Triumf Putina na Alasce. Dzięki przebiegłej zagrywce osiągnął dokładnie to, na czym mu zależało [OPINIA]
Przed spotkaniem na Alasce wielu zachodnich przywódców bało się, że Władimir Putin przechytrzy Donalda Trumpa i uzyska od niego daleko idące ustępstwa w kwestii Ukrainy. Chociaż oficjalnie tak się nie stało, rosyjski przywódca ma powody, by być zadowolonym ze spotkania. To on zyskał na nim bowiem najwięcej. Amerykańscy specjaliści, jak Fiona Hill czy Michael Carpenter, mówią wprost – spotkanie na Alasce było błędem.
Można to nazwać zachowaniem starych kumpli.
Od momentu, gdy Donald Trump i Władimir Putin wysiedli z samolotów na bazie lotniczej z czasów zimnej wojny pod Anchorage na Alasce, ich publiczne interakcje były wyjątkowo przyjazne. Prezydent USA oklaskiwał rosyjskiego przywódcę, obaj wymienili uśmiechy, poklepali się po ramieniu i prowadzili ożywioną, ale wyraźnie przyjacielską rozmowę na czerwonym dywanie.
Potem, po przelocie amerykańskich samolotów wojskowych, Putin wziął udział w zaskakującym wydarzeniu, które złamało protokół. Wsiadł do "Bestii" – oficjalnego samochodu prezydenta Stanów Zjednoczonych – aby wspólnie z nim udać się na ważne spotkanie na szczycie.
Rosyjski przywódca wydawał się zachwycony. I miał ku temu powody.
W okresie poprzedzającym szczyt pojawiło się wiele niepokojących prognoz ze strony urzędników, dyplomatów i ekspertów. Obawiali się oni, że przebiegły były funkcjonariusz KGB przechytrzy Trumpa, co pozwoli mu poczynić ogromne postępy w realizacji jego celu, jakim jest podporządkowanie Ukrainy i przywrócenie jej statusu wasala Rosji, a także rozbicie i tak już kruchego sojuszu zachodniego poprzez skłócenie USA z Kijowem i jego europejskimi sojusznikami.
Chociaż tak się nie stało i Ukraina nie została sprzedana, Putin nadal wydaje się być stroną, która na tym spotkaniu zyskała najwięcej. Przede wszystkim udało mu się doprowadzić do tego spotkania, mimo że Międzynarodowy Trybunał Karny wydał na niego nakaz aresztowania za zbrodnie wojenne. Został powitany na amerykańskiej ziemi jako przyjaciel, a nie przywódca państwa pariasa, które najechało suwerennego sąsiada.
Wszystko to osiągnął bez żadnych poważnych ustępstw, w tym choćby zawieszenia broni. I opuścił Anchorage bez zobowiązania się do rozejmu, mimo że Trump podczas wspólnej konferencji prasowej powiedział, że jego rosyjski odpowiednik jest zainteresowany ratowaniem tysięcy istnień ludzkich. Najwyraźniej nie aż tak bardzo.
Cel Putina: wskrzesić imperium
Długo oczekiwany i pospiesznie zorganizowany szczyt na Alasce prawdopodobnie nie będzie przypominał konferencji w Jałcie, podczas której Józef Stalin namówił – niektórzy powiedzieliby, że zmusił – chorego fizycznie i wyczerpanego psychicznie Franklina Roosevelta oraz narzekającego Winstona Churchilla do podziału Europy na strefę wpływów Zachodu i Związku Radzieckiego.
Nie miał to być również przełomowy szczyt, jak ten w Rejkjawiku, gdzie w 1986 r. Ronald Reagan i Michaił Gorbaczow położyli podwaliny pod przyszłą kontrolę zbrojeń nuklearnych, przyczyniając się do ocieplenia stosunków w okresie zimnej wojny. Gorbaczow próbował doprowadzić do łagodnego rozpadu Związku Radzieckiego — Putin jest zdecydowany wskrzesić imperium.
Według doświadczonych obserwatorów, od Fiony Hill, byłej doradczyni Trumpa ds. Rosji, po Michaela Carpentera, byłego starszego dyrektora ds. Europy w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego za prezydentury Joego Bidena, spotkanie na Alasce było błędem.
— Szczyt nadał mu legitymizację na arenie międzynarodowej – powiedział Carpenter.
I to nie tylko na arenie międzynarodowej. Kreml i rosyjskie media państwowe przedstawiają szczyt jako spotkanie dotyczące nie tyle Ukrainy, ile Putina i Trumpa — przywódców wielkich mocarstw, którzy spotkali się, by zdecydować o przyszłości świata. Przed szczytem Putin uzyskał również poparcie USA dla swojego pomysłu wymiany terytoriów Ukrainy za pokój, co znacznie pogorszyło sytuację Kijowa.
W swoim wystąpieniu na konferencji prasowej Putin nie szczędził pochwał dla Trumpa za jego wysiłki na rzecz zakończenia wojny. Rosyjski przywódca jest na tyle sprytny, by wiedzieć, że oklaski i pochwały zawsze dobrze się sprawdzają w przypadku prezydenta USA. Zełenski nie zastosował tej zagrywki podczas niesławnego spotkania w Gabinecie Owalnym na początku tego roku.
Nic jednak nie wskazuje na to, by Putin był gotowy porzucić swój główny cel, jakim jest przejęcie kontroli nad Ukrainą, państwem, które jego zdaniem nie powinno w ogóle istnieć.
Przerzucenie odpowiedzialności
Stało się to jasne, gdy po raz kolejny mówił o wyeliminowaniu "głównych przyczyn" wojny i odniósł się do "fundamentalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa [Rosji]". W żargonie Kremla oznacza to zrzucenie odpowiedzialności za wybuch wojny na NATO i Europę.
— Zawsze uważaliśmy Ukrainę za bratni naród – ubolewał. Innymi słowy, naród, który jest częścią rosyjskiej wizji świata Putina.
Jego celem podczas szczytu na Alasce było bez wątpienia uniknięcie gniewu Trumpa, niedopuszczenie do nałożenia przez Zachód kolejnych sankcji na Rosję lub jej sojuszników oraz kontynuowanie dotychczasowej polityki.
Prezydent Rosji próbował przedstawić siebie jako konstruktywnego partnera na rzecz pokoju, wyrażając nadzieję, że inni nie będą próbować rzucać kłód pod nogi, aby powstrzymać postępy w kierunku zakończenia wojny.
Według niezależnego serwisu informacyjnego Meduza Kreml polecił rosyjskim mediom, aby w relacjach ze szczytu podkreślały tę narrację. Wytyczne przesłane dziennikarzom państwowym mówią, że powinni oni akcentować rolę Putina w "wyznaczaniu agendy" stosunków amerykańsko-rosyjskich oraz przedstawiać Ukrainę jako nierozsądną i niechętną do negocjacji.
Wszystko to oznacza, że Putin nie spieszy się z zakończeniem wojny – to mogłoby to zagrozić jego reżimowi. Odejście od gospodarki wojennej zwiększyłoby bowiem ryzyko wybuchu niebezpiecznych walk wewnętrznych na tle społeczno-politycznym.
Przedłużanie wojny stanowi dodatkowe obciążenie — ale dla krajów europejskich i Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz