Czy koalicja 15 października może się jeszcze podnieść? Wątpię w to z jednego powodu [OPINIA]
Z jednego powodu nie wierzę, że koalicja 15 października może się jeszcze podnieść i nie stracić władzy po kolejnych wyborach parlamentarnych. Nie, nie chodzi o formę Donalda Tuska, choć komentatorzy zajmujący się boksem powiedzieliby, że premier „prime” (czyli szczyt możliwości) ma za sobą. Nie chodzi też o obskurantyzm PSL, nawet o prezydenta in spe Karola Nawrockiego nie chodzi.
Największym ciężarem tej koalicji, szerzej: demokratów, jest bezsilność państwa, czasami nawet jego kapitulacja.
Populiści, ekstremiści i inni wierzący w zupełnie inne wartości nie pojawiają się sami z siebie. Rosną, łamiąc obyczaje i przede wszystkim prawo. System albo ich toleruje, albo ignoruje, albo nie potrafi się nimi zająć. Nieważne. Którakolwiek odpowiedź byłaby prawdziwa, słabe państwo ich wzmacnia. Aż dochodzi do momentu, gdy stają się tego państwa wrogiem.
Grzegorz Braun depcze i pali flagi Unii Europejskiej, atakuje ginekolożkę wykonującą legalną aborcję i wykładającego o Zagładzie uznanego historyka Jana Grabowskiego, znieważa w Sejmie żydowski symbol religijny, a stającej w jego obronie kobiecie pryska gaśnicą w oczy i nie spotykają go za to żadne konsekwencje (o karze nie wspominając). I dochodzi do 6,34 proc. w wyborach prezydenckich, w sondażach jego partia przeskakuje już przez wyborczy próg.
Krzysztof Stanowski w ostatnich wyborach, poza reklamą swoich mediów rzecz jasna, zajmował się atakowaniem Rafała Trzaskowskiego i głaskaniem Karola Nawrockiego. Nie wiadomo, jaki miał wpływ na wynik, wiadomo, że wyciskając maksimum z chłoporozumu, zrobił wiele, by zrównać obecne rządy z poprzednimi. Całej tej historii mogłoby nie być, gdyby 15 lat temu państwo reagowało, gdy Stanowski budował biznes na współpracy z nielegalnymi bukmacherami. „Strona jest przeznaczona dla osób władających językiem polskim i mieszkających poza Polską, czyli w krajach, w których bukmacherka jest legalna. Polacy z Polski – nie wchodzić!” – to zdanie wystarczało wówczas służbom, by nie zauważać jego działalności.
Zbigniew Ziobro ma tak grubą i prześwietloną już kartotekę, że pisanie o nim może wydawać się rytualne. Umieszczam go tu jednak dlatego, że celnie nazwał niegdyś demokratów „fujarami”, które nie potrafiły go nawet postawić przed Trybunałem Stanu. W 2015 r. do pociągnięcia do odpowiedzialności konstytucyjnej zabrakło pięciu głosów, a podczas głosowania brakowało kilkunastu posłów rządzącej koalicji PO-PSL. Niedługo później Ziobro kolejny raz został ministrem i ochoczo rozwalał wymiar sprawiedliwości.
Mógłbym tak długo, bo w czasie drugich rządów PiS łamanie prawa stało się stałym elementem codzienności, lecz zasada wszędzie jest taka sama. Państwo samo jest sobie winne, bo ma w nosie poczucie sprawiedliwości. To naprawdę proste i niekontrowersyjne: jeśli ktoś łamie prawo, powinien ponieść karę. Nazywanie powyższego mechanizmu „rozliczeniami” służy tylko tym, którym zależy na uniknięciu odpowiedzialności. Gdyby Międzynarodowy Komitet Olimpijski funkcjonował tak jak Polska, najpierw natworzyłby paragrafów zakazujących stosowania środków dopingujących, potem rzadko kontrolowałby sportowców i sportsmenki, a tym, których jakimś cudem by złapał na nielegalnym wspomaganiu, nie przeszkadzałby w dalszych startach. A na samym końcu dziwiłby się, że naszprycowane monstra przeskakują/wyprzedzają uczciwych zawodników i zawodniczki, biją rekordy świata, które wydawały się nie do pobicia.
Używam słów „państwo” i „system”, bo czasami winę ponosi policja, czasami prokuratura, a czasami znużony urzędnik z pokoju B16. Bywa też to „wina Tuska”. Zagłębienie się w każdą z tych spraw jest podróżą do państwa z kartonu Bartłomieja Sienkiewicza, wyłożonego „niedasizmem”, „widzimisizmem”, „tupolewizmem” i innymi zjawiskami zdefiniowanymi niegdyś przez Piotra Stankiewicza w książce „21 polskich grzechów głównych”.
Wiara w przemianę koalicji 15 października jest tym trudniejsza, że nie widać tam świadomości opisanego wyżej zjawiska. Powołanie rzecznika prasowego rządu jest ważne, dbanie o PR jest bardzo ważne, rekonstrukcja Rady Ministrów też się przyda. Ale oprócz tego jest jakaś gigantyczna przestrzeń, opuszczona przez państwo i urzędników, w której dalej rosną ci, którzy są albo staną się jej problemem.
Jeszcze dwa tygodnie temu Braun mógł wchodzić do Sejmu i robić w nim, co chce. Musiał zniszczyć wystawę LGBT, by zadowolony z siebie jak zawsze marszałek Szymon Hołownia w końcu wydał zarządzenie zabraniające mu wstępu do Sejmu. Rychło w czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz