Radosław Sikorski zdradził, o czym rozmawiał z Marco Rubio. "Zabiegałem, żeby USA zaprosiły nas do tego grona"
Radosław Sikorski powiedział, że jednym z tematów rozmowy z Marco Rubio była kwestia przeglądu sił amerykańskich w Europie. — Tu jestem przekonany, że będzie nas wspierał w tym jutro w Białym Domu prezydent Karol Nawrocki. Sukcesem jego stosunków z Donaldem Trumpem będzie to, jeżeli Stany Zjednoczone zwiększą swoją obecność w Polsce, a brakiem sukcesu byłoby, gdyby ją zmniejszyły — mówił szef MSZ. Radosław Sikorski poinformował, że zabiegał u Marco Rubio, by USA zaprosiły Polskę do grupy G20.
We wtorek w Miami doszło do spotkania wicepremiera, szefa Radosława Sikorskiego z sekretarzem stanu USA Marco Rubio. Spotkanie miało miejsce przy okazji wręczenia Nagrody Solidarności im. Lecha Wałęsy przyznanej kubańskiej opozycjonistce, Bercie Soler Fernandez, a Marco Rubio otrzymał od polskiego wicepremiera specjalny prezent.
Po spotkaniu i wręczeniu nagrody Radosław Sikorski spotkał się z dziennikarzami.
— Bardzo się cieszę, że sekretarz stanu docenił to, co i nasza ambasada na Kubie i my jako rząd i kapituła nagrody i Lech Wałęsa robimy na rzecz demokracji na całym świecie — mówił Radosław Sikorski. — Było to też okazją do rozmów na temat bieżącej agendy bardzo dobrych stosunków polsko-amerykańskich. Oczywiście była kwestia przeglądu sił amerykańskich w Europie. Tu jestem przekonany, że będzie nas wspierał w tym jutro w Białym Domu prezydent Karol Nawrocki. Sukcesem jego specjalnych stosunków z Donaldem Trumpem będzie to, jeżeli Stany Zjednoczone zwiększą swoją obecność w Polsce, a brakiem sukcesu byłoby, gdyby ją zmniejszyły — mówił polski wicepremier.
— W związku z tym, że Polska weszła do grupy gospodarek bilionowych, zabiegałem też, by USA, będąc prezydencją grupy G20 w 2026 r., zaprosiły nas do tego grona — mówił Sikorski. — Mamy do tego prawo już nie tylko jako jedna z 20 największych gospodarek na świecie, ale jako kraj, który prezentuje argument polityczny i intelektualny, bo jesteśmy krajem, który dokonał udanej transformacji od gospodarki planowej do wolnej. Jesteśmy przykładem do naśladowania dla innych — mówił.
Kolejnym tematem poruszanym przez szefów polskiej i amerykańskiej dyplomacji był temat sprawiedliwego pokoju w wojnie w Ukrainie.
Więcej informacji wkrótce.
Onet
Jak Polska wypisała się z rozmów w Białym Domu i z prawdziwej koalicji chętnych [ANALIZA]
Według dwóch miarodajnych źródeł dyplomatycznych premier Tusk mógł wziąć udział w sierpniowym spotkaniu liderów Europy z Donaldem Trumpem w Białym Domu, ale nie podjął o to starań, gdy zorientował się, że prezydent Nawrocki nie leci do USA – pisze Eugeniusz Smolar
Byliśmy świadkami pozytywnej zmiany stosunku prezydenta USA Donalda Trumpa do wojny w Ukrainie i do Europy. Jak długo może ona potrwać? Tuż przed wizytą prezydenta Karola Nawrockiego w Białym Domu przyjrzyjmy się rozwojowi wydarzeń, które mają bezpośredni wpływ na przyszłość Ukrainy i na bezpieczeństwo Polski.
Wydarzeń, z uczestnictwa w których Polska zrezygnowała na własne życzenie.
Etap pierwszy – zapach Jałty
Czerwony dywan rozłożony dla Putina, kata Ukrainy, podczas szczytu na Alasce i nienałożenie zapowiadanych jak najdalej idących sankcji na Rosję, wywołał wrażenie słabości prezydenta Donalda Trumpa. Wierząc w dobrą wolę Putina naiwnie dążył do porozumienia. Zapłacić mogła wysoką cenę nieobecna tam Ukraina – przedmiot, a nie podmiot rozmów.
Na Alasce królował Putin, którego celem było wyjście z izolacji, wycofanie dotychczasowych sankcji, zgoda Trumpa na zdobycze terytorialne w Ukrainie oraz na określenie przez Rosję przyszłego statusu tego kraju. Putin kadził amerykańskiemu prezydentowi wykorzystując jego narcyzm, ale nie zrezygnował z niczego i odrzucił najważniejsze oczekiwanie, to jest zgodę na zawieszenie broni.
Na konferencji prasowej w Anchorage Trump zapowiedział spotkanie z Zełenskim w Białym Domu. Robiło to wrażenie, że Ukraina zostanie postawiona przed faktami dokonanymi, a Trump wyłącznie poinformuje prezydenta Ukrainy o wynikach uzgodnień z Putinem. Zapachniało Jałtą.
Etap drugi, europejski
Po spotkaniu na Alasce nastąpiło błyskawiczne przeciwdziałanie i Ukraińców, i Europejczyków. Wołodymyr Zełenski oświadczył, że zgodnie z konstytucją tylko naród w referendum może wyrazić zgodę na zmiany terytorialne.
Europejczycy, również rząd polski, odrzucili zgodę na zmiany granic siłą – w Ukrainie, czy gdziekolwiek indziej. Podkreślali, że celem Rosji jest nie tylko międzynarodowe uznanie zagarniętych terytoriów, ale podporządkowanie sobie całej Ukrainy i uniemożliwienie jej zakotwiczenia w strukturach zachodnich. Poważnie też traktowali groźby Rosji wobec tych, którzy pomagają Ukrainie.
Posłuchaj także:
Etap trzeci – przemiana w Białym Domu
Trump jest niewrażliwy na krytykę zewnętrzną – tym bardziej płynącą z Europy. Europejczyków nie poważa, a Unii Europejskiej wręcz nie znosi, mówiąc, że w sprawach handlowych „jest gorsza niż Chiny”. Przejawiał też dwuznaczny stosunek do NATO, sugerując wcześniej możliwość wycofania się.
Jednak w wyniku licznych rozmów, po twardych oświadczeniach kilku stolic oraz sekretarza generalnego NATO Marka Rutte, Trump dał się przekonać, że Putin go ograł na Alasce, , nie idąc na najmniejsze nawet ustępstwa.
Opór Europejczyków czynił jakiekolwiek porozumienie z Moskwą niemożliwym. Dla wywarcia presji na Putina Trump zgodził się na udział partnerów europejskich w rozmowach z Zełenskim w Białym Domu. Gospodarzem był Trump, to on zapraszał uczestników, ale w porozumieniu z prezydentem Ukrainy i z niektórymi liderami europejskimi.
Rozmowy w Białym Domu, do których doszło 18 sierpnia, miały zaskakująco przyjazny przebieg. Triumfująca po Alasce Moskwa stanęła w obliczu wspólnego frontu odmowy Zachodu. Punkt ciężkości się przesunął.
Choć wszyscy zdają sobie sprawę, że ani Stany Zjednoczone, ani Europejczycy nie zaangażują się w wojnę z Rosją o Ukrainę, i że trudno myśleć o odbiciu siłą zagarniętych ziem, na czoło wysunęła się kwestia gwarancji bezpieczeństwa dla niepodległej Ukrainy, ale też i dla ewentualnych europejskich sił rozjemczych. A to o tyle ważne, że bez zaangażowania USA jakiekolwiek gwarancje bezpieczeństwa nie będą wiarygodne.
Przeczytaj także:
Trzy wydarzenia
Znając zmienność Trumpa, niczego nie możemy być pewni, niemniej trzy wydarzenia sugerują zmianę stanowiska Waszyngtonu:
Pierwsze, to fakt, że niezwykle jak na niego, podczas spotkania w Białym Domu Trump odczytał z kartki treść wcześniej przygotowanego stanowiska. Mówił w nim i o konieczności „wymiany terytorium”, ale i o gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy, a też o wsparciu USA dla udziału wojsk europejskich w Ukrainie jako „pierwszej linii obrony”, z ewentualną osłoną lotnictwa amerykańskiego.
Później dodał, że choć Ukraina nie przystąpi do NATO, to może otrzymać gwarancje bezpieczeństwa odpowiadające artykułowi 5. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oświadczyła ostatnio, że finalizowane są szczegóły zaangażowania sił europejskich w Ukrainie z poparciem Stanów Zjednoczonych.
Drugie, to wywiad dla Fox News wiceprezydenta J.D. Vance’a, znanego z nieprzychylności względem Ukrainy i Europy, w którym potwierdził on rozpatrywanie kwestii gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Mówił: „Niezależnie od formy jaką te gwarancje przybiorą, Europejczycy będą musieli wziąć na siebie lwią część odpowiedzialności. To ich kontynent, ich bezpieczeństwo”.
Zaznaczmy przy tym, że poziom orientacji wiceprezydenta USA w sprawach międzynarodowych ujawnia stwierdzenie w wywiadzie z 24 sierpnia: „Każdy większy konflikt w historii ludzkości kończył się negocjacjami, w tym II wojna światowa”…
Trzecie, to telefon Trumpa do premiera Węgier Viktora Orbána, podczas którego miał go przekonywać, ażeby nie tworzył przeszkód w integracji Ukrainy z Unią Europejską.
Owe trzy wydarzenia wyznaczają zmianę w stanowisku USA, choć nie można być pewnym trwałości poglądów obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego wieloletni podziw dla Putina nakazuje daleko idącą ostrożność.
Przeczytaj także:
Ławrow pozbawia złudzeń
Z pomocą jednak przyszli sami Rosjanie. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow odrzucił możliwość zawieszenia walk, obecności wojsk zachodnich w Ukrainie, czy spotkania Putina z Zełenskim. Podkreślił też, że Rosja musi brać udział w określaniu przyszłego statusu międzynarodowego Ukrainy.
W ten sposób stało się całkowicie jasne, że to Rosjanie, a nie Ukraińcy są przeszkodą w osiągnięciu porozumienia.
Publiczna irytacja Trumpa z powodu niemożności osiągnięcia co najmniej rozejmu nie prowadzi jednak do wzmożenia pomocy dla Ukrainy. Prezydent USA w typowy dla siebie sposób oświadczył dziennikarzom: „Będziemy wiedzieć, w którą stronę pójdę, bo i tak pójdę w jedną albo drugą stronę…”.
Ukraińcy obawiają się zwiększenia presji nie na Putina, lecz na nich, by przyjęli „realistyczny” stosunek do utraconych ziem, nie mogąc w innym wypadku liczyć na jakąkolwiek pomoc amerykańską, w tym zwłaszcza na bezcenne informacje wywiadowcze.
Wobec braku postępów Trump może w każdej chwili ogłosić wycofanie się Ameryki, gdyż „nie jest to nasza wojna”. Jeśli nawet dyplomatyczny kontredans ostatnich tygodni sprowadza się tylko do rokowań nad rokowaniami, zmiana stanowiska Waszyngtonu jest godna odnotowania.
Nieobecność Polski
To jest właśnie kontekst, w którym prezydent, premier i liczni członkowie rządu osłabili pozycję Polski wielokrotnie oświadczając, że w żadnych warunkach wojsko polskie nie weźmie udziału w jakiejkolwiek operacji pokojowej na terenie Ukrainy. Tym samym Polska wyeliminowała się z koalicji „chętnych”, którzy 18 sierpnia rozmawiali z Trumpem w Białym Domu.
Prezydent Nawrocki mógł, ale nie poleciał na spotkanie w Białym Domu, uznając osobiste rozmowy z Trumpem 3 września za ważniejsze.
Szum informacyjny i wzajemne ataki na siebie dwóch obozów politycznych w Polsce przykryły inną okoliczność: według dwóch miarodajnych źródeł dyplomatycznych premier Tusk mógł wziąć udział w spotkaniu w Białym Domu, ale nie podjął starań po zorientowaniu się, że Nawrocki nie leci do USA.
Minister Sikorski zachował lojalne milczenie, co sugeruje, że czuł się w powstałej sytuacji wysoce niekomfortowo.
Koła rządowe sugerują pięć nie wykluczających się wzajemnie wyjaśnień tego, co się stało:
- Otoczenie prezydenta zwodziło Kancelarię Premiera, utrzymując do ostatniej chwili, że Nawrocki stara się o udział w spotkaniu w Białym Domu, by zapobiec udziałowi Tuska. To mało wiarygodne, gdyż Kancelaria Premiera musiała wiedzieć ze źródeł dyplomatycznych o planowanej podróży, choćby po to, by poczynić własne przygotowania, w tym udostępnić samolot rządowy.
- Tusk nie chciał swoją obecnością uwiarygadniać ewentualnego, wymuszonego na Ukrainie porozumienia z Moskwą. Jeśli tak, to tym samym osłabił wspólny front europejski mimo wiedzy o stanowisku innych rządów. Także o tym, że nie wprowadzą wojsk bez wsparcia USA na tyle wiarygodnego, że Rosjanie nie zdecydują się na zaatakowanie europejskich oddziałów rozjemczych.
- Donald Tusk nie dążył do spotkania z Trumpem, który w wyborach poparł Nawrockiego, obawiając się, że w Białym Domu dojść może do publicznego ataku na niego i na jego rząd.
- Fatalne stosunki z Zełenskim i ich uzależnienie od konfliktu na tle historycznym pod presją PSL i PiS-u z Konfederacją, doprowadziły do przyjęcia wąsko-krajowej perspektywy politycznej i niechętnych wobec Ukraińców oświadczeń i działań w Polsce. Albo uznajemy, że deklarowane wzmacnianie Ukrainy służy bezpieczeństwu Polski, albo ważniejsza okazuje się patriotyczna mimikra PO.
- Tusk jest załamany przegraną Trzaskowskiego i perspektywą powrotu PiS do władzy w 2027 r. Tym bardziej, że łamańce Hołowni i spadek popularności Polski 2050 oraz PSL-u, też ich różne, nieuzgodnione inicjatywy, sprawiają, że rząd utracił sterowność oraz narzędzia wspólnej walki o przyszłe zwycięstwo wyborcze. Myślenie strategiczne zastąpiło dbanie o popularność partii i własnej pozycji. Tyle że „obóz demokratyczny” nie posiada wiarygodności ani języka, by przeciwstawić się autentycznie nacjonalistycznej, antyukraińskiej prawicy.
Obejrzyj także
Wnioski, czyli Paweł Zalewski i żandarmi
Po odmowie udziału w misji rozjemczej, po oświadczeniach Kosiniaka-Kamysza i samego Tuska, że Ukraina nie przystąpi do UE bez uporania się z przeszłością, po konflikcie na tle eksportu płodów rolnych i decyzjach uderzających w pomoc dla Ukraińców w Polsce, przy braku większej pomocy wojskowej, a też wobec oświadczenia Nawrockiego, że Ukraina nie przystąpi do NATO, nie można się spodziewać, że Zełenski będzie liczył na Warszawę.
Jest zrozumiałe, że skupia się na tych, którzy chcą i mogą realnie pomóc.
Do przeszłości należy doceniana i w kołach rządowych i przez społeczeństwo ukraińskie pomoc wojskowa z lat 2022-2023, także przyjazne przyjęcie milionów uchodźców. Trudno jest obecnie mówić o znaczącej pomocy.
Z ogromnym opóźnieniem rząd polski wpłacił zapowiedziane 50 mln euro na tzw. inicjatywę czeską dostarczania Ukrainie amunicji (obecna jej wartość to ponad 1 mld dolarów). Indolencja oraz biurokracja MON i Polskiej Grupy Zbrojeniowej zmarnowały szanse na rozwój w Polsce we współpracy z Ukrainą produkcji dronów czy rakiet średniego i dalekiego zasięgu. Tymczasem USA, Niemcy czy Dania zawarły miliardowe umowy na wspólną produkcję dronów i innego sprzętu, skutecznego na froncie i o wiele tańszego niż podobne zachodnie modele.
Zwraca uwagę, że wicepremier i minister obrony Kosiniak-Kamysz ani razu nie odwiedził Kijowa… Wesołość wywołał przyjazd w marcu wiceministra MON Pawła Zalewskiego, którego bezpieczeństwa, niczym głowy państwa, chroniło kilkunastu polskich żandarmów.
W każdym razie, zakres pomocy wojskowej Polski dla Ukrainy jest dziś jedynie cieniem wysiłków licznych innych państw europejskich. Ma to bezpośredni wpływ na postrzeganie roli i możliwości dyplomatycznych Polski.
Inne wnioski pominę, bo redakcja nie zamieści przekleństw…
*Eugeniusz Smolar – analityk z dziedziny stosunków międzynarodowych w Centrum Stosunków Międzynarodowych. Specjalizuje się w problematyce bezpieczeństwa międzynarodowego i NATO, relacjach transatlantyckich, polityce wschodniej UE i Rosji, a także w kwestiach praw człowieka i demokracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz