Kuriozalna sytuacja przed wizytą prezydenta w Waszyngtonie. "To jest farsa". Pałac Prezydencki mówi rządowi: "Wara od naszej wizyty w USA". Tylko ludzie Nawrockiego mogą wiedzieć, co wydarzyło się u Trumpa, 02.09.2025


Kuriozalna sytuacja przed wizytą prezydenta w Waszyngtonie. "To jest farsa"

Rząd wciąż nie wie, jaka będzie agenda spotkania Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem w Białym Domu – wynika z informacji Onetu. Dlatego gabinet Donalda Tuska przygotowuje polityczną taktykę na wypadek nieoczekiwanego niepowodzenia wizyty: pełną odpowiedzialność ma ponieść Pałac Prezydencki, który wyłączył z rozmów MSZ i polską ambasadę w Waszyngtonie.

 

Skutki "wycinki"

Prezydent Karol Nawrocki jest już w powietrzu. Po południu jego samolot wystartował z Warszawy i za kilka godzin wyląduje w bazie Andrews na obrzeżach Waszyngtonu. Stamtąd prezydencka kolumna uda się do amerykańskiej stolicy. Głowa państwa spędzi noc w Blair House, która jest oficjalną rezydencją gości prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Jutro, późnym popołudniem czasu polskiego, Nawrocki przyjedzie do Białego Domu, gdzie powita go Donald Trump. Formalny harmonogram spotkania istnieje, ale ważniejsze jest to, czego do tej pory nie ujawniono. Agenda spotkania jest nieznana. Z informacji Onetu wynika, że tematów rozmowy nie zna nawet rząd, który zgodnie z konstytucją prowadzi politykę zagraniczną.

— To jest farsa. Pałac Prezydencki zataił przed nami tematy rozmowy, więc o wszystkim dowiemy się po fakcie, co i tak nie jest pewne — słyszymy od ważnego urzędnika Kancelarii Premiera.

Rada Ministrów niedawno przyjęła stanowisko na rozmowy w Waszyngtonie. Dziś premier Donald Tusk mówił przed posiedzeniem rządu wprost: rekomendacje gabinetu "pozostają w mocy". Z drugiej strony przekonywał, że nie chce narzucać prezydentowi tematów rozmowy.

W wolnym tłumaczeniu: dajemy instrukcje, ale nie trzymamy sterów. Jest to też związane z decyzją Pałacu Prezydenckiego o wyłączeniu dyplomatów z najważniejszego spotkania początku politycznego sezonu — rząd nie będzie miał ludzi przy kluczowym stole w stolicy USA. Nie ma więc pewności, o czym będzie rozmawiał z Donaldem Trumpem najwyższy reprezentant Polski.

Informowaliśmy o tym wczoraj w Onecie. W składzie polskiej delegacji w Białym Domy nie będzie żadnego przedstawiciela Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz polskiej ambasady w Waszyngtonie. Zwykle w podróżach głowy państwa brał udział któryś z wiceszefów MSZ. Często był to wiceminister odpowiedzialny za dany obszar.

Prezydentowi Karolowi Nawrockiemu nie będzie też towarzyszył ani chargé d'affaires Bogdan Klich, ani żaden z niższych rangą urzędników placówki. Jak wynika z naszych informacji, Klich ma jedynie powitać prezydenta na lotnisku po jego przylocie do USA. Takie postawienie sprawy przez Pałac Prezydencki nie jest zaskakujące. Andrzej Duda nie chciał podpisać nominacji byłego szefa MON na ambasadora. To samo w kampanii wyborczej powtarzał Nawrocki. MSZ do tej pory nie chciał z kolei wycofać Bogdana Klich.

Obóz prezydencki postanowił więc konsekwentnie omijać szefa placówki w stolicy USA.

Problemów w relacjach dwóch ośrodków władzy wykonawczej jest jednak więcej. Po publikacji tzw. one-pagera, czyli stanowiska MSZ, w Kanale Zero ministerialni urzędnicy mówili o manipulacji i przypominali, że do Kancelarii Prezydenta trafiły "dziesiątki stron" materiałów.

Prezydencka strona ripostowała ironią. Ta wymiana ciosów nie była sporem jedynie o styl — to przeciąganie liny w walce o kontrolę nad polityką zagraniczną.

Sikorski na Florydzie

Premier dziś potwierdził, że wczoraj w Gdańsku rozmawiał z prezydentem. I to właściwie tyle. W tej powściągliwości jest metoda — im mniej emocji z polskiej strony, tym trudniej Waszyngtonowi rozgrywać Warszawę. Każdy kij ma jednak dwa końce. Gdy rząd łagodzi przekaz, pole informacyjne przejmuje Pałac Prezydencki i flanka PiS.

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wybrał więc inną ścieżkę: "wideo-instrukcję" w mediach społecznościowych.

"Rada Ministrów przyjęła stanowisko, tak aby prezydent wiedział, czego się trzymać" — mówił szef MSZ na nagraniu, zapowiadając jednocześnie własne rozmowy w Ameryce. Konkretnie z sekretarzem stanu USA Marco Rubio, z którym spotka się przy okazji wręczenia nagrody im. Lecha Wałęsy kubańskiemu opozycjoniście [Rubio sam ma kubańskie korzenie i pochodzi z Florydy]

W kuluarach coraz częściej słychać hipotezę, że logika konfliktu rząd–Pałac podpowiada dziś grę "na spalonego" z punktu widzenia koalicji rządzącej: skoro to Kancelaria Prezydenta pilotuje całość, to również ona powinna wziąć odpowiedzialności za wynik rozmów w stolicy USA.

A stawka jest wysoka: Amerykanie prowadzą globalny przegląd rozmieszczeń wojsk [w tym w Europie], a w tle toczą się dyskusje o "sprawiedliwym pokoju" dla Ukrainy i o tym, jak rozmawiać z Kremlem.

Jeśli z Waszyngtonu powieje chłodem — choćby sugestią ograniczenia obecności USA nad Wisłą albo zmiękczeniem linii wobec Putina — adres do wyrażania pretensji będzie znany. Chodzi oczywiście o siedzibę głowy państwa.

Ta kalkulacja może się politycznie opłacać rządowi z dwóch powodów. Po pierwsze, "zły wynik" rozmów [mniej żołnierzy, mniej konkretów] przyklei się do Pałacu, który wygasił rolę MSZ i ambasady.

Po drugie, "dobry wynik" i tak częściowo skonsumuje rząd — bo to Rada Ministrów jest odpowiedzialna za budżet, decyduje o kontraktach zbrojeniowych, czy energetycznych. Innymi słowy, posługując się terminologią piłkarską: jeśli prezydent strzeli gola, rząd i tak ogłosi, że podał mu piłkę; jeśli będzie spalony — winny będzie napastnik.

Media społecznościowe: gra o kadr

Warto odnotować, że to w social mediach wykuwają się dziś polityczne ramy wizyty. Premier Tusk — choć aktywny — ogranicza się do krótkich komunikatów i ucieka od antyamerykańskich akcentów, podbijając wątki gospodarcze [cła i bezpieczeństwo].

Radosław Sikorski rozpisuje tzw. manual [zbiór instrukcji, procedur lub wytycznych, które określają, w jaki sposób należy prowadzić rozmowy, jakie taktyki można stosować, a czego unikać, aby osiągnąć założony cel] na X, by nie zostawić próżni interpretacyjnej.

To świadczy o tym, że rząd naprawdę nie wie, jaka będzie merytoryczna agenda rozmowy Trump–Nawrocki. Wie, kiedy i gdzie, ale nie wie "o czym i jak daleko". Zresztą pośrednio potwierdził dziś to premier Donald Tusk w trakcie wystąpienia przed posiedzeniem rządu, nawiązując do kwestii ceł nałożonych przez Donalda Trumpa na Unię Europejską:

– Dobrze by było, by kwestie ceł nie były dotkliwe dla Polski – stwierdził szef rządu.

I dodał: — Nie jestem pewny, czy to będzie agenda spotkania panów prezydentów.

Onet

Pałac Prezydencki mówi rządowi: "Wara od naszej wizyty w USA". Tylko ludzie Nawrockiego mogą wiedzieć, co wydarzyło się u Trumpa

Prezydent jedzie z pierwszą wizytą zagraniczną do Waszyngtonu jako ofiara własnego sukcesu. Oczekiwania zostały bardzo mocno rozbudzone, ale realnie Karol Nawrocki ma małe szanse, by zawrzeć jakiekolwiek umowy z Donaldem Trumpem.

To wizyta otwarcia, nie przełomu. Tak też jest zresztą określana w Pałacu Prezydenckim — "otwarcie". Chyba że znów wydarzy się coś, co teraz postrzegamy jako political-fiction. Absolutnie wykluczyć tego nie można, niemniej o przełomy realne o wiele trudniej niż o te werbalne. Utrzymywanie obecności wojska, kontrakty zbrojeniowe i biznesowe to twarde zobowiązania i koszty, a słowne zapewnienia i gesty — nic nie kosztują.

Nawrocki: Byłem u Trumpa, załatwiłem coś dla kraju

Czas gestów już był. Donald Trump i Karol Nawrocki poznali się w Białym Domu w czasie polskiej kampanii wyborczej. Wówczas wydawało się to niewyobrażalne — urzędujący prezydent USA de facto poparł go jako kandydata w wyborach prezydenckich. Zrobił to zresztą w miejscu symbolizującym potęgę, w najważniejszym na świecie gabinecie.

Było to wydarzenie na potrzeby kampanii wyborczej Nawrockiego. Miało oderwać od ówczesnego kandydata PiS łatkę naturszczyka, człowieka bez kontaktów w świecie, który może i zna historię, ale nie jest traktowany poważnie jako polityk. Sztabowcy PiS do ostatniego momentu trzymali w tajemnicy informację o spotkaniu z Trumpem, bo było ryzyko, jak to z Trumpem, że w każdej chwili plan może się zmienić. Jednak udało się — rozmowa się odbyła, zdjęcia poszły w świat, "you will win" też.

Spotkanie Karola Nawrockiego i Donalda Trumpa 1 maja 2025 r.White House / Zuma Press / Forum / Forum
Spotkanie Karola Nawrockiego i Donalda Trumpa 1 maja 2025 r.

Największą słabość Nawrockiego udało się zatrzeć spotkaniem w gabinecie najpotężniejszego przywódcy. Szybko jednak pojawiły się zarzuty, że to tylko słitfocie i poklepywanie po plecach. Gdy więc administracja Trumpa ogłosiła, że Polska zyska lepszy dostęp do krytycznych chipów do rozwoju AI, Nawrocki ogłosił, że to jego sukces. Bo — pisał wówczas kandydat PiS — rozmawiał o tym w Białym Domu.

Rozmowy o tym były naturalne, niemniej przypisanie sobie wyłącznej zasługi było już na wyrost. Bo o przymiarkach Trumpa do cofnięcia niemądrej decyzji z końcówki prezydentury Joego Bidena była mowa już wcześniej, a media donosiły już, że taki ruch Trumpa jest szykowany. Na pomoc Nawrockiemu pospieszyła jednak TV Republika — na jej prośbę rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA James Hewitt przesłał komunikat, w którym potwierdził, że Nawrocki mówił o potrzebie zmiany decyzji ws. chipów dla Polski.

Trochę przyszywanym, ale jednak Nawrocki mógł się posługiwać w kampanii sukcesem: byłem u Trumpa, załatwiłem coś dla kraju.

Pałac Prezydencki: Wara rządowi od naszej wizyty w USA

Ale to był czas kampanii. W jej trakcie Nawrocki tłumaczył zresztą, że do Trumpa leciał nie po wsparcie, ale po to, by szybko móc wejść w buty prezydenta, gdy już wygra wybory.

Wygrał, jest już w tych butach. I dopiero teraz przed nim wysokie schody. A oczekiwania rozbudzone przed wizytą już w roli prezydenta są tak wielkie, że trudno im sprostać. Jednocześnie Pałac Prezydencki bierze na siebie ciężar tej wizyty — cały ciężar.

Jeśli nikt z MSZ nie będzie obecny przy tej wizycie, a Bogdan Klich (chargé d'affaires ambasady w USA) odpowiada tylko za technikalia i przywitanie Nawrockiego na lotnisku, to znaczy, że MSZ nie będzie mieć wiedzy o tym, co się w Waszyngtonie wydarzyło. Tę wiedzę po polskiej stronie mieć będzie tylko Pałac Prezydencki, a więc pole do budowania narracji o tej wizycie będzie w rękach administracji Nawrockiego. Ba, Pałac ostentacyjnie wyśmiewał stanowisko MSZ ws. wizyty Nawrockiego w USA, jednocześnie zapewniając, że Nawrocki "będzie realizował interes państwa polskiego, tak jak on go rozumie". Słowem — Pałac mówi "wara rządowi od naszej wizyty w USA".

Fundamentem przekazu Pałacu i PiS stało się nie to, co Nawrocki może ustalić z Trumpem, ale to, że Nawrocki jest jedynym człowiekiem z władz Polski, który w ogóle z prezydentem USA może rozmawiać. Kłopot w tym, że sam Nawrocki nie jest władny, aby podejmować w tych rozmowach twarde zobowiązania, zawierać jakieś deale. To bowiem rząd prowadzi politykę zagraniczną, a prezydent z nim współdziała. Na tę konkretną wizytę rząd nie dał Nawrockiemu przestrzeni, by cokolwiek miał negocjować — w stanowisku MSZ polecono mu wręcz, aby wykorzystał okazję, aby w sprawie drugiej elektrowni atomowej, nowych zakupów uzbrojenia i podatku cyfrowego siedzieć cicho.

Chcąc ściągać kolejnych żołnierzy USA do Polski, prezydent Andrzej Duda miał argument — ówczesny rząd PiS dał mu 2 mld dol., by mógł je zaoferować Trumpowi na budowę infrastrukturę dla żołnierzy. Bo to rząd ma państwo i pieniądze w rękach, a nie prezydent. Tym trudniej spełnić rozbuchane oczekiwania wobec wizyty i generalnie kontaktów Nawrockiego z Trumpem.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz