Jarosław Kaczyński chce dopaść Radosława Sikorskiego. Widzi w nim nowe zagrożenie, 12.08.2025


 

Jarosław Kaczyński chce dopaść Radosława Sikorskiego. Widzi w nim nowe zagrożenie

Jarosław Kaczyński doskonale rozumie, jaka jest w tej chwili pozycja i jaka może być rola Radosława Sikorskiego w obozie rządzącej koalicji. Dlatego to szef dyplomacji będzie kolejnym celem prezesa PiS. A biorąc pod uwagę przeszłość Sikorskiego, materiałów do paranoicznych ataków Kaczyńskiemu nie zabraknie.

Radosław Sikorski nie musi walczyć o uwagę prezesa PiS, bo ma ją nieustająco od 18 lat. Od momentu, kiedy opuścił orbitę Prawa i Sprawiedliwości i przeniósł się do obozu Donalda Tuska i na wiecu wyborczym wygłosił słowa o dożynaniu watahy, prezes zieje wobec obecnego szefa dyplomacji szczerą nienawiścią. Uważa go za zdrajcę. Ale z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego minister Sikorski ma na sumieniu coś znacznie gorszego niż zdrada.

Otóż Sikorski ośmieszył Lecha Kaczyńskiego, a tego jego brat nie wybacza. Nigdy. Było tak: prezydent podejrzewał, że ówczesny rząd, a konkretnie właśnie Radosław Sikorski, zawarł tajne porozumienie z amerykańską Partią Demokratyczną. Miało się ono sprowadzać do tego, że budowa Tarczy Antyrakietowej rozpocznie się nie w czasie dobiegającej końca prezydentury republikanina Georga W. Busha, a już w czasie przewidywanej prezydentury następcy, wywodzącego się z obozu demokratów.

Prezydent postanowił przesłuchać ministra Sikorskiego w przystosowanym do prowadzenia najtajniejszych rozmów pomieszczeniu w BBN. Jednak zapis tej rozmowy wyciekł do mediów. Prezydent wielokrotnie dopytywał wówczas “czy zna pan Rona Asmusa?". Ronald Asmus był politykiem Partii Demokratycznej, niegdyś bardzo wpływowym w Departamencie Stanu. Publicznie wypowiadał się w mediach na temat budowy tarczy i przedstawiał swój pogląd, który sprowadzał się do tego, że odchodząca administracja nie powinna podejmować takich zobowiązań w imieniu przyszłej władzy. Znajomość z nim co prawda nie była dowodem na nic, ale bardzo niepokoiła prezydenta. Wybuchła gigantyczna awantura, z której Lech Kaczyński wyszedł ośmieszony.

Radek na fali

– Prezes doskonale wie, że Radek teraz jest na fali wznoszącej i że może zastąpić Tuska. Pewnie, mówimy o bliżej nieokreślonej przyszłości, ale że jest to scenariusz możliwy. Dlatego będzie atakował Radka ze wszystkich stron. Oczywiście przede wszystkim od strony rodziny – opowiadają ludzie z otoczenia szefa dyplomacji.

Jarosław Kaczyński już zaczął. Na jednym z wieców, mówiąc o małżonce ministra Anne Applebaum, pozwolił sobie na uwagi dotyczące jej pochodzenia. Wszyscy chyba wiedzą, że pisarka, publicystka, laureatka Pulitzera pochodzi z rodziny amerykańskich Żydów i zapewne nie jej amerykański paszport wywołał rechot sali pełnej działaczy PiS.

– (...) Polska też, na szczęście, idzie na prawo. To widać we wszystkich badaniach. Wobec tego oni być może też będą próbowali udawać, podkreślam to słowo: udawać, że idą na prawo. A to udawanie będzie się nazywało Radosław Sikorski – mówił prezes PiS w czasie spotkania z wyborcami i działaczami. – Można się śmiać, ale on przecież w tej chwili działa w ten sposób, że jego małżonka, wiecie, kim jest, pisze książkę "Matka Polka" – dodał.

Radosław Sikorski i Anne Applebaum w ChobielinieKacper Pempel / Reuters
Radosław Sikorski i Anne Applebaum w Chobielinie

Szef dyplomacji zareagował mało dyplomatycznie, czemu trudno się dziwić w tej sytuacji. Atak na polityka przez podszyte antysemityzmem uwagi o jego żonie jest czymś wyjątkowo niegodnym. Ale wiadomo, że PiS-owi w tej sferze wolno więcej, bo ma do perfekcji opracowaną metodę udawanie ofiary.

Radosław Sikorski następcą... Jarosława Kaczyńskiego?

A jeszcze nie tak dawno Jarosław Kaczyński o Anne Applebaum mówił, że jest wybitną publicystką, tylko męża ma nieudanego. Nie do końca wiadomo, kiedy Kaczyński nabrał przekonania o tym, że Sikorski jest “nieudany". O początkach ich znajomości wiadomo tyle, co opowiadał sam Jarosław Kaczyński. Radosław Sikorski zawsze powtarza, że pierwszego spotkania nie pamięta. Za to prezes w swoich wspomnieniach nie szczędził Sikorskiemu złośliwości.

Początek znajomości obu panów miało wyglądać mniej więcej tak. Był rok 1990, do redakcji "Tygodnika Solidarność", którego (co niewielu pamięta) redaktorem naczelnym był prezes Kaczyński (jednocześnie kierujący wtedy partią Porozumienie Centrum), przyjechał dwudziestokilkuletni mężczyzna i poprosił o spotkanie. Opowiadał Jarosławowi Kaczyńskiemu o swoich doświadczeniach z wojny w Afganistanie, ale prezesa nie bardzo ona zainteresowała. Miała według Kaczyńskiego brzmieć groteskowo. Jak twierdził prezes, młody człowiek relacjonował mu swoje starania o stworzenie polskiego legionu u boku mudżahedinów walczących z Sowietami. Prezes raczej nie potraktował go poważnie. Z dzisiejszej perspektywy trudno się dziwić, bo do prawicowych redakcji i powstających z dnia na dzień partyjek pukali różni ludzie, którzy opowiadali historie tyleż sensacyjne, co nieprawdziwe.

Jarosław Kaczyński zdziwił się dwa lata później, kiedy w składzie nowopowołanego rządu Jana Olszewskiego zobaczył na stanowisku wiceszefa MON właśnie tego młodego człowieka. Prawie 20 lat później prezes twierdził, że mianowanie Sikorskiego, wówczas 29-letniego, na stanowisko wiceministra uważał za “niefortunne". Ale co myślał w 1992 r., trudno orzec. Skoro potem zgodził się na Sikorskiego w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza w 2005 r., to chyba nie miał specjalnych zastrzeżeń.

Zwłaszcza że Radosław Sikorski stał się w międzyczasie bożyszczem prawicy. Był gwiazdą. Był wszystkim, czym młodzi politycy prawicy chcieli być. Kiedy oni rzucali kamieniami w ZOMO w schyłkowej fazie PRL, on z kałasznikowem przedzierał się przez góry Afganistanu. Kiedy oni kończyli studia, on robił to samo tylko na Oxfordzie. Kiedy oni się zaręczali to on też, ale od razu z wschodzącą gwiazdą amerykańskiego dziennikarstwa. Jeszcze ponad 10 lat później to Sikorskiego w roli potencjalnego następcy Jarosława Kaczyńskiego widzieli PiS-owscy spin doktorzy Adam Bielan i Michał Kamiński. Sikorskiego i Kazimierza Marcinkiewicza. Każdy z nich dosłownie chwilę potem znalazł się tak daleko od PiS, jak to tylko możliwe.

Rok 2006. Jarosław Kaczyński jako premier i Radosław Sikorski jako minister obronyRadek Pietruszka / PAP
Rok 2006. Jarosław Kaczyński jako premier i Radosław Sikorski jako minister obrony

Sikorski jako brytyjski szpieg. Antoni Macierewicz uwierzył od razu

Za odejściem Radosława Sikorskiego z rządu PiS i ministerstwa obrony narodowej stał oczywiście Antoni Macierewicz, który bardzo konsekwentnie plótł wokół Sikorskiego pajęczynę niedopowiedzeń, wątpliwości i plotek. Wszystkie one miały swoje źródła w początku lat 90. Sikorski opowiadał kiedyś anegdotę, która dość precyzyjnie pokazuje ich tło. Krótko po upadku rządu Olszewskiego podejmował Macierewicza w swym dworku w Chobielinie. "Wyciągam whisky Glenfiddich kupioną na Heathrow, nalewam i mówię: “Panie ministrze, prosto z Londynu, służbowa, z MI6". Macierewicz łypnął na mnie oczyma i zrozumiałem, że pomyślał: »Nalany, wygadał się«".

Skąd w ogóle wziął się pomysł, że Radosław Sikorski współpracował z brytyjskim wywiadem? Z działań WSI. Nagle Antoni Macierewicz postanowił do nich sięgnąć bez obrzydzenia. W latach 1992 i 1993 wobec Sikorskiego Wojskowe Służby Informacyjne prowadziły postępowanie pod kryptonimem "Szpak". Uzasadnienie akcji operacyjnej przeciwko Sikorskiemu brzmiało: “zaangażowany w działalność polityczną ugrupowań stawiających sobie za cel osłabienie struktury i spoistość wojska, osłabienie autorytetu Zwierzchnika Sił Zbrojnych i kierownictwa MON. W perspektywie podporządkowania Sił Zbrojnych określonym celom politycznym "Szpak" szczególnie zaciekle atakuje Wojskowe Służby Informacyjne, podważając ich cele i zadania, chce paraliżować działania WSI".

To fragment informacji z teczki Radosława Sikorskiego założonej mu przez WSI:

“Stały kontakt »S« utrzymuje z pracownikiem ambasady Wielkiej Brytanii – panem o nazwisku ​​McQuiban. Jest to specjalista od testowania i organizowania tzw. poczty elektronicznej. Fachowcy stwierdzają, że jest to system komputerowy, gdzie nadawca informacji na określony kod nadaje informacje, komputer to przyjmuje i gromadzi, odbiorca na określony kod odbiera taką informację. Zaletą tego typu poczty elektronicznej jest to, że bez znajomości kodu nikt nie potrafi ustalić kto i jaką informację przesłał do komputera poczty i nie ustali się, kto tę informację odbiera.

Pan McQuiban przyjeżdża do biura »S«, przywozi i zabiera starannie zabezpieczone przesyłki.

(...) »S« usilnie zabiegał o zainstalowanie mu w gabinecie, co już zrobiono i w Helenowie – systemu łączności typu COMERTEC. Pozwala to uzyskiwać bezpośrednie połączenie międzynarodowe. W opinii fachowców bez możliwości podsłuchu, ale nasza służba jest w stanie przechwycić taką łączność.

(...) Od 1 do 10 maja »S« zrealizował połączenia telefoniczne na kwotę 18 milionów złotych (przed denominacją – przyp. red.). Dane operacyjne. Jest to absolutny rekord w Polsce. »S« mieszka w Helenowie są uwagi do jego moralności".

Funkcjonariusze WSI przygotowujący te notatki starali się w zawoalowany sposób powiedzieć, że James McQuiban był oficerem wywiadu brytyjskiego. Stąd w przestrzeni publicznej pojawiły się plotki dotyczące współpracy Sikorskiego z brytyjską służbą. To, co tak zaniepokoiło WSI to… laptop. Radosław Sikorski w latach 90., tuż przed objęciem teki wiceministra, był korespondentem “The Sunday Telegraph" i miał przenośny komputer, którego używał do pracy. Korzystał także z e-maila, chociaż te w Polsce stały się powszechne dopiero w 1994 r.

Od zarzutów wobec Sikorskiego do prawicowej paranoi

WSI, snując podejrzenia o współpracy Sikorskiego z MI6, wykorzystało informacje z akcji Służby Bezpieczeństwa Sikorskiemu. Ta z kolei była prowadzona pod koniec lat 80. Miała kryptonim “Bastard". Zawiera 24 dokumenty i wynika z niej, że przed 1988 r. Sikorski był rozpracowywany także Wydział II WUSW w Bydgoszczy, skąd pochodzi. W teczce można znaleźć notatki jego życia w Londynie “najprawdopodobniej jest powiązany z brytyjskimi służbami specjalnymi, żyje ponad stan, szuka kontaktów i dużo podróżuje".

W dokumentach w niej żadnych dowodów na współpracę, ale jest informacja, że w 1984 r. ściągał na egzaminie na Oxfordzie, za co powinno grozić mu relegowanie. SB chciała nawet użyć tej informacji. "Jego intencje można by rozważyć i ew. wykorzystać w razie przyjazdu R. Sikorskiego do Polski jako ew. element nacisku w rozmowie operacyjnej" – można przeczytać w teczce operacji "Bastard". Działania SB sprowadzały się do tego, żeby Sikorskiemu jak najbardziej utrudnić przyjazd do Polski.

Teczki Szpaka i Bastarda stworzone przez służby PRL bądź wywodzące się z PRL są dla prawicy od 30 lat dowodem na współpracę Sikorskiego z brytyjskim wywiadem. Chociaż nie ma na to najmniejszego dowodu. Ale politycy prawicy idą jeszcze dalej. Używają tych plotek, żeby zbudować tezę, że Sikorski współpracował ze służbami rosyjskimi. Ciąg logiczny jest mniej więcej taki: “pracował dla MI6 i Rosjanie »przekręcili go« szantażując ujawnieniem tej informacji".

Jarosław Kaczyński na pewno sięgnie i po tę narrację. Przydadzą się też rewelacje z "Resetu" autorstwa Sławomira Cenckiewicza (dzisiaj szefa prezydenckiego BBN) i Michała Rachonia (pracownika TV Republika). Prezes PiS będzie strzelał do Sikorskiego wszystkim, co ma pod ręką. Niezależnie od tego, czy są to informacje byłych służb PRL, czy wyniesione i zmanipulowane teczki. Kaczyński użyje każdej broni, bo w otoczeniu prezesa przekonanie, że Sikorski może być realnie groźny, rośnie już od kilku miesięcy.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz