Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa. Pokaż wszystkie posty
środa, 26 listopada 2014
wtorek, 15 października 2013
Referendum w Warszawie. Przegrani i wygrani referendum [NASZE TYPY]
14.10.2013
Przegrani i wygrani referendum (Agencja Gazeta)
Hanna Gronkiewicz-Waltz zachowała stanowisko, ale czy warszawskie referendum można uznać za jej zwycięstwo? Co wynik głosowania oznacza dla jej konkurentów, a co dla szefów PiS i PO? Nasi dziennikarze wskazali wygranych i przegranych tego referendum.
Hanna Gronkiewicz-Waltz zachowa stanowisko prezydent Warszawy - tak wynika z badania exit poll przeprowadzonego przez TNS Polska dla stacji TVN. Choć ci, którzy wzięli udział w referendum w stolicy, w 95 proc. opowiedzieli się za odwołaniem prezydent, to referendum prawdopodobnie będzie nieważne. Sondażowo wzięło w nim udział tylko 26,8 proc. - do uznania go za wiążące zabrakło niewiele ponad 2 proc. Co to oznacza dla polityków, którzy zaangażowali się z referendum?
Wyniki referendum komentują:


Paweł Stremski: Wygrana. Zachowała stanowisko, mimo że problemy Warszawy ostatnich miesięcy (zamknięty tunel Wisłostrady, potop na trasie AK, porażka wprowadzenia ustawy śmieciowej, opóźnienia w inwestycjach, kontrowersje kadrowe w ratuszu) dały jej przeciwnikom do ręki argumenty mocne jak nigdy wcześniej. Dodatkowo zmagała się też ze spadającymi notowaniami PO. Sukces tym większy.
Monika Margraf: Wygrana. Gdyby przegrała to referendum, warszawiacy najpewniej za rok i tak przywróciliby ją na urząd. Referendum stałoby się jednak największą od 2007 wizerunkową porażką Platformy, a Gronkiewicz-Waltz - twarzą tej porażki. Kampania referendalna pokazała też, że Gronkiewicz-Waltz umie się zmobilizować i wprowadzać zmiany, gdy czuje się zagrożona, przez co mogła zyskać parę punktów wśród warszawiaków.
Michał Protaziuk: Zdecydowanie wygrała. Pozostanie na stanowisku, sondaże oraz wynik wskazują, że ma trzecią kadencję w kieszeni. W czasie kampanii nie wykluł się żaden polityk mogący jej zaszkodzić.
Piotr Markiewicz: Przegrała. Przez ostatnie tygodnie została politycznie przeczołgana przez niemal wszystkich: Guziała, Glińskiego, Kaczyńskiego, zwykłych warszawiaków, komentatorów. I do tego prezydent Warszawy zaczęła ustępować - co pokazało słabość jej dotychczasowej metody sprawowania urzędu.
Michał Wojtczuk: Wygrana. To referendum ewidentnie jest zwycięstwem Gronkiewicz-Waltz. Czy zwycięstwo jest słabe, czy silne - nie ma znaczenia, jeżeli pani prezydent pozostaje przy władzy do końca kadencji.

Paweł Stremski: Mimo wszystko wygrany. Stworzył egzotyczną polityczną koalicję, której prawie udało się odwołać prezydent Warszawy. Z lokalnego działacza w kilka miesięcy stał się rozpoznawalnym politykiem. Mimo że PiS skutecznie podpiął się pod akcję referendalną i odwrócił uwagę od Guziała, to w referendalny wieczór to burmistrz Ursynowa stał się twarzą sprzeciwu wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz. Po ogłoszeniu wyników przemawiał jak ktoś, kto wygrał i osiągnął swój cel.
Monika Margraf: Wygrany, choć wciąż jest polityczną wydmuszką. Akcja referendalna miała go wypromować i to się udało, mimo że w ostatnich tygodniach kampanię przejął PiS. Guział, który wcześniej był tylko lokalnym burmistrzem, stał się rozpoznawalny poza Warszawą. Nieźle wykorzystał też moment tuż po ogłoszeniu wyników: gdy prezes PiS zrezygnował z wystąpienia, Guział znów wszedł w rolę głównego organizatora referendum. Pytanie, jak teraz wykorzysta swoją rozpoznawalność.
Michał Protaziuk: Przegrał potrójnie. Po pierwsze najpewniej referendum będzie nieważne. Po drugie w czasie kampanii dał się zepchnąć na drugi plan przez PiS. Po trzecie, wszystko wskazuje na to, że jedna z najgorszych frekwencji była w jego dzielnicy. Wstyd.
Piotr Markiewicz: Przegrany w Warszawie i... wygrany w skali całego kraju. Mieszkańcy stolicy (szczególnie Ursynów) pokazali Guziałowi, że nie jest on realnym konkurentem dla Gronkiewicz-Waltz. Było to widać szczególnie w sondażach przed referendum, gdzie większość pytanych jako najlepszego kandydata na prezydenta stolicy wskazywała... Gronkiewicz-Waltz. Z drugiej strony, dzięki rozpętaniu referendum, niemal wszyscy usłyszeli o Guziale - młodym polityku, otwartym na dialog, niezaszufladkowanym i nieprzyklejonym do Prawa i Sprawiedliwości. To daje mu całkiem niezłą pozycję startową do polityki ogólnokrajowej.
Michał Wojtczuk: Wygrany. Guział niewątpliwie dzięki referendum stał się znany. Nie jestem pewien, czy przypadkiem właśnie to nie było jego zasadniczym celem. Jeżeli tak, może być z siebie zadowolony. Wyrobił sobie pozycję startową przed wyborami 2014 r. Musi tylko zdecydować się, czy chce być kandydatem prawicy, liberałów czy centrolewicy - z wszystkimi w tej kampanii flirtował, i z wszystkimi się skłócił.

Paweł Stremski: Zdecydowanie przegrany. Jako potencjalny kandydat PiS na prezydenta Warszawy tylko wzmocnił swój marionetkowy wizerunek. W trosce o sprawy Warszawy nie był wiarygodny. Jego pozycję najlepiej podsumowuje krążący na Twitterze żart, że jedyna funkcja, na którą nie był jeszcze przymierzany to funkcja prymasa Polski.
Monika Margraf: Przegrany z kretesem. Choć samemu PiS-owi udało się zagrozić Platformie w jej twierdzy, prof. Glińskiemu, mimo intensywnej promocji, idzie coraz gorzej: wg sondaży nie ma szans w wyborach na prezydenta Warszawy nie tylko z obecną prezydent, ale i z Ryszardem Kaliszem. Zaczyna też tracić klasę. Prezes PiS może go wymienić, gdy tylko znajdzie lepszego "technicznego kandydata" na wszelkie możliwe stanowiska.
Michał Protaziuk: Nie wygrana, nie porażka, ale raczej stracona szansa. Miał być kandydatem na prezydenta Warszawy PiS po referendum, a musi poczekać rok. W kampanii nie pokazał niczego szczególnego. Gronkiewicz-Waltz raczej nie musi się go obawiać.
Wyniki referendum komentują:
Paweł Stremski: Wygrana. Zachowała stanowisko, mimo że problemy Warszawy ostatnich miesięcy (zamknięty tunel Wisłostrady, potop na trasie AK, porażka wprowadzenia ustawy śmieciowej, opóźnienia w inwestycjach, kontrowersje kadrowe w ratuszu) dały jej przeciwnikom do ręki argumenty mocne jak nigdy wcześniej. Dodatkowo zmagała się też ze spadającymi notowaniami PO. Sukces tym większy.
Monika Margraf: Wygrana. Gdyby przegrała to referendum, warszawiacy najpewniej za rok i tak przywróciliby ją na urząd. Referendum stałoby się jednak największą od 2007 wizerunkową porażką Platformy, a Gronkiewicz-Waltz - twarzą tej porażki. Kampania referendalna pokazała też, że Gronkiewicz-Waltz umie się zmobilizować i wprowadzać zmiany, gdy czuje się zagrożona, przez co mogła zyskać parę punktów wśród warszawiaków.
Michał Protaziuk: Zdecydowanie wygrała. Pozostanie na stanowisku, sondaże oraz wynik wskazują, że ma trzecią kadencję w kieszeni. W czasie kampanii nie wykluł się żaden polityk mogący jej zaszkodzić.
Piotr Markiewicz: Przegrała. Przez ostatnie tygodnie została politycznie przeczołgana przez niemal wszystkich: Guziała, Glińskiego, Kaczyńskiego, zwykłych warszawiaków, komentatorów. I do tego prezydent Warszawy zaczęła ustępować - co pokazało słabość jej dotychczasowej metody sprawowania urzędu.
Michał Wojtczuk: Wygrana. To referendum ewidentnie jest zwycięstwem Gronkiewicz-Waltz. Czy zwycięstwo jest słabe, czy silne - nie ma znaczenia, jeżeli pani prezydent pozostaje przy władzy do końca kadencji.
Paweł Stremski: Mimo wszystko wygrany. Stworzył egzotyczną polityczną koalicję, której prawie udało się odwołać prezydent Warszawy. Z lokalnego działacza w kilka miesięcy stał się rozpoznawalnym politykiem. Mimo że PiS skutecznie podpiął się pod akcję referendalną i odwrócił uwagę od Guziała, to w referendalny wieczór to burmistrz Ursynowa stał się twarzą sprzeciwu wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz. Po ogłoszeniu wyników przemawiał jak ktoś, kto wygrał i osiągnął swój cel.
Monika Margraf: Wygrany, choć wciąż jest polityczną wydmuszką. Akcja referendalna miała go wypromować i to się udało, mimo że w ostatnich tygodniach kampanię przejął PiS. Guział, który wcześniej był tylko lokalnym burmistrzem, stał się rozpoznawalny poza Warszawą. Nieźle wykorzystał też moment tuż po ogłoszeniu wyników: gdy prezes PiS zrezygnował z wystąpienia, Guział znów wszedł w rolę głównego organizatora referendum. Pytanie, jak teraz wykorzysta swoją rozpoznawalność.
Michał Protaziuk: Przegrał potrójnie. Po pierwsze najpewniej referendum będzie nieważne. Po drugie w czasie kampanii dał się zepchnąć na drugi plan przez PiS. Po trzecie, wszystko wskazuje na to, że jedna z najgorszych frekwencji była w jego dzielnicy. Wstyd.
Piotr Markiewicz: Przegrany w Warszawie i... wygrany w skali całego kraju. Mieszkańcy stolicy (szczególnie Ursynów) pokazali Guziałowi, że nie jest on realnym konkurentem dla Gronkiewicz-Waltz. Było to widać szczególnie w sondażach przed referendum, gdzie większość pytanych jako najlepszego kandydata na prezydenta stolicy wskazywała... Gronkiewicz-Waltz. Z drugiej strony, dzięki rozpętaniu referendum, niemal wszyscy usłyszeli o Guziale - młodym polityku, otwartym na dialog, niezaszufladkowanym i nieprzyklejonym do Prawa i Sprawiedliwości. To daje mu całkiem niezłą pozycję startową do polityki ogólnokrajowej.
Michał Wojtczuk: Wygrany. Guział niewątpliwie dzięki referendum stał się znany. Nie jestem pewien, czy przypadkiem właśnie to nie było jego zasadniczym celem. Jeżeli tak, może być z siebie zadowolony. Wyrobił sobie pozycję startową przed wyborami 2014 r. Musi tylko zdecydować się, czy chce być kandydatem prawicy, liberałów czy centrolewicy - z wszystkimi w tej kampanii flirtował, i z wszystkimi się skłócił.
Paweł Stremski: Zdecydowanie przegrany. Jako potencjalny kandydat PiS na prezydenta Warszawy tylko wzmocnił swój marionetkowy wizerunek. W trosce o sprawy Warszawy nie był wiarygodny. Jego pozycję najlepiej podsumowuje krążący na Twitterze żart, że jedyna funkcja, na którą nie był jeszcze przymierzany to funkcja prymasa Polski.
Monika Margraf: Przegrany z kretesem. Choć samemu PiS-owi udało się zagrozić Platformie w jej twierdzy, prof. Glińskiemu, mimo intensywnej promocji, idzie coraz gorzej: wg sondaży nie ma szans w wyborach na prezydenta Warszawy nie tylko z obecną prezydent, ale i z Ryszardem Kaliszem. Zaczyna też tracić klasę. Prezes PiS może go wymienić, gdy tylko znajdzie lepszego "technicznego kandydata" na wszelkie możliwe stanowiska.
Michał Protaziuk: Nie wygrana, nie porażka, ale raczej stracona szansa. Miał być kandydatem na prezydenta Warszawy PiS po referendum, a musi poczekać rok. W kampanii nie pokazał niczego szczególnego. Gronkiewicz-Waltz raczej nie musi się go obawiać.
Piotr Markiewicz: Przegrany. Nie odegrał znaczącej roli w tym referendum, a jedynie wyszedł na etatowego kandydata PiS na wszystkie stanowiska, które mogłaby zwolnić Platforma Obywatelska.
Michał Wojtczuk: Przegrany. Profesor Gliński przez nikogo nie był w tej kampanii traktowany poważnie. Na jednej z konferencji na dodatek ośmieszył się, mówiąc, że może być kandydatem na ewentualne przyszłe stanowiska.

Paweł Stremski: Ani wygrany, ani przegrany. Sukces referendum mógłby znacząco pomóc PiSowi w marszu do zwycięstwa w wyborach samorządowych i parlamentarnych. Tak się nie stało, ale niewątpliwie walka o Warszawę i wielomiesięczna krytyka Gronkiewicz-Waltz miały wpływ na gorsze wyniki PO. Prezydent Warszawy odwołać się nie udało, ale i tak z perspektywy Kaczyńskiego referendum i jego wynik są udaną akcją polityczną.
Monika Margraf: Przegrany, ale okazał się w tej bitwie silniejszy niż Platforma mogła przypuszczać. Gładko pozbawił kontroli nad kampanią jej pomysłodawców i zrobił z niej próbę sił z PO przed kolejnymi wyborami. PiS od początku miało trudniej: Warszawa to twierdza Platformy, ale do odwołania Gronkiewicz-Waltz zabrakło tylko ok. 2 proc. frekwencji. To groźny sygnał dla PO i coś, co prezes i jego partia mogą teraz wykorzystywać propagandowo.
Michał Protaziuk: Jak cały PiS poniósł porażkę. Bardzo włączyli się w kampanię, na finiszu praktycznie całkowicie ją zawłaszczyli, a koniec końców okazało się, że Gronkiewicz-Waltz zostaje. Zwycięska passa wygrywania wyborów samorządowych w trakcie kadencji została przerwana.
Piotr Markiewicz: Przegrał. Zaplątał się. Nie potrafił zawiązać jednoznacznej, silnej koalicji wokół PiS, zdolnej odwołać Gronkiewicz-Waltz. Dodatkowo Kaczyński strzelił sobie w stopę kampanią nawiązującą do Powstania Warszawskiego. Ani to nie było smaczne, ani skuteczne.
Michał Wojtczuk: Wielki przegrany. Żaden polityk nie prowadził w Warszawie tak intensywnej kampanii, jak Kaczyński w ostatnich dwóch tygodniach. I odstraszył od referendum większość ludzi rozczarowanych rządami Gronkiewicz-Waltz, którym nie po drodze z PiS. Radosław Sikorski ironicznie dziękował mu na Twitterze za wygranie referendum dla PO. Miał rację.

Paweł Stremski: Przegrany. Z kilkumiesięcznej kampanii referendalnej zostanie zapamiętany tylko z dwuznacznych żartów na wyjazdowym posiedzeniu PiS nagranych z ukrycia przez paparazzi. Trudno powiedzieć, czy jego ekscesy z Mielca zaszkodziły PiS-owi, ale jeśli któryś z polityków PiS odwrócił uwagę mediów od problemów Gronkiewicz-Waltz, był to właśnie Adam Hofman.
Monika Margraf: Chyba jednak wygrany. Mogło mu pójść dużo gorzej. Hofman koordynował ze strony PiS-u kampanię na trudnym dla jego partii terenie i udało mu się najważniejsze: w ostatnich tygodniach, a szczególnie ostatnich dwóch-trzech, partia Kaczyńskiego przejęła kontrolę nad kampanią i to politycy PiS-u, nie Guział, reprezentowali w mediach organizatorów referendum. Hofman udowodnił swoją skuteczność, dlatego prezes Kaczyński do eurowyborów raczej zostawi go przy swoim uchu. Choć, oczywiście, łaska prezesa na pstrym koniu jeździ.
Michał Protaziuk: Przegrany. Kampania PiS, za którą miał ponoć być odpowiedzialny Adam Hofman, okazała się klapą. Gronkiewicz-Waltz najpewniej pozostanie na stanowisku, a wykorzystanie litery "W" wywołało sporo kontrowersji. Ponoć czekają go teraz ciężkie czasy w PiS.
Piotr Markiewicz: Trudno ocenić. Adam Hofman był... Adamem Hofmanem - tradycyjnie, próbował wyjaśniać wszystkie wpadki na korzyść swojej partii. Nie wyrósł ponad poziom, który zazwyczaj prezentuje.
Michał Wojtczuk: Przegrany. Hofman uważany jest za stratega PiS w warszawskim referendum. To on w takim razie ponosi odpowiedzialność za nieskuteczny brudny chwyt z rzekomym wprowadzaniem opłat za mosty, o którym PiS przekonywał przez kilka ostatnich dni kampanii.

Paweł Stremski: Ani wygrany, ani przegrany. Premier może być zadowolony, że stołeczna posada wiceprzewodniczącej PO została uratowana. Zapewne liczy, że sukces w Warszawie poprawi wynik Platformy w sondażach. Jednak sytuacja jest nadal trudna, notowania Platformy niskie i walka o poparcie w przyszłorocznych eurowyborach i wyborach samorządowych dopiero się zaczyna.
Monika Margraf: Wygrany, a raczej: nieprzegrany. Jemu i Platformie udało mu się przejść najtrudniejszą próbę przed eurowyborami, choć niewiele brakowało do klęski. Wyniki referendum pokazują też, że wyborcy PO w Warszawie w ogromnej większości posłuchali apelu liderów Platformy o pozostanie w domu. Tusk może chwilę odetchnąć: udało się uniknąć katastrofy. Na razie.
Michał Protaziuk: Ani porażka, ani zwycięstwo. On i cała PO ledwo obronili swój bastion, angażując ministrów, posłów, swoich znanych zwolenników. Doszło do tego, że apelowali do bojkotu referendum. Wygrali głosowanie, ale ogromnym kosztem.
Piotr Markiewicz: Przegrał. Przez to, że jego partia stała się ugrupowaniem "tłustych kotów" i nie potrafi (nie stara się?) wyjść z marazmu, opozycji wszelkiej maści udało się poważnie zagrozić PO. Przy okazji premier i Platforma swoim zachowaniem dała przeciwnikom oręż: można ją było oskarżyć o zapędy antydemokratyczne (odwodzenie od udziału w warszawskim referendum), o hipokryzję (namawianie w tym samym czasie do udziału w referendum w Słupsku), a teraz także o słabość (to nie było MIAŻDŻĄCE zwycięstwo nad przeciwnikami Gronkiewicz-Waltz).
Michał Wojtczuk: Wygrany. Tusk może być zadowolony. Jego partia odniosła sukces, którego bardzo już potrzebowała. Może obronienie Warszawy pomoże premierowi natchnąć partyjnych kolegów wiarą, że przy pełnej mobilizacji PO wciąż jeszcze może liczyć na kredyt zaufania u Polaków.
Michał Wojtczuk: Przegrany. Profesor Gliński przez nikogo nie był w tej kampanii traktowany poważnie. Na jednej z konferencji na dodatek ośmieszył się, mówiąc, że może być kandydatem na ewentualne przyszłe stanowiska.
Paweł Stremski: Ani wygrany, ani przegrany. Sukces referendum mógłby znacząco pomóc PiSowi w marszu do zwycięstwa w wyborach samorządowych i parlamentarnych. Tak się nie stało, ale niewątpliwie walka o Warszawę i wielomiesięczna krytyka Gronkiewicz-Waltz miały wpływ na gorsze wyniki PO. Prezydent Warszawy odwołać się nie udało, ale i tak z perspektywy Kaczyńskiego referendum i jego wynik są udaną akcją polityczną.
Monika Margraf: Przegrany, ale okazał się w tej bitwie silniejszy niż Platforma mogła przypuszczać. Gładko pozbawił kontroli nad kampanią jej pomysłodawców i zrobił z niej próbę sił z PO przed kolejnymi wyborami. PiS od początku miało trudniej: Warszawa to twierdza Platformy, ale do odwołania Gronkiewicz-Waltz zabrakło tylko ok. 2 proc. frekwencji. To groźny sygnał dla PO i coś, co prezes i jego partia mogą teraz wykorzystywać propagandowo.
Michał Protaziuk: Jak cały PiS poniósł porażkę. Bardzo włączyli się w kampanię, na finiszu praktycznie całkowicie ją zawłaszczyli, a koniec końców okazało się, że Gronkiewicz-Waltz zostaje. Zwycięska passa wygrywania wyborów samorządowych w trakcie kadencji została przerwana.
Piotr Markiewicz: Przegrał. Zaplątał się. Nie potrafił zawiązać jednoznacznej, silnej koalicji wokół PiS, zdolnej odwołać Gronkiewicz-Waltz. Dodatkowo Kaczyński strzelił sobie w stopę kampanią nawiązującą do Powstania Warszawskiego. Ani to nie było smaczne, ani skuteczne.
Michał Wojtczuk: Wielki przegrany. Żaden polityk nie prowadził w Warszawie tak intensywnej kampanii, jak Kaczyński w ostatnich dwóch tygodniach. I odstraszył od referendum większość ludzi rozczarowanych rządami Gronkiewicz-Waltz, którym nie po drodze z PiS. Radosław Sikorski ironicznie dziękował mu na Twitterze za wygranie referendum dla PO. Miał rację.
Paweł Stremski: Przegrany. Z kilkumiesięcznej kampanii referendalnej zostanie zapamiętany tylko z dwuznacznych żartów na wyjazdowym posiedzeniu PiS nagranych z ukrycia przez paparazzi. Trudno powiedzieć, czy jego ekscesy z Mielca zaszkodziły PiS-owi, ale jeśli któryś z polityków PiS odwrócił uwagę mediów od problemów Gronkiewicz-Waltz, był to właśnie Adam Hofman.
Monika Margraf: Chyba jednak wygrany. Mogło mu pójść dużo gorzej. Hofman koordynował ze strony PiS-u kampanię na trudnym dla jego partii terenie i udało mu się najważniejsze: w ostatnich tygodniach, a szczególnie ostatnich dwóch-trzech, partia Kaczyńskiego przejęła kontrolę nad kampanią i to politycy PiS-u, nie Guział, reprezentowali w mediach organizatorów referendum. Hofman udowodnił swoją skuteczność, dlatego prezes Kaczyński do eurowyborów raczej zostawi go przy swoim uchu. Choć, oczywiście, łaska prezesa na pstrym koniu jeździ.
Michał Protaziuk: Przegrany. Kampania PiS, za którą miał ponoć być odpowiedzialny Adam Hofman, okazała się klapą. Gronkiewicz-Waltz najpewniej pozostanie na stanowisku, a wykorzystanie litery "W" wywołało sporo kontrowersji. Ponoć czekają go teraz ciężkie czasy w PiS.
Piotr Markiewicz: Trudno ocenić. Adam Hofman był... Adamem Hofmanem - tradycyjnie, próbował wyjaśniać wszystkie wpadki na korzyść swojej partii. Nie wyrósł ponad poziom, który zazwyczaj prezentuje.
Michał Wojtczuk: Przegrany. Hofman uważany jest za stratega PiS w warszawskim referendum. To on w takim razie ponosi odpowiedzialność za nieskuteczny brudny chwyt z rzekomym wprowadzaniem opłat za mosty, o którym PiS przekonywał przez kilka ostatnich dni kampanii.
Paweł Stremski: Ani wygrany, ani przegrany. Premier może być zadowolony, że stołeczna posada wiceprzewodniczącej PO została uratowana. Zapewne liczy, że sukces w Warszawie poprawi wynik Platformy w sondażach. Jednak sytuacja jest nadal trudna, notowania Platformy niskie i walka o poparcie w przyszłorocznych eurowyborach i wyborach samorządowych dopiero się zaczyna.
Monika Margraf: Wygrany, a raczej: nieprzegrany. Jemu i Platformie udało mu się przejść najtrudniejszą próbę przed eurowyborami, choć niewiele brakowało do klęski. Wyniki referendum pokazują też, że wyborcy PO w Warszawie w ogromnej większości posłuchali apelu liderów Platformy o pozostanie w domu. Tusk może chwilę odetchnąć: udało się uniknąć katastrofy. Na razie.
Michał Protaziuk: Ani porażka, ani zwycięstwo. On i cała PO ledwo obronili swój bastion, angażując ministrów, posłów, swoich znanych zwolenników. Doszło do tego, że apelowali do bojkotu referendum. Wygrali głosowanie, ale ogromnym kosztem.
Piotr Markiewicz: Przegrał. Przez to, że jego partia stała się ugrupowaniem "tłustych kotów" i nie potrafi (nie stara się?) wyjść z marazmu, opozycji wszelkiej maści udało się poważnie zagrozić PO. Przy okazji premier i Platforma swoim zachowaniem dała przeciwnikom oręż: można ją było oskarżyć o zapędy antydemokratyczne (odwodzenie od udziału w warszawskim referendum), o hipokryzję (namawianie w tym samym czasie do udziału w referendum w Słupsku), a teraz także o słabość (to nie było MIAŻDŻĄCE zwycięstwo nad przeciwnikami Gronkiewicz-Waltz).
Michał Wojtczuk: Wygrany. Tusk może być zadowolony. Jego partia odniosła sukces, którego bardzo już potrzebowała. Może obronienie Warszawy pomoże premierowi natchnąć partyjnych kolegów wiarą, że przy pełnej mobilizacji PO wciąż jeszcze może liczyć na kredyt zaufania u Polaków.
poniedziałek, 14 października 2013
Alternatywny profil Hanny Gronkiewicz-Waltz na Facebooku. "Walło, to walło. Na... Po co drążyć temat?" [GRAFIKA]
14.10.2013
Alternatywny profil Hanny Gronkiewicz-Waltz na Facebooku (Fot. Gazeta.pl)
Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostanie na stanowisku. Warszawskie referendum okazało się nieważne - nie wzięła w nim udziału wymagana liczba mieszkańców. Postanowiliśmy przeprowadzić symulację i pokazać Wam, jak - naszym zdaniem - mógłby wyglądać alternatywny profil na Facebooku pani prezydent. Temat przewodni? Oczywiście referendum.
Maciej GDULA: PO REFERENDUM, PRZED WYBORAMI
Partie polityczne zrobiły wiele, żeby referendum przejąć dla siebie i włączyć je w tryby rytualnego sporu.
Najprawdopodobniej zabrakło dwóch procent uprawnionych do głosowania, żeby referendum odwoławcze Hanny Gronkiewicz-Waltz było ważne. Pani prezydent zostaje w ratuszu, a zwolennikom jej odwołania pozostaje zastanowić się, jakie wnioski płyną z kampanii, i oczywiście rozdać sobie nagrody pocieszenia.
To referendum na pewno miało sens i przysłużyło się Warszawie. Owocem mobilizacji obywatelskiej stała się przemiana HGW z aroganckiej polityczki w osobę otwartą i wsłuchaną w głos obywateli. Dzięki referendum między innymi jeździmy wreszcie przez tunel Wisłostrady, mamy nowego dyrektora Biura Kultury i naczelnika Wydziału Estetyki i wciąż możemy pójść do Kulturalnej.
Niejednej i niejednemu z nas przeszła nawet przez głowę anarchistyczna myśl, że warunkiem dobrych rządów jest coroczne organizowanie referendum.
Partie polityczne zrobiły wiele, żeby referendum przejąć dla siebie i włączyć je w tryby rytualnego sporu. PiS zorganizował przestrzeloną kampanię o godzinie W, nawiązując jak zwykle do powstania warszawskiego. Tym zagraniem pokazał, że referendum to dla niego przede wszystkim okazja na przypomnienie się swojemu twardemu elektoratowi. W psuciu lokalnej demokracji dno przebiło jednak PO. Najpierw premier butnie oznajmił, że i tak zostawi HGW w ratuszu jako komisarza. Gdy okazało się, że mogłoby to rodzić przykre konsekwencje prawne, zaczęła się akcja zniechęcania do referendum. Chęć zabrania głosu na temat prezydent Warszawy zrównana została z polityczną rozróbą i ekstremizmem. Tylko lata praktykowania cynizmu pozwolą wkrótce Donaldowi Tuskowi jak gdyby nigdy nic zachęcać ludzi do pójścia na wybory.
W tej sytuacji postawa wszystkich tych, którzy poszli do referendum, żeby sprzeciwić się odwołaniu HGW, zasługuje na najwyższy szacunek. Około 200 tys. ludzi nie dało się przekonać, że w politycznym interesie warto grać na łamanie reguł i zniechęcanie ludzi do demokracji. Nie obezwładnił ich polityczny leń, do którego apelowała Platforma. Stawili się w lokalach wyborczych chociaż szansa na wygraną wobec strategii Donalda Tuska była zerowa. Wybrali demokrację i w sensie etycznym są zwycięzcami.
Dzięki referendum mogliśmy także dowiedzieć się dużo o SLD. Jeśli ktoś miał jakieś rozterki, czy głosując na partię Leszka Millera nie wspiera przypadkiem PO, dziś nie ma już wątpliwości. Głos na SLD będzie głosem oddanym na Donalda Tuska. To w jego stronę kierują się tęskne spojrzenia polityków Sojuszy, którzy zrobią wszystko, żeby „nie dopuścić do władzy IV RP” i trochę porządzić jako nowy PSL.
Kampania ujawniła też jednak, że aktywni politycznie nie dzielą się wyłącznie wedle partyjnych tożsamości.
Najwięcej emocji budzili zwolennicy referendum, którym nie dało się przypiąć partyjnej łatki. Byli nazywani pożytecznymi idiotami, chłopami z nagonki i słoikami. Gdzie im do polityki, wracać do czworaków, Pcimów albo do szkoły!
Na szczęście chłopi z nagonki nie dali się zahukać starszym, bardzo racjonalnym panom. Pomimo przeważających sił przeciwników dzielnie walczyli o to, żeby ostatnie tygodnie nie zamieniły się w nudne odbijanie piłeczki. Chwała przede wszystkim inicjatywie Miasto Jest Nasze.
Ujawniony przez kampanię potencjał sprzeciwu wobec establishmentu – wśród głosujących 10% nie głosowało w poprzednich wyborach na żadną partię – można wykorzystać w przyszłości. Jeśli niezależny kandydat miałby występować w przyspieszonych wyborach, łatwo byłoby szantażować jego zwolenników i zwolenniczki koniecznością poparcia kogoś, kto zatrzyma PiS. W przyszłorocznych wyborach ten szantaż nie będzie już taki skuteczny, bo PO będzie przegrywała lub wygrywała na swoje własne konto. Kandydat spoza zgranego partyjnego zestawu będzie miał w takich warunkach szansę przyciągnięcia wyborców na nowy program dla Warszawy, a nie tylko na zebranie niezadowolonych.
Jeśli to się uda, warto było w niedzielę nie wygrywać.
Źródło: Dziennik Opinii KP
"Prezydent wygrała", "obroniona", "lemingi ocaliły stołek" [CZOŁÓWKI GAZET]
14.10.2013
Okładki dzisiejszych gazet (Fot. fp)
Referendum w Warszawie znalazło się na czołówkach wszystkich polskich dzienników. "Dziennik Gazeta Prawna" zwraca uwagę, że dzięki kampanii referendalnej kilka spraw udało się w stolicy przyspieszyć. "Rzeczpospolita" wieszczy, że to nie koniec kłopotów PO. A tabloid "Fakt" pisze o lemingach, które Hannie Gronkiewicz-Waltz pomogły uciec spod gilotyny.
niedziela, 13 października 2013
PiS pokazało, że jest w stanie zwyciężać w każdych warunkach [OPINIE POLITYKÓW]
14.10.2013 00:24
- Ten wynik pokazuje, że w zasadzie otarliśmy się o możliwość odwołania prezydent Warszawy i wiceszefa Platformy Obywatelskiej - uważa wiceprezes PiS Adam Lipiński.
* Adam Hofman, rzecznik PiS
- Prawo i Sprawiedliwość pokazało, że nawet w tak trudnych warunkach potrafi walczyć i że jest w stanie zwyciężać. Zabrakło zaledwie ponad 20 tysięcy głosów do zwycięstwa i gdyby reszta tych, którzy chcieli odwołać Hannę Gronkiewicz-Waltz, zrobiła swoją pracę, toby tych głosów nie zabrakło. Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu, który mówi, że zaszkodziło włączenie się PiS, przyniósł trzy tysiące podpisów, nie zrobił nic, absolutnie nic w kampanii referendalnej, jedną konferencję prasową pod ratuszem, żadnych środków jego partia nie zaangażowała, więc gdyby lewica zmobilizowała kilkadziesiąt procent w stolicy, to wystarczyłoby, żeby odwołać prezydent Warszawy. Niech on rozlicza siebie, a nie nas. Za rok, gdy będą wybory samorządowe, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Piotr Gliński był kandydatem PiS na prezydenta. Czy to jest sukces PO? 95 proc. przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz, bardzo duży kapitał społeczny zmobilizowany, złamane reguły demokracji - to może być sukces, ale tylko taki, w którym ograniczamy demokrację, żeby obronić swoje.
* Adam Lipiński, wiceprezes PiS
- Ten wynik pokazuje, że w zasadzie otarliśmy się o możliwość odwołania prezydent Warszawy i wiceszefa Platformy Obywatelskiej. To znacznie więcej niż kolejna żółta kartka dla PO, chociaż nie osiągnęliśmy tego, co chcieliśmy, nie odwołaliśmy pani prezydent. Uważam, że ta kampania z naszej strony była prowadzona profesjonalnie i to jest zasługa niewielkiej grupy osób, bo przecież nie angażowała się w to cała partia. To były wybory terytorialnie ograniczone do Warszawy. Ocenę musimy pozostawić najbliższym dniom i tygodniom, na pewno taką ocenę zrobimy.
* Rafał Grupiński, szef klubu PO
Koalicji nieudaczników nie udało się wygrać od 2006 r. Nie udało się też teraz przy pomocy wytrychu referendalnego przejąć władzy w Warszawie. Spodziewałem się dość wysokiej frekwencji - między 25 a 27 proc. - przy tak dużej mobilizacji opozycji: od PiS po Ruch Palikota. Sądzę, że popularny Ryszard Kalisz, który zachęcał do udziału w referendum, mógł mieć większy wpływ na wyborców lewicowych niż szef mazowieckiego SLD Włodzimierz Czarzasty. Nawet błąd PiS z Godziną W działał profrekwencyjnie, bo to on najbardziej nagłośnił referendum. To nie było starcie samorządowców, tylko partii politycznych, co świetnie pokazuje frekwencja na Ursynowie. W dzielnicy jednego z inicjatorów - Piotra Guziała - do urn poszło mniej niż 20 proc. wyborców.
- Prawo i Sprawiedliwość pokazało, że nawet w tak trudnych warunkach potrafi walczyć i że jest w stanie zwyciężać. Zabrakło zaledwie ponad 20 tysięcy głosów do zwycięstwa i gdyby reszta tych, którzy chcieli odwołać Hannę Gronkiewicz-Waltz, zrobiła swoją pracę, toby tych głosów nie zabrakło. Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu, który mówi, że zaszkodziło włączenie się PiS, przyniósł trzy tysiące podpisów, nie zrobił nic, absolutnie nic w kampanii referendalnej, jedną konferencję prasową pod ratuszem, żadnych środków jego partia nie zaangażowała, więc gdyby lewica zmobilizowała kilkadziesiąt procent w stolicy, to wystarczyłoby, żeby odwołać prezydent Warszawy. Niech on rozlicza siebie, a nie nas. Za rok, gdy będą wybory samorządowe, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Piotr Gliński był kandydatem PiS na prezydenta. Czy to jest sukces PO? 95 proc. przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz, bardzo duży kapitał społeczny zmobilizowany, złamane reguły demokracji - to może być sukces, ale tylko taki, w którym ograniczamy demokrację, żeby obronić swoje.
- Ten wynik pokazuje, że w zasadzie otarliśmy się o możliwość odwołania prezydent Warszawy i wiceszefa Platformy Obywatelskiej. To znacznie więcej niż kolejna żółta kartka dla PO, chociaż nie osiągnęliśmy tego, co chcieliśmy, nie odwołaliśmy pani prezydent. Uważam, że ta kampania z naszej strony była prowadzona profesjonalnie i to jest zasługa niewielkiej grupy osób, bo przecież nie angażowała się w to cała partia. To były wybory terytorialnie ograniczone do Warszawy. Ocenę musimy pozostawić najbliższym dniom i tygodniom, na pewno taką ocenę zrobimy.
* Rafał Grupiński, szef klubu PO
Koalicji nieudaczników nie udało się wygrać od 2006 r. Nie udało się też teraz przy pomocy wytrychu referendalnego przejąć władzy w Warszawie. Spodziewałem się dość wysokiej frekwencji - między 25 a 27 proc. - przy tak dużej mobilizacji opozycji: od PiS po Ruch Palikota. Sądzę, że popularny Ryszard Kalisz, który zachęcał do udziału w referendum, mógł mieć większy wpływ na wyborców lewicowych niż szef mazowieckiego SLD Włodzimierz Czarzasty. Nawet błąd PiS z Godziną W działał profrekwencyjnie, bo to on najbardziej nagłośnił referendum. To nie było starcie samorządowców, tylko partii politycznych, co świetnie pokazuje frekwencja na Ursynowie. W dzielnicy jednego z inicjatorów - Piotra Guziała - do urn poszło mniej niż 20 proc. wyborców.
Źródło: Wyborcza.pl
Kto głosował w referendum? Wykształcony 50-latek ze Śródmieścia [WYKRESY]
14.10.2013 00:40
W Śródmieściu frekwencja wyniosła 35,6 proc., na Ursynowie zarządzanym przez Piotr Guziała, inicjatora referendum - zaledwie 19,4 proc. Najczęściej reprezentowana grupa wiekowa w referendum, to 40-59 lat. Oto wyniki na podstawie prognozy TNS OBOP. Czekamy na oficjalne dane PKW.
Aby zobaczyć frekwencję (według TNS Polska) w dzielnicach, najedź na punkty przy ich nazwach.
Wyborcza.pl
Prezydent Warszawy wygrała
Iwona Szpala, Wojciech Tymowski
Hanna Gronkiewicz-Waltz (Fot. Stefan Romanik / Agencja Gazeta)
Zbyt niska frekwencja zdecydowała, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nadal będzie rządzić stolicą. I zapewne wystartuje w wyborach za rok, by powalczyć o trzecią kadencję
Pierwsze sondażowe wyniki TNS Polska dla TVN 24 podane o północy mówiły, że do urn poszło 26,8 proc. warszawiaków uprawnionych do głosowania. Próg minimalny - 29,1 proc. - nie został przekroczony i dlatego referendum nie może być uznane za ważne. Za odwołaniem prezydent było 95 proc. głosujących.
- To jest przegrana polityków, którzy chcieli wywołać chaos, a wygrana Warszawy i warszawiaków - komentował pierwsze wyniki sondaży poseł Marcin Kierwiński, wiceprzewodniczący stołecznej PO.
Premier Donald Tusk skomentował wyniki na Twitterze: "Zobaczysz, jak przywita pięknie nas warszawski dzień:)".
Wieczorem na konferencji prasowej miał zabrać głos prezes PiS Jarosław Kaczyński, ale odwołał wystąpienie. Po naradach w siedzibie partii do dziennikarzy wyszła grupa polityków z Adamem Hofmanem i Mariuszem Kamińskim na czele. - Zakładamy, że nie będzie to referendum wiążące - przyznał Kamiński. Były szef CBA oskarżał: - Zobaczyliśmy tu inną twarz PO, przeprowadziła kampanię sprzeczną z zasadami konstytucji.
Ogłosił, że w Polsce panują standardy białoruskie, a referendum nie udało się m.in. dlatego, że w głosowaniu nie wzięło udziału kilkadziesiąt tysięcy urzędników. A to w obawie przed konsekwencjami ze strony przełożonych związanych z PO.
Do końca nie było jasne, jak zachowają się mieszkańcy stolicy. By zostali w domach, namawiali liderzy Platformy i wiele znanych osobistości. W ostatnich sondażach przed niedzielnym głosowaniem od 36 do 41 proc. warszawiaków wciąż deklarowało zamiar pójścia do urn, z czego znakomita większość - jak zwykle w referendach odwoławczych - chciała usunięcia prezydent.
Warszawska PO długo nie była świadoma, że Gronkiewicz-Waltz wyraźnie traci na popularności. Na początku kadencji aż 70 proc. mieszkańców stolicy wystawiało jej pozytywne oceny. Prezydent dużo inwestowała, zdobywała miliardy unijnych dotacji, w Warszawie zaczął działać i był bardzo dobrze przyjęty system rowerów miejskich, otwarto słynne w kraju Centrum Nauki "Kopernik", wielką oczyszczalnię ścieków.
Ale kolejne grupy mieszkańców miały powody do niezadowolenia. To m.in.: zamknięcie całych kwartałów miasta wokół przedłużającej się budowy II linii metra czy duża podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej.
Niezadowolenie mieszkańców dostrzegł burmistrz Ursynowa Piotr Guział - w maju razem z działaczami samorządowymi i politykami partii Janusza Palikota rozpoczął zbiórkę podpisów za odwołaniem prezydent.
Gdy groźba odwołania stała się realna, Gronkiewicz-Waltz zaczęła się pojawiać na festynach, debatach, placach budów. Pozbyła się niepopularnych urzędników, a oskarżany o arogancję ratusz postawił na komunikację społeczną. Ostatnie sondaże pokazywały, że prezydent odbudowuje stracone zaufanie.
Wielkim przegranym niedzielnego referendum jest PiS, który zmarginalizował inicjatorów akcji - komitet skupiony wokół Guziała - i stał się głównym rozgrywającym kampanii. Partia mocno eksponowała prof. Piotra Glińskiego jako kandydata na prezydenta stolicy. Mobilizowała wierny elektorat symboliką patriotyczną - nawiązywaniem do powstania warszawskiego, walk z września 1939 r. czy dokonań prezydenta Stefana Starzyńskiego. Niezwykle mocno angażował się prezes Jarosław Kaczyński - ostatnio codziennie występował na konferencjach, na których czytano litanię przewin Gronkiewicz-Waltz.
Rozczarowani rezultatem są też m.in. środowisko lewicowej Krytyki Politycznej czy Zieloni, którzy też namawiali do referendum. I pewnie sam Guział - w jego dzielnicy frekwencja była najniższa, niecałe 20 proc.
Choć prezydent przetrwała, PO raczej nie triumfuje. - Do niektórych wreszcie dotarło, że osiedliśmy na laurach - mówi jeden z warszawskich polityków Platformy. Dodaje, że są też plusy referendum: - Gronkiewicz-Waltz jest naszym murowanym kandydatem na trzecią kadencję. I teraz już wie, że nie wystarczy mieć władzę, trzeba się o nią nieustannie starać.
- To jest przegrana polityków, którzy chcieli wywołać chaos, a wygrana Warszawy i warszawiaków - komentował pierwsze wyniki sondaży poseł Marcin Kierwiński, wiceprzewodniczący stołecznej PO.
Wieczorem na konferencji prasowej miał zabrać głos prezes PiS Jarosław Kaczyński, ale odwołał wystąpienie. Po naradach w siedzibie partii do dziennikarzy wyszła grupa polityków z Adamem Hofmanem i Mariuszem Kamińskim na czele. - Zakładamy, że nie będzie to referendum wiążące - przyznał Kamiński. Były szef CBA oskarżał: - Zobaczyliśmy tu inną twarz PO, przeprowadziła kampanię sprzeczną z zasadami konstytucji.
Ogłosił, że w Polsce panują standardy białoruskie, a referendum nie udało się m.in. dlatego, że w głosowaniu nie wzięło udziału kilkadziesiąt tysięcy urzędników. A to w obawie przed konsekwencjami ze strony przełożonych związanych z PO.
Do końca nie było jasne, jak zachowają się mieszkańcy stolicy. By zostali w domach, namawiali liderzy Platformy i wiele znanych osobistości. W ostatnich sondażach przed niedzielnym głosowaniem od 36 do 41 proc. warszawiaków wciąż deklarowało zamiar pójścia do urn, z czego znakomita większość - jak zwykle w referendach odwoławczych - chciała usunięcia prezydent.
Warszawska PO długo nie była świadoma, że Gronkiewicz-Waltz wyraźnie traci na popularności. Na początku kadencji aż 70 proc. mieszkańców stolicy wystawiało jej pozytywne oceny. Prezydent dużo inwestowała, zdobywała miliardy unijnych dotacji, w Warszawie zaczął działać i był bardzo dobrze przyjęty system rowerów miejskich, otwarto słynne w kraju Centrum Nauki "Kopernik", wielką oczyszczalnię ścieków.
Ale kolejne grupy mieszkańców miały powody do niezadowolenia. To m.in.: zamknięcie całych kwartałów miasta wokół przedłużającej się budowy II linii metra czy duża podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej.
Niezadowolenie mieszkańców dostrzegł burmistrz Ursynowa Piotr Guział - w maju razem z działaczami samorządowymi i politykami partii Janusza Palikota rozpoczął zbiórkę podpisów za odwołaniem prezydent.
Gdy groźba odwołania stała się realna, Gronkiewicz-Waltz zaczęła się pojawiać na festynach, debatach, placach budów. Pozbyła się niepopularnych urzędników, a oskarżany o arogancję ratusz postawił na komunikację społeczną. Ostatnie sondaże pokazywały, że prezydent odbudowuje stracone zaufanie.
Wielkim przegranym niedzielnego referendum jest PiS, który zmarginalizował inicjatorów akcji - komitet skupiony wokół Guziała - i stał się głównym rozgrywającym kampanii. Partia mocno eksponowała prof. Piotra Glińskiego jako kandydata na prezydenta stolicy. Mobilizowała wierny elektorat symboliką patriotyczną - nawiązywaniem do powstania warszawskiego, walk z września 1939 r. czy dokonań prezydenta Stefana Starzyńskiego. Niezwykle mocno angażował się prezes Jarosław Kaczyński - ostatnio codziennie występował na konferencjach, na których czytano litanię przewin Gronkiewicz-Waltz.
Rozczarowani rezultatem są też m.in. środowisko lewicowej Krytyki Politycznej czy Zieloni, którzy też namawiali do referendum. I pewnie sam Guział - w jego dzielnicy frekwencja była najniższa, niecałe 20 proc.
Choć prezydent przetrwała, PO raczej nie triumfuje. - Do niektórych wreszcie dotarło, że osiedliśmy na laurach - mówi jeden z warszawskich polityków Platformy. Dodaje, że są też plusy referendum: - Gronkiewicz-Waltz jest naszym murowanym kandydatem na trzecią kadencję. I teraz już wie, że nie wystarczy mieć władzę, trzeba się o nią nieustannie starać.
Źródło: Wyborcza.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)