Putin zamierza zniszczyć Unię Europejską. Mamy być amunicją w tej wojnie [WIDZĘ TO TAK], 04.11.2025


Putin zamierza zniszczyć Unię Europejską. Mamy być amunicją w tej wojnie [WIDZĘ TO TAK]

Putin już raczej wie, że nie wygra wojny w Ukrainie oraz że nie jest w stanie zmierzyć się militarnie z NATO. Dlatego próbuje zniszczyć Unię Europejską bez jednego wystrzału. Od nas zależy, czy mu się to uda. Bo to my, obywatele państw UE, mamy być amunicją Putina

03 listopada 2025 

Ukraina to obecnie tylko – i aż – pierwsza linia frontu trwającej wojny. Pierwsza linia, ale nie główny cel. Takim stało się zniszczenie Unii Europejskiej, a dokładnie – zniszczenie wspólnoty, która utrudnia prezydentowi Rosji realizację jego interesów.

Na Zachodzie, także w Polsce, trwa rosyjska ofensywa, która ma ten cel zrealizować. Chodzi o zmasowane działanie hybrydowe z mocno rozwiniętym aspektem kognitywnym, czyli wpływanie na to, co i jak myślimy. Ponieważ podczas ataków kognitywnych nic nie wybucha ani nie rani fizycznie, umyka nam fakt, jak intensywnie jesteśmy atakowani.

Ta hybrydowa linia frontu jest dużo dłuższa niż front w Ukrainie. Ciągnie się od krajów bałtyckich, przez Polskę, Ukrainę i wszystkie państwa unijne sprzyjające Ukrainie. Front sięga za ocean, do Stanów Zjednoczonych, ale ich obywatele nie są teraz głównym celem rosyjskich działań.

Broń kognitywna wycelowana jest w europejską wspólnotę.

Być może najgoręcej jest w tych krajach, które wydają się bardziej podatne na rosyjską propagandę: na Węgrzech, Słowacji, a ostatnio także w Czechach. Ale i w Polsce ofensywa jest rozległa.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Plan był inny

Za atakiem na Unię Europejską stoi prosty proces myślowy. Jeśli Unia Europejska się rozpadnie, Putin będzie miał po drugiej stronie niewielkie, osamotnione państwa, zapewne skłócone ze sobą. Łatwiej mu będzie albo je podbijać militarnie, albo po prostu rozwijać w nich swoje interesy i budować strefy wpływów. Zjednoczona Unia Europejska jest silnym przeciwnikiem. Podzielona Europa – znacznie słabszym. To truizm, ale zwłaszcza w obecnej sytuacji warto go przypominać.

 

Pierwotnie celami wywołanej przez Rosję w 2022 roku wojny było podbicie Ukrainy oraz osłabienie NATO.

Szybie zajęcie Ukrainy gwarantowałoby, że NATO w najbliższym czasie się nie rozszerzy. Sojusz musiałby się zmierzyć z porażką aspirującego państwa i z podziałami wewnętrznymi, a więc i z narastającą słabością organizacji.

Natomiast Rosji krótka i zwycięska wojna dałaby solidny impuls do rozwoju gospodarki. Silny Putin, silny Kreml, a więc i silna Rosja – to gwarancja przyciągnięcia nowych partnerów. Do tego nowe terytoria, nowe inwestycje i wzrost konsumpcji.

Największa porażka Putina

Tyle że w tym planie Putina wszystko poszło nie tak. Ukraina broniła się i broni. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że bez jej determinacji Putin już dawno by tryumfował. Jednocześnie NATO stanęło za Ukrainą murem oraz nie dało się sprowokować do czynnego udziału w wojnie (wtedy sytuacja stałaby się nieprzewidywalna na poziomie światowym). Państwa natowskie coraz intensywniej się zbroją i nawet Donald Trump, mimo rozmaitych pomysłów i zapowiedzi, nie doprowadził (na razie) do rozpadu NATO.

Co najgorsze z punktu widzenia Putina – sojusz militarny rozszerzył się o neutralne przez dziesięciolecia Szwecję i Finlandię.

Te dwa dni: 4 kwietnia 2023 (wejście Finlandii do NATO) i 7 marca 2024 (dołączenie Szwecji) to daty najpoważniejszych porażek Putina w historii jego rządów.

A być może także początek całego pasma jego klęsk. Eksperci i zachodni politycy coraz częściej mówią, że Putin nie wygra wojny z Ukrainą. Nie oznacza to od razu, że ją spektakularnie przegra. Może zamrozić front na długie lata, blokując tam duże siły militarne obu stron. Może pójść na jakiś układ i zgodzić się na pokój, który – choć będzie porażką w odniesieniu do pierwotnych celów wojny – przez kremlowską propagandę będzie sprzedawany jako wielki sukces.

Ale Putin i jego współpracownicy będą doskonale wiedzieli, co się stało. Nie wygrali. Nie udało się. Jest źle. Oczywiście, armia rosyjska może się przegrupować, wzmocnić, uderzyć ponownie, zaatakować inne państwo. Ale nadal nie będzie to sukces, o który pierwotnie chodziło.

Kryzys gospodarczy w Rosji

Na dodatek gospodarka Rosji jest w coraz gorszym stanie. Zachodnie sankcje, problemy z partnerami na Wschodzie, ukraińskie ataki na rafinerie, wysoka inflacja, przestawienie gospodarki na produkcję na potrzeby wojny – to wszystko zaczyna być mocno odczuwane przez Rosjan.

Wielu osobom sytuacja przypomina fatalnie wspominane w tym kraju lata dziewięćdziesiąte. Bardzo częste było wtedy skracanie czasu pracy w firmach, przestoje w fabrykach. W parze z tym szło zmniejszanie wynagrodzeń. Ludzie mieli co prawda mniej pracy, ale też dużo mniej pieniędzy. Dziś sytuacja wygląda podobnie. Rosyjska gospodarka jest w recesji, w styczniu zostanie podniesiony podatek VAT, co zwiększy ceny podstawowych produktów.

Ceny benzyny już są bardzo wysokie, a Rosja zaczęła nawet importować paliwo.

Wydaje się to absurdalne, wszak Rosja budowała swoją siłę gospodarczą właśnie na paliwach. Jednak ukraińskie ataki na rafinerie spowodowały niedobory benzyny, więc państwo musi się ratować dostawami z Białorusi, Chin czy Korei Południowej.

Centralny Bank Rosji opublikował niedawno prognozę na lata 2026-2028 i zawarł w niej „czarny scenariusz”. Okazuje się, że niewiele potrzeba, aby w Rosji po raz pierwszy od połowy lat 90. rosyjska gospodarka zaczęła się kurczyć, a inflacja wzrosła do najwyższego poziomu od dekady. Wiele wskazują na to, że będzie tam coraz trudniej i coraz biedniej.

Zdesperowany Putin

Ale to wcale nie oznacza, że w Europie niebezpieczeństwo ze strony Rosji minęło. Wręcz przeciwnie. Putin to człowiek, który nienawidzi przegrywać. A porażka militarna, gospodarcza i międzynarodowa mogą go kosztować utratę władzy, a nawet utratę życia. Wszak w historii Rosji częste były przypadki usuwania niechcianych władców radykalnymi sposobami. W ostatnich dziesięcioleciach specjalizowały się w tym radzieckie i rosyjskie służby, z których Putin pochodzi i których przedstawicieli zgromadził wokół siebie.

Putin jest zapewne świadomy zagrożenia. Walczy o własne być albo nie być – i nie jest to przenośnia. Wyznaczył więc kolejny cel, wyjątkowo ambitny: zniszczenie Unii Europejskiej (no NATO nie udało mu się zniszczyć). A ponieważ nie jest w stanie osiągnąć go za pomocą działań militarnych, wykorzystuje inne działania – hybrydowe, kognitywne, informacyjne, soft power. Możemy je różnie nazywać. Najistotniejsze jest to, że

mamy do czynienia z wielopłaszyznową, masywną ofensywą hybrydową, nastawioną na unicestwienie europejskiej wspólnoty.

Ponieważ rozgrywa się ona w wielu przestrzeniach jednocześnie, części ataków w ogóle nie dostrzegamy albo lekceważymy ich znaczenie. Przejmujemy się widocznymi prowokacjami dronowymi. Zwalczamy siatki jednorazowych agentów, werbowanych do akcji sabotażowych i dywersyjnych. To bardzo potrzebne, trzeba to robić.

Niestety jednocześnie lekceważymy takie płaszczyzny prowadzonej przez Rosję ofensywy, które wydają się mniej niszczące i prowadzone są rękami samych obywateli państw unijnych. Tymczasem w dłuższej perspektywie to właśnie one mogą doprowadzić do zniszczenia Unii Europejskiej bez jednego uzbrojonego drona nad unijnym niebem. I tylko od nas zależy, czy do tego dojdzie.

Coś się zmieniło

Rosyjską ofensywę w tym zakresie można było zauważyć po raz pierwszy mniej więcej późną wiosną 2025 roku. Choć atak hybrydowy Rosji na kraje unijne trwa od lat i wielokrotnie go w OKO.press opisywaliśmy, to w 2025 coś się zmieniło, na wielu poziomach jednocześnie. Najpierw pojawiły się nowe doniesienia o tysiącach fałszywych kont i botów na platformie X Elona Muska, które służyły do rozpowszechniania treści skrajnie prawicowych i prorosyjskich.

Nie była to jednak nowość, już w lipcu 2024 roku Departament Sprawiedliwości USA donosił o rozbiciu siatki botów na X, która szerzyła treści dezinformacyjne na temat Ukrainy i USA. A ja jesienią 2024 roku zidentyfikowałam siatkę polskojęzycznych botów, składającą się z kilku tysięcy kont, powiązanych najprawdopodobniej z pracującą dla Kremla rosyjską agencją Social Design Agency. W kolejnych miesiącach tego rodzaju informacje pojawiały się dość często. Doniesienia o wykryciu kolejnych siatek botów nie zrobiły więc większego wrażenia.

Przedwyborcze ofensywy

Potem pojawiły się doniesienia o ofensywach przedwyborczych. W Niemczech, Rumunii, Czechach, Mołdawii, także w Polsce mieliśmy do czynienia z atakami dezinformacyjnymi, nieautentycznymi kontami, fałszywymi serwisami informacyjnymi, kupowaniem influencerów, treściami politycznymi generowanych przez sztuczną inteligencję.

Wszędzie tam wskazywano na niejawny i nielegalny udział Rosji w kształtowaniu decyzji wyborczych obywateli.

W Polsce dodatkowo mieliśmy niespotykany wcześniej wysyp kandydatów na prezydenta z prorosyjskimi poglądami. Na etapie ich rejestrowanie się w Państwowej Komisji Wyborczej naliczyłam szesnaście takich osób. Później okazało się, że do tej grupy powinnam dodać jeszcze dwoje polityków z kontaktami w środowiskach prorosyjskich.

Ale do tego przedwyborczego oddziaływania Rosji też już się trochę przyzwyczailiśmy. Było ono jednak tylko elementem dużo szerszej ofensywy antyunijnej, realizowanej w Polsce. Niektóre inne jej elementy opisałam już kilka tygodni temu w OKO.press. Ich charakterystyczną cechą jest to, że wszystkie były realizowane wewnętrznie, w Polsce, a jednak na ich realizacji w dłuższej perspektywie zyskuje właśnie Rosja.

Antyukraińska fala

Zaobserwowałam:

  • Nagły wzrost aktywności znanych polskich środowisk prorosyjskich;
  • Reaktywację wygaszonych dekadę temu prorosyjskich organizacji;
  • Nowe ugrupowania polityczne, w które angażują się działacze środowisk prorosyjskich;
  • Czynne szerzenie rosyjskiej propagandy i wzmacnianie środowisk prorosyjskich w Polsce przez Rosyjski Dom w Warszawie.

Dodajmy do tego zmasowaną akcję dezinformacyjną po rosyjskiej prowokacji z użyciem dronów nad Polską, prowokacje militarne w innych państwach oraz silny wzrost popularności antyukraińskich narracji. W Polsce największą antyukraińską falę obserwowaliśmy na przełomie sierpnia i września, po zawetowaniu przez prezydenta Nawrockiego ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy.

Antyukraińskie nastroje są nadal bardzo widoczne w sieci. Jedna z czytelniczek przysłała mi niedawno link do neutralnego postu jednego z portali z Lublina. Opisano w nim sytuację bezdomnej kobiety, dla której miejskie służby nie znalazły miejsca w żadnym ośrodku pomocowym. Pod wpisem zaroiło się od podobnych do siebie komentarzy: „Nie znaleźli, bo to Polka, gdyby była Ukrainką, to na pewno by ją przyjęli” oraz „Nie znaleźli, bo Ukraińcy zajmują miejsca Polakom”.

Rośnie przemoc wobec Ukraińców

Niechęć do Ukraińców widoczna jest też w rzeczywistości offline. W ubiegłym tygodniu portal Onet podał niepokojące dane policji: liczba niektórych (zgłaszanych) przestępstw przeciwko Ukraińcom mieszkającym w Polsce wzrosła nawet o 73 procent. Najwięcej zgłoszeń dotyczy gróźb karalnych wobec Ukraińców. Tu w ciągu dwóch lat nastąpił wzrost o 51 procent. Znęcanie się – wzrost o 73 procent w tym samym okresie. Napaść z powodu ksenofobii, rasizmu lub nietolerancji religijnej, publiczne znieważanie – wzrost o 66 procent.

Nie ma wątpliwości, że za zmianą stosunku do Ukraińców w Polsce stoi między innymi Rosja oraz środowiska prorosyjskie w Polsce.

Wszystkie te grupy, a także nieautentyczne konta w sieci i fałszywe portale z rosyjskich kampanii dezinformacyjnych od wybuchu wojny powtarzają przekazy antyukraińskie. W rosyjskich narracjach, adresowanych na Zachód, Ukraina i Ukraińcy są „chłopcami do bicia”. Wszystko, co złe – to Ukraińcy. Przeprowadzono na ten temat badania, mamy raporty i dane.

Nie ma też wątpliwości, że wzrost poziomu niechęci do Ukrainy to jest to, co Kreml cieszy najbardziej. Bo to dowód na skuteczność ofensywy kognitywnej.

Przeciw Ukrainie i przeciw Unii

Z przekazami budującymi niechęć do Ukrainy powiązana jest jednak także nieufność do władz danego państwa (bo wspierają Ukrainę), do Unii Europejskiej (podobnie), a nawet do NATO. Dobrze to widać choćby w przekazach europosła Grzegorza Brauna, lidera Konfederacji Korony Polskiej, który do tej mieszanki dodaje jeszcze antysemityzm. I zupełnie już nie ukrywa swoich powiązań z działaczami prorosyjskimi w Polsce.

Rosja infekuje zachodnią infosferę pozornie (ale tylko pozornie) logicznym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Używając metod kognitywnych, przekonuje: „Jeśli jest ci źle, czujesz się niekomfortowo, czegoś ci brakuje, winę za to ponoszą w pierwszym rzędzie Ukraińcy, ale tuż za nimi – Unia Europejska, bo ich wspiera i szerzy wrogie ideologie. Przestańcie pomagać Ukrainie, porzućcie Unię Europejską, a będzie tak jak dawniej, czyli lepiej i bezpieczniej”.

Tego rodzaju poglądy najłatwiej dziś Rosji wywoływać wśród osób o nastawieniu antysystemowym, skrajnie prawicowym i skrajnie lewicowym.

I właśnie te grupy są dziś najintensywniej atakowane przez Rosję, by wzmacniać korzystny dla Kremla sposób myślenia. Zaś sądząc po wzroście popularności ugrupowań antyunijnych i antyukraińskich w krajach europejskich trzeba uznać, że coraz więcej osób w to wierzy.

Miękkie oswajanie z Rosją

Rosyjska ofensywa rozgrywa się także w przestrzeniach odległych od wojny czy polityki. Kreml wykorzystuje miękkie oddziaływanie, by coraz intensywniej oswajać z Putinowską Rosją. Za przykład niech posłuży dziwny pomysł zaproszenia rosyjskiego pseudouzdrowiciela Kaszpirowskiego na seanse w Polsce. Ale to niestety niejedyna inicjatywa o rosyjskich korzeniach, która pojawiła się wśród polskich instytucji kultury.

Mnożą się również internetowe filmiki, w których sieciowi influencerzy, najczęściej podróżnicy, promują Rosję i Białoruś jako przyjazne, czyste, porządne państwa.

Zapewniają przy tym, że nie uprawiają żadnej ideologii ani do niczego nie przekonują. A jednak dokładnie to robią, kiedy pomijają tematy trudne dotyczące obu tych państw, a poprzestają na pokazywaniu przyjemnych i komfortowych aspektów życia.

Z doniesień służb wiemy także, że rosyjskie służby po krótkiej przerwie wróciły do werbowania w internecie „jednorazowych agentów” do akcji sabotażowych i dywersyjnych. Tacy ochotnicy dostają zlecenia na podpalenia, przesyłanie ładunków wybuchowych czy szpiegowanie. Polskie służby wychwytują ich coraz skuteczniej, ale zagrożenie nie maleje, o czym przekonują też służby innych państw. Niemcy i Dania wydały ostatnio własne ostrzeżenia przed rosyjską dywersją.

Broń dwukrotnego rażenia

Niestety rosyjskie służby chętnie werbują do takich działań Ukraińców z prorosyjskimi poglądami. A jest ich sporo. Z reguły pochodzą ze wschodniej części kraju, przebywają dziś w UE i potrzebują pieniędzy, a w sieci nie ukrywają swoich poglądów. Łatwo dają się więc nabrać na rosyjskie zlecenia, za które Kreml płaci w kryptowalutach.

Każde medialne doniesienie o zaangażowanym w antyeuropejski sabotaż Ukraińcu daje Rosji dodatkowy bonus – podważa zaufanie do ukraińskich uchodźców w Unii Europejskiej. Pozornie potwierdza bowiem fałszywą rosyjską tezę, że Ukraińcy jako grupa narodowościowa są niebezpieczni dla Europejczyków. Pozornie, bo pojedyncze przypadki nie potwierdzają twierdzeń dotyczących grup społecznych. Ale doskonale nadają się do manipulacji.

Jednorazowy ukraiński agent jest więc dziś w rosyjskiej wojnie z Zachodem bronią dwukrotnego rażenia. Gdy na przykład podpali magazyn – to doskonale. Gdy zachodnie służby go złapią i ujawnią jego narodowość opinii publicznej – jeszcze lepiej.

Kreml stale zabiega też o polityczne wsparcie w Europie. Głównym liderem, wspierającym Rosję w UE jest dziś premier Węgier Victor Orbán, który ma też silne wpływy u amerykańskiej prawicy. Doradca Orbána w ubiegłym tygodniu otwarcie zapowiedział, że zamierza utworzyć w regionie antyukraińską koalicję.

To granie nie tylko na osłabienie Ukrainy, ale też na zniszczenie unijnej wspólnoty.

Czy można to zatrzymać?

Kreml używa nas, ludzi żyjących w Unii Europejskiej, do tego, by walczyć z Ukrainą i niszczyć europejskie porozumienie. Obywatele UE, którzy idą za powtarzalnymi rosyjskimi przekazami; za politykami, którzy realizują rosyjskie interesy, uderzają w Ukrainę i w Unię Europejską oraz powtarzają: „To nie nasza wojna”; ludzie, którzy wierzą influencerom przekonującym, że Rosja to taki fajny kraj, w którym wszyscy lubią Polaków, a Zachód jest „zniszczony ideologią” – wszyscy oni stają się rosyjską amunicją w hybrydowej wojnie z Zachodem.

Rosja nie musi wysyłać do Europy rakiet. Odpaliła program „Zniszczyć Unię Europejską od wewnątrz” i konsekwentnie go realizuje. Czy można to zatrzymać? Można. Na początek warto zapytać siebie, czy nieświadomie nie stałem się już bronią w rosyjskiej wojnie kognitywnej.

OKO press



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz