Nowe informacje w sprawie tragedii w Krakowie. Sto dni prezydentury Donalda Trumpa. Podsumowanie nocy
Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar we wtorek późnym wieczorem przekazał, że mężczyzna zatrzymany w związku z zabójstwem lekarza w Krakowie to funkcjonariusz Służby Więziennej. Poinformował ponadto, że złoży wniosek do Donalda Tuska o odwołanie ze stanowiska zwierzchnika Służby Więziennej, płk. Andrzeja Pecki. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych odbył się wiec Donalda Trumpa z okazji 100 dni jego prezydentury. Oto podsumowanie najważniejszych wydarzeń nocy.
Ministerstwo Sprawiedliwości reaguje po śmierci lekarza
We wtorek wieczorem Adam Bodnar poinformował, że mężczyzna zatrzymany w sprawie zabójstwa lekarza Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, to funkcjonariusz Służby Więziennej.
Minister sprawiedliwości zapowiedział ponadto, że zawnioskuje do premiera o o odwołanie płk. Andrzeja Pecki ze stanowiska dyrektora generalnego Służby Więziennej. Z kolei wiceministra sprawiedliwości Maria Ejchart zapowiedziała utworzenie zespołu, który zbada to, w jaki sposób funkcjonariusze są dopuszczeni do służby.
100 dni prezydentury Donalda Trumpa
W stanie Michigan odbył się wiec Donalda Trumpa, na którym podsumował on osiągnięcia 100 dni prezydentury. Okres ten nazwał "najbardziej udanymi pierwszymi 100 dniami jakiejkolwiek administracji w historii kraju". W czasie wydarzenia uderzył również w swoich poprzedników, których nazwał mianem "przestępców" a także w sędziów.
Z kolei w wywiadzie dla telewizji ABC ocenił, że Władimir Putin chce zająć całą Ukrainę, ale tego nie zrobi, "bo go szanuje".
Co wydarzy się w środę?
W środę krakowska prokuratura ma przeprowadzić czynności z mężczyzną zatrzymanym w sprawie zabójstwa lekarza ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, do którego doszło we wtorek. Tymczasem pracownicy służby zdrowia uczczą zmarłego lekarza minutą ciszy.
W kolejnym dniu kampanii prezydenckiej kandydat KO Rafał Trzaskowski uda się do Nowego Miasta Lubawskiego i Olsztyna. Kandydat PiS Karol Nawrocki weźmie udział w akcji sadzenia lasu w Makowie. Sławomir Mentzen, kandydat Konfederacji uda się do Trzebnicy, Wrocławia i Milicza. Szymon Hołownia spotka się z wyborcami w Łebie i Jastrzębiej Górze a Magdalena Biejat — Olsztyna i Ostródy. O 20 ma odbyć się debata "jeden na jeden" Hołowni i Biejat w Gdyni.
Premier Donald Tusk odwiedzi Hutę Częstochowa, gdzie spotka się z zarządem i związkowcami.
Jaka będzie pogoda?
W środę w całej Polsce nie zabraknie słońca. Będzie też ciepło. Termometry w najcieplejszym momencie dnia wskażą od 17 st. C na Warmii, Suwalszczyźnie i Podhalu po nawet 23 st. C w Wielkopolsce. Lokalnie — na północnych i południowych krańcach kraju mogą pojawić się niewielkie opady deszczu oraz zachmurzenie.
Śmierć lekarza w Krakowie. Donald Tusk reaguje
Donald Tusk wyraził solidarność z bliskimi lekarza, który zmarł po ataku nożownika w szpitalu w Krakowie. "Jestem wstrząśnięty tragedią w krakowskim szpitalu" — napisał premier polskiego rządu.
"Jestem wstrząśnięty tragedią w krakowskim szpitalu. Najgłębsze wyrazy współczucia dla bliskich. Wszyscy jesteśmy dzisiaj z Wami" — napisał we wpisie na portalu X Donald Tusk.
Atak nożownika w krakowskim szpitalu. Nie żyje lekarz
Do napaści doszło we wtorek około godz. 10.30 w Szpitalu Uniwersyteckim przy ul. Jakubowskiego w Krakowie. 35-letni mężczyzna wtargnął do jednej z poradni znajdujących się na parterze szpitala. Następnie udał się do gabinetu, w którym jeden z lekarzy przyjmował pacjentkę. Tam zadał mu kilka ciosów w brzuch ostrym narzędziem. Niestety, mimo operacji ratującej życie, lekarz zmarł. Agresor jest w rękach policji.
— Mimo zaangażowania ogromnej liczby osób, a zaangażowane było 20 osób, nie udało się doktora uratować. Łączymy się w smutku z rodziną. Nikt nie spodziewał się takiego ataku, w miejscu, które jest dedykowane do tego, by ratować ludzi, a nie do tego, by ludzie tu ginęli — mówił we wtorek wyraźnie poruszony dyrektor szpitala.
"Stan Wyjątkowy". Trzaskowski bierze rewanż na konkurentach. Duda popiera Nawrockiego z wściekłości na Tuska
Tak już będzie do końca kampanii. Jako sondażowy faworyt i reprezentant największej partii rządzącej Rafał Trzaskowski to najbardziej atakowany uczestnik debat prezydenckich — czy się na nich pojawia, czy nie. Tak też było w poniedziałek podczas debaty w "Super Expressie", w której — to pierwsza taka sytuacja w tej kampanii — udział wzięło wszystkich 13 kandydatów. Trzaskowski przyszedł, bo po dwóch nieobecnościach na debatach Telewizji Republika nie mógł sobie pozwolić na kolejną absencję. Gdyby wyborcy uznali, że boi się debat, to mogłoby mu realnie zaszkodzić w kampanii.
Przyszedł i na tym wygrał. Był dobrze przygotowany, luźniejszy i bardziej przekonujący, niż podczas debaty w Końskich. Jego główny konkurent Karol Nawrocki zaprezentował swój zwyczajny poziom — choć w kilku trudnych momentach zabrakło mu refleksu.
Do tego sprawny jak zwykle w debatach Szymon Hołownia pokonał swego naturalnego oponenta Sławomira Mentzena — po raz kolejny okazuje się, że lider Konfederacji słabo znosi konfrontację.
Twórcy "Stanu Wyjątkowego" rozkładają na czynniki pierwsze plan, z jakim Trzaskowski przyszedł na tę debatę: obsadzić Nawrockiego w roli marionetki Kaczyńskiego i zmusić do tłumaczenia się z rządów PiS, w tym z szaleństw Macierewicza.
Andrzej Stankiewicz i Jacek Gądek zauważają także, że tym razem — w odróżnieniu od debaty w Końskich — koalicyjni konkurenci Trzaskowskiego byli wobec niego bardziej dyplomatyczni. Zwłaszcza Hołownia — który w ostatnich dniach był brutalny wobec kandydata KO — wyraźnie spuścił z tonu. A Magdalena Biejat dała się nawet Trzaskowskiemu zaprosić do współpracy.
Nawrocki nie był na to przygotowany. "Teraz sztabowcy będą to bagatelizować"
Karol Nawrocki wypadł w debacie "Super Expressu" — jak przyznają w sztabie PiS — "solidnie". Bez fajerwerków i błysku, ale przewidywalnie i bez wpadek, które by mogły go pogrążyć. Jedni bagatelizują wist Rafała Trzaskowskiego z narodową flagą, a inni w działaniach sztabu PiS widzą zdenerwowanie.
Flagą w narodowych barwach Rafał Trzaskowski zaskoczył Karola Nawrockiego. Tą flagą, jak mówił prezydent Warszawy, którą Nawrocki przyniósł i zostawił w hali sportowej w Końskich, gdzie swoją debatę organizował sztab Trzaskowskiego. Kandydat Koalicji Obywatelskiej przyniósł ją na debatę "Super Expressu" i zarzucił Nawrockiemu, że flagę porzucił w Końskich. Kandydat PiS nie był przygotowany na taki wist prezydenta Warszawy. Trzaskowski nie wycisnął z tej niefrasobliwości sztabowców PiS wszystkiego, ale i tak przykuło to uwagę.
Chlebem we flagę
Członek sztabu Karola Nawrockiego odpowiedzialny za działania w internecie, poseł Adam Andruszkiewicz, szybko ruszył z kontrofensywą w internecie. Przypomniał zdjęcie zrobione w 2023 r. na konwencji Koalicji Obywatelskiej o "100 konkretach". Na fotografii tej jest chleb z napisem "Tusk" i logiem KO — chleb ten jednak już po konwencji trafił pod kosz ze śmieciami. PiS już dwa lata temu mocno eksploatowało tę fotografię, by dowodzić, że Koalicja Obywatelska nie szanuje polskiej tradycji — świętości chleba. Teraz tę fotografię odkurzono, by dawać odpór przekazowi Trzaskowskiego, że oto Nawrocki porzucił narodową flagę.
— Przestraszyli się w sztabie, jak zobaczyli tę flagę w rękach Trzaskowskiego — mówi jeden z rozmówców z PiS zaangażowany w kampanię.
— Zostawili tę flagę w Końskich i poszli sobie. Nawrocki nie miał też nikogo obok, kto by wpadł na to, aby zgarnąć tę flagę, którą sam przyniósł. W samej debacie w "SE" Nawrocki nie miał na tę flagę żadnej sensownej odpowiedzi. Teraz sztabowcy będą to bagatelizować, ale sprawa flagi będzie wracać w kampanii. Trzaskowski będzie tym grał do końca — dodaje parlamentarzysta PiS.
Dla sztabu Nawrockiego jest o tyle dobrze, że w czasie debaty w "Super Expressie" prezydent Warszawy nie wycisnął z tej flagi maksimum, ale po prostu powiedział o niej i pokazał ją przy okazji odpowiadania na pytanie kandydata partii Razem Adriana Zandberga. A nie w bezpośredniej konfrontacji z Karolem Nawrockim, co by było dużo bardziej widowiskowe i zmusiłby Nawrockiego do zabrania głosu w stresującej sytuacji.
Sztaby zadowolone
W sztabie PiS twierdzą jednak, że wcale ich ta flaga nie ugodziła, bo nie wyprowadziła ona z równowagi Karola Nawrockiego. Kandydat PiS wypadł bowiem — mówią nasi rozmówcy — w sposób przewidywalny i solidny. Nie zaskoczył na plus, ale nie zawiódł oczekiwań.
Dopiero po debacie kandydat PiS przyjął linię obrony ws. flagi: — Jeśli Rafał Trzaskowski czytałby książki historyczne i wiedziałby, to rzeczywiście flagę polską zatyka się w miejscach, które się zdobyło — mówił.
Kolejny nasz rozmówca z PiS przekonuje, że tęczowa flaga wręczona w Końskich Trzaskowskiemu miała o wiele większą siłę rażenia. Bo — jak przekonuje — pokazało to, że prezydent Warszawy jest politykiem lewicowym, który się tego teraz wstydzi. Szermowanie przez Trzaskowskiego w "SE" biało-czerwoną flagą nie było wedle tego rozmówcy groźne dla kandydata PiS.
Inny z posłów PiS twierdzi, że w badaniu fokusowym — obserwowaniu grupy zwykłych wyborców — wykonywanym w trakcie trwającej debaty w "SE", nikt nie psioczył na Nawrockiego za to, że Trzaskowski przyniósł jego flagę z Końskich. Niemniej w social mediach Andruszkiewicz szybko reagował, by odbić narrację Trzaskowskiego o "porzuceniu" flagi narodowej, a ludzie z tego obozu w ślad za nim uderzali w KO i prezydenta Warszawy odkurzonym zdjęciem chleba z 2023 r.
Po debacie w "SE" jest w PiS przekonanie, że nie zmieniła ona niczego w sposób zasadniczy. Bo Nawrocki zrobił w niej tyle, ile się spodziewano. Z kolei Rafał Trzaskowski pokazał się — po raz pierwszy w tej kampanii — w starciu tak, jak powszechne były oczekiwania w jego elektoracie: pozytywnie.
W sztabie Koalicji Obywatelskiej odczucia, co do występu Trzaskowskiego są takie same: wypadł dobrze — w końcu, bo poprzednie debaty albo były nieudane (jak jego własna w Końskich) albo w nich nie uczestniczył (jak w starciach organizowanych przez Telewizję Republika).
Adam Bodnar reaguje na tragedię w Krakowie. Zapowiada wniosek do premiera
Adam Bodnar we wtorek wieczorem zapowiedział, że w związku z morderstwem lekarza Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, będzie wnioskował do premiera o odwołanie płk. Andrzeja Pecki ze stanowiska dyrektora generalnego Służby Więziennej. Tymczasem wiceministra sprawiedliwości Maria Ejchart poinformowała, że resort powoła zespół, który zbada to, w jaki sposób funkcjonariusze są dopuszczeni do służby.
Adam Bodnar w czasie wtorkowej konferencji poinformował, że mężczyzna, który został zatrzymany w sprawie zabójstwa lekarza Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, jest funkcjonariuszem Służby Więziennej. W sprawie zabójstwa śledztwo wszczęła Prokuratura Rejonowa Kraków Podgórze.
Adam Bodnar zapowiedział wniosek do premiera
— Ta sytuacja, ale także inne sytuacje niestety nam pokazują, że musimy tutaj pójść bardzo mocno do przodu i zastanowić się nad dalszymi, głębszymi zmianami, jeśli chodzi o funkcjonowanie Służby Więziennej — mówił szef Ministerstwa Sprawiedliwości. — Uznaliśmy, że to jest czas, żeby dokonać pewnych zmian personalnych — dlatego będę wnioskował do premiera Donalda Tuska o odwołanie płk. Andrzeja Pecki ze stanowiska dyrektora generalnego Służby Więziennej — powiedział Bodnar.
Jak powiedział, zmiana ta jest niezbędna z punktu widzenia "nowego otwarcia" w Służbie Więziennej.
Z kolei wiceszefowa Ministerstwa Sprawiedliwości poinformowała o utworzeniu zespołu, który zbada system dopuszczania funkcjonariuszy do służby. Wiceministra przekazała, że obowiązkiem zespołu będzie zbadanie tego, w jaki sposób funkcjonariusze są badani i w jaki sposób wydaje im się pozwolenie na dopuszczenie do służby, która — jak mówiła — jest służbą ogromnie stresującą, bardzo niebezpieczną, która odbywa się z użyciem broni.
— Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli przedstawić wnioski, które będą nas prowadziły do tego, w jaki sposób uzdrowić system dopuszczenia funkcjonariuszy do służby — powiedziała.
Zaskakująca taktyka Rafała Trzaskowskiego. Zdziwienie nawet w PiS
W trakcie poniedziałkowej debaty w "Super Expressie" kandydat Koalicji Obywatelskiej nie zadał pytania Karolowi Nawrockiemu o jego kontakty z ludźmi z półświatka. Tak samo było w trakcie starcia w Końskich. Sztabowcy Rafała Trzaskowskiego przekonują, że "na wszystko przyjdzie pora", ale część polityków KO jest tym zaskoczona. Co ciekawe, zdziwieni są nawet politycy PiS.
"Manto"
— Moje wrażenie z debaty? Rafał im spuścił manto – słyszymy od jednego z członków sztabu Rafała Trzaskowskiego.
Oczywiście można uznać, że to rytualne zadowolenie człowieka, który odpowiada za kampanię lidera sondaży. Jednak zaraz po debacie w Końskich nastroje w otoczeniu prezydenta Warszawy były złe.
Pojawiły się nawet nieoficjalne informacje, że w sztabie kandydata KO doszło do przetasowań, a Donald Tusk miał być wyraźnie zaniepokojony konsekwencjami imprezy, która pierwotnie miała wzmocnić pozycję Trzaskowskiego, a ostatecznie wymknęła się spod kontroli.
Po debacie w Końskich Karol Nawrocki zaczął zyskiwać w sondażach i różnica pomiędzy nim a włodarzem stolicy dość wyraźnie się zmniejszyła. Na dodatek Nawrockiego w minioną niedzielę oficjalnie poparł prezydent Andrzej Duda, który pofatygował się do Łodzi na konwencję kandydata PiS.
Sprawa była utrzymywana w tajemnicy do samego końca. Według naszych informacji rozmowy z kończącym swoją drugą kadencję Dudą prowadzili m.in. Paweł Szefernaker (szef sztabu Karola Nawrockiego), Mariusz Błaszczak i Joachim Brudziński. O tym, że prezydent ma się pojawić na konwencji nie wiedzieli nawet niektórzy ludzie z jego otoczenia.
Nawrocki był więc na fali, a Trzaskowski miał trudniejszy moment. Ten etap zakończył się jednak wczoraj. Prezydent Warszawy w trakcie debaty w "Super Expressie" był w dobrej formie. Zadał celny cios swojemu głównemu kontrkandydatowi, przynosząc do studia biało-czerwoną chorągiewkę, którą prezes IPN zostawił na swoim pulpicie w Końskich. Przekonywał, że kandydat PiS porzucił flagę.
W tym momencie politycy KO zaczęli hurtowo wrzucać klip wideo, który miał być dowodem na to, że rzeczywiście Nawrocki zapomniał o chorągiewce, którą w Końskich chciał uderzyć w prezydenta Warszawy (postawił na jego pulpicie tęczową flagę).
— Przyznaję, to im się udało — słyszymy od jednego ze sztabowców Karola Nawrockiego.
Nasz rozmówca po chwili dodaje: — Ale też ludzie od Trzaskowskiego zaczynają przegrzewać ten temat. W mediach społecznościowych piszą tylko o tym. To staje się dość groteskowe.
W trakcie wczorajszego starcia Rafał Trzaskowski miał okazję zadać jedno pytanie bezpośrednio Karolowi Nawrockiemu.
— Maski opadły. Sam pan powiedział, że jest decyzją Kaczyńskiego. Gratulacje. Ustawił sobie Kaczyński najpierw Dudę, a potem pana. Takie dwie pacynki, które miałyby być prezydentem – stwierdził Trzaskowski.
Po chwili spytał Nawrockiego o to, czy utożsamia się z teoriami Antoniego Macierewicza i czy powoła go na szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, jeśli zostanie prezydentem.
Macierewicz jest jednym z najbardziej znienawidzonych polityków PiS przez tzw. umiarkowanych wyborców. Trzaskowski już dawno zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, odbierze Macierewiczowi przyznany mu przez Andrzeja Dudę najwyższe polskie odznaczenie państwowe, czyli Order Orła Białego.
Nawrocki nie odciął się od byłego szefa MON. Wręcz przeciwnie. Chwalił go za jego osiągnięcia, przede wszystkim za opozycyjną kartę w PRL. W tym sensie zrobił dokładnie to, czego chciał sztab kandydata Koalicji Obywatelskiej.
Co z "Wielkim Bu"?
Prezydent Warszawy wciąż unika jednak pytania kandydata PiS o jego kontakty z ludźmi z półświatka. Nie zapytał o tę kwestię również w trakcie debaty w Końskich. To o tyle zaskakujące, że wczoraj od rana politycy KO masowo publikowali w sieci wideo, w którym lektor opowiada m.in. o znajomości Nawrockiego z Patrykiem Masiakiem znamy również jako "Wielki Bu".
To przestępca skazany za sutenerstwo i porwanie kobiety. Masiak określił niedawno Nawrockiego jako "kolegę". Sam prezes IPN nie wyrzeka się znajomości z nim, ale twierdzi, że ograniczała się ona do sparowania na bokserskim ringu. W sieci są jednak zdjęcia ze spotkań obydwu panów również w innych miejscach, m.in. w siedzibie Instytutu Pamięci Narodowej.
Z jakichś przyczyn jednak Trzaskowski o to nie pyta. Co ciekawe, wzbudza to nawet zaskoczenie w sztabie Nawrockiego. – Spodziewaliśmy się, że te pytania padną. Może Trzaskowski po prostu nie chce się zajmować tym tematem? – zastanawia się jeden z naszych rozmówców z PiS.
Jak tłumaczą to ludzie odpowiedzialni za kampanię Rafała Trzaskowskiego? – Po pierwsze na wszystko przyjdzie pora. Zresztą nie odpuszczamy tego tematu. Po drugie zależy nam na tym, żeby Rafał kojarzył się raczej z łączeniem Polaków, a nie antagonizowaniem. Natomiast tak jak mówię, mamy przed sobą jeszcze kilka tygodni kampanii i planujemy różne rzeczy. Proszę wybaczyć, o szczegółach mówił nie będę – słyszymy.
Kandydat KO po debacie w "Super Expressie" wrócił na kampanijną trasę. Dziś był w Toruniu, jutro odwiedzi m.in. Nowe Miasto Lubawskie i Olsztyn. W długi majowy weekend pojawi się m.in. w Sopocie i Kościerzynie. Z informacji Onetu wynika, że prezydent stolicy nie wybiera się na debatę organizowaną po majówce przez TV Republika. 12 maja będzie za to w TVP.
Debata z większymi szkodami, niż można przypuszczać. Tak, to alarm
W poniedziałkowy wieczór byliśmy świadkami tego, jak debata, w założeniu jedna z podstaw demokracji, zamieniła się w usprawiedliwiany demokracją festiwal przemocy słownej. Ale zaskoczenie byłoby z mojej strony naiwnością. Przyzwalanie na to, na co zgody nigdy być nie powinno, zaczęło się w trwającej kampanii wcześniej.
Pierwsza taka debata. Zdawało się, że za tymi słowami stoi pierwsze, jak dotąd, starcie wszystkich osób kandydujących na najważniejszy urząd w państwie. Jak również to, że wydarzenie odbywa się bez pytań dziennikarskich, a jedynie z pytaniami polityków i polityczek do siebie nawzajem.
Teraz już wiadomo, że inna niż wszystkie oznacza także wprowadzająca język publicznych wypowiedzi na kolejny, haniebny tor, gdzie dozwolone są wszystkie chwyty, a granice wyznacza jedynie wyobraźnia. Czasem doprawdy upiorna.
Oto w blasku kamer grzeje się Grzegorz Braun. Jego prawo, powiedzą niektórzy, skoro zebrał wymagane 100 tys. podpisów i nie został skazany (prezydent Andrzej Duda, popierający w nadchodzących wyborach Karola Nawrockiego, zablokował nowelizację Kodeksu karnego o mowie nienawiści, kierując ją do Trybunału Konstytucyjnego), to należy mu się głos na równych zasadach.
Tylko czy faszyzujące wywody nie są wystarczającym powodem odebrania głosu? To co w takim razie nim jest?
Zachowanie wykreowanego przez Konfederację europosła, którego partia usunęła ze swoich szeregów za wyborczą samowolkę (ich kandydatem w wyborach jest Sławomir Mentzen), ani trochę nie dziwi.
Przypominam, że Braun, który niedawno urządził w szpitalu w Oleśnicy oburzający spektakl, szczując na lekarkę wykonującą tam legalne aborcje i odgrażając się obecnej na miejscu policji, w zeszłym roku zgasił świece chanukowe przy użyciu gaśnicy proszkowej. Zaraz po antysemickim incydencie Monika Jaruzelska zaprosiła go do swojego programu. Przyszły kolejne wywiady i kolejne, niezasługujące na cytowanie, lecz ukaranie realnym bojkotem wypowiedzi.
Ale choć zewsząd słyszeliśmy, że koniec Brauna w przestrzeni publicznej jest kwestią czasu, czas ciągle Braunowi sprzyja. A warto pamiętać, z czym wiążą się jego ksenofobiczne, antysemickie, rasistowskie, homofobiczne i seksistowskie słowa, bowiem nie tylko z atakami na kolejne grupy społeczne, lecz wysyłanym w Polskę, również, a może przede wszystkim do młodych pokoleń, jasnym sygnałem: powiedzieć można dzisiaj wszystko. Demokracja pozwala.
Nie. To, co zobaczyliśmy i co usłyszeliśmy podczas debaty, z całą pewnością nie jest demokracją, lecz jej cynicznym wykorzystaniem do festiwalu przemocy słownej, wykluczenia i pogardy. Festiwalem, który usankcjonowany został już wcześniej. Wtedy, gdy większość (oprócz Rafała Trzaskowskiego i Magdaleny Biejat) osób kandydujących na prezydenta przyszła na debatę organizowaną przez TV Republika. Do telewizji, u której podstaw leży nienawistny język w stylu Grzegorza Brauna, stacji, której przed kłamstwem, ani manipulacją nie powstrzyma żadna tragedia i która czuje, że ciągle musi iść dalej, by stać krok przed swoim konkurentem, czyli wPolsce24 braci Karnowskich.
Owszem, wypowiedzi Brauna (czy znacznie mniej znanego Macieja Maciaka, nieskrępowanie wyrażającego podziw dla zbrodniarza wojennego Władimira Putina) były kontrowane przez kolejne osoby, a w przypadku Brauna zostały nawet zgłoszone do prokuratury z inicjatywy Biejat.
Ale czy chwalenie się politycznym sprzeciwem wobec łamania elementarnych zasad współżycia społecznego wystarczy? Może to alarm dla demokracji? Czas na szczerą odpowiedź na pytanie o granice debaty publicznej, o to, co jest systemowym przyzwalaniem na ich łamanie. I jak o te granice zawalczyć.
Długosz: chwalenie Putina i antysemityzm na debacie prezydenckiej powinny nas przerażać
Najkrótsze podsumowanie debaty "Super Expressu"? Bardzo ciekawa formuła, kilka istotnych starć i parę bezcennych lekcji. Oraz przynajmniej jedno doniesienie do prokuratury.
Zaczęło się od flagi. Tej samej biało-czerwonej, którą postawił przed sobą w Końskich Karol Nawrocki. Tyle tylko, że potem ją porzucił i zapomniał. Sztab Rafała Trzaskowskiego wykazał się sporym refleksem, przygotowując klip, który politycy KO wypuścili razem ze startem debaty. Oczywiście niemal natychmiast sztab Nawrockiego odpowiedział, że flagę im ktoś podprowadził, ale temu akurat przeczy zdjęcie dziennikarza Polsatu Piotra Witwickiego, który po debacie sfotografował się ze swoją ekipą. Za nimi na mównicy stoi samotna, porzucona flaga. Pierwszy cios był chyba celny, sądząc po nerwowej reakcji zwolenników PiS.
Formuła debaty, która składała się wyłącznie z pytań wzajemnych kandydatów, okazała się bardzo korzystna dla prezydenta stolicy. Po pierwsze pokazała, że to on jest kandydatem, do którego odnoszą się wszyscy pozostali, bo chyba wszyscy zadali mu pytania. Po drugie, że w starciu z większością z nich jest w stanie uzyskać to, co chce. Szymona Hołownię i Magdalenę Biejat — a więc kandydatów, o których wyborców zamierza zabiegać w drugiej turze — przekonywał, że nie chce kłócić się z przyjaciółmi. Było trochę prztyczków, ale nie były one specjalnie ostre. Wszystko raczej w formule kurtuazji.
Celne ciosy Trzaskowskiego
Najciekawsze jednak, że Trzaskowski bardzo sprawnie wrzucił dwa tematy swoim przeciwnikom. Karola Nawrockiego przykleił nie tylko do PiS i prezesa Jarosława Kaczyńskiego, ale do Antoniego Macierewicza. To najbardziej kontrowersyjny polityk PiS i człowiek, który dla PiS od lat jest problemem. Wystarczy przypomnieć, że kiedy 10 lat temu w kampanii wyborczej pojawiły się pytania, czy Macierewicz wejdzie do pierwszego rządu PiS, Beata Szydło błyskawicznie zwołała konferencję prasową i próbowała przekonywać, że ministrem obrony będzie Jarosław Gowin. Oczywiście w czasie zaprzysiężenia nowego rządu akt nominacji odebrał Antoni Macierewicz.
Teraz Trzaskowski wrzucił temat nominacji Antoniego Macierewicza na szefa prezydenckiego BBN. Wyborcy PiS na przypomnienie, że Macierewicz stoi gdzieś w tle za Nawrockim, reagują oczywiście entuzjazmem, ale przecież nie do twardego elektoratu PiS mówił Trzaskowski.
Sławomir Mentzen natomiast dostał pytanie o prorosyjskość jego formacji i z jakiegoś powodu zupełnie się pogubił i nie zareagował szybką deklarację, że Konfederacja prorosyjska nie jest. Sporo przy tej okazji było nerwów, bo Mentzen w rozmowach z przeciwnikami jest znacznie gorszy niż w wygłaszaniu własnych poglądów.
Krzysztofa Stanowskiego prezydent stolicy wyraźnie zaskoczył propozycją spotkania na długą rozmowę, ale nie w Kanale Zero, tylko w swoim kanale na YouTube. Stanowski odmówić nie mógł, więc Trzaskowski dość sprytnie przejął inicjatywę.
Nawrocki coraz lepszy
Po ponad dwóch godzinach pytanie do Rafała Trzaskowskiego w końcu zadał Karol Nawrocki. Zapytał o podwyższenie wieku emerytalnego dla kobiet, za którym Trzaskowski głosował. Tutaj kandydatowi KO zabrakło refleksu na odpowiedź o głodowych emeryturach5 kobiet, które pracują krócej i zrabiają mniej, a żyją dłużej. Odebrał jednak piłkę, dość sprawnie przekierowując pytanie na to, co w Warszawie samorząd zrobił dla kobiet i seniorów. Kandydatowi PiS pozostało tylko powtórzyć, że Trzaskowski głosował za podwyższeniem wieku emerytalnego.
Karol Nawrocki na pewno jest w lepszej formie niż na początku kampanii. Jest spokojniejszy i zdecydowanie bardziej pewny siebie. Zapewne sondaże, które pokazują, że nie ma już zagrożenia, że odpadnie przed II turą, mają na to znaczący wpływ. Jednak to, że głównym celem wszystkich był Trzaskowski, sprawiło, że Nawrocki wypadł dość blado. Chociaż już umie występować, nadal ma problem ze starciami jeden na jeden. Ale trzeba przyznać, że to zupełnie inny kandydat niż kilka miesięcy temu.
Strategia jednak pozostaje ta sama, dość już nużąca. Kandydat PiS nieustannie powtarza, że Trzaskowski jest wiceprzewodniczącym PO i zastępcą Tuska, co i tak nigdy nie było tajemnicą. Może sprawdziłoby się to lepiej, gdyby nie powiedział wczoraj, że jest decyzją Jarosława Kaczyńskiego, a dzisiaj, że szefa swojego sztabu nie znał do chwili rozpoczęcia kampanii. W debacie przypomniał także kampanię Bronisława Komorowskiego, co jest drugą strategiczną zagrywką sztabu. Ma na celu oczywiście ośmieszać kontrkandydata.
Smutne i przerażające
To, co jest jednocześnie smutne i przerażające to, że w debacie kandydatów na prezydenta w Polsce pojawiają się słowa uznania dla Władimira Putina i wyraźnie antysemickie wątki łącznie z określeniem przez Grzegorza Brauna żonkili noszonych w rocznicę powstania w getcie "symbolami hańby". Magdalena Biejat na wywody Brauna zareagowala jako pierwsza i zapowiedziała złożenie w prokuraturze wniosku o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Potem reagowali kolejni kandydaci. Trzaskowski odszedł od mównicy kiedy Braun próbował ripostować, a pozostali energicznie protestowali przy jego kolejnych pytaniach.
Pierwszy raz Trzaskowski może mówić o sukcesie w debacie. Ustał, miał kilka dobrych strategii, dzięki kontrkandydatom miał przestrzeń do swobodnej wypowiedzi, był spokojny i znacznie lepiej przygotowany niż do własnej debaty w Końskich. Ale jego najpoważniejszy rywal też jest w coraz lepszej formie. Starcie w studiu "Super Expressu" nie rozstrzygnęło wyborów, ani nie przechyliło szali zwycięstwa. Na pewno jednak pokazało, że mimo przekonania zarówno Sławomira Mentzena jak i Adriana Zandberga na razie duopol trzyma się dość mocno i po najbliższych wyborach się nie skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz