Geopolityczny szok. Główni europejscy gracze odsuwają UE na bok, by zająć się Ukrainą. Polska w grze, 19.02.2025

 

Oto plan Trumpa dla Ukrainy. Kijów zapłaci więcej niż Niemcy po II wojnie światowej


Brytyjski “Telegraph” ujawnia szokujące szczegóły umowy, którą Stany Zjednoczone “zaproponowały” Ukrainie w kwestii przejęcia zasobów ogarniętego wojną kraju. Przedstawione “porozumienie” obejmować ma nie tylko wyłączny dostęp do połowy ukraińskich metali ziem rzadkich, ale także do krajowej infrastruktury naftowej, gazowej, a nawet do portów. To ciężar, którego gospodarka Kijowa nie byłaby w stanie udźwignąć, a wstępne szacunki sugerują, że straty Ukrainy wyniosłyby więcej niż niemieckie reparacje po I wojnie światowej i więcej niż kary nałożone na Niemcy i Japonię po przegraniu II wojny światowej.

  • “Telegraph” uzyskał dostęp do tzw. umowy przedwstępnej, datowanej na 7 lutego 2025 roku. Według brytyjskiego dziennika oznacza ona de facto ekonomiczną kolonizację Ukrainy przez USA Jeden z kluczowych punktów dokumentu traktuje o utworzeniu amerykańsko-ukraińskiego funduszu inwestycyjnego, który ma zagwarantować, że kraje trzecie nie wezmą udziału w kontraktach związanych z odbudową Ukrainy po wojnie.

    Umowa obejmuje “wartość ekonomiczną związaną z zasobami Ukrainy”, w tym “zasoby mineralne, zasoby ropy naftowej i gazu, porty, inną infrastrukturę (zgodnie z ustaleniami) – cytuje “Telegraph” fragmenty dokumentu.

    Na mocy “porozumienia” Amerykanie mieliby przejąć 50 proc. przychodów Ukrainy z wydobycia zasobów, a także 50 proc. wartości wszystkich kontraktów, które Kijów miałby zawierać z innymi krajami. Ta klauzula oznacza: najpierw zapłać nam, a potem nakarm swoje dzieci  powiedziało dziennikowi jedno ze źródeł zbliżonych do negocjacji.

    W rezultacie, gdyby porozumienie zostało podpisane, Waszyngton uzyskałby kontrolę nad większością ukraińskiej gospodarki surowcowej i będzie miał wyłączne prawo do ustalenia metod, kryteriów, warunków i zasad dotyczących wszystkich przyszłych licencji udzielanych przez Kijów. “Telegraph” sugeruje, że treść umowy została sporządzona w tonie, który świadczy o tym, iż nad dokumentem nie pracowali urzędnicy poszczególnych departamentów USA, ale prywatni prawnicy.

    Żądania amerykańskie brzmią szokująco. Według wstępnych szacunków straty dla PKB poniesione przez Kijów przewyższyłyby reparacje nałożone na Niemcy na mocy Traktatu Wersalskiego oraz te nałożone na Niemcy i Japonię po porażce państw Osi w czasie II wojny światowej.

    Donald Trump zagroził Ukrainie: Kiedyś możecie być Rosjanami

    Donald Trump powiedział w Fox News, że Ukraina “zasadniczo zgodziła się” przekazać 500 mld dolarów w swoich surowcach. Ostrzegł też, że jeśli Kijów odrzuci umowę, Ukraina może zostać podana Rosji “na tacy”. Mogą zawrzeć umowę. Mogą nie zawrzeć umowy, ale pewnego dnia mogą stać się Rosjanami lub nie. Ja chcę odzyskać swoje pieniądze – mówił Trump.

    Prezydent USA powiedział, że Stany Zjednoczone wydały dotychczas 300 mld dolarów na wojnę, dodając, że “głupio” byłoby przekazać więcej. W rzeczywistości pięć pakietów uzgodnionych przez Kongres opiewa łącznie na 175 mld dolarów, z czego 70 mld dolarów wydano w USA na produkcję broni. Część z nich to dotacje humanitarne, ale większość to pieniądze z pożyczki, które muszą zostać zwrócone – przypomina “Telegraph”.

    Wołodymyr Zełenski, który sam optował początkowo za zaangażowaniem amerykańskim w wydobycie ukraińskich surowców w zamian za wsparcie wojskowe, otrzymał umowę do podpisania bez możliwości zapoznania się z nią. Prezydent Ukrainy “uprzejmie” odmówił podpisania przedstawionego mu przez amerykańskich polityków dokumentu.

    Według informacji “Telegraph” propozycja Amerykanów wywołała w Kijowie prawdziwy szok.

    Źródło: RMF24

 

Biały Dom mówi Putinem. “Europa jest skończona”


“Obserwujemy coraz większą pogardę dla podstawowych zasad prawa międzynarodowego. Jest to widoczne w polityce gospodarczej, politycznej, kulturalnej i edukacyjnej, którą narzuca się innym narodom. (…) Jesteśmy zainteresowani rozwojem społeczeństwa obywatelskiego, aby strofowało i krytykowało władze, pomagało im w ustalaniu własnych błędów i korygowaniu ich polityki w interesie obywateli”. To nie słowa wiceprezydenta J.D. Vance’a. To przemówienie Władimira Putina z 10 lutego 2007 roku, również w Monachium. Wystąpienie rosyjskiego prezydenta wtedy, tak jak to wygłoszone przez wiceprezydenta USA teraz, wprawiło Europę w osłupienie.

  • . Vance, 14 lutego 2025 roku – Przez lata mówiono nam, że wszystko, co finansujemy i wspieramy, dzieje się w imię naszych wspólnych demokratycznych wartości. Ale kiedy widzimy, jak europejskie sądy odwołują wybory, a wysocy urzędnicy grożą odwołaniem innych, powinniśmy zapytać, czy trzymamy się odpowiednio wysokich standardów.

    A teraz jeszcze raz Władimir Putin z 2007 roku w Monachium – To świat, w którym jest jeden pan, jeden suweren. W efekcie jest to zgubne nie tylko dla wszystkich w tym systemie, ale także dla samego suwerena, ponieważ niszczy samego siebie od środka. I to z pewnością nie ma nic wspólnego z demokracją. Bo, jak wiadomo, demokracja to władza większości w świetle interesów i opinii mniejszości. Nawiasem mówiąc, Rosja – my – jesteśmy nieustannie uczeni o demokracji. Ale z jakiegoś powodu ci, którzy nas uczą, sami nie chcą się uczyć.

    J.D. Vance – Jeśli amerykańska demokracja przetrwała dziesięć lat łajania Grety Thunberg, wy przetrwacie kilka miesięcy Elona Muska. (…) Demokracja opiera się na świętej zasadzie, że głos ludu się liczy. Albo podtrzymujesz tę zasadę, albo nie. Przyjmij to, co mówią ci twoi ludzie, nawet jeśli jest to zaskakujące, nawet jeśli się nie zgadzasz. Żadna demokracja – amerykańska, niemiecka czy europejska – nie przetrwa: powiedzenia milionom wyborców, że ich myśli i obawy, ich aspiracje, ich prośby o ulgę są nieważne lub niegodne tego, by je brać pod uwagę.

    Takich podobieństw między przemową Putina z 2007 roku i Vance’a z 2025 roku jest mnóstwo. O ile rosyjski prezydent wyrażał w Monachium główną pretensję wobec ekspansji NATO i Stanów Zjednoczonych, o tyle swoje słowa wypowiadał w sercu Europy i kierował w głównej mierze do Europejczyków, ostrzegając ich przed konsekwencjami poparcia dla polityki Waszyngtonu. Wiceprezydent USA w swoim przemówieniu “to nie Rosja i Chiny są głównym zagrożeniem dla Europy” łaja Berlin, Paryż i Londyn za “odejście od wartości demokratycznych”, ale przede wszystkim – tak jak Putin niemal dwie dekady wcześniej – sygnalizuje poważny zwrot w relacjach międzynarodowych.

    Wtedy Putin mówił o rosyjskim zawodzie współpracą z Zachodem, o niedocenieniu demokratycznych reform w Rosji, o tym, że Moskwa – co sugerował między słowami – przestaje Zachód traktować jako partnera cywilizacyjnego i wykonuje zwrot w tył, ku izolacji i ku budowaniu militarnej przewagi. Chcę to podkreślić – nikt nie czuje się bezpiecznie! Ponieważ nikt nie może czuć, że prawo międzynarodowe jest jak kamienny mur, który go ochroni. Oczywiście taka polityka stymuluje wyścig zbrojeń – mówił rosyjski prezydent.

    W 2007 roku potraktowano słowa Władimira Putina jako dziwaczną i zaskakującą, ale jednak – ciekawostkę. Mimo zakłopotania, w jakie rosyjski przywódca wprawił liderów europejskich, UE nadal kontynuowała swoją politykę otwartości wobec Moskwy.

    Koniec NATO

    Reakcje na słowa J.D. Vance’a są już dzisiaj inne. Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych odważył się zrugać Europę, w imię partykularnych interesów nie tyle USA, ale niektórych przedstawicieli amerykańskiej administracji. Problem w tym, że polityczne sympatie (niemieckie AfD, Victor Orban) i antypatie (Scholz, Macron) Trumpa, Vance’a czy Muska będą decydować o kształcie globalnego systemu bezpieczeństwa, bo po konferencji w Monachium stało się jasne, że Ameryka nie uważa Europy za partnera i nie będzie jej uważać także za region warty obrony, gdy zajdzie taka potrzeba.

    Specjalny wysłannik Trumpa Keith Kellogg poinformował, że w negocjacjach pokojowych między Rosją i Ukrainą Europa nie weźmie udziału – mimo wyraźnych próśb Europejczyków i nalegań samego Wołodymyra Zełenskiego. Kellogg twierdzi, że obecność przedstawicieli UE spowoduje powrót do porozumień Mińskich, które okazały się bezwartościowe. Sytuacja jest jednak inna niż w 2015 roku, gdy je podpisywano – nie mamy do czynienia z wojną lokalną w Donbasie, a z konfliktem angażującym Europę, Rosję, Chiny, Koreę Północną, Stany Zjednoczone i Iran.

    Wykluczenie Europejczyków z negocjacji to polityczny policzek i przyznanie, że Europa nie stanowi dla USA żadnego punktu odniesienia. Vance’a mówi jednak coś jeszcze, co prawdopodobnie będzie mieć w dłuższej perspektywie dużo większe znaczenie. Apeluje do Europy, by ta stała się militarnie samowystarczalna, bo – i przyznaje to wprost – interesy Stanów Zjednoczonych leżą zupełnie gdzie indziej.

    Wystąpienie wiceprezydenta USA zbiega się w czasie z wypowiedziami Elona Muska, człowieka o prawdopodobnie jeszcze większym wpływie na Donalda Trumpa. Miliarder wzywa do gruntownej rewizji NATO, nazywając Sojusz “przestarzałym”. “Zimna wojna się skończyła, NATO jest anachronizmem” – pisze Musk na własnej platformie X, w momencie gdy napięcie na świecie, także to związane z zagrożeniem nuklearnym, sięga zenitu.

    Trudno powiedzieć, co naprawdę kryje się za tym gwałtownym zwrotem Amerykanów: naiwność wobec rosyjskich intencji, wola zdyskredytowania bloku europejskiego, potencjalnie konkurencyjnego gospodarczo wobec USA, czy partykularne interesy poszczególnych członków administracji USA. Pewne jest natomiast to, że Rosja zauważa, iż Ameryka zaczyna “mówić Putinem”. I dla ludzi z Kremla jest to najpiękniejsza muzyka, bo oznacza realne rozbicie bloku zachodniego, na co Moskwa grała od dziesięcioleci. Trump z Vancem grzebią nadzieje na nienaruszalny, oparty na partnerstwie światowy system bezpieczeństwa i przedstawiają wizję, w której Europa będzie musiała stoczyć regularną batalię o przetrwanie. Samotnie.

    Dmitrij Miedwiediew napisał niedawno, komentując rozmowy Trumpa z Putinem: “Europa oszalała z zazdrości i wściekłości. To pokazuje jej prawdziwą rolę w świecie. Europa jest skończona“.

    Źródło: RMF24

Geopolityczny szok. Główni europejscy gracze odsuwają UE na bok, by zająć się Ukrainą. Polska w grze

Szczyt zwołany przez Emmanuela Macrona w Paryżu odrzucił obsesję Brukseli na punkcie konsensusu i ujawnił nowy rdzeń Europy. W czasie gdy kontynent zmaga się z najgłębszym kryzysem w sferze bezpieczeństwa od II wojny światowej, niewielka grupa państw podjęła radykalny krok. Porzuciła szukanie porozumienia w gronie 27 państw i podjęła próbę samodzielnego uporządkowania bałaganu.

Szczyt w Paryżu zorganizowany w poniedziałek 17 lutego zgromadził przywódców Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Polski, Danii oraz Wielkiej Brytanii, która opuściła Unię Europejską pięć lat temu.

Geopolityczny szok

Nie było jednak zaproszenia dla Węgier Viktora Orbana, Słowacji Roberta Fico — ani innych osób uznanych za zbyt przychylnych Moskwie. Mniejsze państwa UE, takie jak Łotwa i Estonia, również zostały wykluczone, mimo że należą do najbardziej jastrzębich w kontaktach z Rosją.

Nie jest to sposób, w jaki polityka UE powinna być prowadzona, ale format paryski pokazuje skalę geopolitycznego szoku, który wstrząsa obecnie kontynentem.

Szczyt jest oznaką, że kraje wyczerpują swoją cierpliwość do irytujących posiedzeń Rady UE. W czasie tych spotkań kraje często nie zgadzają się na propozycje lub zbytnio je rozwadniają.

Zadaniem zebranych w Pałacu Elizejskim było nakreślenie planu przystosowania się do nowych, brutalnych realiów życia bez amerykańskiej ochrony. Jak Europa może pomóc Ukrainie w wywalczeniu jak najlepszego porozumienia pokojowego? I jak narody europejskie mogą nadal bronić się przed Rosją?

Są to pytania, nad którymi urzędnicy i politycy z krajów członkowskich UE zastanawiali się przez większość ostatnich dwóch lat. Jednak w jakiś sposób wciąż byli oszołomieni, gdy Trump ogłosił w zeszłym tygodniu, że rozmawiał z Władimirem Putinem i rozpocznie negocjacje w sprawie “natychmiastowego zakończenia wojny”.

Polska przy stole w Paryżu

Spotkanie europejskich przywódców w Paryżu było sygnałem, że oparte na konsensusie procesy UE są zbyt uciążliwe, aby prowadzić sprawną politykę zagraniczną. Na przykład węgierski premier Orban Viktor wielokrotnie przeszkadzał w poszukiwaniu jednomyślnego porozumienia w sprawie rosyjskich sankcji.

Premier Polski Donald Tusk najdobitniej przedstawił uzasadnienie dla zwołania szczytu w Paryżu.

— Od kilku dni, jak można sobie wyobrazić, trwają konsultacje w sprawie zwołania tego mini-szczytu, skupiającego największe i najbardziej zaangażowane kraje europejskie w sprawy międzynarodowe i geopolityczne — stwierdził.

Urzędnik z biura Macrona wyjaśnił, że szczyt był tylko początkiem rozmów.

— Ze względów, powiedzmy, praktycznych, dyskusje rozpoczną się z ograniczoną liczbą partnerów, a następnie będą ewentualnie kontynuowane w innych stolicach — stwierdził urzędnik.

Francuski urzędnik, który odmówił podania nazwiska podczas omawiania delikatnych kwestii dyplomatycznych, podkreślił, że “kwestia formatu jest całkowicie otwarta”.

“Niechęć do wysyłania wojsk w charakterze sił pokojowych”

Dwóch najwyższych rangą przywódców UE — Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, i Antonio Costa, przewodniczący Rady Europejskiej, reprezentujący przywódców innych krajów — zostało zaproszonych, choć raczej jako goście niż partnerzy do prowadzenia rozmów.

Von der Leyen zasygnalizowała, że rozumie stawkę, o jaką toczy się gra, gdy przybyła do Paryża: “Bezpieczeństwo Europy znajduje się w punkcie zwrotnym. Tak, chodzi o Ukrainę, ale także o nas. Potrzebujemy pilnego sposobu myślenia. Potrzebujemy gwałtownego wzrostu obronności. I potrzebujemy ich obu teraz”.

To nie pierwszy raz, kiedy najpotężniejsze kraje UE rezygnują z formalnych procesów, aby załatwić sprawy, gdy ma to znaczenie. I zawsze prowadziło to do podziałów.

Kiedy “E3” — Niemcy, Francja i Wielka Brytania — dołączyły do sygnatariuszy porozumienia nuklearnego z Iranem, Hiszpanie i Włosi byli wściekli, powiedział profesor Anand Menon, dyrektor think tanku UK in a Changing Europe.

— Problem jest zawsze: Kogo zaprosić, a kogo nie?. Pomyślałbym, że bardziej sensowne byłoby zebranie wszystkich razem i uzgodnienie, a następnie podjęcie decyzji, kto wykona najcięższą pracę. To [co miało miejsce] jest sposobem działania, który wprowadza podziały — powiedział Menon.

Dodał jednak, że system prawny UE jest “uciążliwy”, a brukselskie instytucje zajmują się głównie kwestiami gospodarczymi i nie są powołane do decydowania o planach wojskowych. Działania wojskowe zazwyczaj należą do “koalicji chętnych” — takich jak w 2011 r., kiedy USA, Francja i Wielka Brytania przeprowadziły interwencję wojskową w Libii — lub do NATO.

W poniedziałek Macron przedstawił nową koncepcję, którą można nazwać “koalicją zaproszonych”.

“Może być już za późno”

Ale po trzech i pół godzinach rozmów goście zebrani w Paryżu nie znaleźli magicznego rozwiązania dylematu bezpieczeństwa w Europie ani nie opracowali planu utrzymania Ukrainy z dala od Putina.

Brytyjski premier Keir Starmer wyszedł już z propozycją wysłania brytyjskich żołnierzy na Ukrainę w celu nadzorowania przyszłego zawieszenia broni. W najbliższych dniach uda się do Waszyngtonu. Ma spróbować przekonać Trumpa, który domagał się, aby Europejczycy przejęli inicjatywę, że siły amerykańskie muszą nadal odgrywać rolę.

Jednak kilku przywódców UE, w szczególności polski premier Tusk i niemiecki premier Olaf Scholz, wyraziło niechęć do wysyłania wojsk w charakterze sił pokojowych. W szerszej kwestii tego, w jaki sposób Europa może wzmocnić swoją obronę bez amerykańskiej potęgi militarnej, porozumienie wciąż wydaje się odległe.

Nawet jeśli koalicji zwołanej przez Emmanuela Macrona uda się ostatecznie opracować wspólną strategię, może być już za późno. Zamówienia na sprzęt wojskowy trwają latami, a cała gospodarka Rosji jest już przygotowana do wojny. Jak ujął to Menon: “Gdybyśmy chcieli przygotować się na drugą kadencję Trumpa, powinniśmy byli zacząć podczas jego pierwszej kadencji”.

onet

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz