Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Witold Gombrowicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Witold Gombrowicz. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 19 maja 2013

To nie był dobry rok

Opublikowanie „Kronosu” to niewątpliwie wielkie wydarzenie literackie, zwłaszcza że było wiadomo, iż zapiski Gombrowicza istnieją, nie wiedzieliśmy tylko, kiedy i w jakim stopniu zostaną udostępnione. Wątpliwości te rozwiewa we wstępie żona pisarza. Rita Gombrowicz w bardzo interesującym tekście opowiada o swoim towarzyszeniu autorowi „Ferdydurke”, o byciu obok, o uczeniu się tego, co w świecie umów wydawniczych cenne, o uważnym dbaniu o to, by literatura nie została przekłamana. Partnerka twórcy w ostatnich latach jego życia nie ukrywa, że decyzja o upublicznieniu „Kronosu” nie była łatwa. Mówi również o wątpliwościach związanych z udostępnieniem czytelnikom całości rękopisu. Szczególnie trudne emocjonalnie było pogodzenie się z tym, w jaki sposób została opisana przez męża. Nie jest to portret nieżyczliwy, niewątpliwie jednak widać w nim skoncentrowanie się na nastrojach, humorach, odczuciach. Jednocześnie jednak, co istotne, łatwo dostrzec, jak ważna była obecność Rity w życiu Gombrowicza. Ironia, z jaką pisarz traktuje złośliwe komentarze w mediach po ich ślubie, pokazuje, że to, co najważniejsze, działo się nie w przestrzeni publicznej, ale w relacji między dwojgiem zaangażowanych w związek osób. Bycie razem, przyuczanie żony do roli spadkobierczyni, niełatwa relacja mistrza i uczennicy, a potem pacjenta i opiekunki – to wszystko za pomocą niewielu słów zostaje mocno wyeksponowane.


Równie ważną rolę oprowadzająco-podsumowującą pełni posłowie prof. Jerzego Jarzębskiego. Wybitny znawca twórczości Gombrowicza opowiada o trudnościach natury edytorskiej i niemalże detektywistycznej pracy związanej z rozszyfrowaniem rękopisu i opatrzeniem go komentarzem. Podsuwa również istotne tropy interpretacyjne, wskazując na te motywy, które w „Kronosie” dominują. Przypisy w tej publikacji są dziełem Rity Gombrowicz, Jerzego Jarzębskiego i Klementyny Suchanow. Ta ostatnia opublikowała w tym roku arcyciekawąksiążkę pt. „Królowa Karaibów” o kubańskich rewolucjonistach i, co dużo ważniejsze w tym kontekście, korespondencji między Gombrowiczem a Virgilio Pinerą. Obok wiele wyjaśniających i niezbędnych w tym przypadku przypisów merytoryczna wartość książki wzrasta za sprawą bogatej dokumentacji fotograficznej oraz – co jest prawdziwym literackim smaczkiem – reprodukcji autentycznych zapisków pisarza, dzięki którym dowiadujemy się, jak powstawał „Kronos”. Niewątpliwie zasadna okazuje się też sugestia żony pisarza, by niniejsze dzieło czytać razem z „Dziennikiem”. Lektura równoległa wzbogaca konteksty, wyjaśnia, ukazuje pewne niuanse.
Konieczność korzystania z przypisów akcentuję nie bez powodu. W rekonstruowaniu przeszłości oraz notowaniu teraźniejszości Gombrowicz decyduje się na wyjątkową oszczędność słów. Mamy tu pojedyncze określenia, wiele skrótów, mnóstwo nazwisk. Wydarzenia lub nastroje warte zapisania pojawiają się na kolejnych stronach jak wystrzały z karabinu. Sprawy związane z aktywnością twórczą sąsiadują z tym, co przynależne do sfery prywatnej. Mowa jest więc tutaj jednym ciągiem i o recepcji utworów Gombrowicza, i o tłumaczeniach jego tekstów, i o spotkaniach towarzyskich, i o dolegliwościach ciała, i o biedzie, i o doświadczeniach seksualnych z kobietami i mężczyznami, i o nudzie, i o poczuciu straconego czasu. Ten ostatni wątek w pierwszych partiach tekstu dominuje. O ile zapiski dotyczące okresu maturalnego i studiów są wyjątkowo hasłowe, o tyle z czasem faktów, które wracają w pamięci jest więcej. Wtedy też pojawiają się roczne podsumowania, w których pisarz akcentuje stan zdrowia (zwykle zły), stan finansów (często równie niekorzystny), aktywność erotyczną (z tym bywa różnie) i poczucie, że dany rok nie był tak naprawdę dobry. Nic więc dziwnego, że uznanie roku 1955 za udany wybrzmiewa wyjątkowo mocno i zaskakująco. W notatkach Gombrowicza dominuje bowiem poczucie starzenia się, niemożności zapanowania w pełni nad tym, co dzieje się z jego twórczością, przegrywania z ciałem, które zawodzi nazbyt często. Choroby i świadomość zbliżającej się śmierci staną się z czasem dominującymi tematami – aż do zamilknięcia, do ostatnich zapisanych słów, do zawieszenia notowania niemalże w pół słowa.

Witold Gombrowicz, Kronos, wstęp: Rita Gombrowicz, posłowie: Jerzy Jarzębski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.

Źródło: Onet.pl

poniedziałek, 6 maja 2013

Gombrowicz (zdjęcia)









Ostatnie zdjęcie z gombrowiczowskich Małoszyc, gdzie się urodził (dwór)

"Kronos" W. Gombrowicza (fragmenty)


Polska, 1939 r. 
Wielki strach. Dowiaduję się o odprężeniu w tramwaju na Marszałkowskiej. Czy z Frankiem wówczas jeszcze się widywałem, czy już był w wojsku. (Powiedział mi: jeżeli stracę nogę, to strzelić sobie w łeb). „Wodzu, prowadź na Kowno”. Ja, z kurwą z tryprem spotkaną, odzyskałem możność.

Argentyna, 1940 r.
Ten rok to rok „inicjacji”. Wchodzę w Argentynę.
Tracę dawniejsze opory. Przeistaczam się w cygana.
Na początku-strach, co będzie, gdy się wyczerpią dolary. Gorąco powoduje zakłócenia nerwowe (kłótnia z Capdevilą). Potem organizuję bazy pobytu (raczej organizują się same).
Szukam jakiejś pracy-może ręcznej. Wzdycham do dobrej kawy rano... Ale ciśnienie wojny podtrzymuje mnie.
Wzrasta oczarowanie... Z początku to spacery po porcie, Retiro... Odkrywam teren na Corrientes. Chodzę dużo. Ale jeszcze mam duże wymagania i ambicje... Po czym przystosowuję się.
Okres zahamowania w związku z permanencia*. A potem już oddaję się całkowicie wzbierającej pasji.

(* Gombrowicz oczekując na wizę stałego pobytu postanowił ograniczyć swoją aktywność erotyczną).


Podsumowanie roku 1961 
Dalszy wzrost prestiżu na terenie polskim i niemieckim głównie. Porażka w sprzedaży wszędzie. Zaczynam Kosmos. // Śmierć Reny, finansowanie Janusza. // FINANS: spadanie akcji, niejasna sytuacja w Free Europe. // Ero: od czerwca Alberto, spokojnie. // Zdrowie: niezłe, z oddechem kiepsko, śmierć coraz bliżej.

Berlin, Niemcy 1964 r.
Kosmos prawie wykończyłem, zaczynam szkicować dziennik transatlantycki o Berlinie (od 29 I). Nowa rata, mam 15 000 DLS!

Vence, Francja, 1968 r.
Bóle poczułem w lewej połowie piersi, usiadłem przy biurku, wypoczywałem, gdy przeszły, znów poszedłem czyścić, wtedy silny ból, na łóżko padłem, Ritę zawołałem, jęczałem. Marinov przyszedł po półgodzinie, dał zastrzyk, powiedział, że to serce, ale pozwolił wstać.

„Kronos”, dziennik, 450 stron, ukaże się 23 maja nakładem Wydawnictwa Literackiego.




Rita Gombrowicz o "Kronosie"

- Nie miałam wyboru. Któregoś dnia musiałam przekazać czytelnikom ten intymny dziennik - tak w programie "Tomasz Lis na żywo" Rita Gombrowicz tłumaczyła powody, dla których zdecydowała się na publikację książki "Kronos", czyli tajnego i niezwykle intymnego dziennika Witolda Gombrowicza.

Dlaczego Rita Gombrowicz nie zdecydowała się ukrywać domowych, intymnych tajemnic i opublikowała tajny dziennik Witolda Gombrowicza "Kronos" - to główne pytanie, na które żona legendarnego pisarza odpowiadała w poniedziałkowym programie "Tomasz Lis na żywo" na antenie TVP2. - Nie miałam wyboru. Któregoś dnia musiałam przekazać czytelnikom ten intymny dziennik - odparła. Rita Gombrowicz podkreśliła też, że publikację Książki "Kronos" wolała nadzorować jeszcze za swojego życia, by mieć pewność, iż wydawca nie popełni żadnego błędu.


Żona Witolda Gombrowicza tłumaczyła, że dziś jest już w takim wieku, iż nie ma problemu z zaakceptowaniem i upublicznieniem tego, co jej mąż pisał także o niej i ich związku. Rita Gombrowicz nie wstydzi się więc, że w "Kronosie" cały świat może przeczytać o romansach jej męża, w tym licznych epizodach homoseksualnych. Kiedy sama przeczytała tajny dziennik pisarza nie była zresztą zaskoczona. - Nie dowiedziałam się niczego nowego - przyznała w rozmowie z Tomaszem Lisem.

Rita Gombrowicz zapewniała też, że nie ma wyrzutów sumienia w związku z upublicznieniem najintymniejszych zapisków swojego męża. - Mam nadzieję, że nie nadużyłam jego zaufania - stwierdziła. I tłumaczyła, dlaczego Witold Gombrowicz czuł potrzebę opisywania nawet najintymniejszych dla każdego człowieka spraw. - To był pisarz egzystencjalny. Materiał dziennika to więc on sam. Był wielkim psychologiem, jak Nitsche. To byli wielcy psychologowie ludzkiej duszy - oceniła. Gombrowicz podkreśliła, iż jej mąż zawsze "traktował siebie bez oszustwa".

Źródło: naTemat.pl

Ciemne oblicze Gombrowicza. Będzie skandal dekady? Wdowa po pisarzu 40 lat ukrywała prawdę, teraz ją ujawni

"To będzie największy literacki skandal roku, może nawet dekady" – zapowiada "Newsweek". Rita Gombrowicz postanowiła bowiem ujawnić prywatne dzienniki pisarza, które ukrywała przez 40 lat. Pokazują one "mroczne oblicze Gombrowicza" i zdradzają wiele intymnych szczegółów prywatnego życia autora "Ferdydurke".
– To było okropne – żyć przez ponad 40 lat z tajemnicą. Nikt nie wiedział o „Kronosie” – nie mówiłam o tym ani przyjaciołom, ani najbliższym. Tekst był cały czas schowany w torbie pod łóżkiem, tak, żeby nikt go nie odkrył. Przez tyle lat z nim spałam. To było jak sekretny nałóg, który ukrywamy przed wszystkimi: prywatnie jesteśmy kimś, a przed ludźmi podajemy się za kogoś innego. A teraz pozbywam się wielkiego ciężaru: ten sekret już nie należy do mnie, już nie jestem za niego odpowiedzialna – zdradza w wywiadzie dla "Newsweeka" Rita Gombrowicz. 


"Kronos", o którym mówi wdowa, to sekretny, prywatny dziennik pisarza. Gombrowicz prowadził go od początku lat 50. aż do samej śmierci, choć część wpisów pochodzi jeszcze sprzed wojny. Jednocześnie pisał "Dziennik", w którego wstępie wspomina, że ma jeszcze "coś w zapasie", ale woli tego nie ujawniać, bo nie chce narażać się na kłopoty. Tym "czymś w zapasie" jest właśnie "Kronos", w którym Gombrowicz każdy rok podsumowuje w czterech kategoriach: finanse, literatura, zdrowie i erotyka. 

Jak podkreśla "Newsweek", z początku jednak znaleźć tam można głównie seks. Jeden z wpisów: "Przyjaciółka Jadźki. 2 kurwy z Mokotowskiej, C. z Zodiaku. 9 kurew. Tancerka z Wilna. Przyjaciółka Brezów i Boya. Kurwa z tryprem. Dziewica. Poza tym: C. z Pragi, Franek, dz. w kinie, bodaj Narbuttówna. I ta z nogami w pantoflach gumiennych". 

– "Kronos" to było jego życie, jego pamięć. Nie chodziło mu o to, co się stanie z tym tekstem po jego śmierci. "Kronos" był dla niego. Witold chciał wiedzieć, kim jest naprawdę. I jakie naprawdę było jego życie – wyjaśnia w rozmowie z "Newsweekiem" Rita Gombrowicz. 
Oczywiście, dziennik trzeba było odszyfrować, ale to udało się już 41 lat temu. Jak zdradza wdowa, o jego istnieniu dowiedziała się w 1966 roku. Pisarz powiedział jej wówczas, że "czasem notuje sprawy prywatne", a Rita Gombrowicz więcej nie pytała, bo nie wtrącała się do jego pracy. Po śmierci pisarza zabrała ze sobą całe archiwum do Mediolanu, również "Kronosa", który został zdeponowany w banku. Wcześniej jednak zrobiła kopię, szybko przetłumaczoną przez Marię Paczowską, przyjaciółkę małżeństwa. 

– Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Już choćby dlatego, że w Polsce był komunizm, a opublikowanie "Kronosu", pełnego intymnych detali, oznaczało "spalenie" Witolda – wyznaje w tygodniku Rita Gombrowicz, która przyznaje, że początkowo nie miała ochoty publikować zapisków męża. Jej zdaniem "Kronos" był zbyt obnażający prywatność zmarłego męża. Rita Gombrowicz rozważała opuszczenie niektórych fragmentów, ale ostatecznie z tego zrezygnowała. – Za bardzo przypomina zwyczaje komunistycznej cenzury – stwierdza.


Teraz wdowa ujawnia tajemnice swojego męża. Ciemne oblicze Witolda Gombrowicza, bez cenzury, na 450 stronach "Kronosa", będzie można poznać już 23 maja – wtedy książka pojawi się w księgarniach. Dziennik ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego. Rita Gombrowicz będzie zaś dzisiaj – 6 maja – gościem Tomasza Lisa w TVP2.

Źródło: naTemat.pl

NEWSWEEK: Jaka była pani pierwsza reakcja po przeczytaniu „Kronosu”?
RITA GOMBROWICZ: Byłam wręcz chora. Ten tekst towarzyszył mi przez 40 lat – i cały czas byłam chora.

Gombrowicz mówił pani, że w razie pożaru należy wynieść właśnie „Kronos”...
„Kronos” to było jego życie, jego pamięć. Nie chodziło mu o to, co się stanie z tym tekstem po jego śmierci. „Kronos” był dla niego. Witold chciał wiedzieć, kim jest naprawdę . I jakie naprawdę było jego życie. Bo wszystkie inne jego książki są literacką konstrukcją.
O istnieniu tego tekstu dowiedziała się pani w 1966 roku...
Weszłam do pokoju i usłyszałam mniej więcej coś takiego: „Czasem notuję sprawy prywatne”. Ale myślałam, że chodzi o notatki do „Dziennika”. I więcej nie pytałam. Już na początku naszego związku zdecydowałam, że nie będę się wtrącać do jego pracy. A poza tym nie znałam polskiego. Potem, kilka miesięcy po śmierci Witolda, pojechałam do Mediolanu. Wywiozłam całe archiwum, w tym „Kronos”. Oryginał zdeponowałam w banku. A przedtem zrobiłam kopię, którą Maria Paczowska, nasza najbliższa przyjaciółka, przetłumaczyła w kilka miesięcy. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Już choćby dlatego, że w Polsce był komunizm, a opublikowanie „Kronosu” – pełnego intymnych detali – oznaczało „spalenie” Witolda.
Od chwili, kiedy tekst został w całości odszyfrowany, do jego publikacji minęło 41 lat...
Zaczęliśmy tłumaczenie od tyłu, od rozdziałów dotyczących Vence i naszego wspólnego życia. Bo byłam szczególnie ciekawa, co tam jest (śmiech). A gdy przeczytałam, nie miałam szczególnej ochoty, żeby to publikowano. Byłam zawstydzona. „Kronos” był dla mnie zbyt obnażający. Zastanawiałam się nad opuszczeniem najbardziej prywatnych fragmentów, jakoś to zaznaczając w tekście. Ale doszłam do wniosku, że to za bardzo przypomina zwyczaje komunistycznej cenzury.
Boi się pani reakcji na „Kronos” w Polsce?
Ani trochę. Odczuwam gigantyczną ulgę. To było okropne – żyć przez ponad 40 lat z tajemnicą. Nikt nie wiedział o „Kronosie” – nie mówiłam o tym ani przyjaciołom, ani najbliższym. Tekst był cały czas schowany w torbie pod łóżkiem, tak, żeby nikt go nie odkrył. Przez tyle lat z nim spałam. To było jak sekretny nałóg, który ukrywamy przed wszystkimi: prywatnie jesteśmy kimś, a przed ludźmi podajemy się za kogoś innego. A teraz pozbywam się wielkiego ciężaru: ten sekret już nie należy do mnie, już nie jestem za niego odpowiedzialna. I tyle...
Pani opis w „Kronosie” to jakby karykatura kobiety – same rozbuchane emocje.
Trochę przesadzał. Przede wszystkim to on był histeryczny. Np. zanotował, że nie podoba mu się sposób, w jaki powiesiłam obrazy. To jakaś dziecinada. Po prostu nie mógł przejść do porządku dziennego nad tym, że ja się z nim nie zgadzałam. Pokłóciliśmy się nie więcej niż cztery czy pięć razy. I on to wszystko skrupulatnie zapisywał. Zresztą ta strona jego osobowości jest intrygująca. Gombrowicz nie miał najmniejszego pojęcia, co to znaczy być z kimś innym, dzień w dzień. Bo nigdy wcześniej z nikim nie żył...
W Argentynie żył przez kilka lat z Alejandro Russovichem.
W tym samym pensjonacie, ale nie w tym samym pokoju... Ale ma pan rację – związek, który najbardziej przypomina związek ze mną, to relacja z Russovichem. Nawet liczba lat jest taka sama...
Russovich napisał, że czuł się „pogardzany i umniejszany” przez Gombrowicza.
Ja nigdy się tak nie czułam. To była zupełnie inna epoka w życiu Witolda. Wracając do Russovicha: Witolda łączyła z nim głównie przyjaźń. A miłość uprawiali tylko raz. Gdy Russovich o tym mówił, nikt nie chciał wierzyć. „Jak to? Tylko raz przez 6 lat?” – pytano. Ludzie myśleli, że takie opowieści wynikały ze wstydu. To nieprawda. Russovich nie miał najmniejszych problemów, żeby o tym mówić. Swojej żonie opowiedział każdy szczegół.
Pisząc na temat seksu w młodości, Gombrowicz bywa dość obcesowy. To są suche wyliczenie w rodzaju „kurwa z tryprem” albo „głupka w pociągu”...
To zawsze było tak. Raz, dwa razy z jedną osobą, może trzy. Nigdy trwałe związki. Pomijając Russovicha. Wszystko sprowadzało się do krótkich przygód erotycznych.
Więcej w nowym numerze tygodnika "Newsweeka".

Źródło: Onet.pl