To było najtrudniejsze exposé Radosława Sikorskiego. Ekspert mówi o niepewności. "Minister to przyznał", 23.04.2025

 

To było najtrudniejsze exposé Radosława Sikorskiego. Ekspert mówi o niepewności. "Minister to przyznał"



— Otwarcie się na globalne Południe, czyli m.in. na Turcję, intelektualna próba polemiki z naczelnym ideologiem Kremla i wyraźne mrugnięcie do Chin — to niektóre z kluczowych punktów, które z przemówienia polskiego ministra spraw zagranicznych wynotował Radosław Pyffel. — Barwne wystąpienie — ocenia w rozmowie z Onetem ekspert ds. Chin, Azji i polityki międzynarodowej.

  • Pyffel zauważa, że Sikorski nie obiecał żadnej rewolucji w polskiej dyplomacji. — Minister dał do zrozumienia, że nie jest to czas na jakieś gwałtowne eksperymenty. A moment na uświadomienie sobie swojego niewielkiego pola manewru i sprawczości — mówi
  • Można próbować otwierać się na globalne Południe, ale czy mamy do tego kadry? Czy mamy koncepcje? Doświadczenia? Wszystko zweryfikuje rzeczywistość — komentuje analityk
  • Sikorski stwierdził, że Rosja spogląda na Zachód i szuka naszych słabości, ale jednocześnie ma duże wyzwanie u siebie na Wschodzie, właśnie jeśli chodzi o Chiny — zauważa ekspert ds. Chin, Azji i polityki międzynarodowej

W środę w Sejmie miało miejsce wystąpienie szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Minister przedstawił informację o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w 2025 r. Już w pierwszych zdaniach przyciągnął uwagę wszystkich. — To najtrudniejsze z moich wystąpień. Sytuacja międzynarodowa jest najtrudniejsza od dekad — rozpoczął Sikorski, który później mówił m.in. o polskich sojuszach, sytuacji w Ukrainie i rosyjskim imperializmie.

Wystąpienie szefa MSZ komentuje dla Onetu ekspert ds. Chin, Azji i polityki międzynarodowej, Radosław Pyffel.

— To było ciekawe, barwne wystąpienie. Widać zdolności publicystyczne i dziennikarskie naszego szefa dyplomacji — zaczyna.

Pyffel uważa, że minister Sikorski przedstawił "trafną ocenę tego, jak wygląda dzisiaj światowy ekosystem, który jest rozchwiany". — Jest duży obszar niepewności i trudno przesądzać, w którą stronę to wszystko pójdzie. Minister to właśnie przyznał — mówi.

Polska dyplomacja. Bez rewolucji, ale są nowe wątki

W swoim wystąpieniu Sikorski powiedział, że "świat staje się coraz mniej przewidywalny". Wyliczał wojny, zmiany w międzynarodowym układzie siły oraz globalne kryzysy gospodarcze i polityczne.

Pyffel zauważa, że Sikorski nie obiecał żadnej rewolucji w polskiej dyplomacji. — Minister dał do zrozumienia, że w tym chaotycznym, niepewnym otoczeniu międzynarodowym trzeba stawiać na to samo, co w ostatnich 30 latach. I że nie jest to czas na jakieś gwałtowne eksperymenty w dyplomacji. A moment na uświadomienie sobie swojego niewielkiego pola manewru i sprawczości, zwłaszcza w tych czasach chaosu — komentuje.

Analityk jest przekonany, że w wystąpieniu Sikorskiego pojawił się jeden wątek, który wcześniej w polskiej dyplomacji nie był tak silnie akcentowany. — To jest ten akcent otwarcia się na globalne Południe, jako priorytet numer cztery. Nie przypominam sobie wcześniej takiej sytuacji. Otwarcie na globalne Południe to m.in. otwarcie się na Turcję, ale i świat pozaeuropejski — wyjaśnia.

— Moim zdaniem jest to pójście za przykładem Ukrainy, która pokazała bardzo ciekawą politykę w krajach globalnego Południa. I dobrze, że Polska bierze z tego przykład. Natomiast trzeba pamiętać, że w ostatnich 30 latach Polska z takiej polityki się wycofywała. Sam minister Sikorski nigdy nie był wielkim zwolennikiem otwarcia na kraje pozaeuropejskie, a więc redukował tam naszą obecność. Teraz globalne Południe zdaje się być jednym z priorytetów polskiej polityki — ocenia rozmówca Onetu.

Sikorski rzuca rękawicę Duginowi. "Była w tym jakaś głębia"

— Wszystko oczywiście pokaże praktyka. Można próbować otwierać się na globalne Południe, ale czy mamy do tego kadry? Czy mamy koncepcje? Doświadczenia? Wszystko zweryfikuje rzeczywistość — dopowiada.

Pyffel zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. — W przemówieniu Sikorskiego zauważyłem próbę intelektualnej polemiki z Duginem (Aleksandrem, naczelnym ideologiem Kremla — red.). Wydaje mi się, że to nie sprowadzało się tylko do jakichś okrzyków pod adresem rosyjskiego imperializmu, ale miało w sobie jakąś głębię i było takim zaczątkiem jakiejś polemiki intelektualnej właśnie z Duginem czy Rosją. To nie była populistyczna zagrywka na zasadzie prostych haseł i okrzyków pod adresem Putina, by zyskać w sondażach. Była w tym jakaś głębia i odniesienie się do rosyjskich koncepcji geopolitycznych. To zwróciło moją uwagę.

Sikorski w swym wystąpieniu nawiązywał do Aleksandra Dugina, który już przed laty twierdził, że na eurazjatyckim kontynencie dla Polski miejsca nie ma. — Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej postaci. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy — przekonywał szef polskiego MSZ.

Chiński wątek

Ostatni fragment wystąpienia Sikorskiego, który rzucił się w oczy Pyffelowi, dotyczył odniesienia do Chin. Chodzi o moment, w którym Sikorski celowo użył chińskiej nazwy (Chaszenwaj) określającej rosyjskie miasto Władywostok. — Nigdy więcej nie będziecie tu rządzić. Ani w Kijowie, ani w Wilnie, ani w Rydze, ani w Tallinie, ani w Kiszyniowie; zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj (Władywostok) — ostrzegał Rosjan Sikorski.

Pyffel puentuje: — Sikorski stwierdził, że Rosja spogląda na Zachód i szuka naszych słabości, ale jednocześnie ma duże wyzwanie u siebie na Wschodzie, właśnie jeśli chodzi o Chiny. Moim zdaniem, to było takie swoiste mrugnięcie okiem trochę w kierunku Chin.

onet

— Zamiast fantazjować o podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj – mówił zwracając się do Rosjan szef polskiego MSZ. Te rozwścieczą Putina i połechczą mile Xi Jipinga. Radosław Sikorski to polska broń masowego rażenia.

Sikorski znany jest z celnych ripost i błyskotliwych prowokacji. W sejmowym exposé na temat polityki zagranicznejodniósł się do epizodu, który ponad dwa lata temu wywoływał spore emocje wśród komentatorów i mocno zranił dumę rosyjskich nacjonalistów. Otóż w marcu 2023 r. chińskie Ministerstwo Zasobów Naturalnych wydało nowe wytyczne dotyczące map. Na jego mocy w ośmiu miejscach wzdłuż granicy rosyjsko-chińskiej do rosyjskich nazw geograficznych dodano stare nazwy chińskie. W ten sposób Władywostok stał się na chińskich mapach Chajszenwajem...

Sikorski nie po raz pierwszy odwołał się do historii burzliwych relacji między Chinami a Rosją, które dziś złączone są nieświętym przymierzem wymierzonym w Zachód. We wrześniu 2023 roku jeszcze jako europoseł pisał: "Rosja uzyskała kontrolę nad zatoką, na której zbudowała ten port [Władywostok – red.] i nad resztą Przyamurza w 1860 r. podczas drugiej wojny opiumowej, grożąc podpaleniem Pekinu, jeśli jej żądania terytorialne nie zostaną spełnione. Dziś Xi Jinping może dojść do wniosku, że chiński honor można łatwiej przywrócić – i zapewnić sobie miejsce w historii – odzyskując prowincję utraconą 160 lat temu na rzecz Rosji, niż ryzykując wojnę światową z Amerykanami o Tajwan."

Tegoroczne exposé przejdzie do historii nie tylko z powodu wtrętu o Władywostoku-Chajszenwaju. — To było najtrudniejsze z moich dotychczasowych wystąpień – mówił w Sejmie sam Sikorski. W pełni zgadzam się z tą oceną. Co więcej, uważam, że było to najlepsze tego typu jego wystąpienie, a wygłosił ich już dziewięć. I chyba najmocniejsze exposé szefa polskiej dyplomacji od 1989 roku, a na pewno najbardziej antyrosyjskie.

Mówiąc imperialnych zapędach Rosji, Sikorski nawiązywał do wypowiedzi Aleksandra Dugina. Ów uznawany za głównego ideologa Putina Wielkorus pisał, że na eurazjatyckim kontynencie nie ma miejsca dla Polski. — Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej postaci. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy – parafrazował Dugina Sikorski. Zaraz potem padły chyba najmocniejsze słowa całego wystąpienia. — Dla mocodawców pana Dugina mam wiadomość: nigdy więcej nie będziecie tu rządzić. Ani w Kijowie, ani w Wilnie, ani w Rydze, ani w Talinie, ani w Kiszyniowie. Mało macie ziemi? Jedenaście stref czasowych i wciąż wam mało? Zajmijcie się lepszym rządzeniem tym, co zgodnie z prawem międzynarodowym leży w obrębie waszych granic. Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj — mówił minister.

Sikorski podkreślał, że Moskwa musi ponieść odpowiedzialność – i to zarówno prawną, jaki i finansową — za zbrodnie wojenne oraz zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione na Ukrainie. Zdaniem ministra od tego, czym skończy się wojna z Rosją zależeć będzie poziom bezpieczeństwa naszego regionu na lata. — Przesądzi o tym, czy na przykład Białoruś ostatecznie pogrąży się w "ruskim mirze", czy zdoła ochronić resztki niezależności. Będzie stanowić punkt odniesienia dla europejskich aspiracji Mołdawii, Gruzji i Armenii – mówił. Szefa polskiego MSZ podkreślał, że "rosyjski imperializm jest naszym wrogiem" i że w związku z tym nie przewiduje zmiany kursu wobec Rosji. — To jest nasza dzisiejsza polityka wobec reżimu Putina. Innej nie będzie — dodał.

Polska jest średniej wielkości krajem w Europie, który owszem wydaje dwa razy więcej na obronność niż kilku innych sojuszników z NATO, ale do potęgi, nawet w skali Europy, nam wciąż daleko. A jednak kiedy w sprawach międzynarodowych głos zabiera Sikorski, słucha go z uwagą cały świat tak, jakby przemawiał przedstawiciel mocarstwa. Ten fenomen widzieliśmy już to nie raz – na forum ONZ, gdzie dosłownie rozjechał ambasadora Rosji. Na platformie X, gdzie ripostował błyskotliwie Elonowi Muskowi. W stolicach państw sojuszniczych jak choćby w 2011 Berlinie, co do dziś wspominają dyplomaci w krajach UE. Do tego historycznego wystąpienia minister spraw zagranicznych zresztą nawiązał. — Gdy w 2011 roku, u szczytu kryzysu strefy euro, powiedziałem, że bardziej obawiam się niemieckiej bezczynności niż niemieckiej siły, w tej Izbie głosowano wniosek o odwołanie mnie. Dzisiaj też słychać insynuacje, jakoby polski rząd reprezentował obce interesy. Opozycjo, powagi! Dziś powtórzyłbym to samo, tylko bardziej dosadnie: tak długo jak Niemcy są w UE i NATO, bardziej obawiam się niemieckiej awersji do zbrojeń niż niemieckiej armii — mówił.

Cytowanie samego siebie to słabość dyktatorów i przywilej osobistości wielkiego formatu. Choć prezydent Duda i opozycja zarzuciła Sikorskiemu upartyjnienie expose, szef MSZ przemawiał jak mąż stanu. Kreśląc wizję polskiej polityki zagranicznej dał świetny wykład na temat skomplikowanej sytuacji geopolitycznej. Mówił do Polaków, ale zwracał się sojuszników z UE i NATO i do Ukraińców ("Ukraina bohatersko się broni, więc nie ma powodu do kapitulacji", "stawką tej wojny jest, aby to Ukraina mogła określić, co jest w jej interesie, na jakie kompromisy może się zgodzić i jakie obce wojska chce ewentualnie mieć na swoim terytorium"). Polemizował też z powtarzanymi przez polityków PiS i Konfederację tezami o ograniczeniu suwerenności Polski przez pozostawanie w UE. — Otoczenie międzynarodowe jest mniej przewidywalne niż 20 lat temu, ale Polska jest silniejsza. Jesteśmy silniejsi sojuszem NATO i członkostwem w Unii Europejskiej. Powtórzmy to: członkostwo w tych organizacjach nie ogranicza polskiej suwerenności, ale pomaga suwerenności bronić" – mówił. Przekonywał, że "dopóki NATO jest efektywnym sojuszem, Rosja z nami nie wygra — podkreślał.

Szef MSZ mówił sporo o zagrożeniach. — W europejskiej debacie o polityce zagranicznej regularnie pada diagnoza końca pokojowej dywidendy, z której, z pożytkiem dla Polski, korzystaliśmy przez ostatnie dekady. Nowy rewizjonizm i stary appeasement prowadzą do podważania porządku międzynarodowego opartego na prawie, stanowiącego dla Polski podstawę rozwoju. Rodzą się pytania o trwałość fundamentów naszego bezpieczeństwa, czyli wspólnoty europejskiej oraz współpracy transatlantyckiej. Dla Polski największym zagrożeniem byłby rozpad wspólnoty Zachodu. Dlatego nie stać nas na złudzenia ani bezczynność. Nie stać nas na osamotnienie. Zabiegamy o wiarygodność sojuszy, chcemy i potrafimy być ich architektami — przekonywał.

Nakreślił też cztery największe wyzwania stojące przed Polską. — Po pierwsze jest to wzmocnienie zdolności obronnych przede wszystkim państw europejskich, ale także UE i przejęcie przez Europę większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo jej najbliższego otoczenia. Po drugie, utrzymanie jedności i współpracy transatlantyckiej, w tym bliskiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. W naszych kontaktach z administracją amerykańską konsekwentnie przedstawiamy argumenty wskazujące na korzyści płynące dla Waszyngtonu z utrzymania silnej obecności w Europie, a w szczególności w Polsce. Po trzecie, obrona porządku globalnego opartego na poszanowaniu karty Narodów Zjednoczonych. Po czwarte, konstruktywne zaangażowanie Polski w dialog z państwami tak zwanego Globalnego Południa, uwzględniający ich podmiotowość i zróżnicowane interesy — wyliczał.

Sikorski — podobnie jak wcześniej premier Donald Tusk — powiedział, że polscy żołnierze nie wezmą udziału w ewentualnej misji pokojowej w Ukrainie, ale Polska zapewni jej wsparcie logistyczne. Odnosząc się do odwołanych niespodziewanie negocjacji pokojowych w Londynie, przedstawił polskie stanowisko w tej sprawie. — Naszym celem nie powinno być kruche zawieszenie broni, ale trwały i sprawiedliwy pokój zgodny z zasadami Karty Narodów Zjednoczonych. Musi to być "peace through strength" — pokój przez siłę — bo tylko taki Rosja uszanuje. Umowa z Kremlem będzie trwała wyłącznie tak długo, jak długo rosyjska elita będzie się obawiała się konsekwencji jej złamania — mówił Sikorski.

Newsweek

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz