Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Henryk Hoser. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Henryk Hoser. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 listopada 2015

Duda obwieszcza upadłość Polski


Jakie zasługi dla Polski ma abp Hoser? Duchowny dostał od prezydenta Dudy odznaczenie za "wybitne zasługi dla Polski".

Czy to żart? Nie!

Dudzie porządki się pomieszały i państwa. Zależność Dudy od kleru i Jarosława Kaczyńskiego osiąga w jego wypadku upadek znaczenia prezydentury.

Już wcześniej zachowanie z premier Ewą Kopacz i potraktowanie z buta szczytu na Malcie - takie podejrzenia można było mieć.

Teraz jest jasność. "Niezłomna" degradacja w dniu Święta Niepodległości. Jaki diabeł dzwoni nam na tę upadłość Polski?
---

niedziela, 29 września 2013

Kapłan, dla którego "średniowiecze się nie skończyło". Kim jest ks. Wojciech Lipka?

Michał Wilgocki
 Drukuj
Konferencja dotycząca pedofilii w kościele. Od lewej: Ks. Józef Kloch, Ks. Tadeusz Musz, Bp. Wojciech Polak, Ks. Adam Zak, Ks. Wojciech Lipka
Konferencja dotycząca pedofilii w kościele. Od lewej: Ks. Józef Kloch, Ks. Tadeusz Musz, Bp. Wojciech Polak, Ks. Adam Zak, Ks. Wojciech Lipka (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)
W piątek Episkopat na konferencji prasowej ogłosił, jak zamierza walczyć z pedofilią w Kościele. Wśród pięciu księży, którzy rozmawiali o pedofilii z dziennikarzami, było czterech wyraźnie skruszonych i obrzydzonych postawią swoich współbraci oraz ksiądz Wojciech Lipka...
- Byłem zbudowany tymi smutnymi czterema minami - mówił w Radiu ZET u Moniki Olejnik prof. Tomasz Nałęcz. - Ci duchowni mieli takie miny, jakby ktoś ich kroił nożem po plecach. Niestety, żaden z nich nie odważył się powiedzieć księdzu kanclerzowi: mówi ksiądz głupoty. - Ksiądz kanclerz ma zwierzchnika i jest nim abp Hoser - przypomniała Monika Olejnik. - Staram się być jak najbardziej delikatny i mówić o koniu, a nie o woźnicy. Ale ta konferencja pokazała, że Kościół ma dwie twarze. Było 4:1, ale wolelibyśmy, żeby było 5:0 - mówił prof. Nałęcz.

Negatywny bohater bezprecedensowej konferencji Episkopatu znalazł się na niej trochę przez przypadek.

Jak do tego doszło? Po tym jak media informowały o pedofilskich skandalach z udziałem polskich księży na Dominikanie, Episkopat postanowił zwołać konferencję prasową, przeprosić ofiary i opowiedzieć o tym, jak zamierza walczyć z pedofilią. Oprócz ks. Józefa Klocha, rzecznika Episkopatu, dziennikarzom tłumaczyli się także bp Wojciech Polak, sekretarz generalny Episkopatu, o. Adam Żak, koordynator ds. dzieci i młodzieży, a także ks. Tadeusz Musz, rzecznik zgromadzenia michalitów, do którego należy jeden z bohaterów skandalu, ks. Wojciech Gil.

Przedawnione, bo sprzed 12 lat

W ostatniej chwili do tej grupy dołączony został także ks. Lipka. A wszystko dlatego, że dzień wcześniej TVN 24 wyemitował program "Czarno na białym" na temat księdza Grzegorza K. z Tarchomina, który miał molestować swoich ministrantów. Jego sprawę trzy lata temu skierował do prokuratury psycholog, u którego leczyła się jedna z ofiar. W marcu ks. Grzegorz K. został skazany na rok więzienia z zawieszeniem na cztery lata. Jednak z urzędu proboszcza został usunięty dopiero we wrześniu, kiedy sprawą zainteresowali się dziennikarze.

Przełożonym księdza z Tarchomina jest abp Henryk Hoser. Kanclerzem jego kurii jest ks. Wojciech Lipka. Rzecznik Episkopatu ks. Kloch tłumaczył, że postanowił go zaprosić na konferencję o pedofilii, żeby dziennikarze otrzymali od niego informacje z pierwszej ręki.

Ks. Lipka wypowiadał się na konferencji jako ostatni. Wcześniej sekretarz Episkopatu zapewniał, że pedofilię Kościół traktuje w sposób poważny, o. Adam Żak opowiadał o programie działań prewencyjnych, a rzecznik michalitów zrelacjonował, jak ks. Gil został błyskawicznie zawieszony w obowiązkach.

A później kanclerz Lipka odczytał oświadczenie w sprawie księdza z Tarchomina:

"W sprawie, w której toczy się postępowanie procesowe w sądzie cywilnym, oskarżony ksiądz nie otrzymał prawomocnego wyroku i do sądu należy ostateczne rozstrzygnięcie o jego winie. Od wyniku postępowania sądowego będzie zależało dalsze postępowanie kanoniczne i wynikające z niego konsekwencje".

Wtedy na sali zawrzało.

Dziennikarze odczytali księdzu fragmenty wyroku, w którym mowa o "innych czynnościach seksualnych". Na pytanie, co to są "inne czynności seksualne", ks. Lipka odpowiedział: - To rzecz podlegająca interpretacji.

Dziennikarze TVN, którzy cytowali wyrok, sprecyzowali: "inne czynności" to na przykład wkładanie dziecku języka do ucha.

Ksiądz Lipka starał się jednak bronić decyzji swojego zwierzchnika. Najpierw przekonywał, że wyrok został zaskarżony i nie jest prawomocny. Potem stwierdził, że czyny księdza dotyczą spraw "nieaktualnych", bo z 2001 roku.

Kiedy ks. Lipce zaczęło brakować argumentów, sytuację uratował prof. Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej, który stwierdził, że prawdopodobnie decyzja abp. Hosera o tym, żeby ks. Grzegorz K. nadal pełnił swoją funkcję, jest błędem.

- Ale proszę, nie oceniajcie państwo Kościoła tylko na podstawie tej jednej sytuacji. W wielu innych reakcja jest prawidłowa - poprosił dziennikarzy Przeciszewski.

Pedofilia w Kościele? "To nie wasza sprawa?"

Ks. Wojciecha Lipkę doskonale znają dziennikarze Radia TOK FM, którzy w kwietniu rozesłali do wszystkich diecezji pytania o pedofilię w Kościele.

Radio chciało przede wszystkim poznać skalę przypadków. Diecezje mają takie dane, bo od 2001 roku mają obowiązek informować o podejrzeniach Watykan: - Treść naszych pytań oparliśmy na dokumentach kościelnych, oficjalnych zaleceniach Kongregacji Nauki Wiary, informacjach KAI. Tak, żeby nie było "ataku na Kościół". Nie pomogło. Ks. Lipka zareagował, jakby średniowiecze się nie skończyło. Był zaskoczony i święcie oburzony tym, że "obce" media ośmielają się pytać o coś jego "nienaruszalną" instytucję - mówi dziennikarka TOK FM Karolina Głowacka, główna autorka pytań TOK FM do diecezji ws. przypadków molestowania przez duchownych.

Co odpisał dziennikarzom ks. Lipka? Oto kilka cytatów:

"Pozwólcie państwo, że pominę osobisty komentarz do państwa inicjatywy", "Podejrzewam, że nie rozumie Pan tego, co pisze: Biskupi mają obowiązek przesyłać wszystkie podejrzenia o pedofilię do Stolicy Apostolskiej [cytat z maila od TOK FM]. O ile wiem, TOK FM nie jest Stolicą Apostolską?", "Napiszę drukowanymi: TO NIE WASZA SPRAWA. I na tym etapie kończymy korespondencję z powodu dalszej jej BEZSENSOWNOŚCI".

"Sieknąć suspensę"

Kiedy w lipcu abp. Henryk Hoser odwoływał z urzędu proboszcza w Jasienicy "zbuntowanego" księdza Wojciecha Lemańskiego, na linii frontu między proboszczem a kurią także znalazł się ks. Lipka.

Przypomnijmy, że w sporze chodziło o "niestosowne wydarzenie", którego miał wobec księdza Lemańskiego dopuścić się abp. Hoser. Proboszcz z Jasienicy ujawnił, że arcybiskup pytał go podczas spotkania w styczniu 2010 roku, czy jest obrzezany. Potem ks. Lemański kilkukrotnie krytykował swojego przełożonego, m.in. za postawę w sprawie in vitro. Został za to ukarany - najpierw zakazem wypowiadania się w mediach, potem odwołaniem z urzędu.

W połowie lipca do parafii w Jasienicy przyjechała delegacja kurii - ks. Wojciech Lipka, a z nim dziekan Władysław Trojanowski i nowy proboszcz, który miał zastąpić ks. Lemańskiego.



- Przyjechaliśmy przedstawić administratora - rozpoczął spotkanie w obecności tłumu parafian ks. Lipka. - Cieszę się, że księża przyjechali, bo parafianie od dawna prosili o tę wizytę. Ustaliliśmy z radą parafialną, że wszystkie zmiany będą podejmowane w jej obecności - mówił ks. Lemański.

- To wbrew prawu. Rada parafialna nie jest od takich spraw. Rady parafialnej już nie ma. Idziemy na plebanię przekazać parafię - odpowiadał ks. Lipka. Ks. Lemański: - Nie ma problemu, ale odbędzie się w obecności rady parafialnej, możemy umówić się jutro na dowolną godzinę. O księdzu Lipce powiedział wtedy do parafian: - To jest ten ksiądz, który, jak pojechałem rozmawiać o problemach w parafii, mówił, aby mi "sieknąć suspensę". To jest ten ksiądz, co, gdy chcieliście przedszkole na plebanii, powiedział, że nie będziecie mieli przedszkola - opowiadał coraz bardziej wzburzonym mieszkańcom. Ks. Lipka: - Ksiądz kłamie! Po negocjacjach, które nie przyniosły skutku, ks. Lipka i inni reprezentanci kurii wsiedli do samochodu i wypychani przez parafian, odjechali. Jeszcze tego samego dnia ks. Lemański postanowił podporządkować się dekretowi abp. Hosera. 


Źródło: Wyborcza.pl

poniedziałek, 16 września 2013

Kto gratulował abp. Hoserowi? Ks. Lemański: - To nie były gratulacje od parafian z Jasienicy



- Jest taka zasada, nie tylko w Kościele, że prawdy się nie przegłosowuje. Więc nawet gdyby to były tysiące gratulacji, to nie ma znaczenia, jeśli chodzi o meritum sporu między nami - skomentował słowa abp. Henryka Hosera, ks. Wojciech Lemański.
- Muszę powiedzieć, że nigdy w życiu nie otrzymałem tylu gratulacji od bardzo różnych ludzi - różnych horyzontów myślowych i środowiskowych - jak po ogłoszeniu dekretu w sprawie ks. Lemańskiego i napastliwych reakcji medialnych - mówił o konflikcie z ks. Wojciechem Lemańskim arcybiskup Henryk Hoser w wywiadzie dla KAI.Od zacytowania tej wypowiedzi rozmowę z ks. Wojciechem Lemańskim rozpoczęła Monika Olejnik w poniedziałkowym programie "Kropka nad i".

- Obawiam się, że nie były to gratulacje od parafian z Jasienicy - odpowiadał ks. Lemański. - Jest taka zasada, nie tylko w Kościele, że prawdy się nie przegłosowuje. Więc nawet gdyby to były tysiące gratulacji, to nie ma znaczenia, jeśli chodzi o meritum sporu między nami.

"Zamulanie" w sprawie obrzezania

Kwestia "gratulacji" to tylko jedno z nawiązań do wywiadu abp. dla KAI. Olejnik przywoływała też inne fragmenty rozmowy z biskupem. M.in. ten, w którym pada zdanie: "Ks. Lemański twierdzi, że rzeczywistym źródłem konfliktu było pytanie, jakie padło podczas rozmowy w 2010 roku, czy jest obrzezany" Hoser odpowiadał: - Nie miałem nigdy żadnej intencji dowiadywania się, czy ks. Wojciech jest Żydem i czy jest obrzezany. Nasza dyskusja dotyczyła symboliki żydowskiej, jej obecności w praktyce chrześcijańskiej.

Zdaniem Olejnik taka wypowiedź miałaby świadczyć, że pytanie o obrzezanie w rozmowie między duchownymi nie padło. Ks. Lemański zapewniał jednak, że nie kłamie, a odpowiedź arcybiskupa nazwał "zamulaniem". 

- Obrzezanie nikomu ujmy nie przynosi, ale zadawanie tego typu pytania jest niestosowne, niewłaściwe, nieetyczne - oceniał.

Dziennikarka pytała również, czy tak zainteresowany judaizmem ks. Lemański nie powinien iść na studia na ten temat, jak zresztą sugerował mu arcybiskup. Lemański mówi, że chciał studiować u jezuitów w Warszawie, ale na propozycje, by mógł łączyć studia z posługą, nie dostał odpowiedzi.

Ks. Lemański zapewniał, że czeka na wyrok w swojej sprawie, który zapadnie w Watykanie. Jeśli będzie dla niego niekorzystny - i nie będzie mógł być znów proboszczem w Jasienicy- zamilknie i nie będzie udzielał publicznych wypowiedzi, tak, jak życzyłby sobie tego arcybiskup. 

Może arcybiskup odpisze dziecku z in vitro?

Olejnik przypominała również, że zdaniem abp. Hosera Kościół wcale nie stygmatyzuje dzieci z in vitro. Nawiązywała tym samym do porannej rozmowy w radiu Zet z ks. Józefem Klochem.. Olejnik pytała w radiu m.in. czy arcybiskup Henryk Hoser będzie wzorował się na papieżu Frnaciszku. Czy zadzwoni z wyjaśnieniem do Agnieszki Ziółkowskiej, pierwszego polskiego dziecka z in vitro, która po jednej z wypowiedzi arcybiskupa zdecydowała się na opuszczenie Kościoła. - To dobry pomysł. Nie wiemy, czy tego nie uczyni w przyszłości - mówił Kloch. Dodał jednak, że na podstawie nauczania Kościoła, Ziółkowska nie miała powodu czuć się dotknięta. - Mówi się, że biskupi mówią, że dziecko z in vitro jest be. Nie, nigdzie tak nie mówią. Jeśli trafił do niej taki przekaz, to jest kompletnie zmanipulowany - stwierdził Kloch.

Do tych słów odniósł się ks. Lemański. - Jaka szkoda, że ks. arcybiskup nie przeczyta listu pani Ziółkowskiej. Myślę, że byłoby rzeczą jak najbardziej sensowną, gdyby na ten list, w którym ona wylała swój żal wobec Kościoła i m.in. członków komisji bioetycznej, odpowiedział abp Henryk Hoser - oceniał ks. Lemański. - Ta kobieta, która najpierw pisała o swoich obawach, spięciach z Kościołem potem napisała, że jednak z tego Kościoła odchodzi. Dlaczego nie poszedł w ślad za nią dobry pasterz, arcybiskup Hoser, żeby powiedzieć jej, że nie miał jej na myśli, ani innych dzieci poczętych z pomocą metody in vitro, mówiąc o tej sławetnej bruździe?

Źródło: Wyborcza.pl

Abp Hoser atakuje ks. Lemańskiego: Nigdy nie otrzymałem tylu gratulacji jak po ogłoszeniu dekretu w jego sprawie [WYWIAD]

- Kapłan, który neguje swego i innych biskupów, nie spełnia podstawowych kryteriów - mówi abp Henryk Hoser, odnosząc się do konfliktu z ks. Lemańskim. Wyjaśnia, że jednym z powodów odwołania ks. Lemańskiego było - w jego opinii - konfliktowanie środowisk, które były powierzone jego trosce.
Hoser twierdzi w wywiadzie udzielonym KAI, że "jeśli kapłan nie zmieni swego postępowania i będzie kontestować przełożonych i nieprawdziwie przedstawiać Kościół w mediach, może czekać go suspensa". Odnosi się tym samym do konfliktu z ks. Wojciechem Lemańskim. Przy okazji arcybiskup wyjaśnia, co rozumie poprzez pełnienie posługi biskupiej w sposób otwarty, dialogiczny i w bliskiej współpracy ze świeckimi.

KAI: - Mijają dwa miesiące od usunięcia ks. Wojciecha Lemańskiego z probostwa w Jasienicy, co stało się powodem ogromnego konfliktu, pewnie jeszcze niezakończonego, gdyż ks. Lemański czeka na wynik odwołania się do Watykanu. Jak na razie porażkę poniosły obie strony konfliktu, a największą szkodę odniósł sam Kościół.

Abp Henryk Hoser: - Jeżeli ocenia się opinię o Kościele w pewnej grupie medialnej, ma się wrażenie, że rzeczywiście Kościół poniósł klęskę. Natomiast z drugiej strony, wewnątrz Kościoła nastąpiła ogromna konsolidacja i konsensus dotyczący tego, że Kościół musi formułować pewne sprawy jasno i klarownie. Oczywiście nie zmusza to nikogo, aby się tym kierował, gdyż wolność jest podstawą wszelkich relacji w Kościele, a nie przymus.

Muszę powiedzieć, że nigdy w życiu nie otrzymałem tylu gratulacji od bardzo różnych ludzi - różnych horyzontów myślowych i środowiskowych - jak po ogłoszeniu dekretu w sprawie ks. Lemańskiego i napastliwych reakcji medialnych. W tej chwili dziękuję im za to. Są to setki osób, które do mnie pisały spontanicznie i bezinteresownie. Nie uważam więc, że to jest porażka Kościoła.

Ale czy naprawdę nie można było inaczej rozwiązać tego sporu?

- Muszę powiedzieć, że ja organicznie nie cierpię konfliktów. Jestem zawsze zaniepokojony, gdy konflikty się pojawiają i trudno je rozwiązać, ale z drugiej strony nie mogę się dystansować od elementarnych wymogów, które są częścią istoty kapłaństwa służebnego w Kościele katolickim.

Prawdą jest, że Kościół nie może być porównywany do innych instytucji społecznych, które mają też strukturę hierarchiczną - a mają właściwie wszystkie, również rząd - gdyż jego hierarchiczność jest apostolska, oparta na autorytecie apostołów i jego następców. Przewidując naszą rozmowę, przyniosłem teksty z ceremoniału biskupiego, wygłaszane podczas święceń kapłańskich. Biskup zwraca się do wyświęcanego kapłana: "Pełniąc w powierzonym ci zakresie urząd posługiwania Chrystusa - Głowy Kościoła i Pasterza, bądź drogi synu, złączony z biskupem i jemu poddany. Staraj się łączyć wiernych w jedną rodzinę". To jest fundament.

W modlitwie konsekracyjnej z kolei biskup mówi: "Daj także nam, słabym [biskupom], takich pomocników, których potrzebujemy do wypełniania kapłańskiej posługi, przekazanej nam przez apostołów". A więc funkcja i działanie kapłana wpisuje się w posługę biskupa. Modlimy się dalej: "Niech będzie godnym współpracownikiem biskupów". Kapłan, który neguje swego biskupa i innych biskupów, nie spełnia tych kryteriów. I wreszcie biskup pyta kapłana: "Czy mnie i moim następcom przyrzekasz cześć i posłuszeństwo?" "Tak" - pada odpowiedź. Kapłan jest więc nie tylko współpracownikiem biskupa, ale jest posłany przez swojego biskupa do pełnienia określonego urzędu i zadań, które mu wyznacza.

Ksiądz Lemański nie spełniał tych zadań?

- Nie spełniał, ponieważ ma swoją koncepcję posłuszeństwa. Z trudem mówię publicznie o wadach ks. Lemańskiego, bo to nie jest moją rolą. Moja rezerwa w wypowiadaniu się na temat księdza była tym spowodowana. W każdym razie koncepcja posłuszeństwa ks. Lemańskiego, o której mówił publicznie polega na tym, że on będzie posłuszny biskupowi, jeżeli jego polecenia zostaną potwierdzone przez Stolicę Apostolską we wszystkich - a są trzy - etapach odwoławczych.

A jeżeli to nie wystarczy, to będzie się odwoływał do Ojca Świętego. Po dotychczasowych decyzjach Stolicy Apostolskiej, które potwierdzały moje postanowienia, ks. Lemański nie stosował się do nich. Jest to więc bardzo bolesny problem. W Kościele nie ma przymusu fizycznego, wszystko oparte jest na dobrej woli ludzi.

Posłuszeństwo biskupowi, argumentuje ks. Lemański nie może oznaczać zgody na "krzywdę i niesprawiedliwość".

- Posłuszeństwo nie wyklucza problemu rozwiązywania jakichś krzywd, własnych lub cudzych. Nie wydawałem ks. Lemańskiemu żadnych poleceń, które byłyby dlań zachętą do krzywdzenia kogokolwiek. Moja propozycja z 2010 r. dotyczące przeniesienia go z Jasienicy do innej parafii dyktowana były troską o dobro innych ludzi. Była ona odpowiedzią na ogromne skonfliktowanie środowiska parafii, co sam spowodował lub czego nie potrafił rozwiązać.

Owszem, zaistniała wada proceduralna tej decyzji, choć w Polsce zwyczajowo stosowana, o której usunięcie - na wniosek ks. Lemańskiego - poprosiła Kongregacja do spraw Duchowieństwa. Ale jednak Kongregacja absolutnie nie krytykowała meritum mojej decyzji, ale prosiła o powtórzenie procedury, by nie miała wady prawnej. Nie powtórzyłem jej, pełen dobrej woli zostawiłem go na probostwie w Jasienicy, naiwnie wierząc, że ten epizod jakoś go zrównoważy. A tak się nie stało. Widzę w tym przede wszystkim problemy jego osobowości.

Ale bohater naszej rozmowy miał pozytywne okresy w swym życiu kapłańskim?

- Nie przeczę, że miał pozytywne okresy. Ma też wiele pozytywnych cech. Jako proboszcz nie zaniedbywał duszpasterstwa. Ale konieczne jest też dążenie ze strony kapłana do wygaszania konfliktów, do godzenia ludzi, a nie do konfliktowania ich. Konflikt w szkole, w której nauczał, poszedł tak daleko, że wytoczył proces dyrektorce, a władze oświatowe zwróciły się do mnie, by ten problem jakoś rozwiązać. Sytuacja była naprawdę poważna.

Ksiądz Arcybiskup prowadził rozmowy z ks. Lemańskim. Dlaczego zakończyły się fiaskiem?

- Prowadziłem z nim rozmowy i korespondencję, a wszystkie problemy, o jakich mówił, starałem się badać. W pewnym momencie przestałem jednak odpisywać na jego listy, gdy ks. Lemański poinformował, że potrzebuje moich pisemnych odpowiedzi właśnie po to, by móc się odwoływać od moich decyzji. Pomyślałem, że nie będę sam nakręcać spirali bez końca ciągnących się odwołań. A podczas bezpośrednich rozmów tłumaczyłem mu, jak przedstawiają się te sprawy, które zbadałem. On tymczasem miał zdolność amplifikowania, rozdmuchiwania spraw, które wcale nie były aż tak dramatyczne.

Na ostatnim etapie przestałem się z nim spotykać, gdyż ks. Wojciech był uprzejmy po każdej rozmowie ze mną odwiedzać określoną gazetę i tam dokładnie opowiadać treść naszych rozmów, oczywiście naświetlając je pod swoim kątem, a często niezgodnie z prawdą. Przynosił też pisma, jakie ode mnie otrzymał, celem publikacji. Wybaczcie Państwo, ale dialog wymaga lojalności i dyskrecji, bez tego z podwładnym nie da się pracować i żaden przełożony tego nie wytrzyma.

<podzial_strony>
Ks. Lemański twierdzi, że rzeczywistym źródłem konfliktu było pytanie, jakie padło podczas rozmowy w 2010 roku, czy jest obrzezany. Pytał Ksiądz Arcybiskup?

- Potwierdzam to, co zostało napisane w komunikacie kurialnym: nie miałem nigdy żadnej intencji dowiadywania się, czy ks. Wojciech jest Żydem i czy jest obrzezany. Nasza dyskusja dotyczyła symboliki żydowskiej, jej obecności w praktyce chrześcijańskiej. W kościele w Jasienicy ks. Wojciech umieścił księgi liturgiczne w szafce, w formie stylizowanej na księgę Tory, co jest niezgodne z przepisami liturgicznymi, dotyczącymi wyposażenia prezbiterium. Nieprawidłowy jest także napis na pomniku dzieci betlejemskich, głoszący, że jest to pomnik dzieci żydowskich pomordowanych przez Heroda.

Motywem zbrodni nie była przynależność do narodu żydowskiego, ale wiek dzieci i perspektywa znajdowania się wśród nich kandydata na tron królewski. Historia Rut pokazuje, że wśród zamordowanych dzieci mogli być Moabici i inne plemiona. Mimo nieprawidłowości symboliki w jasienickim kościele, zaniechałem tej sprawy. Nie kazałem usuwać tych nieprawidłowości. Wyszedłem z założenia, że chodzi o sprawy ważniejsze.

Natomiast sam fakt, że ktoś jest obrzezany, nie jest żadną ujmą. Pan Jezus był obrzezany, wszyscy apostołowie byli obrzezani, konwertyci na chrześcijaństwo, w tym na przykład kard. Lustiger, którego bardzo szanowałem i uważałem za wielkiego człowieka i biskupa. Obrzezanie to jest symbol przymierza, który wchodzi w obszar symboliki religijnej. A jaki był zabieg ks. Lemańskiego? Że ja go molestowałem seksualnie? Później powiedział, że nie wiedział, o co chodzi w przypadku kard. O'Briena, do którego mnie porównywał. To zupełne szaleństwo, by łączyć rozmowę o symbolice religijnej z molestowaniem seksualnym. Poza tym nie mam celu, by wiedzieć, czy ktoś jest czy nie obrzezany.

Poważnym polem konfliktu jest sprawa in vitro, choć ks. Lemański mówi, że jest przeciwnikiem tej metody.

- Spór się zaostrzył, kiedy ogromnym wysiłkiem powstał dokument bioetyczny Konferencji Episkopatu Polski, przygotowany na jej polecenie przez zespół ekspercki. Pracowaliśmy nad nim przez kilka miesięcy. Był on konsultowany dwukrotnie przez wszystkich biskupów, każde zdanie tekstu było cyzelowane. Ten dokument to kompendium nauczania Kościoła w zakresie bioetyki, głównie w odniesieniu do aktualnie dyskutowanych problemów. Przypomina to, czego nauczał Jan Paweł II, co było zawarte w dokumentach Kongregacji Nauki Wiary aż po ostatni dokument z 2008 roku.

A co zrobił z dokumentem episkopatu ks. Lemański? Zdezawuował treść, przypisał intencje, których dokument nie miał i zdań, których w nim nie ma. Nie wiem, czy ksiądz dokładnie czytał ten dokument. Mówił, że piętnujemy w nim dzieci z in vitro, kiedy jesteśmy jak najdalej od wszelkich form dyskryminacji. Ten dokument nie był mojego autorstwa, ale ks. Lemański mnie je w całości przypisał. I mówi, że jest w nim tylko to, co "Ratzinger" napisał 25 lat temu, a zatem przestarzałe. To jest nieprawdą.

W tym konflikcie ogromną rolę odegrały i wciąż odgrywają media, w tym znane z krytyki Kościoła i religii. Czy bez tego wsparcia ten spór mógłby skończyć się inaczej?

- Na pewno. Cała sprawa konfliktu, jaki wywołał ks. Lemański, wynika z niesłychanego rozdęcia medialnego. Ona się stała ogólnopolską i nie tylko - mogłem się przekonać, że była śledzona w Rzymie czy w Chicago. Pod wpływem mediów wypowiedzi księdza coraz bardziej się radykalizowały. Radykalizm szedł w kierunku, jak to określił komunikat kurialny w innych słowach, dezawuowania własnego biskupa i większości polskich biskupów, karykaturalnego i obraźliwego przedstawiania Kościoła.

...i stosunków panujących w diecezji, np. oskarżeń o łapówkarstwo.

- Ja łapówkarstwa nie praktykuję. Jeżeli dostaję ofiary za moje posługi, to je wszystkie oddaję do kurii, na oficjalny rachunek, głównie na potrzeby misji.

Co dalej? Jakie są możliwe scenariusze zakończenia tego konfliktu?

- Muszę czekać na decyzję Kongregacji ds. Duchowieństwa, do której się odwołał ks. Lemański. To jego szósty rekurs. Wszystkie poprzednie, oprócz pierwszego ze względów proceduralnych, o którym wspomniałem, były odrzucone. Ale ks. Lemański się do nich nie stosował. Przymusu fizycznego nie będziemy stosować, bo taki w Kościele nie istnieje. Można odwoływać się tylko do sumienia człowieka, co ja staram się robić.

A jeśli ks. Lemański znowu nie zastosuje się do poleceń Stolicy Apostolskiej, to co można przewidzieć?

- Ja bym tego nie chciał, ale może okazać się, że nie ma innej drogi, zajdzie potrzeba stosowania dalszych konsekwencji kanonicznych, jak w przypadku ks. Stasiaka z diecezji łódzkiej, czyli suspensa. Nie wiem, jak będzie. Wszelkie scenariusze są możliwe.

Jeśli wszystkie scenariusze, to znaczy, że droga powrotu na probostwo jest też możliwa? Pod jakimi warunkami?

- Jest to możliwe. Problemem jest, aby ks. Lemański sobie uświadomił, jaką szkodę obiektywnie wyrządza Kościołowi. Ludzie są bardzo zaniepokojeni tym, co się dzieje, i są bardzo podzieleni na tym tle. Ksiądz nie ma kary suspensy i jest to też objawem mojej dobrej woli. Wiele ludzi pyta: dlaczego biskup go nie suspenduje? Ale to by powiększyło dramaturgię sytuacji.

Ksiądz Lemański mówi, że kocha Kościół i nie da się z niego wypchnąć.

- Dziwię się, że kocha taki Kościół, w którym niewiele już dobrego dostrzega. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Komunikat kurii warszawsko-praskiej dotyczący ks. Wojciecha Lemańskiego [DOKUMENT]

Opublikowano na stronie internetowej diecezji 21 lipca 2013 r. o godz. 19.51. Śródtytuły od redakcji.
Zgodnie z wypowiedzią Ks. Abp. Henryka Hosera SAC, Biskupa Warszawsko-Praskiego, z dnia 14 czerwca 2013, Kuria Diecezjalna jest upoważniona do podania poniższych informacji.

"Nie ustawał w oskarżaniu swego biskupa"

Ks. Wojciech Lemański, do niedawna proboszcz parafii Jasienica w dekanacie tłuszczańskim, nie ustawał w oskarżaniu swego biskupa o liczne krzywdy i niesprawiedliwe decyzje. Czynił to za pośrednictwem prasy, radia, telewizji i Internetu. Tymczasem, Ksiądz Arcybiskup nigdy nie wypowiadał się publicznie o zachowaniu ks. Lemańskiego w tym, co mogłoby mu przynieść ujmę, czy naruszyć jego dobre imię. Jednak wobec rozpętanej kampanii wprowadzającej niepokój i zamieszanie wywołane w świadomości wielu osób, koniecznym stało się upublicznienie faktów i dokumentów w celu zobiektywizowania tej bolesnej dla wszystkich sytuacji.

Każdego roku w diecezji mają miejsce przeniesienia wikariuszy i proboszczów z jednej parafii na drugą - jest ich po kilkadziesiąt. Ta procedura nie jest niczym nadzwyczajnym. W 2006 roku, decyzją poprzedniego Ordynariusza Diecezji, ks. abp. Sławoja Leszka Głódzia, zgodnie z procedurą stosowaną w podobnych przypadkach, ks. W. Lemański został przeniesiony z parafii Otwock-Ługi do parafii w Jasienicy. Tę decyzję przyjął w duchu kapłańskiego posłuszeństwa i bez kontestacji.

"Wielorakie konflikty, w których centrum znajdował się ks. proboszcz"

W nowej parafii zaczynały pojawiać się wielorakie konflikty, w których centrum znajdował się ks. Proboszcz. Dotyczyły one środowiska kapłańskiego, z ks. Dziekanem na czele, władz samorządowych, oświatowych, a zwłaszcza środowiska szkolnego w Zespole Szkół w Jasienicy, gdzie ks. Lemański był jednym z katechetów. Stanowiska stron konfliktu były często nie do pogodzenia, ze szkodą dla wszystkich uczestniczących w nim osób.

W tej sytuacji ks. Arcybiskup zaproponował przeniesienie Ks. Lemańskiego do jednej z parafii w sąsiednim dekanacie jadowskim i wydał stosowny dekret. Ks. Lemański tej decyzji nie zaakceptował i odwołał się do Kongregacji ds. Duchowieństwa, wskazując na wadę prawną dotychczas stosowanej procedury. Kongregacja w odpowiedzi zauważyła jeden brak proceduralny, i w liście z dnia 18 listopada 2010 r. do Biskupa Ordynariusza stwierdziła: "Proponujemy odwołać Dekret N. 1112/AP/2010 z dnia 24 czerwca 2010. W taki sposób ulegnie zamknięciu aktualny rekurs wniesiony do naszej Kongregacji. Ksiądz Biskup mógłby rozpocząć nową procedurę przeniesienia proboszcza, według wszystkich obowiązujących norm".

Była zatem możliwość powtórzenia skutecznej procedury przeniesienia, lecz ks. Arcybiskup nie skorzystał z niej, biorąc pod uwagę upływ czasu i fakt, że było to już w połowie roku duszpasterskiego i szkolnego. Postąpił tak również w nadziei, że uda się znaleźć sposoby rozwiązania narastających konfliktów. Kongregacja nie odnosiła się do meritum sprawy, a próba przeniesienia nie miało charakteru karnego, lecz pastoralny (por. kan. 1748 KPK).

"Konflikt rozszerzył się na zespół pedagogiczny, rodziców i dzieci"

Czas pokazał, że konflikt w obrębie Zespołu Szkół zaostrzał się. Spór początkowo dotyczył ks. Lemańskiego i dyrekcji szkoły. Wkrótce jednak rozszerzył się na zespół pedagogiczny, rodziców i dzieci, dzieląc również miejscową społeczność. Zaniepokojone tym władze oświatowe zwróciły się do ks. Arcybiskupa "z prośbą o interwencję w sprawie niezgodnego z prawem działania Księdza Proboszcza w Jasienicy Wojciecha Lemańskiego".

Następnym posunięciem ks. Lemańskiego było wystąpienie z powództwa cywilnego przeciwko dyrektorce szkoły i dwom nauczycielom o przestępstwo "przeciwko czci i nietykalności cielesnej" (art. 212 § 1 i 2 KK) przed Sądem Rejonowym w Wołominie. Było to przekroczenie postanowienia art. 64 I Synodu Diecezji Warszawsko-Praskiej, który stanowi: "Bez zgody Biskupa Diecezjalnego kapłani Diecezji Warszawsko-Praskiej nie mogą wnosić żadnych spraw do sądu świeckiego".

Gdy ks. Lemański ukonstytuował się jako strona procesowa, będąc katechetą szkolnym w tej samej instytucji oświatowej, stworzył jeszcze bardziej zaognioną sytuację. W tych okolicznościach ks. Arcybiskup cofnął mu misję kanoniczną do nauczania religii w tejże szkole do czasu zakończenia procesu. Wbrew twierdzeniom ks. Lemańskiego, upublicznianym w mediach, nie oznaczało to cofnięcia misji nauczania w ogóle.

Ks. Lemański ponownie odwołał się dnia 26 września 2012 od decyzji przełożonego. Kongregacja odpowiedziała dekretem z dnia 25 kwietnia 2013, stwierdzając: "Zarówno z punktu widzenia formalnego, jak i rzeczowego, stwierdzono zasadność motywacji decyzji Biskupa w sprawie odmowy udzielenia Ks. Wojciechowi Lemańskiemu misji kanonicznej niezbędnej do nauczania w szkole". Kongregacja uznała za zasadną motywację Ks. Arcybiskupa: () po ponownym zapoznaniu się z obszerną dokumentacją dotyczącą problemów wewnętrznych wspomnianego Zespołu Szkół () zaistniała sytuacja implikacji Księdza w spór, w którym jest stroną (jako katecheta) i arbitrem (jako proboszcz), uważam, że zakończenie misji kanonicznej nauczania religii w Szkole w Jasienicy będzie najlepszym rozwiązaniem".

"Ukazywał Kościół jako środowisko gwałcicieli, pedofilów, hipokrytów, zdzierców i pijaków"

Z biegiem czasu działalność ks. W. Lemańskiego zataczała coraz szersze kręgi. Stawał się mentorem Kościoła, nie tylko we własnej diecezji, ale też Kościoła w Polsce i Kościoła Powszechnego. Udzielał lekcji wiernym, kapłanom i biskupom z pozycji oskarżyciela i tropiciela grzechów, nie mając dostępu do wszystkich aspektów spraw trudnych, bolesnych i złożonych. Zawsze wiedział lepiej, bez koniecznego umiaru i zachowania proporcji. Stosując zasadę "pars pro toto", ukazywał Kościół jako środowisko gwałcicieli, pedofilów, hipokrytów, zdzierców i pijaków. Sam kreował się obrońcą pokrzywdzonych i wykorzystywanych w Kościele, "który jest chory", zwłaszcza w swej strukturze hierarchicznej. Czynił to przy aplauzie wtórujących mu mediów, dla których karykaturalny obraz Kościoła Katolickiego odpowiadał ich ideologicznym założeniom. Przekroczył przy tym nakazy kan. 831 KPK "W dziennikach, czasopismach lub periodykach, które wyraźnie atakują religię lub dobre obyczaje, wierni mogą coś zamieszczać jedynie dla słusznej i uzasadnionej przyczyny. Duchowni i członkowie instytutów zakonnych mogą to czynić jedynie za zgodą ordynariusza miejsca" oraz art. 256 I Synodu Diecezji Warszawsko-Praskiej, który stanowi: () "Kapłani Diecezji Warszawsko-Praskiej pragnący publikować własne poglądy w pozakościelnych środkach masowego przekazu powinni uzyskać na to zezwolenia od swojego Biskupa". O takie pozwolenie Ks. Lemański nigdy nie występował i nigdy go nie otrzymał.

Pierwsze upomnienie

W tym kontekście Biskup Diecezjalny 17 stycznia 2012 r. udzielił mu upomnienia kanonicznego o następującej treści: "W związku z brakiem reakcji na liczne napomnienia kierowane ze strony Biskupa Diecezjalnego oraz wspólnoty kapłańskiej udzielam Wielebnemu Księdzu kanonicznego upomnienia (według kan. 1339 KPK). Powodem tej decyzji jest: a. Deprecjonowanie osób oraz posługi biskupów i kapłanów (kan. 273; 275 § 1; 529 § 2) b. Naruszanie dóbr osobistych, zwłaszcza dobrego imienia innych osób w publikacjach i przepowiadaniu (kan. 220) c. Podejmowanie decyzji dotyczących parafii bez wymaganej zgody kompetentnej władzy kościelnej (kan. 532; 1281) d. Konfliktowanie miejscowej społeczności: szkoła, parafia, dekanat (kan. 287 § 1; 275 § 1; 529 § 2) e. Brak koniecznej współpracy z władzami samorządowymi i oświatowymi (kan. 776). Wzywam Wielebnego Księdza do bezzwłocznego zaniechania wymienionych zachowań, począwszy od dnia otrzymania niniejszego dekretu".

Ks. W. Lemański od upomnienia kanonicznego znowu odwołał się do Kongregacji ds. Duchowieństwa. Ta, w odpowiedzi z dnia 2 czerwca 2012, po przebadaniu obszernego materiału wytworzonego przez Proboszcza Jasienicy, przekazała następującą sentencję: "Zarówno z punktu widzenia formalnego, jak i rzeczowego, stwierdzono zasadność motywacji co do procedury upomnienia kanonicznego Ks. Wojciecha Lemańskiego. () Z powyższych powodów faktycznych i prawnych Kongregacja ds. Duchowieństwa, uznając zasadność procedury zaskarżonej, postanawia potwierdzić dekret z dnia 17 stycznia 2012 (N.92/BD/2012), na mocy którego Ksiądz Wojciech Lemański został upomniany kanonicznie, zarządzając przyjęcie przez wnoszącego rekurs, dyspozycji Biskupa Warszawsko-Praskiego".

Ksiądz odwołał się zatem do wyższej instancji Kurii Rzymskiej, którą jest Najwyższy Trybunał Sygnatury Apostolskiej. Sygnatura dekretem z dnia 22 września 2012 potwierdziła sentencję Kongregacji i odrzuciła rekurs w następujących słowach: "() postanawia się uznać rekurs za nieważny i niniejszym odrzuca się z powodu braku jakiejkolwiek podstawy prawnej".

Źródło: Wyborcza.pl


Drugie upomnienie

Mimo to ks. W. Lemański nie tylko nie zastosował się do wskazań upomnienia, ale zaczął kontestować nauczanie Kościoła w jego treści i formie. Okazją było opublikowanie 5 marca 2013 przez Konferencję Episkopatu Polski dokumentu pt. "O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek". Był on przypomnieniem nauczania Magisterium Kościoła zawartym w Encyklice Bł. Jana Pawła II Evangelium Vitae i czterech dokumentach Kongregacji Doktryny Wiary (Quaestio de abortu procurato, Donum Vitae, Nota doktrynalna dotycząca pewnych kwestii związanych z udziałem i postawą katolików w życiu politycznym i Dignitas Personae).

Często wyrażana dezaprobata dla tego dokumentu była przyczyną drugiego upomnienia, dnia 24 maja 2013, o następującej treści: "W dniu 17 stycznia 2012 otrzymał Ksiądz upomnienie kanoniczne (Nr. 92/BD/2012). Mimo zakwestionowania go przez Księdza, jego racja została potwierdzona dekretem Kongregacji ds. Duchowieństwa z dnia 2 czerwca 2012 (N. 20121729). W wyniku powtórnego odwołania otrzymał Ksiądz dekret Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej z dnia 22 września 2012 (Prot. N. 46932/12 CA) potwierdzający słuszność decyzji Biskupa Diecezjalnego. Pomimo tego nie wykazał Ksiądz poprawy w postawie, powodując dalsze zgorszenie u wiernych duchownych i świeckich.

W związku z tym udzielam Księdzu kanonicznego upomnienia (zgodnie z kan. 1339 KPK) oraz zabraniam wypowiadania się w mediach (kan. 831 KPK, art. 256 I Synodu Diecezji Warszawsko-Praskiej i art. 21 Norm Konferencji Episkopatu Polski dotyczących występowania duchownych i osób zakonnych oraz przekazywania nauki chrześcijańskiej w audycjach radiowych i telewizyjnych, Warszawa, 9 marca 2005). Powodem tej decyzji jest uporczywe trwanie Księdza w postawie: a. Publicznego deprecjonowania posługi biskupów i kapłanów (kan. 273; 275 § 1; 529 § 2) b. Naruszania dóbr osobistych, zwłaszcza dobrego imienia innych osób w publikacjach (kan. 220) c. Kwestionowania nauki katolickiej Konferencji Episkopatu Polski w dziedzinie bioetyki (kan. 753) Wzywam Wielebnego Księdza do bezzwłocznego zaniechania gorszących zachowań i posłuszeństwa swemu Biskupowi (kan. 273 i 1371 KPK)".

"Ks. Lemański jest pogubiony pod wieloma względami i potrzebuje duchowej integracji"

Ks. W. Lemański zignorował ten zakaz, nawet w okresie przedrekursowym, kiedy to kolejny już raz odwoływał się do Kongregacji ds. Duchowieństwa. Jeszcze raz udowodnił brak ducha posłuszeństwa i efektywnego posłuszeństwa Biskupowi, które - razem ze czcią - każdy kapłan przyrzeka w chwili święceń kapłańskich. Dodatkowo przyjęcie urzędu proboszczowskiego z nadania biskupa zakłada ścisłą współpracę z pasterzem diecezji w duchu soborowej Konstytucji o Kościele (KK 28).

Próby dialogu z ks. Lemańskim kończyły się sprowadzaniem ich na płaszczyznę prawno-kanonicznych rewindykacji, z pomocą zaplecza zaangażowanych prawników. Ks. Lemański wykorzystywał każdą okazję "efektu zawieszającego" wprowadzonych kolejno rekursów do wyższych instancji, a potem przemilczał rozstrzygnięcia Stolicy Apostolskiej. Wyrozumiały, dobrotliwy i łagodny w przekazie medialnym, żądał jednocześnie ukarania wszystkich, których uważał za adwersarzy: tak kapłanów, jak i wiernych świeckich.

Biskup Diecezjalny, kierując się dobrem Kościoła i społeczności lokalnej, mając na względzie, że ks. Lemański jest pogubiony pod wieloma względami i potrzebuje duchowej integracji, rozpoczął procedurę usunięcia go z urzędu proboszcza, która zakończyła się dekretem usunięcia datowanym 5 lipca 2013.


"Straszył trzęsieniem ziemi w Kościele Warszawsko-Praskim"

Ks. Lemański już w chwili odbioru dekretu zapowiedział nieposłuszeństwo: "Zapoznałem się z treścią dekretu i uznaję go za niezgodny z zapisem KPK, deklaruję, iż nie podporządkuję się zapisom tego dekretu". Przy okazji straszył trzęsieniem ziemi w Kościele Warszawsko-Praskim, co zrealizował w oświadczeniu z 8 lipca 2013, sugerując, nawiązaniem do przypadku szkockiego kardynała O'Briena, że abp Hoser molestował go seksualnie. Zdementował to dopiero po trzech dniach, mimo że wcześniej był wprost o to dopytywany przez dziennikarzy.

Ostatnie oskarżenie, jakie z padło z ust ks. Lemańskiego pod adresem abp. Hosera, miało podtekst antysemicki. Tymczasem relacje abp. Hosera ze społecznością żydowską w Polsce i na świecie były poprawne i pełne zaufania. Objawiało się to chociażby jego udziałem w uroczystościach upamiętniających zagładę Żydów otwockich i karczewskich, które współorganizowali między innymi ks. Lemański i red. Zbigniew Nosowski, oraz aktywnym udziałem w programie współorganizowanej przez izraelski MSZ wizyty delegacji polskich biskupów w Izraelu wiosną 2013 r. O jakości tych relacji świadczy zorganizowana w maju 2010, w podziemiach katedry warszawsko-praskiej, jedyna wystawa "Album żydowski" ukazująca cały dorobek życia malarki Wisny Lipszyc. Specjalnym gestem abp. Hosera wobec społeczności żydowskiej było upamiętnienie rodziny Lipszyców w domu, który niegdyś do nich należał w Ostrówku, gdzie przez rok pracowała Helena Kowalska - późniejsza św. Faustyna. Osoba ks. Lemańskiego stała się kolejnym powodem rozłamów, tym razem w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów, z której w związku z tym wystąpiło troje jej członków, włącznie z jej współprzewodniczącym.

"Nie padły przeprosiny pod adresem Biskupa Ordynariusza"

15 lipca 2013 r. ks. Lemański przed kamerami największych stacji telewizyjnych i wobec zwołanych parafian nie przyjął przedstawicieli biskupa diecezjalnego, którzy zgodnie z prawem kanonicznym mieli przejąć od niego parafię. Mimo że kan. 1747 § 1 KPK jednoznacznie nakazuje: "Usunięty proboszcz powinien się powstrzymać od wykonywania zadań proboszcza, jak najszybciej pozostawić wolny dom parafialny i wszystko, co należy do parafii, przekazać temu, komu biskup parafię powierzył".

Tego samego dnia około południa oświadczył, że podporządkuje się dekretowi usunięcia. Padły przeprosiny pod adresem parafian i wszystkich zgorszonych tym, co działo się w ostatnich dniach wokół odwołania jasienickiego proboszcza. Nie padły przeprosiny pod adresem Biskupa Ordynariusza.

Dnia 16 lipca po południu ks. Lemański przekazał parafię Jasienica Ks. Grzegorzowi Chojnickiemu, mianowanemu administratorem. Ks. Lemański zrezygnował z propozycji zamieszkania w Domu Księży Emerytów, przyjął pomoc finansową z Funduszu Kapłańskiego Wsparcia w formie intencji mszalnych.

W niedzielę 21 lipca o godz. 10.00 nastąpiło liturgiczne wprowadzenie Ks. Grzegorza Chojnickiego na urząd administratora parafii Jasienica. Mszy Św. przewodniczył i homilię wygłosił Ks. prał. Bogusław Kowalski delegowany na tę uroczystość.

Ks. Wojciech Lemański, stając się dobrowolnym zakładnikiem mediów, wyrządził wielką szkodę Kościołowi, którego jest kapłanem i który - jak deklaruje - "kocha", oraz wywołał poważną dezorientację i niepokój w szerokich kręgach polskiego społeczeństwa.

[Podpisano:] Kuria Warszawsko-Praska

czwartek, 11 lipca 2013

"Nagle abp zapytał: Niech ksiądz powie, czy jest obrzezany, czy należy do tego narodu?"


- Abp Hoser sugerował, że nie powinienem prowadzić dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. W pewnym momencie dość emocjonalnie zapytał, czy jestem obrzezany. Zatkało mnie. Spytałem wtedy: "Ale o co ksiądz arcybiskup pyta? Jak można?" - ksiądz Wojciech Lemański w wywiadzie dla TOK FM opowiada o tym, co dokładnie zaszło między nim a abp. Hoserem w styczniu 2010.

Anna Wacławik-Orpik: Dziękuję, że zgodził się ksiądz na rozmowę. Mam świadomość, że będzie to dla księdza trudne.

Ks. Wojciech Lemański: W ostatnim czasie nie mam łatwych rozmów. Najpierw były trudne rozmowy z moim biskupem. A teraz każda rozmowa z tymi, którzy do tamtych wydarzeń powracają - pytaniami, opiniami - przywodzi to wydarzenie. W oświadczeniu zawarłem wszystko , co chciałem powiedzieć. Wszystko, co serce mi podpowiadało. Uznałem, że określenie "niestosowne zachowanie wobec księdza" w zupełności oddaje to, co się wydarzyło w styczniu 2010.

Tych samych terminów używałem w listach do mojego biskupa, nuncjusza apostolskiego oraz podczas pamiętnej sesji kurialnej z udziałem arcybiskupa Hosera i innych osób, które wymieniłem w oświadczeniu. Uważałem, że powinienem właśnie taką formą opisową zastąpić dosłowność. Ona nie była konieczna, by można było z tej sytuacji wyjść przez uznanie winy, przeproszenie, bez dosłowności w opisaniu samego zdarzenia.

Wiem, że przypisywanie cech pewnych zachowań kardynała O'Briena (kardynał, który zrezygnował z funkcji ze względu na oskarżenia o "niewłaściwe zachowania" na tle seksualnym) zachowaniom arcybiskupa Henryka Hosera jest absolutnie nieuprawnione i krzywdzące dla arcybiskupa. Za spowodowanie, sprowokowanie tego typu domysłów przepraszam arcybiskupa Hosera. Nie to było moim zamiarem.

Chciałabym wrócić do tego zdarzenia ze stycznia 2010 roku. Co się właściwie wtedy stało?

- W całym zajściu chodziło o moje zaangażowanie w dialog chrześcijańsko-żydowski. Było to doświadczenie bardzo dla mnie przykre, bolesne, nieprzypadkowe.

Do spotkania doszło z inicjatywy arcybiskupa Henryka Hosera. Pojechałem do kurii, by się z nim zobaczyć. Rozmawialiśmy o problemach w miejscowym dekanacie. Mówiąc o tych nieprawidłowościach, arcybiskup wyraźnie schodził na problematykę szczególnie mi bliską - mojego zaangażowania w dialog chrześcijańsko-żydowski. Padały słowa, które nie miały nic wspólnego ani z moją działalnością duszpasterską, ani z problemami, które podnosiłem w liście. Były natomiast opiniami na temat Żydów w ogóle, na temat potrzeby albo raczej braku potrzeby kontaktu z Żydami, dialogu z Żydami.

W pewnym momencie nawet wskazałem, że bardzo chętnie porozmawiam na ten temat, bo to dla mnie bardzo ważne, bardzo bliskie, ale nie o tym teraz mamy rozmawiać. Nasze spotkanie zaczynało być coraz bardziej emocjonujące, bo ksiądz arcybiskup właśnie na to kładł nacisk. Zaczął wracać do swoich spotkań ze wspólnotą żydowską, do sugestii, że to nie jest środowisko, z którym warto mieć kontakty, że to środowisko mało wiarygodne - tak to nazwijmy. W pewnym momencie arcybiskup dość emocjonalnie zapytał, czy jestem obrzezany. Mnie zatkało. Zareagowałem wtedy inaczej niż teraz. Po prostu spytałem: "Ale o co ksiądz arcybiskup pyta? Jak można?". A z tamtej strony było spokojne, wyważone, z premedytacją ponownie zadane to samo pytanie: "Niech ksiądz powie, nie ma w tym nic nienormalnego. Niech ksiądz powie, czy ksiądz jest obrzezany, czy ksiądz należy do tego narodu". Dobrze, że ta rozmowa się wtedy skończyła. Wyszedłem z kurii i pojechałem do domu. Po jakimś czasie napisałem list do arcybiskupa, wspominając o tym, że warto byłoby się spotkać i porozmawiać. Do takiego spotkania później doszło. Byłem pewien, że arcybiskup przyzna, że to było nieprzemyślane. Ale arcybiskup zupełnie od tego abstrahował. Mówił: "mamy jeszcze taką sprawę do omówienia i jeszcze o tym chciałem z księdzem porozmawiać". To już było takie - jak brzydko to nazwał kardynał Świątek - szukanie haków. Arcybiskup powiedział, że przeglądał moją teczkę i nic złego na mnie nie znalazł. I dlatego zlecił księdzu dziekanowi Trojanowskiemu zbieranie materiałów na mój temat.

Czemu to, co powiedział arcybiskup Hoser, było dla księdza takie bolesne?

- Księża potrafią być wulgarni. Księża potrafią w rozmowach w cztery oczy zranić. Zdarzało się, że duchowni nawiązywali do tego, że bratam się z Żydami. Ale nigdy nie zdarzyło się, aby któryś z księży zadał mi takie pytanie. A mój biskup był ostatnią osobą, od której oczekiwałbym tego typu ciosu. Jak zaczepi mnie pijaczek pod sklepem, przyjmuję to normalnie. Jak adwersarz pyta mnie o coś "na łamach", traktuję to bezosobowo. Ale jak człowiek, którego nazywałem ojcem w mojej diecezji, zwraca się do mnie takimi słowami... Gdybym był Żydem, to bym się tego nie wstydził. I czasami na pytanie "czy ksiądz jest Żydem" odpowiadam jak ksiądz Czajkowski kiedyś: "Żałuję, ale nie". Pytanie "dlaczego?" zadają mi właściwie wszyscy, ale nigdy w takiej formie.

O ile dobrze zrozumiałam, ksiądz teraz broni nie tyle swojej urażonej godności - choć to było przekroczenie granic intymności - ale idei, w którą jest zaangażowany.

- Jest jeszcze jeden ważny element - pisałem o nim w listach do arcybiskupa Henryka Hosera i do nuncjusza apostolskiego w Polsce. To jest praktyczny wymiar funkcjonowania kurii warszawsko-praskiej. Podczas jednej z wizyt kanclerza Wojciecha Lipki, jednego z najbliższych współpracowników Henryka Hosera, wspomniałem o tamtym zdarzeniu, o tych pytaniach. Ksiądz kanclerz mi powiedział: "No to wziąłbym na miejscu księdza kogoś takiego za rękę: to Ci udowodnię, jak jest naprawdę.".

To jest poziom argumentacji i poziom wrażliwości, który jest dla mnie niedopuszczalny.

O tym napisałem też w liście do abp. Hosera. Byłem przekonany, że ukazanie w liście związku między brudną argumentacją księdza kanclerza i tamtą wypowiedzią Henryka Hosera pokaże, jak to strasznie niebezpieczny grunt. I że może teraz zamkniemy tę sprawę. Takiej reakcji oczekiwałem, nic więcej nie chcę.

Chciałem, by uznano, jak wielką krzywdę wyrządzono drugiemu człowiekowi słowami, które być może dla arcybiskupa Hosera nic nie znaczą. Wiem, ile znaczą dla ludzi, którzy właśnie z powodu obrzezania stracili swoje życie lub swoich najbliższych. Mam w pamięci setki historii dziewczyn i dziewczynek żydowskich, m.in. tych uratowanych w sierocińcu w Chotomowie, które dziękowały Bogu, że nie są chłopcami, bo nie miałyby szans na przeżycie.

Powiedział ksiądz, że po tym incydencie rozpoczęło się zbieranie haków, kolokwialnie mówiąc. Ile kar od tamtej pory zostało nałożonych na księdza?

- Ja tego nie liczę. Nie chodzi o kary, można byłoby jedną karę nałożyć i byłby spokój. Każdy z tych kroków podjętych przeciwko mnie znajdował kilka lub kilkanaście uzasadnień, które zupełnie nie wiązały się z tym, co robię, co mówię, co piszę. Najpierw przeniesiono mnie do innej parafii. Gdyby powiedziano mi: potrzebujemy księdza w parafii, do której nikt nie chce iść, zgodziłbym się. Ale jak usłyszałem, że to za karę, nie zgodziłem się. Bo nic nie zrobiłem. Potem było upomnienie. Jego uzasadnienie było niesprawiedliwe. Później odebrano mi prawo do nauczania w szkole. Bez sensownych argumentów. Reakcja dzieci i rodziców [którzy murem stanęli za ks. Lemańskim - red.] zdawała się być jednoznacznym zaprzeczeniem uzasadnienia biskupa. Zarówno moje wyjaśnienie, jak i prośby moich uczniów i ich rodziców, odbiły się od ściany. Postanowiłem, że na kolejny rok wystąpię o nową misję do nauczania. Burmistrz wysłał pismo do biskupa, że to dobry krok, aby ten konflikt rozwiązać. Podobne zrobiła nowa dyrektorka zespołu szkół. Odpowiedź była natychmiastowa. Nie dostałem zgody na nauczanie. Później było kolejne upomnienie i zakaz kontaktu z mediami. I prawie natychmiast rozpoczęcie procedury usunięcia mnie z parafii. A teraz ten dekret o przejściu na emeryturę. Czy warto zapłacić każdą cenę? I za obronę czego? "Gdyby ksiądz był posłuszny" - to teraz często przytaczany argument. Rozumiem, że posłuszeństwo nie polega na tym, że ksiądz jest własnością swojego biskupa, ale gdyby ksiądz był dyplomatą... - To pytanie jest źle sformułowane. Co znaczy każdą cenę? Płacę wysoką cenę. Dla obrony godności i dobrego imienia zarówno swojego, jak i kogoś z zewnątrz, warto zapłacić wysoką cenę. I nie żałuję, absolutnie nie żałuję. Ani swojego zaangażowania w dialog z Żydami, ani swoich starań o pamięć o ofiarach Holocaustu, ani też swoich działań w obronie ludzi, których godność jest przez ludzi Kościoła podważana czy też szargana publicznie. Uważam, że warto, bym płacił taką cenę, jak do tej pory, nawet jeszcze wyższą. 

Źródło: TOK FM