Majmurek: Tuskexit albo ktoś spoza polityki. Rekonstrukcja musi być radykalna [SCENARIUSZE]
Jeśli rekonstrukcja ma być sygnałem do nowego otwarcia, to musi być radykalną zmianą. Jak miałoby to w praktyce wyglądać? Najbardziej radykalnym ruchem byłaby wymiana premiera. Kosmetyczna rekonstrukcja tylko zirytuje wyborców koalicji. Donald Tusk powinien przejrzeć możliwości.
Przeciąga się zapowiadana po wyborach prezydenckich rekonstrukcja rządu. Donald Tusk zmęczył ludzi tematem, zanim zdołał ogłosić jakiekolwiek decyzje w sprawie nowego kształtu swojego gabinetu. Jeśli po prawie dwóch miesiącach koalicyjnych targów, negocjacji za zamkniętymi drzwiami, medialnych przecieków i spekulacji komentatorów zobaczymy kosmetyczną rekonstrukcję, bez mocnych, zauważalnych dla opinii publicznej zmian personalnych i organizacyjnych, to cała „operacja rekonstrukcja” tylko zirytuje zwolenników rządzącej koalicji. A ich cierpliwość – jak pokazują rekordowo słabe notowania rządu – i tak jest już na wyczerpaniu. Jakie możliwości ma teraz premier?
Ludzi naprawdę nie interesuje to, jakiemu ministerstwu podlega sport, czyje jest budownictwo, a kto zajmuje się drogami i autostradami. Nie obchodzi ich to, kto odpowiada za te działki jako podsekretarz stanu. Niewielu, nawet zainteresowanych polityką wyborców, potrafi wymienić, ile jest dokładnie ministerstw.
Oczywiście, większość Polaków pewnie powie, że lepiej, gdy ministerstw jest mniej, podobnie jak ministrów i wiceministrów. Ale jeśli po sześciu tygodniach okaże się, że rekonstrukcja ogranicza się do tego, że zlikwidowano dwa albo trzy ministerstwa, przesunięto gospodarkę rzeczną z jednego do drugiego resortu, zwolniono kilkunastu nieznanych szerzej sekretarzy i podsekretarzy stanu albo wymieniono jednego słabo kojarzonego ministra na innego, to opinia publiczna – jeśli w ogóle zarejestruje zmiany – uzna je za żart.
To mogłoby oznaczać, że polityczne przywództwo koalicji na czele z Tuskiem nie ma pojęcia co robić po zwycięstwie Karola Nawrockiego. Po tygodniach wewnętrznych dyskusji nie potrafi sensownie ułożyć się na nowo, a więc o jakimkolwiek nowym otwarciu można zapomnieć.
Premier do wymiany? Tylko kto za Tuska
Jeśli rekonstrukcja ma być sygnałem do nowego otwarcia, to musi mieć zdecydowany, jeśli nie wręcz radykalny charakter. Jak miałoby to w praktyce wyglądać? Najbardziej radykalnym ruchem byłaby wymiana premiera. To byłby sygnał, że obecna większość poważnie potraktowała żółtą kartkę pokazaną jej przez Polaków na początku czerwca i nie wisi na jednym człowieku, ale ma szerokie zasoby kadrowe i zdolność do przeprowadzenia pokoleniowej zmiany.
Bo nie oszukujmy się: jednym z problemów obecnej koalicji jest to, że Tusk, który niedawno skończył 68 lat, nie jest już tym samym politykiem, co w latach 2007-2015, ani nawet w kampanii jesienią 2023 r., gdy skupił wokół siebie cały obóz demokratyczny i poprowadził go do zwycięstwa. Tuskowi coraz częściej brakuje refleksu, energii, wyczucia społecznych nastrojów i nowych mediów. Zmiana pokoleniowa na czele rządu mogłaby pomóc nawiązać kontakt z młodym elektoratem, dziś uciekającym od duopolu w stronę takich wyborców jak Sławomir Mentzen czy Adrian Zandberg.
Zmiana premiera dałaby też układowi rządowemu nową przestrzeń w kohabitacji z Karolem Nawrockim, który cały swój przekaz na temat współpracy z sejmową większością budował jak dotąd na komunikacie: „Donald Tusk to najgorszy premier III RP” i na totalnej krytyce rządów lidera KO. Gdyby na czele rządu stanął nowy lider, obdarzony świeżym wotum zaufania przez Sejm, Nawrockiemu byłoby trudniej przyjąć w relacjach z rządem postawę totalnej negacji i otwartej konfrontacji.
Premier Donald Tusk Foto: Jacek Szydlowski / Forum
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz