Smutny spektakl na Alasce. Czy rozwinęliby dywan przed Hitlerem? [KOMENTARZ]
Polityka bywa zimną kalkulacją, bo taką musi być. Jednak ma ona też aspekt moralny, który wpływa na postawy całych społeczeństw. Niezależnie od ustaleń negocjacyjnych, spektakl, jaki Trump urządził dla Putina na Alasce, był po prostu demoralizujący. W ten sposób amerykański prezydent — świadomie lub nie — znieważył całą grupę wschodnioeuropejskich społeczeństw, a to może mieć konsekwencje. Znowu został perfekcyjnie rozegrany przez Rosjan, którzy osiągnęli swoje cele na amerykańskiej ziemi. Zachód znowu dowiódł swojej słabości na wielu polach.
Na wiele godzin przed spotkaniem Trump – Putin do Anchorage na Alasce przybył szef rosyjskiej dyplomacji Sergiej Ławrow. Pojawił się w trudnej do przeoczenia koszulce – z napisem ZSRR. Dla ekipy Trumpa siła tego symbolu była ledwie zrozumiała.
Ławrow opluł w ten sposób Ukraińców i rozumną część zachodnich społeczeństw. Zgodnie ze spójną rosyjską strategią, negocjacje zostały więc rozpoczęte na długo przed tym, zanim Trump i Putin zdążyli wylądować w bazie wojskowej Elmendorf-Richardson.
Oto cały dramat tej sytuacji. W ścisłym otoczeniu Trumpa, które ma wpływ na wszelkie decyzje prezydenta, brak jednej osoby posiadającej choćby blade pojęcie o Rosji. Specjalny wysłannik prezydenta USA do Moskwy Steve Witkoff, wywodzący się z amerykańskiej deweloperki, wielokrotnie wykazywał się całkowitą ignorancją, ograniczając swoją misję do powtarzania słowo po słowie żądań Kremla.
Uosobieniem braku tej fachowej wiedzy w prezydenckiej administracji jest sam Donald Trump — chaotycznie miotający się pomiędzy poklepywaniem Putina po plecach a groźbami zalania Ukrainy bronią. Taki człowiek siadał w Anchorage do rozmów z graczem wagi ciężkiej, dysponującym głębokim zrozumieniem przeciwnika i jasno sprecyzowanymi celami.
Ten gest Trumpa to było już za wiele
Wśród wielu amerykańskich niezrozumień rosyjskiego sposobu uprawiania polityki jest i niezrozumienie tego prostego faktu, że każdy ślad dobrej woli lub sympatii ze strony adwersarza traktują oni jako słabość.
- PRZECZYTAJ: Węglarczyk: Trump i Putin dogadali się co do jednego — to oni zdecydują o losie Ukrainy [KOMENTARZ]
Takich słabości Trump okazał wiele jeszcze przed spotkaniem. Rozwinięcie czerwonego dywanu przez rosyjskim zbrodniarzem to już było zbyt wiele. Dodatkowo Putin kroczył w otoczeniu prestiżowych myśliwców F-22 Raptor, a na jego cześć przeleciał superbombowiec B-2 Spirit w eskorcie czterech myśliwców F-35. Trzykrotnie kamery zarejestrowały, jak Trump klaskał Putinowi podczas powitania. W zamieszczonym w mediach społecznościowych nagraniu z powitania Biały Dom wyciął te oklaski. Wszystko to za późno. Oklaski dla Putina obiegły i długo jeszcze będą obiegać rosyjskie media. A także światowe.
Spotkanie trwało dwie godziny i 50 minut i sądząc po oświadczeniach obu stron, nie przyniosło żadnych decydujących rozstrzygnięć. Putin, otrzymawszy głos, gładko wyspinował moskiewską propagandę.
"Wydarzenia w Ukrainie związane są z fundamentalnymi zagrożeniami dla naszego bezpieczeństwa. Wiele razy mówiłem, że naród ukraiński to naród bratni, co może wydawać się dziwne w obecnych okolicznościach. Więc wszystko to, co dzieje się, jest dla nas tragedią i wielkim bólem, dlatego jesteśmy szczerze zainteresowani, by skończyć z tą sytuacją" – te cyniczne słowa rosyjskiego lidera znowu przedstawiły agresora jako ofiarę. Niestety, wielu w nie uwierzy.
W porównaniu z tym Trump w swojej zaskakująco krótkiej wypowiedzi nie przekazał nic wartego skomentowania. Choć oszczędność w słowach może sugerować, że Rosjanie ograli go także na polu negocjacyjnym.
Polityka często musi być chłodna i pragmatyczna aż do bólu. Jednak zbyt często zapominamy, że powinna mieć także wymiar moralny, bo on przenosi się na całe społeczeństwa. W tym konkretnym przypadku nie dowiedzieliśmy się żadnych konkretów, bo takich nie przekazano. Dowiedzieliśmy się jednak wiele o uległości przedstawiciela największego zachodniego mocarstwa wobec wojennego zbrodniarza. I to było na wskroś demoralizujące. Czy rozwinąłby dywan przed Hitlerem, Stalinem, Pol Potem?
Takie znieważenie Ukraińców i wielu innych europejskich społeczeństw może mieć konsekwencje, jeśli chodzi o ich nastawienie do USA jako wiarygodnego partnera, nie tylko militarnego, ale i biznesowego, na czym Trumpowi tak zależy.
Gdy spotkanie na Alasce kończyło się, w Ukrainie rozległy się alarmy przeciwlotnicze. Nad krajem zidentyfikowano kolejną falę bojowych dronów Shahed. Wiele z nich znowu uderzy w cywilne cele, potwierdzając rosyjskie zbrodnie wojenne w Ukrainie. Przypadku w terminie tego uderzenia nie było. Podobne ataki odnotowano podczas poprzednich rozmów w różnych formatach.
Zachód bez głowy, Rosja z planem
Spotkanie w Alasce po raz kolejny dowiodło słabości Zachodu i to na wielu polach.
Po 11 latach wojny na Wschodzie i po trzech w wersji pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę Zachód wciąż nie sformułował strategii działania. Słynne już słowa Olafa Scholza z maja 2022 r., że "Rosja nie może wygrać, a Ukraina nie może przegrać" stały się symbolem niedecyzyjności Zachodu, które przez Moskwę są odczytywane tylko i wyłącznie w kategoriach słabości. Czy znamy jednak konkretne cele Zachodu w tej wojnie? Nie.
Dla odmiany Rosja od początku ma w tej wojnie jasny plan. Oto lista precyzyjnych i otwarcie komunikowanych życzeń Putina wobec Ukrainy:
- Zajęcie całego Donbasu i włączenia do terytorium Federacji Rosyjskiej wraz z innymi zajętymi już ukraińskimi ziemiami, a także uznanie tego aktu przez Zachód
- Zamknięcie przez Zachód Ukrainie drzwi do NATO, połączone ze zrzeczeniem się przez Kijów takich aspiracji, czyli sprowadzenie Ukrainy do statusu państwa neutralnego
- Ograniczenie potencjału militarnego i liczebności Sił Zbrojnych Ukrainy. Na różnych etapach negocjacji prezentowano różne żądania odnośnie do skali tego ograniczenia, ale w każdej wersji oznaczało to błyskawiczną porażkę Ukrainy wobec kolejnej inwazji Rosji
- Zaprzestanie dostaw broni do Ukrainy przez zachodnich sojuszników
- Przeprowadzenie w Ukrainie wyborów – w domyśle, odsunięcie od władzy prezydenta Zełenskiego na rzecz innego, sprzyjającego Rosji kandydata
- Formalna ochrona języka rosyjskiego w Ukrainie
- Do tego Rosja dorzuca bliżej niesprecyzowane, lecz odpowiednio obelżywe wobec Kijowa żądanie „denazyfikacji” Ukrainy
Nie mniej precyzyjna i otwarta jest lista życzeń Putina wobec USA:
- Zniesienie sankcji na Rosję
- Odmrożenie 200 mld euro z rosyjskich pieniędzy zamrożonych obecnie w Euroclear, międzynarodowej instytucji finansowej z siedzibą w Brukseli
- Normalizacja stosunków dyplomatycznych pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem, a w dalszej kolejności z innymi państwami Zachodu
- Normalizacja stosunków biznesowych według powyższego wzoru
- Wycofanie amerykańskich wojsk i infrastruktury z państw Europy Środkowej i Wschodniej
- Zakaz rozmieszczania amerykańskich rakiet średniego zasięgu w całej Europie
Oczywiście, jeśli ma się tak obszerny pakiet warunków, to jest też z czego ustępować. Co ma jednak negocjować Zachód, skoro nie przedstawia rosyjskiemu agresorowi żadnych skonkretyzowanych żądań? Jedyne, co postawieni przed dokonanym faktem wykluczenia z rozmów negocjacyjnych europejscy liderzy zdołali z siebie wydobyć, to niemożliwe do spełnienia "najpierw zawieszenie broni, potem negocjacje" i napompowane idealizmem "nic o Ukrainie bez Ukrainy".
Owszem, przed negocjacjami Trump z nimi pogadał, ale w Anchorage były realizowane jedynie interesy bezpośrednich uczestników rozmowy – Rosji i USA. Jakie interesy? Europa się o nich nie dowiedziała, ponieważ jej tam nie było.
Dodatkowym problemem jest wspomniana już nieznajomość realiów przez Donalda Trumpa połączona z jego obsesyjną, jak twierdzi wielu komentatorów, chęcią zdobycia pokojowej Nagrody Nobla.
Według dyplomatycznych źródeł naszego kolegi Kamila Dziubki na Alasce ludzie Putina mieli przygotować dla Trumpa prezentację na temat historii Rosji, z której wynikałoby, że Ukraina zawsze była częścią rosyjskiego imperium, więc odebranie temu krajowi jedynie wschodnich terytoriów byłoby wręcz ustępstwem ze strony Putina. Łatwo uwierzyć, że pozbawiony pojęcia o prawdziwej historii Rosji i Ukrainy Trump dał się nabrać na taką sztuczkę.
Strach przed Monachium, wypieranie Jałty
Coraz częściej w europejskim obiegu publicznym pojawiają się porównania obecnej sytuacji do konferencji w Monachium i Jałcie.
Dla przypomnienia, w 1938 r. w Monachium przywódcy Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch oddali Niemcom część terytorium Czechosłowacji ponad głowami przywódców tego państwa w ramach polityki appeasementu. Pół roku później Hitler złamał ustalenia konferencji, zajmując resztę Czech i Moraw. To dobitny przykład tego, jak polityka appeasementu zachęca agresorów do dalszej agresji, ponieważ jest niczym innym jak oznaką słabości.
Z kolei podczas konferencji w Jałcie w 1945 r. przywódcy Rosji, USA i Wielkiej Brytanii podzielili strefy wpływów mocarstw ponad głowami wszystkich innych, w tym Polaków, którzy na ponad cztery dekady trafili pod radziecki but.
Kiedy tylko w przestrzeni publicznej pojawiają się takie pytania, natychmiast pojawiają się eksperckie odpowiedzi, że takie porównania są przedwczesne, nadmierne, nieuprawnione. Zdaniem autorów tego komentarza to kolejny przejaw niezdecydowania i bojaźliwości Europy. Wszak spotkanie na Alasce odbyło się ponad naszymi głowami. Nie pierwsze takie w ostatnich miesiącach i zapewne nie ostatnie.
Rozmowy o losach świata, w tym nas samych, są prowadzone bez naszego udziału. W takiej sytuacji każde porównanie jest uprawnione.
Dziś w sekcji Premium
Do sekcji premium nasi dziennikarze wybierają pogłębione treści na istotne dla Polaków tematy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz