zmieniają się stosunki społeczne



Dorota Wodecka: Czym był dla szlachcica patriotyzm?

Jan Sowa: Miłością własną. Szlachta całkowicie utożsamiała Rzeczpospolitą ze sobą, mimo że stanowiła tylko 10-20 proc. ludności ją zamieszkującej. Trzeba jej pogratulować pomysłowości, konsekwencji i bezwzględności w realizowaniu własnego interesu grupowego.

Jan Kazimierz zrezygnował w 1668 r. z korony polskiej, bo nie był w stanie przeprowadzić reform umożliwiających skuteczne rządzenie państwem. Kilka lat wcześniej w mowie sejmowej przewidywał, do czego doprowadzi opór szlachty przeciw reformom. Mówił: "Moskwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z niemi języka i Litwę dla siebie przeznaczą; granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka (). Wreszcie Dom Austriacki, spoglądający łakomie na Kraków, nie opuści dogodnej dla siebie sposobności i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru".

I tak właśnie się stało prawie dokładnie 100 lat później.

Co odpowiedziała mu wtedy szlachta?

- Że takie są wyroki niebieskie: tak jak Chrystusa zamordowano, tak Polska musi upaść, ale zmartwychwstanie, bo opiekuje się nią Bóg. Późniejszy mesjanizm romantyczny jest w dużej mierze echem takiego myślenia szlachty.

Jednak dzieci szlacheckie kształciły się na Zachodzie. Nie przesiąkały duchem reformatorskim?

- Kiedy w XVIII w. szlachta zauważa, że powracający z Francji czy Włoch młodzi szlachcice przywożą nowe idee, zgłasza projekt prawa, które zakazuje wyjazdów na Zachód. Żeby rozumów nie psuć.

Szlachta, która nie dawała sobie odebrać ani krzty wolności, sama chciała się ograniczyć, bo rozpoznawała w tym swój interes. Zdobywanie doświadczenia i najnowszej wiedzy za granicą zostało uznane za niebezpieczne dla tradycyjnego porządku. Przyczyniła się do tego antyintelektualna postawa szlachty, która rezonuje do dzisiaj w polskim dyskursie publicznym.

Wystarczy przypomnieć jeden z ikonicznych elementów projektu IV RP, kategorię "wykształciuchów". PiS odważył się na jej użycie, wiedząc, że większość temu przyklaśnie, bo w Polsce brak poważania dla inteligencji. To paradoks, bo z jednej strony badania świadczą o tym, że najbardziej prestiżowym zawodem jest profesor uniwersytetu, a z drugiej - jesteśmy kulturą głęboko antyintelektualną, która uważa, że zbytnia ilość spekulacji, wiedzy, namysłu, racjonalności jest szkodliwa.

Dziś w Polsce mały jest szacunek dla negocjacji, deliberacji i kompromisu. O ile Anglicy mówią o "wzniesieniu się do kompromisu", tak jakby mówili o zdobyciu górskiego szczytu (to reach a compromise), o tyle w Polsce kompromis kojarzy się z przegraną (pójść na kompromis). Dzisiejsze społeczeństwa są zbyt zróżnicowane, aby dać się zamknąć w jednomyślności. Jeżeli nie pozwolimy na wyartykułowanie antagonizmów w przestrzeni publicznej i nie zgodzimy się na ich starcie na poziomie symbolicznym, "jednomyślność" stanie się kołem napędowym dla ekstremizmów.

Cechą afirmowanej demokracji szlacheckiej był egalitaryzm.

- Ale wyłącznie w obrębie jednego stanu - szlachty. Do tego egalitaryzm obecny w zawołaniu "szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie" był tylko maską ideologiczną, bo różnice statusu czy wpływu między najbiedniejszym a najbogatszym szlachcicem były ogromne.

Już od XVI w. na zachód od Łaby poddaństwo chłopów powoli znika. Na wschód od Łaby wręcz przeciwnie. Powstanie styczniowe na Kresach przegrało w dużej mierze dlatego, że chłopi uważali, że to jest powstanie Polaków, czyli szlachty, która chciała bronić swoich interesów, m.in. prawa do wyzyskiwania chłopów. Dzisiaj dla nas powstanie Polaków znaczy: powstanie narodu polskiego, ale wtedy znaczyło: sprawa szlachty.

Rozbiory były jedyną szansą na utworzenie nowoczesnego państwa?

- Rozbiory wypadają mniej więcej wtedy, kiedy ma miejsce rewolucja amerykańska i francuska - dwa wielkie triumfy nowoczesności. Moim zdaniem były trzecim triumfem - eliminacją resztek tego, co przednowoczesne i antynowoczesne.

Triumfem Polski?

- Pod wieloma względami oznaczały postęp i modernizację. Oczywiście w każdym zaborze było inaczej, ale nie zgadzam się z tezą, że w rosyjskim była wyłącznie rujnacja i plądrowanie. Przecież obszar Warszawy i Łodzi był jednym z najlepiej rozwiniętych gospodarczo obszarów całego imperium rosyjskiego. To tu powstały pierwsze masowe, nowoczesne partie polityczne.

Dopiero zaborcy opodatkowują masowo szlachtę i konstruują mechanizm administracyjny. Dopiero oni znoszą pańszczyznę, wyzwalając "polskich" chłopów od Polaków. Reformują gospodarkę. Pod zaborami na terenie byłej I RP rozwija się infrastruktura i zmieniają się stosunki społeczne. Ale następuje też zmiana społeczno-kulturowa - nowoczesność kształtuje się jako siła antagonistyczna wobec tradycyjnej tożsamości polskiej.
Wszyscy Polacy to jedna rodzina?: ''Polaki tegoż narodu''

Jan Sowa o swojej książce

Zaborcy przeprowadzają jednak te reformy ze względu na swój własny interes.

- Zgoda. Dążyli do osłabienia polskiej szlachty, żeby skutecznie rządzić podbitymi terenami. Ale ze względu na pasożytniczą pozycję szlachty działania skierowane przeciw niej miały pozytywne skutki. Dla wszystkich.

W kontekście zaborów myślimy o sobie w kategoriach ofiary.

- Tymczasem w dużej mierze sami to sobie zrobiliśmy, a właściwie elity państwa całej reszcie. Zwróćmy uwagę na mit rozpijania narodu przez zaborców i okupantów. Szlachta zrobiła to znacznie wcześniej. Tylko i wyłącznie ona miała prawo do produkcji alkoholu i nakładała na chłopów obowiązki dotyczące jego konsumpcji. I jeśli np. chłop się żenił, musiał kupić od pana określoną ilość alkoholu. Nie mógł pić w karczmie w wiosce, która nie była własnością jego pana, ale wyłącznie tam, gdzie zyski z jego picia czerpał pan. W interesie szlachty było rozpijanie chłopstwa. Pomyślmy, jaki był nasz własny wkład w ukształtowanie tego rodzaju rzeczywistości społecznej. To samo dotyczy rozbiorów, peryferyzacji Polski i jej upadku gospodarczego.

Bliska jest mi wizja Marii Janion, według której zjawy z przeszłości nawiedzają nas, a ich pozycja jest wręcz silniejsza niż żyjących.

I co by nam dziś te zjawy chciały powiedzieć?

- Podpowiadają nam np. tzw. ideę jagiellońską, czyli przekonanie, że Polska powinna być regionalnym hegemonem, zwłaszcza na obszarze dawnych Kresów. Tymczasem zza naszej wschodniej granicy dociera do nas wiele sygnałów, że mieszkańcy naszego niegdysiejszego imperium nie tylko nie chcą w nas widzieć protektorów czy opiekunów, ale aktywnie nas nie lubią. Wskazuje na to opór wobec polskiej pisowni nazwisk i nazw miejscowości na Litwie czy niedawna afera z obrzuceniem jajkami Bronisława Komorowskiego na Ukrainie.

Zbyt łatwo zapominamy, że "idea jagiellońska" dla naszych wschodnich sąsiadów oznacza "ideę kolonialną". Co gorsza, jej zwolennicy w Polsce widzą w niej alternatywę dla integracji w obrębie Unii Europejskiej, gdzie nasze państwo nie ma szans na pozycję podobną do pozycji np. Niemiec. Tego typu rojenia o potędze były podstawą polityki zagranicznej PiS-u i Lecha Kaczyńskiego, stąd np. jego obsesyjne zainteresowanie Gruzją.

Zgodnie z tą logiką Polska prezentuje się zawsze wobec państw leżących na wschód od niej jako mediator między Wschodem a Zachodem.

To błąd?

- To następstwo historycznego myślenia np. na temat roli Polski na Kresach i przekonania, że była państwem, które przynosiło lepszą kulturę. Tymczasem projekt kolonialny Polski był nie tylko etycznie wątpliwy (francuski historyk Daniel Beauvois pokazuje, że polska ekspansja na wschód oznaczała nasilenie się tam relacji o charakterze niewolniczym), ale też niewydajny.

Mamy historycznie głęboko zakorzenione przyzwolenie, żeby oszukiwać swoje państwo, bo ono nigdy nie było nasze. Jeżeli ktoś kantuje na podatkach, pobiera fałszywą rentę, idzie na lewe zwolnienie lekarskie, nie jest uznawany za oszusta. To jest emanacja postawy, że państwo to element pasożytniczy, który nam szkodzi i zagraża. I że im bardziej je oszukujemy, im więcej pieniędzy zostawiamy sobie w kieszeni, tym lepiej, bo państwo by je tylko zmarnowało.

*dr hab. Jan Sowa - ur. w 1976 r., socjolog i kulturoznawca. Adiunkt w Instytucie Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wydał m.in. książki ''Ciesz się, późny wnuku! Kolonializm, globalizacja i demokracja radykalna'' (2008) i ''Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą'' (2011)



A poza tym w Magazynie: 

Układ finansowy PiS-u 
Jak wokół partii Jarosława Kaczyńskiego zbudowano system finansowania działalności politycznej poza wszelkimi rozliczeniami i kontrolą
Czy słońce i wiatr są mniej polskie niż węgiel? 
Minister Korolec powinien otworzyć szczyt klimatyczny rozpaleniem koksownika na środku Stadionu Narodowego. Byłby to piękny symbol polskiej hipokryzji
Wojna obozu wstydu z obozem winy 
Nastawieni nieufnie do świata mają przeważnie poglądy prawicowe
Premierze, larum grają 
Oddajemy Polskę ruchowi smoleńskiemu, oddajemy Rydzykowi i prawicowym mediom
Trzeba kupić tę miłość 
Miłość jest dla każdego, kogo na nią stać. Jak Michael Sandel, profesor Oburzonych, przeczytałby ''Lalkę'' Prusa?
Irytuje mnie ta Janda 
''Tłuszcza klaskała co kilkanaście minut, a wyła co pięć minut. Muszę się przyznać, że ja klaskałem tylko raz" - pisał esbecki tajniak, który zbierał informacje o reakcjach widzów podczas seansów "Człowieka z marmuru"
Blask ciemnieje 
W drodze do Soczi olimpijski znicz odwiedzi dziś kosmos, ale bez świętego ognia
Komu się przyśni chiński sen 
Totalitarna władza, która rządzi od góry do dołu - to było w Chinach niemożliwe nawet w czasach Mao. Tym bardziej nie jest możliwe teraz
Niepodległość? Jestem przeciw 
Tomasz Piątek: Kiedy byłem mały, babcia tak mi tłumaczyła polski patriotyzm: "Indianie w Ameryce to też są Polacy. I Ajnowie w Japonii". Uczyła mnie identyfikować się ze wszystkimi, a najbardziej z prześladowanymi
Patriota płaci w Polsce 
Prawdziwy patriotyzm przejawia się nie w tym, że uprawia się politykę historyczną, szukając wrogów Polski i zachwycając się naszymi klęskami, ale właśnie w tym, że płaci się podatki

Źródło: Wyborcza.pl