Kandydat Kaczyńskiego, 30.11.2024


Karol Nawrocki kandydatem na prezydenta. Tak wybór PiS oceniają Polacy [SONDAŻ]

30 listopada 2024 

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej został wskazany jako niezależny kandydat na prezydenta z poparciem PiS. "Rzeczpospolita" zapytała Polaków, jak oceniają ten wybór. Zdaniem ankietowanych największa partia opozycyjna mogła postawić na lepszego pretendenta do fotela prezydenckiego, choć jednocześnie Nawrocki ma spore grono zwolenników.

Dlaczego to jest ważne?

Dr Karol Nawrocki ogłosił swój start w wyborach prezydenckich w niedzielne popołudnie w Krakowie. Prezes Instytutu Pamięci Narodowej startuje jako kandydat niezależny zaprezentowany przez Obywatelski Komitet Poparcia Kandydata na Urząd Prezydenta RP dra Karola Nawrockiego. Politycznej rekomendacji udzieliło mu Prawo i Sprawiedliwości.

Jak Polacy oceniają kandydaturę Nawrockiego?

"Rzeczpospolita" przeprowadziła sondaż, w którym zadano respondentom następujące pytanie: "Czy Pani/Pana zdaniem Karol Nawrocki jest najlepszym kandydatem na prezydenta, którego mógł poprzeć PiS?". 18,9 proc. badanych uważa, że Nawrocki jest najlepszym kandydatem, którego mogła poprzeć partia Jarosława Kaczyńskiego, 32,7 proc. respondentów uważa, że prezes IPN nie jest najlepszym kandydatem, zdania w tej kwestii nie ma 48,4 proc. ankietowanych.

Wśród kobiet decyzję tę popiera 15,9 proc. ankietowanych, a przeciwnego zdania jest 29,6 proc., zaś wśród mężczyzn 22,3 proc. jest na "tak", zaś 36,4 proc. badanych na "nie".

Co wiemy o Karolu Nawrockim?

Karol Nawrocki — prezes Instytutu Pamięci Narodowej, były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku — to kandydat Komitetu Obywatelskiego na prezydenta Polski. Poparcia udzielił mu prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wybory prezydenckie odbędą się w maju 2025 r. Początek kampanii wyborczej zaplanowano na styczeń 2025 r. Prezydent Andrzej Duda kończy urzędowanie w sierpniu 2025 r.

Czytaj także:


onet

Ekspertka: Każdy ma "trupy w szafie". Szokuje mnie, jak łatwo wychodzą w przypadku Karola Nawrockiego

— Niemal każdy polityk ma "trupy w szafie". Szokuje mnie jednak, jak łatwo wychodzą one na światło dzienne w przypadku Karola Nawrockiego. Jego sztab nie jest przygotowany na ich neutralizowanie — mówi prof. Agnieszka Karasińska-Metryka. Politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach podsumowuje pierwszy tydzień kampanii prezydenckiej popieranego przez PiS prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Zauważa, że ze wszystkich osób myślących o prezydenturze to on przez ostatnie dni najczęściej pojawiał się w mediach. Na drugim miejscu gościło w nich nazwisko: "Hołownia". — Problem w tym, że w przypadku obu panów pisało się i mówiło głównie w kontekście kontrowersji — dodaje ekspertka.

  • Politolożka uważa, że sztab Karola Nawrockiego był nieprzygotowany na to, że media wyciągną na światło dzienne kontrowersyjne informacje z przeszłości prezesa IPN
  • — To dziwne, bo to była niemal powszechna wiedza. Sztab, prześwietlając kandydata, powinien być gotowy na to, że to wypłynie, i zawczasu powinna być przygotowana strategia, jak na te zarzuty odpowiedzieć — mówi politolożka z UJK w Kielcach
  • Zdaniem prof. Karasińskiej-Metryki start kampanii Nawrockiego jest gorszy niż start kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy sprzed dziewięciu lat
  • — Duda był jednak lepiej przygotowany, bo był politykiem. Nawrockiemu takiego doświadczenia brak i to widać — tłumaczy ekspertka

W niedzielę 24 listopada w hali Sokoła w Krakowie ogłoszono, że kandydatem w przyszłorocznych wyborach prezydenckich będzie dr Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Ten w teorii jest kandydatem niezależnym, ale PiS popiera go i nie wystawi w walce o urząd prezydenta nikogo innego. Nawrocki zaraz po wystąpieniu w Krakowie ruszył w podróż po Polsce, gdzie spotykał się z wyborcami.


— Pierwszy tydzień kampanii wyborczej dla Karola Nawrockiego był na pewno trudny — uważa prof. Karasińska-Metryka. — Widać, że musi się on jeszcze bardzo wiele nauczyć — dodaje.

Choć w PiS prezesa IPN starają się reklamować jako kogoś "świeżego" i niezwiązanego dotychczas z "polityką", to zdaniem ekspertki te dwie cechy jak na razie przemawiają raczej na niekorzyść Karola Nawrockiego.

Dalszy ciąg materiału pod wideo Pan doktor nie miał dotychczas doświadczenia zarówno politycznego, jak i urzędniczego. W związku z tym ma problem z wygłaszaniem przemów. On miał doświadczenie w mówieniu do grupy osób, które przychodziły wcześniej na spotkanie z nim jako historykiem i były z wygłaszanymi przez Nawrockiego tezami związane. Czymś innym jest jednak występowanie jako kandydat na prezydenta przed publicznością, wśród której mogą się znaleźć także osoby jemu nieprzychylne lub też po prostu zadające trudne pytania. Politycy w takich sytuacjach potrafią zazwyczaj się opanować i odpowiadać spokojnie. U Karola Nawrockiego tej umiejętności jeszcze nie ma — mówi prof. Agnieszka Karasińska-Metryka.

Jej zdaniem kandydat ten będzie się musiał tej umiejętności przemawiania przed każdą publicznością szybko nauczyć. Drugą rzeczą, jaką jej zdaniem Nawrocki musi opanować, jest też umiejętność rozmowy z dziennikarzami.

— W minionym tygodniu była sytuacja, gdy dziennikarze zaczęli rozmawiać z kandydatem PiS na prezydenta i padły pytania, które ewidentnie wyprowadziły go z równowagi. To było bardzo widoczne i dla politologów to było zjawisko dziwne. Politycy są bowiem przyzwyczajeni do tego, że media potrafią ich osobiście pytać o naprawdę niewygodne rzeczy. I ludzie, którzy są dłużej na scenie politycznej, potrafią zazwyczaj odpowiedzieć na takie pytanie spokojnie. Nie okazują emocji. Tu mamy kogoś, kto tego nie potrafi i dlatego do mediów trafiają obrazki kandydata, który mocno się denerwuje, gdy dziennikarze go przyciskają. Dla mnie to szokujące, bo w tej konkretnej sytuacji, którą przywołuję, naprawdę Karola Nawrockiego nie pytano jeszcze o żadne trudne sprawy. Jak on więc zareaguje, gdy pojawią się cięższe pytania?

"To gorszy start niż w kampanii Andrzeja Dudy dziewięć lat temu"

Inna sprawa, że zdaniem naszej rozmówczyni spotkania Karola Nawrockiego z wyborcami są jak na razie przygotowane słabo. Wygląda na to, że partyjni działacze PiS z "terenu" nie stanęli na wysokości zadania i nie przygotowali dla kandydata tej partii odpowiedniego zaplecza. Ten brak było widać w miejscach, gdzie Nawrocki ostatnio się pojawił.

— Pokazuje to, co w PiS słychać nieoficjalnie od zeszłej niedzieli — mówi pani profesor. — Karol Nawrocki to kandydat prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, ale niekoniecznie... samej partii. Partyjne doły go nie znają i na razie "nie czują". Nie widać też wielkiej chęci na to, by pomagać mu w kampanii wyborczej. Być może po prostu to dobry kandydat tylko dla Kaczyńskiego, a nie dla całego ugrupowania i on tego oddolnego poparcia i pomocy mieć nie będzie nigdy.

Jak dodaje prof. Agnieszka Karasińska-Metryka, to może oznaczać, że prezes PiS decydując się na kandydata mało znanego, po prostu przeszarżował.

— Znamienne dla wielu osób jest to, że przy próbie wymienienia nazwiska Karola Nawrockiego zawahał się sam prezydent Andrzej Duda. To nazwisko wyleciało mu z głowy. To wizerunkowo słabo wygląda, że on jest nieznany nawet dla głowy państwa — mówi. — Zresztą pozostając przy temacie Andrzeja Dudy, to PiS przekonuje, że jego kampania wyborcza dziewięć lat temu też startowała niemrawo i później rozkręciła się na tyle, że to ta partia wygrała wybory prezydenckie.

Zdaniem ekspertki Andrzej Duda i Karol Nawrocki to jednak inni ludzie i to widać już na samym starcie. Politolożka przypomina, że Duda przed startem w wyborach był urzędnikiem i ministerem w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a później posłem. Miał więc pewne doświadczenie, którego Karolowi Nawrockiemu brakuje całkowicie.

— Oczywiście jesteśmy na samym starcie kampanii, która potrwa wiele miesięcy. Kandydat PiS wielu rzeczy może się jeszcze nauczyć, ale na dziś to on jest jednak w gorszej sytuacji, niż był w analogicznym momencie kampanii przed wyborami z 2015 r. Andrzej Duda — uważa.

Trupy z szafy

Z pierwszego tygodnia kampanii wyborczej Karola Nawrockiego najwięcej osób zapamięta jednak "trupy" jakie wypadły z "szafy" tego kandydata.

W mediach pojawiły się niedawno sugestie, jakoby na zdjęciu sprzed niemal 20 lat widać było szefa IPN Karola Nawrockiego wykonującego tzw. salut rzymski, kojarzony głównie z nazistami. Rzecznik IPN Rafał Leśkiewicz napisał, że te sugestie to "ordynarna manipulacja". Na zdjęciu znajduje się bowiem historyk Tomasz Greniuch (odwołany z funkcji dyrektora IPN we Wrocławiu w 2021 r.).

Ale to nie jedyna kontrowersja. Prezes IPN musiał ostatnio tłumaczyć się ze znajomości z groźnym przestępcą — Patrykiem Masiakiem, znanym jako "Wielki Bu", byłym członkiem gangu sutenerów skazanym za porwanie.

Masiak publikował zdjęcia z Nawrockim i komentował: "Takie tam z prezesem IPN na kawce. Mądrego to zawsze dobrze posłuchać". Historyk tłumaczył wówczas, że zna Masiaka z czasów, kiedy sam trenował boks, i że ich drogi skrzyżowały się ponownie, gdy Masiak stał się gwiazdą sportów walki.

Nawrocki podkreślił, że podczas spotkania w Warszawie wręczył Masiakowi książkę, zachęcając go do bycia lepszym człowiekiem i promowania wartości w swoim środowisku.

"Gdy spotkaliśmy się na Lechii w 2024 r., był już gwiazdą sportów walki. Gwiazdą na wolności, chłopakiem po przejściach, który rozpoczął nowe życie" — brzmi fragment obszernego komentarza, który szef IPN zamieścił na X.

— Tu, szczerze mówiąc, jestem zszokowana, że PiS, który przecież tak długo zastanawiał się kogo poprzeć w wyborach, zdecydował się właśnie na Nawrockiego — mówi Karasińska-Metryka. — Nie chodzi o to, czy na nim naprawdę coś ciąży. Każdy polityk ma jakieś "trupy w szafie". Chodzi o to, że akurat to, czym można uderzyć w prezesa IPN, było niemal powszechnie znane, dziennikarze o tym wiedzieli, a mimo to, gdy kandydat jest tymi informacjami uderzany, to jego sztab wydaje się bezradny i zadziwiony. Przecież oni w PiS powinni być na to przygotowani, skoro zdecydowali się na poparcie tej osoby. Poważna partia powinna wcześniej takiego człowieka dogłębnie prześwietlić, by wiedzieć, co może wyjść. Tutaj widać zaskoczenie i niemoc, a to może świadczyć, że kandydatura Nawrockiego wyszła w ostatniej chwili i nie była wcześniej przemyślana — stwierdza rozmówczyni Onetu.

Zdaniem profesor politologii informacje o tym, że Karol Nawrocki mógł mieć w przeszłości kontakty z ludźmi z półświatka, będą ciągnąć się za nim bardzo długo. — Pewna łatka już została do niego przyklejona i dla części wyborców prawicy, dla których słowa "prawo i praworządność" są niezwykle ważne, powstaje dziś spory dysonans poznawczy. Z jednej strony mamy bowiem człowieka, który kreuje się i przestawia jako miłośnik prawa i wielki patriota, a z drugiej ma on jakieś tam niejasne historie w przeszłości. Przez te fakty, jakie wypłynęły, tych kilka procent wyborców normalnie głosujących na PiS może od Nawrockiego się odwrócić — przewiduje.

Spory problem także w obozie Hołowni

Podsumowując ostatni tydzień startującej kampanii prezydenckiej, ekspertka wskazuje, że podobne obawy o przyklejenie "ciemnej łatki" może mieć też Szymon Hołownia. — Marszałek Sejmu w ostatnim tygodniu pojawił się w mediach jako były domniemany student Collegium Humanum, czyli szkoły wyższej, która Polakom kojarzy się z przekrętami przy wydawaniu tytułów naukowych swoim studentom — mówi prof. Agnieszka Karasińska-Metryka. — Dla Hołowni to będzie coś, co będzie ciążyć w kampanii. Afera wokół tej uczelni jest dziś bardzo medialna i pojawienie się gdzieś w okolicy nazwiska Hołownia nie jest niczym, czego chciałby ten kandydat.


onet


To wina Kaczyńskiego. Nawrocki musi odegrać swoją rolę, bo na lepszego kandydata nie pozwala prezes [KOMENTARZ]


To już oficjalne. Rada Polityczna PiS poparła Karola Nawrockiego w wyborach Prezydenckich. Uchwała była formalnością, bo jak nie od dziś wiadomo, takie decyzje w PiS-ie podejmuje samodzielnie Jarosław Kaczyński. A prezes praktycznie udzielił już publicznie poparcia Nawrockiemu w ubiegłą niedzielę w Krakowie.

Nawrocki został tam co prawda przedstawiony jako "bezpartyjny kandydat obywatelski", ale trudno było poważnie traktować obywatelskość kandydata, którego przemówienie poprzedza długie wystąpienie lidera największej partii opozycyjnej. Kaczyński w Krakowie tłumaczył w dodatku, że "kandydat obywatelski" pokonał w wewnętrznym konkursie PiS trzech konkurentów wywodzących się z partii – Mariusza Błaszczaka, Tobiasza Bocheńskiego i Przemysława Czarnka. To czarno na białym pokazywało, że "obywatelskość" Nawrockiego jest kpiną, obraźliwą dla inteligencji wyborców.

W Krakowie nawet zdaniem zwolenników PiS, Nawrocki nie wypadł dobrze. Wygłosił za długie, zwyczajnie nudne przemówienie, w dodatku wydukał je, czytając z kartki. Tydzień później, na Radzie Politycznej PiS, wypadł już znacznie lepiej. Nie czytał z kartki, mówił krótko i dynamiczniej niż tydzień temu. Poruszył wszystkie tematy, które jak można się spodziewać, będą stanowiły oś jego kampanii: krytykę rządów koalicji 15.10., patriotyzm, pamięć i tożsamość, umiarkowany konserwatyzm światopoglądowy, wreszcie ambicje rozwojowe ucieleśnione w takich projektach jak CPK.

W sprawnej komunikacyjnej formule, przy wsparciu całej maszyny PiS – nawet przy braku partyjnej subwencji – to najpewniej starczy na drugie miejsce i szansę zmierzenia się w drugiej turze z Rafałem Trzaskowskim. To jest plan minimum dla PiS w tych wyborach i raczej nic nie wskazuje, by miał się on nie udać. A Nawrocki, ze względu na swoją obecną słabość i brak politycznego dorobku, który budziłby powszechne kontrowersje, może się jeszcze okazać niewygodnym przeciwnikiem dla Trzaskowskiego.

Jednocześnie przyglądając się Nawrockiemu w ciągu całego pierwszego tygodnia jego pre-kampanii nasuwa się pytanie: "to naprawdę wszystko, na co dziś stać PiS?". Czy po roku zastanawiania się na kandydatem, po wszystkich walkach frakcji, sondażach i focusach partia nie znalazła nikogo, kto prezentowałby się lepiej? Bo doceniając nawet potencjał Nawrockiego, trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie tyle opcja nr 1 dla partii, co ktoś, kto na pisowskim bezrybiu musi odegrać rolę ryby.

To, że PiS zastosował manewr z "obywatelskim kandydatem", jest kolejnym sygnałem – po wynikach ostatnich wyborów, sporach w okręgach, coraz bardziej eskalującą wojną frakcji – kryzysu partii. W podwójnym wymiarze.

Pierwszy związany jest ze stopniem zużycia partii ośmioma latami rządów. W pisowskiej propagandzie okres 2015-23 to nowy Złoty Wiek Polski, najlepszy okres dla kraju od epoki augustowskiej. W dodatku, jak mówi partyjny przekaz, Polacy to wiedzą i doceniają, dali w 2023 PiS kolejne zwycięstwo w wyborach, a tylko bezmyślny antypisizm Trzeciej Drogi, brak odwagi Kosiniak-Kamysza i polityczna niedojrzałość Konfederacji umożliwiły Tuskowi powrót do władzy.

Wybór Nawrockiego jako "obywatelskiego kandydata" partii na prezydenta pokazuje, że liderzy PiS sami nie wierzą w tę opowieść. Gdyby wierzyli, to wystawiliby w wyborach prezydenckich kogoś, kto symbolizowałby osiągnięcia okresu 2015-23. Najbardziej oczywistym kandydatem byłby premier Morawiecki. Tymczasem były szef rządu – choć w publicznie dostępnych sondażach ze wszystkich kandydatów PiS radził sobie jako hipotetyczny kandydat na prezydenta najlepiej – już kilka miesięcy temu wypadł z grona kandydatów na poważnie przymierzanych do startu.

Morawiecki był nie do zaakceptowania dla bardziej radykalnej frakcji PiS, ciążyła mu afera w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, wreszcie był znienawidzony przez elektorat Konfederacji, pełen pretensji o lockdowny i zbyt miękką jego zdaniem politykę wobec Komisji Europejskiej i Ukrainy. Kluczowy problem Morawieckiego polega jednak na tym, że jest twarzą polityki, którą Polacy – wbrew temu, co powtarza propaganda partii – wyraźnie odrzucili 15.10. zeszłego roku. I ten sam problem mają wszystkie istotne politycznie postacie ośmiu lat rządów PiS.

Stąd manewr z "kandydatem obywatelskim", wziętym z Instytutu Pamięci Narodowej – instytucji znajdującej się na dość odległej orbicie pisowskiego układu władzy. Decydując się na taki ruch, partia nie wprost przyznaje: wiemy, jak zużyty czy wręcz wstydliwy stał się nasz szyld i w wyborach prezydenckich musimy go schować.

Drugi wymiar kryzysu, jaki ujawnia wybór Nawrockiego, dotyczy zdolności do kształcenia przyszłych liderów politycznych przez PiS. Bo to jest jedna z wielu funkcji partii politycznych – w dobrze urządzonej demokracji powinny one być inkubatorami, w których kształtują się, dojrzewają i wzrastają przyszli liderzy.

PiS po ośmiu latach rządów nie był w stanie stworzyć takiego lidera na wybory prezydenckie. Kluczowe postaci z rządu były zbyt obciążone jego dorobkiem. Wymieniany jako potencjalny kandydat na następcę Kaczyńskiego Mariusz Błaszczak nie ma nawet ułamka charyzmy koniecznej do tego, by pociągnąć mocno spersonalizowaną kampanię prezydencką. Podobny problem ma Bocheński, pozbawiony w dodatku politycznego doświadczenia, jakim jednak może pochwalić się były szef MON. Czarnek tyleż rozpala aktyw PiS, co mobilizuje przeciwników partii.

Ale problem PiS z wyłonieniem lidera na wybory prezydenckie jest nie tylko personalny, ma też strukturalny charakter. Wynika z patologicznie wodzowskiej struktury PiS, partii od ponad dwóch dekad rządzonej jednoosobowo i absolutnie przez Kaczyńskiego. Wodzowska struktura PiS uniemożliwia dojrzewanie kolejnym liderom, blokuje zdrowy dla każdej partii mechanizmy pokoleniowej sukcesji, w ramach której mogłaby się naturalnie dokonywać kreacja kandydatów na najważniejsze stanowiska w państwie, w tym prezydenta.

Jeśli Nawrocki wygra, to Kaczyński znów zostanie obwołany "wielkim strategiem", mistrzem politycznych szachów 3 albo nawet 7D i wszyscy niezadowoleni z jego władzy w partii będą musieli zamilknąć i ucałować pierścień. Wszystko wskazuje dziś jednak na to, że szanse Nawrockiego na zwycięstwo są po prostu niewielkie.

Co stanie się z PiS, jeśli jej "obywatelski kandydat" przegra? Wszystkie dotykające dziś partii kryzysowe zjawiska najpewniej się pogłębią. Coraz więcej osób będzie podważać przywództwo Kaczyńskiego, część będzie się zastanawiać czy PiS w obecnej formie gwarantuje im kiedykolwiek powrót władzy.

Jednocześnie kontrola Kaczyńskiego nad partią jest tak silna, że nie sposób sobie wyobrazić, by partyjni malkontenci byli w stanie zorganizować zmieniającą reguły gry w PiS rewolucję. Przywództwo Kaczyńskiego będzie więc tyleż słabnąć, co trwać – zwłaszcza że jego stronnicy będą jeszcze jakiś czas żyć nadzieją, że jeśli jeszcze nie w 2025, to na pewno w 2027 fala wywołana przez drugie zwycięstwo Trumpa uniesie także pisowską łódź. 



newsweek



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz