Pokazywanie postów oznaczonych etykietą protest. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą protest. Pokaż wszystkie posty

sobota, 9 listopada 2013

Kilka tysięcy związkowców przemaszerowało ulicami Gdańska


Manifestacja trzech central związkowych - OPZZ, Forum Związków Zawodowych oraz Solidarności w Gdańsku (fot. Łukasz Głowala / Agencja Gazeta)
Około 5 tysięcy związkowców z trzech central związkowych wzięło udział w manifestacji w Gdańsku. Domagali się m.in. wycofania projektów uelastycznienia czasu pracy, ograniczenia stosowania tzw. umów śmieciowych oraz zaprzestania likwidacji szkół. - Manifestujemy razem, w imieniu tych wszystkich, którzy czują się w Polsce lekceważeni, bo tylko razem możemy się przeciwstawić tej liberalnej zarazie! Domagamy się rzeczywistego dialogu z rządem, a nie udawanego - grzmiał Piotr Duda, na Długim Targu w Gdańsku.


Manifestacja związkowców ruszyła o godz. 12. Przeszła przez centrum Gdańska - spod pomnika Poległych Stoczniowców pod Zieloną Bramę. Na czele szli... szczudlarze, a za nimi przewodniczący trzech największych związków - OPZZ, Forum Związków Zawodowych oraz "Solidarności". O 12.30 ogromny pochód rozciągał się od Zieleniaka, aż po Bramę Wyżynną.


Po godz. 13 związkowcy dotarli na ul. Długą, a pod Zieloną Bramą odbył się związkowy wiec. Najpierw przemawiali przewodniczący trzech związków - Tadeusz Chwałka z Forum Związków Zawodowych, Jan Guz z OPZZ oraz Piotr Duda z "Solidarności".

- Mamy dość takiego rządzenia, odetniemy tę bandę od koryta - nawoływał Tadeusz Chwałka z FZZ. - Dość mamy udawania, że w tym kraju przestrzega się prawa. Albo ten rząd zacznie z nami rozmawiać, albo mu podziękujemy na dobre.

- Wyszliśmy razem na ulicę, aby bić się o kodeks pracy, o jego ludzką twarz - krzyczał z kolei Jan Guz, przewodniczący OPZZ. - Jesteśmy tu razem, aby w Polsce nie było obozów pracy! W całej Europie związki zawodowe domagają się godnego wynagradzania, ale tam się ich słucha. Z kolei my cały czas słyszymy, że nie możemy domagać się godnej płacy, bo jesteśmy za biedni, na dorobku, albo, że jest kryzys. Tymczasem w Polsce panuje bieda i ubóstwo! Dlatego wołamy razem - dość lekceważenie społeczeństwa! Jesteśmy tu, aby walczyć o godną emeryturę uzależnioną od przepracowanych lat - 35 lat w przypadku kobiet i 40 lat w przypadku mężczyzn. Walczymy o godną płacę - co najmniej 11 zł za godzinę dla każdego. To związki mają dzisiaj rację. Związki razem! Związki razem! - krzyczał Guz, a tłum mu odpowiadał.

Później przemawiał Piotr Duda, przewodniczący Solidarności:

- Manifestujemy znowu razem, wszystkie trzy największe związki, żeby uzmysłowić społeczeństwu, że nie ma na co czekać bo lepiej już nie będzie - przemawiał Duda. - Manifestujemy razem, w imieniu tych wszystkich, którzy czują się w Polsce lekceważeni, bo tylko razem możemy się przeciwstawić tej liberalnej zarazie! Domagamy się rzeczywistego dialogu z rządem, a nie udawanego. Dlatego nie wrócimy do komisji trójstronnej, bo nie zamierzamy robić PR premierowi. Chcemy rozmów dwustronnych z rządem! Ten rząd nie ma polityki przemysłowej. Zamiast tego buduje się przemysł pogardy, przemysł obłudy. I nie chodzi tu tylko o Platformę, nie zapominajmy też o PSL czy Palikocie. Jeszcze dwa lata temu nikt nie wiedział co to są umowy śmieciowe, a teraz młodzi ludzie zaczepiają mnie na ulicy i dziękują, że walczymy w ich imieniu ze "śmieciówkami". Rozpoczęliśmy długi marsz i jest nas co raz więcej!

Przemówienie Piotra Dudy kilkakrotnie przerywane było oklaskami.

- Mówią o nas, że jesteśmy wypasione koty - kontynuował Duda. - Wypasione na spółkach skarbu państwa. Tak mówił m.in. europoseł Protasiewicz czy poseł Jaros, który załatwiał pracę kolegom w KGHM. Jak my jesteśmy koty, to oni są tygrysy bengalskie z nadwagą!

Odpowiedziały mu śmiechy i wiwaty.

- Mamy czarną listę posłów, którzy działają wbrew prawom pracowniczym, przed wyborami ją wyciągniemy i zapytamy - co draniu zrobiłeś dla społeczeństwa? Nam chodzi tylko o to, aby ten wspólny majątek wypracowywany przez pracodawców i pracowników, był dzielony po równo - powiedział na koniec Piotr Duda.

Wiec na Długim Targu trwał półtorej godziny. Oprócz liderów trzech central związkowych, przemawiali także przewodniczący regionalni oraz poszczególnych branż m.in. oświaty i energetyki. Wystąpienia przerywane były utworami muzycznymi w wykonaniu Elizy Banasik, stypendystki "Solidarności".

Czego chcą związkowcy

Związkowcy z trzech największych central związkowych - "Solidarności", OPZZ i Forum Związków Zawodowych domagają się m.in.:

* wycofania projektów nowelizacji Kodeksu pracy dotyczących uelastycznienia czasu pracy;

* uchwalenia przez Sejm ustaw ograniczających stosowanie tzw. umów śmieciowych;

*zaprzestania likwidacji szkół i zaprzestania przerzucania finansowania szkolnictwa publicznego na samorządy;

* stworzenia osłonowego systemu regulacji finansowych oraz ulg podatkowych dla przedsiębiorstw utrzymujących zatrudnienie w okresie niezawinionego przestoju produkcyjnego;

*podwyższenia wysokości płacy minimalnej.

Swoje postulaty wyślą do wszystkich polskich parlamentarzystów, prezydenta, a także instytucji Unii Europejskiej - przewodniczącego Komisji Europejskiej oraz poszczególnych komisarzy.

"Złoty Donek" na czele kolejnych protestów

W najbliższych miesiącach podobne związkowe manifestacje mają się odbyć w największych polskich miastach. Harmonogram nie jest jeszcze znany. Każdej z nich ma towarzyszyć objazd pomnika premiera Donalda Tuska. Pomnik, tzw. "Złoty Donek", był już atrakcją związkowych protestów w Warszawie we wrześniu. Został wykonany ze styropianu. To karykatura pomnika Kim Ir Sena, ojca Korei Północnej. Tusk podobnie jak on wyciąga wysoko rękę, ale pod pachą trzyma piłkę, a na głowie ma peruwiańską czapkę. Pomnik w ostatnich tygodniach objeżdżał różne miejscowości w Polsce i wszędzie budził zainteresowanie przechodniów - ludzie składali pod nim kwiaty, robili sobie zdjęcia na jego tle. Podczas manifestacji w Gdańsku, pomnik Tuska stanął na Długim Targu niedaleko słynnego Neptuna. Wkrótce odwiedzić ma kolejne miasta.

Zobacz także


Źródło: trojmiasto.gazeta.pl

poniedziałek, 16 września 2013

Michał WSZOŁEK: REWOLUCJA U BRAM?

Skoro od 14 września związki są sexy, to może wkrótce młodzi wreszcie przestaną się wstydzić mówić o sobie: „Tak, jesteśmy roszczeniowi!”
Ani rząd, ani nieprzychylni związkom zawodowym komentatorzy, ani nawet uczestniczki i uczestnicy sobotniej manifestacji w Warszawie nie spodziewali się takiego sukcesu frekwencyjnego. Pokojowy marsz gwiaździsty, który połączył trzy główne centrale związkowe przy palmie na rondzie de Gaulle’a, nie był, jak zwykle do tej pory, namiastką protestów pracowniczych znanych z Paryża czy Bruksela – był doniosłym manifestem obywatelskiego niezadowolenia; największym od dekad sprzeciwem wobec polityki społeczno-gospodarczej państwa.

Mainstreamowe media jak zwykle straszyły, głównie paraliżem miasta przez nadciągające hordy prymitywnych związkowców. Akcentowanie trudności komunikacyjnych to już chyba w niektórych mediach element całej strategii budowania negatywnego wizerunku związków zawodowych. Próbowano wywołać obawy przez rozruchami, paleniem opon, wyrywaniem płyt chodnikowych; dyskredytowano przywódców związkowych – głównie szefa „Solidarności” Piotra Dudę; wieszczono, że związki zawodowe to melodia przeszłości. A gdy już pochylono się nad postulatami pracowniczymi, to najczęściej były ośmieszane przez ekspertów organizacji pracodawców, którzy jak zwykle zapominali, że ekonomia jest przede wszystkim nauką społeczną, a nie ścisłą. I tak znowu usłyszeliśmy, że wycofanie się z ostatnich zmian w prawie pracy to zamach na wolność gospodarczą, a podniesienie płacy minimalnej z poziomu 1600 złotych brutto to dybanie na wypracowane w pocie czoła oszczędności przedsiębiorców.

Pewne zwątpienie w szeregach przeciwników związków zasiał sondaż Millward Brown dla TVN, w którym 59% ankietowanych wyraziło poparcie dla protestów w stolicy. Jednak to, co zdarzało się w sobotę, zaskoczyło niemal wszystkich, choć pewnie niewielu się do tego przyzna, może poza ministrem pracy, który od razu w sobotni wieczór zaprosił związkowców, by wrócili do stołu negocjacyjnego. Według różnych szacunków do stolicy zjechało od 60 do nawet 200 tysięcy protestujących. Tłumy rozlały się od Pałacu Kultury i Nauki po Stadion Narodowy, i od Sejmu przez plac Trzech Krzyży, rondo de Gaulle’a, Nowy Świat po plac Zamkowy, gdzie rozstawiono scenę, z której przemawiali związkowi liderzy. 

Piotr Duda podkreślał, że od schyłku Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nie było tak licznego protestu skupiającego w jednym miejscu pracowników. Może mieć rację, w czasach reform rządu Jerzego Buzka organizowano w stolicy liczne manifestacje głównie górników, ale tak sporego międzybranżowego protestu po transformacji ustrojowej jeszcze nie było – protestu podnoszącego kwestie pracownicze. Były spore manifestacje przeciw ograniczeniu prawa do aborcji na początku lat 90. XX wieku (kto dziś o nich pamięta?) czy przeciw ACTA, rozproszone jednak po różnych miastach. A wczoraj stało się coś, co po ponad dwudziestu latach propagandy destabilizującej społeczne więzi, zwalniającej państwo od odpowiedzialności za obywatela i przerzucającej na jednostkę wyłączną odpowiedzialność za jej położenie ekonomiczne i społeczne minimalnie przesuwa granice dyskusji o sytuacji pracowników, zabezpieczeniu socjalnym i kosztach kryzysu.

Bo po tej manifestacji nie można już bez końca racjonalizować antyspołecznych rozwiązań, forsowanych nie tylko przez rząd Tuska, ale także przez innych premierów. Także Jarosława Kaczyńskiego, który zlikwidował 40% stawkę podatku od osób fizycznych dla najbogatszych, zrujnował budżet Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, radykalnie obniżając składkę rentową, i praktycznie zlikwidował podatek spadkowy. Także Leszka Millera, który wprowadził 19% stawkę liniową podatku od osób prawnych czy zmniejszył ulgi w komunikacji kolejowej dla studentów. Obaj chcą dziś być rzecznikami: jeden „Solidarności”, drugi OPZZ, ale szczęśliwie związki zawodowe odmówiły udziału politykom w proteście.

Trzeba teraz mocniej patrzeć na ręce antyzwiązkowym politykom, bo część z nich pewnie będzie chciała przeforsować tzw. ustawę antyzwiązkową (promowaną przez Jana Filipa Libickiego i parlamentarny zespół ds. wolnego rynku). Przy ograniczeniu i tak niewielkich w skali Europy uprawnień związkowców w Polsce i zmianie sposobu ich finansowania zorganizowanie tak dużej manifestacji może już nigdy nie być możliwe.

Ale choć w trakcie manifestacji czuć było siłę, jedność i wzruszenie, to chyba za wcześnie, by powiedzieć, że rewolucja puka do bram.

Głównymi uczestnikami protestów byli członkowie „Solidarności” i organizacji związkowych zrzeszonych w Ogólnopolskim Porozumieniu Związków Zawodowych i Forum Związków Zawodowych. Jan Guz i Piotr Duda w swoich wystąpieniach podkreślali, że szczególnie beznadziejną sytuację na rynku pracy mają ludzie młodzi, ale na demonstracji dominowały osoby w średnim wieku i – z uwagi na zrzeszenie w związkach – z pewnością zatrudnione na podstawie kodeksowej umowy o pracę. Mnóstwo młodych za to obserwowało marsz z licznych sieciówek na Trakcie Królewskim –  zarówno pracowników, jak i klientów. Jedni z wyraźnym uśmiechem, inni z zaciekawieniem.

To pokolenie, w większości wyzbyte elementarnej wspólnotowej odpowiedzialności za społeczeństwo, w dużej części nie rozumie, w czym taka manifestacja ma pomóc – przecież bezpośrednio od tego nie przybędzie miejsc pracy. Nie rozumie też do końca postulatów podnoszonych przez związkowców. Młodzi nie mogą zakładać związków zawodowych, bo pracują na śmieciówkach – w najlepszym wypadku, albo są bezrobotni – w najgorszym. Dobrodziejstwa umowy o pracę są dla nich abstrakcyjne: nie doświadczyli płatnego urlopu wypoczynkowego, nie mogą pójść do lekarza w godzinach pracy, bo nie mają prawa do urlopu na żądanie, termin „wypowiedzenie” nic im nie mówi, bo są zwalniani z dnia na dzień, a część z nich nawet nie może skorzystać z i tak kulejącej publicznej opieki zdrowotnej, bo nie ma opłacanych składek. Ostatni spór o OFE także z ich punktu widzenia jest jałowy – by uczestniczyć w ubezpieczeniach emerytalnych, trzeba być zatrudnionym na podstawie oskładkowanej umowy.

Jednocześnie nie uświadamiają sobie swojego wykluczenia; myślą, że sami są sobie winni, recept upatrują w neoliberalnym doktrynerstwie głoszonym przez sporą część ekonomistów i nie widzą w związkach swoich sojuszników. Obserwują protestujące pokolenie swoich rodziców, którzy nie musieli zarzynać się 30-letnim kredytem na mieszkanie czy obawiać się utraty pracy z dnia na dzień. Wciąż im się wydaje, że wbrew temu, co pisał Zygmunt Bauman, nie będą pierwszym pokoleniem w powojennej Europie żyjącym mniej stabilnie i bezpiecznie niż rodzice.

Dlatego ich dołączenie do ruchu protestu wydaje się kluczowe. Do tego jednak potrzebne jest przekonanie ich do egalitaryzmu i redystrybucyjnej roli państwa. Sobotnia manifestacja pokazała, że można zmobilizować ponad 100-tysięczną manifestację w Polsce w interesie praw pracowniczych. To już samo w sobie jest pewną zmianą. A skoro od 14 września związki są sexy, to może wkrótce młodzi przestaną się wstydzić mówić o sobie: „Tak, jesteśmy roszczeniowi!”

Czytaj także:
Igor Stokfiszewski: Chodźmy razem!

Źródło: Dziennik Opinii KP

sobota, 14 września 2013

"Związkowcy odnieśli sukces - zmobilizowali naprawdę wielu ludzi" [KOMENTARZE]


- Związkowcy odnieśli sukces, ponieważ zmobilizowali tak dużą liczbę demonstrantów, do tej pory to się nie zdarzało" - ocenił prof. Henryk Domański z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. - To pierwsze tego typu wydarzenie na polskiej scenie politycznej - ocenił.
Szacunki co do liczby demonstrujących są różne. Jak podał stołeczny ratusz, w manifestacjach wWarszawie mogło wziąć udział nawet 100 tys. ludzi. Szacunki organizatorów to prawie 200 tys. osób. Z kolei służby porządkowe podają nieoficjalnie, że demonstrowało ok. 70 tys. osób.

Jak przebiegała demonstracja? [NA ŻYWO]
"Demonstracje miały duże poparcie społeczne"

- Były różne grupy społeczne, reprezentowane różne kategorie, z różnych szczebli hierarchii społecznych, co świadczy o dość dużym poparciu społecznym dla tych demonstracji - mówił prof. Domański. - W zachowaniach manifestantów było widać świadomość tego, że rząd musi się liczyć z oporem społecznym i to jest dobry element demokracji - dodał.

Jak podkreślił, "to będzie dobrze działało na funkcjonowanie naszej sceny politycznej". Jednocześnie zastrzegł, że "żądania związkowe są nieracjonalne". - Mam nadzieję, że rząd nie ustąpi - dodał.

Protesty były dobrze zorganizowane, spokojne

Ponadto według prof. Domańskiego pozytywnie należy ocenić także to, że "manifestacja miała bardzo dobry, cywilizowany przebieg, co świadczy o instytucjonalizacji tego typu konfliktów". Zgodził się z tym politolog prof. Andrzej Smolar.

- Związkowcy potrafili zorganizować demonstrację, która jest wydarzeniem. To, co obserwowałem, było spokojne i godne. Były co prawda śpiewy i skandowanie haseł, ale jest to z zasady część kultury demonstracji. W porównaniu do zachodnich demonstracji, które obserwowałem, sobotnie manifestacje w Warszawie były jednak dość monotonne - powiedział Smolar.

Jak dodał, dzisiejsze protesty są "otwarciem sezonu" trudnych dla rządu zdarzeń.

Duda pokazał niezależność

Powodzenie demonstracji związkowej może prowadzić jednak do antagonizowania części związkowców - uważa politolog. Prof. Smolar podkreślił, że przy okazji akcji protestacyjnej niezależność zademonstrował bowiem szef NSZZ "Solidarność" Piotr Duda, który - jak mówił politolog - był "oskarżany ostatnio o to, że za bardzo utożsamił się z PiS".

- On w ten sposób pokazał swoją niezależność, że jest w stanie rozmawiać z każdym - i z każdym przeciwko władzy demonstrować, w tym wypadku również z OPZZ i z ludźmi z SLD - zaznaczył Smolar. 

Źródło: TOK FM


OGÓLNOPOLSKIE DNI PROTESTU: WÓDZ NARODU


Piątek, 13 września, był dniem obywatelskim. Od południa w miasteczku namiotowym przed Sejmem odbywały się panele poświęcone m.in. kwestii referendów, potem mikrofon należał do organizacji i ruchów społecznych.

Związkowcy postawili premierowi przed Sejmem pomnik – w peruwiańskiej czapce i z piłką pod pachą. – Ukochany panie premierze, Donaldzie drogi, słońce ty nasze, przepełnieni radością z rządów łaskawych, my, naród poddany, składamy ci szczere i radosne podziękowania. Niewysłowiona jest wdzięczność i niewypowiedziane uwielbienie nasze. Za to, co dla poddanych swoich, ciężką pracą na co dzień, harówką nieludzką czynisz – mówili.

Czytaj także:

Igor Stokfiszewski: Chodźmy razem!

Źródło: Dziennik Opinii KP