"Jałta XXI w.". Dyktatorzy znów przechytrzyli Zachód. Xi Jinping i spółka dostali to, czego chcieli [OPINIA]
Zachodni eksperci sądzili, że spotkanie dyktatorów w Chinach przyniesie jakiegoś rodzaju przełom: czy to w sprawie wojny w Ukrainie, czy sojuszu przeciwko USA. Wciąż popełniają jednak ten sam błąd. Logika reżimu Xi Jinpinga jest zupełnie inna. Zgodnie z odwiecznymi chińskimi koncepcjami wszechświat dzieli się na ziemie wewnętrzne (Chiny) i ziemie zewnętrzne (wszystko inne) — tłumaczy Siergiej Szelin, analityk społeczno-ekonomiczny. Oto jak działa strategia Pekinu.
O czterodniowych uroczystościach w Chinach (najpierw szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy, a następnie jubileuszowa parada) mówi się jako o czymś pustym, a nawet nieudanym.
Na pierwszy rzut oka tak właśnie jest. Pomimo przyjazdu Narendry Modiego nie powstał żaden indyjsko-chiński sojusz przeciwko USA.
- Chiny czekały na to od lat. Xi Jinping odsłonił karty. Dąży do obalenia obecnego porządku światowego
Pomimo przyjazdu Władimira Putina zgromadzeni w Chinach przywódcy nie przekonali go do zakończenia wojny.
Co więcej, przywódcy państw prowadzących wojny lub uwikłanych w konflikty innego rodzaju (od Kim Dzong Una z Korei Północnej po Masuda Pezeszkiana z Iranu) nie zaskoczyli światowej opinii publicznej niczym nowym. Czy zatem ich przyjazdy były bezcelowe?
Nie. Na próżno podchodzimy do wydarzeń XXI w., zwłaszcza tych mających miejsce w Chinach, z doświadczeniem i oczekiwaniami z XX w. Uważamy, że skoro światowi przywódcy zbierają się razem w czasie wojen i katastrof, to znaczy, że będzie nowa Jałta. A jeśli teraz na swoim spotkaniu nie zmieniają losów ludzkości w żadną stronę, to znaczy, że ponieśli porażkę.
W tych kategoriach myśli z pewnością prezydent USA Donald Trump, który obejrzał paradę i zobaczył przywódcę Chin Xi Jinpinga z Putinem po prawej i Kimem po lewej stronie. Zirytowany Amerykanin poprosił Chińczyków, aby "przekazali moje najserdeczniejsze gratulacje Władimirowi Putinowi i Kim Dzong Unowi, podczas gdy spiskujecie przeciwko Stanom Zjednoczonym Ameryki". W jego rozumieniu, skoro przywódcy tak długo stali we trójkę, to wyłącznie po to, aby wymyślić coś ważnego przeciwko niemu, Trumpowi ("sprzymierzyć się").
Strategia Pekinu
Nie ma jednak żadnych oznak, że ta trójka podjęła jakiekolwiek wspólne decyzje w jakiejkolwiek sprawie. Podobnie jak nie podjęli ich wszyscy inni znamienici goście w Tiencin (Szanghajska Organizacja Współpracy) lub Pekinie (parada). Nie po to ich zaproszono.
Logika reżimu Xi jest zupełnie inna. Zgodnie z odwiecznymi chińskimi koncepcjami wszechświat dzieli się na ziemie wewnętrzne (Chiny) i ziemie zewnętrzne (wszystko inne). Zewnętrzne ziemie dzielą się na trzy rodzaje: te, z których regularnie płacona jest danina (chang gong), te, z których danina płacona jest nieregularnie (si gong), oraz te, z których danina nie jest płacona wcale (bu gong).
Przy czym "danina" jest często rozumiana metaforycznie, jako hołd szacunku i podziwu. Odpowiedzią metropolii mogą być dary hojniejsze od daniny.
Łatwo prześledzić, dlaczego działania Xi Jinpinga były zgodne z tą zasadą. Władcy, którzy nie zostali zaproszeni do Chin, są tymi, którzy w ogóle nie płacą daniny. Ci, którzy zostali zaproszeni do Tiencin, są bliżsi i płacą daninę nieregularnie. Zrozumiała jest na przykład obecność prezydenta Egiptu. Ale znaczące jest to, że w ich szeregach zgodził się znaleźć się również premier Indii.
A już potem najbardziej zaufanym przywódcom ("płacącym daninę regularnie") pozwolono przyjechać do Pekinu i z szacunkiem uczestniczyć w sakralnej paradzie. Zrozumiałe jest, że Kim Dzong Un zabrał ze sobą nastoletnią córkę i następczynię, Kim Ju Ae. Trzeba było ją przedstawić głowie ludzkości.
Symbole i rytuały
Cały czterodniowy cykl wydarzeń był odprawianiem rytuałów i wcale nie miał na celu podjęcia przełomowych decyzji, niezależnie od tego, jaka była praktyczna potrzeba. A tym bardziej nie miał na celu zawarcia "porozumień", jak błędnie wyobrażał sobie Trump.
Nie było żadnych prób uzgodnienia jakichkolwiek działań. Suweren nie uzgadnia niczego z niższymi rangą. To nie jest jego poziom. Zgoda na eksperyment z bezwizowym wjazdem dla Rosjan to dar w zamian, który musiał zostać przyznany. A "prawnie wiążący" dokument dotyczący rurociągu został wyolbrzymiony przez putinowców. I, sądząc po opiniach strony chińskiej, nie oznacza radykalnego postępu.
Aby być dobrym przewodniczącym Chin (a tym samym przywódcą świata), nie jest wcale najważniejsze podejmowanie decyzji.
Nie oznacza to, że Xi w ogóle nie podejmuje ważnych decyzji. Robi to jednak znacznie rzadziej, niż było to przyjęte w świecie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Kiedy Putin najechał Ukrainę, wielu, w tym autor tych słów, miało nadzieję, że Chiny zabiorą głos i być może powstrzymają wojnę. Jest to przecież w ich mocy.
Jednak stanowisko Pekinu zostało sformułowane od razu i nie zmieniło się do dziś. Powtarzające się w kolejnych oświadczeniach formuły o pożądanej harmonii światowej, karykatury prasowe o zawsze tej samej tematyce (Zachód podsyca wojnę i przeszkadza światu) — wszystko to ani razu nie dało nadziei na podjęcie działań.
Cel reżimów został osiągnięty
Nie było i nie będzie żadnej decydującej interwencji Chin w wojnę w Ukrainie. Nie należy też czekać na nią z zapartym tchem. Chińscy pokojowcy nie przybędą do Ukrainy, niezależnie od tego, czy są dobrzy, czy źli. Jako suzeren Xi po prostu pozostawił tę sprawę w gestii swojego wasala Putina. Podobnie jak inne wojny. Nie ma bowiem żadnych oznak, że Iran walczy z Izraelem na polecenie i w interesie Chin. To jego obszar działania, a jeśli przegra — to jego problem.
Jeśli obecnie pojawia się nowy porządek świata, to właśnie taki. Chiny nigdy nie były i nie dążą do bycia siłą przewodnią jakiegokolwiek bloku wojskowego. A tym bardziej światowym policjantem. Ci, którzy uznają zależność od niego, otrzymują handel i, jako najwyższy dar, pewne materialne ulgi, takie jak dostawy niedrogich, ale ważnych komponentów do dronów. Na przykład do rosyjskich dronów.
Światowi przywódcy zjechali się do Chin nie po to, aby zorganizować "Jałtę XXI w.", ale aby odprawić święte obrzędy. W związku z tym zadania, które chcieli rozwiązać, nie były tymi, które my, komentatorzy, radziliśmy im podjąć, ale tymi, które były odpowiednie do czasu i miejsca. I wiele im się udało.
Powiedzmy, że córka Kima, sądząc po wszystkim, otrzymała najwyższe błogosławieństwo. Putin też dostał to, czego chciał. W Pekinie przyjęto go jako najważniejszego z wasali. Na trybunie przyznano mu miejsce obok przywódcy. A kiedy najwyżsi rangą urzędnicy defilowali gęsiego przed chińskimi weteranami, Kim został wprowadzony jako drugi po Xi.
Słynna rozmowa prezydenta Rosji z Xi na temat sposobów osiągnięcia życia wiecznego nie była przypadkowa i była w pełnej harmonii z całą czterodniową uroczystością. Ponieważ właśnie to, a nie wojny handlowe czy krwawe, jest głównym punktem ich programu zarządzania. Putin nieustannie myśli o swojej nieśmiertelności, a Xi robi to najwyraźniej dość często.
Dla takiej rozmowy warto było pojechać do Pekinu.
Onet
Starcie na linii Nawrocki–Tusk. Polacy wskazali, kto jest "zwycięzcą" [SONDAŻ]
Ostatnie dni i tygodnie w polskiej polityce stoją pod znakiem konfliktu Pałacu Prezydenckiego i rządu, szczególnie w kontekście niedawnej wizyty Karola Nawrockiego w Waszyngtonie. Dwa ośrodki władzy toczą ze sobą intensywny spór, a z najnowszego sondażu Instytutu Badań Pollster, przeprowadzonego na zlecenie "Super Expressu", wynika, że prezydent na razie wygrywa starcie z premierem.
Badanie zostało zrealizowane przez Instytutu Badań Pollster w dniach 30 sierpnia —1 września br. na próbie 1000 dorosłych Polaków.
Respondentom zadano pytanie, kto wygrywa w politycznym starciu prezydenta i premiera
W sondażu Karol Nawrocki uzyskał wskazanie 42 proc. respondentów, podczas gdy Donald Tusk zdobył 22 proc. głosów.
20 proc. uczestników opublikowanego w piątek badania odpowiedziało, iż żaden z nich nie wygrywa, a zdania w tej sprawie nie miało 16 proc. badanych
Utarczki między prezydentem a premierem
Między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Karolem Nawrockim regularnie dochodzi do wymiany zdań i spięć. W środę 27 sierpnia w Pałacu Prezydenckim odbyło się zwołane przez Karola Nawrockiego posiedzenie Rady Gabinetowej. Przedmiotem spotkania był stan finansów publicznych, inwestycje rozwojowe, a także ochrona polskiego rolnictwa. Już na samym początku spotkania miała miejsce wymiana zdań między premierem a prezydentem.
— Będziemy do pana prezydenta dyspozycji, tak jak mówi konstytucja, w celach informacyjnych. Rada Gabinetowa to nie jest substytut rządu, to nie jest klub dyskusyjny, tylko są to obrady Rady Ministrów prowadzone przez prezydenta — powiedział Donald Tusk, zwracając się do Karola Nawrockiego.
Spór toczył się również wokół wizyty prezydenta Karola Nawrockiego w USA. Prezydentowi - z inicjatywy jego i Kancelarii Prezydenta - nie towarzyszył przedstawiciel MSZ, pomimo tego, że szef resortu Radosław Sikorski zaoferował swoje wsparcie.
— Dobrze wiemy, ile pisowskich pielgrzymek wyjeżdżało do Waszyngtonu, aby wytłumaczyć naszym amerykańskim partnerom, jakim potworem jestem. Być może przyniosło to pewien skutek — tak Donald Tusk skomentował słowa prezydenckich ministrów o tym, że premier Polski nie jest mile widziany w Białym Domu. Tusk dodał, że "z nikim na kolanach nie będzie rozmawiać".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz