"Trump nie zrozumiał". Ukraiński deputowany ostro o relacjach prezydenta USA z Putinem
— Donald Trump nie dojrzał jeszcze do świadomości, że Rosja stanowi zagrożenie również dla Stanów Zjednoczonych. Nie zrozumiał, że Putin prowadzi wojnę nie tylko przeciwko Ukrainie, ale także przeciwko Zachodowi, aby pozbawić USA pozycji lidera — mówi w rozmowie z Onetem deputowany Ukrainy Ołeksandr Mereżko. Polityk podczas wywiadu ocenił także ostatnie wypowiedzi prezydenta USA i szanse na spotkanie przywódców Rosji i Ukrainy.
13 września 2025
Mariia Tsiptsiura, Onet: Porozmawiajmy o stosunkach ukraińsko-amerykańskich. Wszyscy czytaliśmy nowe wypowiedzi prezydenta USA. Nie chciałabym jednak omawiać konkretnych tez, których jest już mnóstwo, ale sytuację, w której się obecnie znajdujemy. Czy pana zdaniem Donald Trump przerwał próby przeprowadzania negocjacji?
Ołeksandr Mereżko: Ostrzał Ukrainy trwa codziennie. To niepokojące, a ze strony Donalda Trumpa nie widzimy ani poważnych deklaracji, ani realnych działań. Jego rzeczniczka prasowa wystosowała jedno oświadczenie podczas jednego z zakrojonych na szeroką skalę ostrzałów — i to wszystko. Wygląda na to, że Trump widzi, jak Putin otwarcie się z niego naśmiewa, kontynuuje ataki i popełnia zbrodnie.
- Zobacz także: Ukraiński ekspert: bez adekwatnej reakcji NATO, Putin może wysyłać do Polski po 10 dronów dziennie
Dyktator Rosji w ten sposób "odpowiada" na propozycje Trumpa. A prezydent USA nic nie robi, chociaż obiecał wprowadzić poważne sankcje. Trzeba patrzeć nie na słowa, ale na działania. Widzimy działania Putina: nadal bombarduje obiekty cywilne i zabija ludzi. Ze strony Trumpa nie ma żadnych działań. Po raz kolejny mówi o terminie i poważnych konsekwencjach. Poza tym nic się nie dzieje.
Czego możemy się dalej spodziewać po Trumpie? Czy mogą zostać wprowadzone poważne konsekwencje, o których prezydent USA ponownie wspomniał?
Nie tracę jeszcze nadziei. Z jednej strony Trump nie dotrzymuje obietnic, a z drugiej nie mamy prawa odmawiać dialogu z nim. Nie mamy innego prezydenta USA. Musimy więc nadal rozmawiać, przekonywać i pracować nad tym. Zresztą sondaże pokazują, że większość Amerykanów popiera Ukrainę. W Kongresie również panuje raczej proukraińska atmosfera, nawet wśród Republikanów. To wygląda dobrze, ale nie widzimy jednak konkretnych działań ze strony Trumpa.
Czy można powiedzieć, że wokół Trumpa toczy się wewnętrzna walka? I czy ta walka może zakończyć się jakimś działaniem?
Walka toczy się zarówno w otoczeniu Trumpa, jak i w samej świadomości. Nie wie, jak zareagować. Mówi, że "nie jest zadowolony" z Putina, ale nie decyduje się na realizację obietnic. Wokół niego są ludzie, którzy próbują poprowadzić go we właściwym kierunku — na przykład Keith Kellogg czy Marco Rubio. Są też tacy, którzy pozostają pod wpływem rosyjskich narracji, czyli np. Steve Witkoff. Trwa walka. Trump nie wie, co robić, ale są też pozytywne aspekty.
"Putin odrzucił propozycje Trumpa. Drwi z niego"
Jakie?
Oświadczył, że USA będą wspierać Europejczyków w zakresie gwarancji bezpieczeństwa. To postęp. Kolejnym plusem jest to, że Trump nie wycofuje się z negocjacji. Głównym problemem jest brak konsekwencji i jasnego stanowiska. Raz robi krok do przodu, raz krok do tyłu. Raz porównuje agresję Rosji do dziecięcej bójki, a raz mówi, że wszyscy są winni. To nie jest klarowne stanowisko.
Spójrzmy na oświadczenie kanclerza Niemiec: powiedział wprost, że Putin jest zbrodniarzem wojennym i należy go tak traktować. Donald Trump również powinien nazywać rzeczy po imieniu. Byłoby bardzo dobrze, gdyby nie miał złudzeń co do Putina. W końcu Putin bezczelnie i cynicznie odrzucił wszystkie propozycje Trumpa i drwi z niego, nadal zabijając ludność cywilną. Trump powinien wykazać się stanowczością i uznać, że Putin nie jest osobą zdolną do zawierania umów.
Czy myśli pan, że Trump jest do tego zdolny?
Szukam "ostrożnego optymizmu". Jest mała nadzieja. W historii Stanów Zjednoczonych zdarzało się już, że prezydenci początkowo nie chcieli angażować się w wojny europejskie, a potem zdawali sobie sprawę z rozmiarów zagrożenia. USA zajmowały zachowawcze stanowisko na początku pierwszej i drugiej wojny światowej. Amerykańskie społeczeństwo nie chciało walczyć. Uważali, że to wojna Europy, ale w obu przypadkach chodziło o geopolityczne interesy USA. Rozumiejąc, że stawką jest bezpieczeństwo świata, podjęli decyzję i wzięli udział w wojnie. Niemcy próbowały wówczas ustanowić hegemonię. Teraz próbuje to zrobić Rosja. Nie mają planu zniszczenia Ukrainy, tylko chcą wykorzystać zasoby, terytorium i strategiczne położenie w Europie, aby osiągnąć swój cel. To samo, co kiedyś nazistowskie Niemcy.
Trump nie dojrzał jeszcze do świadomości, że Rosja stanowi zagrożenie również dla Stanów Zjednoczonych. Nie zrozumiał także, że Putin prowadzi wojnę nie tylko przeciwko Ukrainie, ale także przeciwko Zachodowi, aby pozbawić USA pozycji lidera. Czasem odnoszę wrażenie, że powoli zaczyna to rozumieć, ponieważ mówi o koalicji autorytarnych krajów, czyli Rosji, Chin i Korei Północnej, które rzucają wyzwanie światowemu porządkowi, w którym USA zajmują wiodącą pozycję. Pytanie, jednak kiedy Trump w pełni przyjmie to do świadomości i jakie będą jego działania. Sytuacja powoli się zmienia i jest bardzo niestabilna.
"Musimy przekonać Trumpa do wywarcia presji na Putina"
Jak w takich warunkach Ukraina powinna postępować w stosunkach z USA? I na czyją stronę przechyla się szala? Widzieliśmy zarówno podczas szczytu na Alasce, jak i po nim, że wszyscy próbują przeciągnąć Trumpa na swoją stronę. Po czyjej stronie jest teraz?
To kluczowa kwestia. Zarówno my, jak i Europejczycy próbujemy przeciągnąć Trumpa na właściwą stronę historii. To bardzo trudne i skomplikowane. Najważniejsza jest jedność i solidarność z europejskimi partnerami. Kiedy przywódcy Europy przyjeżdżają do Waszyngtonu, Trump na kilka dni zaczyna podążać we właściwym kierunku. Potem znów następuje wycofanie. Należy to powtarzać. Mamy teraz dwa zadania: całkowite i bezwarunkowe zawieszenie broni oraz zapewnienie gwarancji bezpieczeństwa. I być może negocjacje w sprawie rozejmu. To jest właściwie plan Trumpa. Obiecał, że jeśli Rosja nie zgodzi się na to nie zgodzi, zostaną nałożone sankcje. Dlatego teraz ważne jest, aby przekonać Trumpa do wywarcia presji na Putina.
Jak ocenia pan prawdopodobieństwo spotkania Trumpa, Putina i Zełenskiego?
Dwustronne spotkanie Zełenskiego z Putinem jest obecnie nierealne, co zresztą rozumie Trump. Prawdopodobieństwo spotkania trójstronnego jest większe, ale nie więcej niż 50 na 50. Putinowi wygodnie jest pokazywać się na równi ze Stanami Zjednoczonymi, więc format z Trumpem mu odpowiada. Putin chce rozwiązywać kwestie Ukrainy z USA bez oficjalnego udziału Kijowa. Za naszymi plecami. Putin nie jest zainteresowany spotkaniem dwustronnym, za to bardzo podobało mu się to, co wydarzyło się na Alasce.
Trójstronne spotkanie jest możliwe tylko wtedy, gdy Trump wywrze presję na Putina. Uważam jednak, że lepiej jest stworzyć format czterostronny — z Europą. Ponieważ UE udziela pomocy porównywalnej z amerykańską, a czasem nawet większej. I jeszcze jedno: Trump się waha, jego stanowisko jest niepewne. Europejczycy mogą zrównoważyć ten proces i stać się gwarantem, że Putin nie zacznie dominować. W takim formacie widzę Wielką Brytanię, Niemcy, Francję, Polskę, kraje bałtyckie. To partnerzy, którzy naprawdę nas wspierają. Potrzebujemy liderów Europy do pomocy Ukrainie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz