Ranking politycznej żenady 2024, 29.12.2024

 

Ranking politycznej żenady 2024. Jeden przypadek wystrzelił poza skalę

Gdy myślą Państwo, że w polityce nic gorszego nie może się wydarzyć, przychodzi nowy rok, który zwykle jest gorszy od poprzedniego.

 

Tak samo jest z nowymi kadencjami Sejmu. Kto by przypuszczał, że A.D. 2024 będziemy żegnać, przeglądając domowe zakamarki i piwnice, by sprawdzić, czy aby nie chlipie tam w kąciku były wiceminister Marcin Romanowski – o tempora! o mores! – pierwszy w III RP poseł i były wiceminister sprawiedliwości poszukiwany listem gończym oraz czerwoną notą Interpolu. A tyle było prężenia muskułów, gdy Sejm uchylał mu immunitet, tyle zaklęć, że destabilizować prokuratorskiego śledztwa nie będzie, nie zamierza uciekać ani mdleć.

Tymczasem zastępca Ziobry okazał się miękiszonem. Wizja kolejnych miesięcy, które przyjdzie mu spędzić w areszcie, sprawiła, że wziął nogi za pas. Nie wiem, co gorsze: czy wersja, że to Romanowski sam wpadł na pomysł, by salwować się ucieczką, czy inna, że to jego kamraci uznali, że trzeba go gdzieś ukryć, bo jest zbyt miękki i na więziennym wikcie zacznie sypać. W każdym razie cała Europa mogła z zapartym tchem śledzić losy polskiego posła ściganego za udział w grupie przestępczej, działającej w czasach PiS w resorcie sprawiedliwości, który próbuje uniknąć wymiaru sprawiedliwości.

Gdyby ktoś wymyślił specjalny przyrząd do pomiaru poziomu żenady i ustawił go przed Sejmem, Marcin Romanowski biłby pewnie rekordy. W moim prywatnym rankingu politycznej żenady 2024 wyszedł nawet poza skalę.

Tuż za nim uplasował się Antoni Macierewicz, wybitny bajarz, o przepraszam – badacz katastrof wszelakich i propagator teorii spiskowych. Komisja Cezarego Tomczyka, działająca w Ministerstwie Obrony Narodowej, ustaliła, że pan Antoni sprzeniewierzył 80 mln publicznych pieniędzy, by nas robić przez lata w konia, a gdy jego zaufani eksperci czarno na białym obalali jego kolejne teorie, zamknął na cztery spusty w biurku niewygodne kwity, licząc, że nikt się do nich nie dokopie. Jakby tego było mało, Macierewicz – nie chcąc pewnie w kategorii żenady roku ustępować młodszemu koledze – postanowił na oczach gawiedzi wsiąść za kierownicę samochodu mimo przeszło 30 punktów karnych, powodujących automatyczną utratę prawa jazdy. By go zablokować, policja musiała użyć dwóch radiowozów, a kiedy chciała sprawdzić, czy aby na pewno jest trzeźwy, wiceprezes PiS zasłonił się immunitetem. To jest ten lepszy sort, o którym niegdyś mówił prezes Polski. W moim rankingu żenady lokata numer 2.

Aż boję się myśleć, co przyniesie polska polityka A.D. 2025, wszak to będzie rok kampanii prezydenckiej

Ale jest i ten, którego w tym rankingu zabraknąć nie mogło. Utytułowany narciarz, zwany przez zawistników długopisem. Otóż panujący nam miłościwie już prawie dziesięć lat Andrzej Duda, żyrandolowy (p)rezydent, postanowił na odchodne zabrać miejsce w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim utytułowanym sportowcom, w tym wybitnej polskiej kolarce Mai Włoszczowskiej. Wiadomo, że na prawicy kobiety całuje się w rękę, ale gdy przychodzi co do czego, liczą się mocne łokcie i plecy, a te Dudzie zapewnił prezes PKOl Radosław Piesiewicz. Jakby próba uplasowania odchodzącego prezydenta na lukratywnej międzynarodowej posadce kosztem znanej sportsmenki była niewystarczająco żenująca, sprawę przypieczętował MKOl, który w swoim oświadczeniu wykpił starania Dudy/Piesiewicza, czyli posady pewnie nie będzie. Jest za to trzecie miejsce w moim rankingu żenady roku.

Żeby nie było, że źle jest tylko w opozycji, stawkę zamyka były już minister rządzącej koalicji. Zdawało się, że Dariusz Wieczorek wyczerpał limit wpadek, gdy z rozbrajającą szczerością przyznał, iż kampanijna obietnica „akademik za złotówkę” była ściemą, ale później okazało się jeszcze, że jego kumpel, rektor Uniwersytetu Szczecińskiego, zaniżył wymogi konkursowe, by żona Wieczorka mogła objąć u niego stanowisko dyrektorskie, za to małżonka rektora weszła do podległej Wieczorkowi komisji ewaluacji nauki. Jakby tego było mało, Wieczorek zdradził rektorowi-kumplowi nazwisko sygnalistki, która alarmowała o nieprawidłowościach na Uniwersytecie Szczecińskim. Czarę żenady przelało jednak tłumaczenie ministra z Lewicy, że to nie była żadna sygnalistka, tylko działaczka związkowa, która nie podlega przepisom dotyczącym sygnalistów. A wydawałoby się, że Lewica z natury powinna stać po stronie związkowców.

Aż boję się myśleć, co przyniesie polska polityka A.D. 2025, wszak to będzie rok kampanii prezydenckiej. Tylko czy żenadometr to wytrzyma? A my razem z nim.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz