Pieśń o tamponach i gadające torbiele. Patotreści Mai Staśko, 27.07.2025


 

"Gdybym mogła mieszkać gdzie indziej, wybrałabym raczej gdzie indziej" - mówi jedna z bohaterek "Wkur*ionych kobiet w leju po Polsce" Mai Staśko. W książce znalazło się siedem tekstów napisanych przez autorkę z myślą o scenie.

Czy tytuł tej recenzji jest clickbaitem?

Nie byłoby to konieczne – triggerująco na wielu działa samo nazwisko dziennikarki i aktywistki walczącej o prawa kobiet i wspierającej osoby, które doświadczyły przemocy. Użyłam określenia „patotreści" przewrotnie, podchwytując literacką strategię autorki „Wkur*ionych...".

Greckie słowo „pathos" oznaczało cierpienie, a źródłowe znaczenie słowa „patologia" to „nauka o chorobach, stan chorobowy". To nie pasożyty i hołota, pięćsetplusy, puszczalskie czy dresiary. Kobieta łatwa, żona Polaka-katolika, właścicielka food-trucka, pracownica Amazona, influencerka na ściance, Warsaw Whore, cierpiąca na endometriozę – bohaterki Staśko nie są patusiarami. Są za to chore na Polskę – neoliberalną i narodowokatolicką.

Maja Staśko
Maja Staśko Fot. KAPIF

"Wkur*ione kobiety w leju po Polsce" to właściwie nie dramaty, lecz „teksty dla teatru". Joanna Krakowska we wstępie do antologii „Transfer!" (Krytyka Polityczna, 2015) nazwała tak prace pisane dla konkretnych twórców, teatrów i widowni. Chociaż Staśko posługuje się fikcją, jej teksty są świadectwami rzeczywistości i antytezą telewizyjnego paradokumentu z jego drewnianymi dialogami i żenującą grą naturszczyków.

Kultura gwałtu i socjalizowanie dziewczynek do bycia uległymi; ubóstwo menstruacyjne; turbokapitalizm niszczący solidarność między kobietami; Rzeczpospolita Celebrycka; Kościół dyscyplinujący kobiece ciała – takie tematy podejmuje Staśko, czerpiąc z własnych życiowych i dziennikarskich doświadczeń.

Patostreamerzy i influencerzy

Paliwa dla tytułowych „Wkur*ionych kobiet" (ich elementem jest pieśń o tamponach; kojarzą się z „Chórem kobiet" Marty Górnickiej) dostarczył Ogólnopolski Strajk Kobiet i walka o prawa reprodukcyjne. Przemysław Wojcieszek zamówił „Amazon Burns" po lekturze reportażu Staśko o pracy w podpoznańskim magazynie Amazona.

„Influencer szuka żony" oraz „Trash stream" traktują o patostreamerach i influencerach (Staśko miała pisać na ich temat książkę reporterską). Nie są to teksty nowatorskie. „Ja pierdole, bogole" – o kulisach medialnej popularności i mechanizmie promowania idoli – powstał przecież po „Pawiu królowej" Masłowskiej, realizującej temat w bardziej interesujący formalnie sposób.

Masłowska już ćwierć wieku temu pokazała, jak media wykorzystują feministyczne hasła, odzierając je ze sprawczości. Odpowiednikiem tatuażu Anny Przesik „Kultura Patriarchalna" są u Staśko okrzyki na ściance: precz z toksyczną męskością i lesbofobią!

Podgatunek człowieka z macicą

Byłoby jednak przesadą wymagać od tekstów Staśko nowatorstwa. Teatr powinien być aktualny, trafiać we współczesny nerw, uwierać. „Warsaw Shore", „Love Island", „Ekipa", pranki i challenge’e, oznaczanie na insta, Tinder, celebryci prężący się na ściance przed pokazem filmu, który nikogo nie obchodzi – to nie są moje klimaty, ale cóż, takie jest życie.

Najciekawszy i, paradoksalnie, najsłabszy literacko jest w tym zbiorze to najnowszy tekst „Tak w ogóle to mam bóle. TORBIELE ENDOMETRIALNE NA MOICH JAJNIKACH SZYKUJĄ PRZECIWKO MNIE REWOLUCJĘ". Autorka napisała go po zdiagnozowaniu endometriozy, w ramach autoterapii. Premiera spektaklu odbędzie się 27 listopada w ACUD Theater w Berlinie, przekłada i reżyseruje Andreas Visser (ma na koncie już „Amazon Burns" i „Zornige Frauen").

Dialog toczą zantropomorfizowane torbiele, zastanawiające się, kto tu jest właściwie katem, a kto ofiarą (żywicielka dąży przecież do ich usunięcia). Staśko z humorem zderza torbielowe światopoglądy – najmłodszy wykazuje sporo empatii, nie chce się karmić cudzym cierpieniem. „Nie masz wyboru. To istota twojego istnienia" – odpowiada mu najstarszy „potworniak".

Zabawny jest pomysł na opisanie torbieli jako freaków, odmieńców, którzy walczą o autonomię i prawo do szczęścia: „przy wypróżnianiu bolimy najbardziej. Uwielbiam te momenty, cali pulsujemy tu, w środku. Melanż na maksa". Chociaż najbardziej intymny, pisany – dosłownie – z trzewi, również ten tekst krytykuje patriarchat. Przenikliwa torbiel zauważa: „Podejrzewam, że gdybyśmy mieszkali w mężczyznach, lek na nas byłby wynaleziony wieki temu, a operacja usuwania nas byłaby dostępna w każdym kiosku".

Kiedy już chciałoby się książkę odłożyć, bo dialog się dłuży, a torbiele w kółko rozmawiają o tym samym, do akcji wkracza tekstowa Staśko. To ona podkłada im głosy.

Autoironia i autorefleksyjność to zdecydowanie mocne strony „Wkur*ionych kobiet w leju po Polsce".

Hype na dramat!

Cieszę się z tej książki, bo – jak Ishbel Szatrawska – upominam się o „hype na dramat". Szatrawska teksty dramatyczne („Polowanie", „Totentanz") ogłaszała na łamach „Dialogu" , ale to „Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia" (również Cyranka) przyniósł jej popularność.

Opowieść o polskim Żydzie ocalonym z Zagłady, który próbuje odnaleźć się w Hollywood, dotarła do finału „Paszportów Polityki", została też „Odkryciem Empiku". Ale zmiany nie przyniosła. Jeśli chodzi o dramaty. nadal publikuje się u nas głównie teksty osobowości medialnych – Doroty Masłowskiej czy Szczepana Twardocha. Staśko też należy do tej kategorii.

Już widzę komentarze pod tą recenzją: promocja nazifeministki, wściekłej lewaczki i atencjuszki! Gadające torbiele, pieśń o tamponach? Co za idiotyzmy! Jeszcze książka nie trafiła do księgarń, a już na lubimyczytać ktoś dał jej jedną gwiazdkę. Takiego batalionu negatywnych nieczytelników nie ma chyba żaden autor.

Hejterzy, zarabiam na was!

Staśko w swoim stylu zakpiła sobie z hejterów, publikując kilka lat temu w serii konceptualnej Ha!artu „Hejt polski". Zebrała w nim zrzuty ekranu z najbardziej okrutnymi komentarzami do swoich postów na Facebooku, Twitterze czy Instagramie – po to, żeby na nich zarobić. „Myśleliście, że mnie obrażacie, a wy tworzyliście mi materiał do książki. […] Wykorzystałam was" – napisała we wstępie.

Literatura zaangażowana nie ma w Polsce dobrej prasy, ale nie lekceważcie Mai Staśko, to nie jest płaska publicystyka. Cenię ją również jako krytyczkę literacką, znakomitą czytelniczkę Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. To pisarka świadoma i inteligentna, wykorzystująca potencjał sprzeczności.

Tekst „W trakcie pierwszego razu zakleszczyła mi się pochwa, gdy spadł na mnie obrazek Matki Boskiej w pokoju rodziców" powinni przeczytać sympatycy Konfederacji, a już na pewno polityk, który protestował przeciwko jego nominacji do Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej – bo promuje „wulgarne i ohydne treści, które obrażają uczucia religijne znacznej części Polaków".

Nie muszę dodawać, że autor gniewnego listu tekstu Staśko nie czytał. Jeśli to zrobi, to się zdziwi. Bohaterowie są głęboko religijni, a interwencja Matki Boskiej zapewniła im pierwszą szczerą i długą rozmowę w życiu.

DRAMAT "Wkur*ione kobiety w leju po Polsce" Maja Staśko. Cyranka, Warszawa

'Wkur*ione kobiety w leju po Polsce' Maja Staśko. Wyd. Cyranka
'Wkur*ione kobiety w leju po Polsce' Maja Staśko. Wyd. Cyranka Fot. Materiały prasowe

Izabella Adamczewska
W łódzkim oddziale 'Gazety Wyborczej' piszę recenzje teatralne.

wyborcza


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz